przepowiednie Apacza - Notatnik.pdf

(121 KB) Pobierz
przepowiednie Apacza - Notatnik
przepowiednie Apacza
Noc czerwonego nieba - przepowiednie Apacza
Niedziela, 30 Listopad 2008 23:54
Skradający się Wilk, mędrzec-pustelnik z plemienia Apaczów przekazał Tomowi Brownowi
wiele trafnych proroctw, z których cztery najważniejsze odnoszą się do końca rodzaju
ludzkiego. Jak mówił indiański jasnowidz, jeszcze możemy zmienić przyszłość, choć kiedy
wypełni się trzecie proroctwo, nie będzie już nadziei na ratunek planety. Czy Dziadek (jak
go również nazywano) miał rację i czy jesteśmy świadkami spełniających się
przepowiedni?
Nexus
Wielu ludzi potrafi przewidywać przyszłość, ale niewielu jest w stanie określić czasowe
ramy swych wizji. „Dziadek”, a w rzeczywistości Skradający się Wilk był pustelnikiem z
plemienia Apaczów, który dorastał w świecie pozbawionym białych ludzi. Wiele z jego
przepowiedni sprawdziło się nie tylko, co do ich treści, ale także zapowiadanego czasu.
Tom Brown, Jr od czasu swego pierwszego spotkania z Dziadkiem w wieku 7 lat nauczył
się wiele. Nauka ta trwała przez wiele lat. Skradający się Wilk był w rzeczywistości
prawdziwym dziadkiem najlepszego przyjaciela Toma, Ricka. Artykuł ten to fragment
książki Toma Browna pt. „The Quest" mówiący o przepowiedniach Dziadka dla ludzkości.
NOC CZTERECH PROROCTW
Patrząc w przeszłość uświadamiam sobie, że proroctwa Dziadka, jak nic innego, miały
wpływ na moje życie. Ich zadaniem w tamtym czasie nie było tylko to, aby mnie straszyć,
ale też by zmusić do refleksji. Całe spotęgowane przerażenie spadło na mnie dopiero
wtedy, kiedy jego przepowiednie zaczęły się wypełniać.
Przepowiednie Dziadka miały większą sprawdzalność niż wizje innych jasnowidzów,
proroków czy religijnych przywódców, z jakimi się spotkałem. Ponadto stawały się one
rzeczywistością dokładnie w tym samym czasie, który on wskazał. Z tego powodu przez
całe życie odczuwałem ich ciężar.
Dziadek przewidywał przyszłość z wielką trafnością. Mógł powiedzieć nam nie tylko o tym,
co stanie się w następnej chwili, dniu, tygodniu czy roku, ale także o wydarzeniach, które
będą mieć miejsce w następnych dekadach i wiekach. Już wcześnie zacząłem spisywać
dokładnie jego przepowiednie razem z poradami na temat sztuki przetrwania, tropienia
zwierzyny oraz rozmyślaniami o Duchu. Dziadek przewidział też wiele rzeczy w mym życiu
osobistym. Wraz z listą mniejszych przepowiedni istnieje także lista 103 większych, z
których do dziś, aż 65 stało się rzeczywistością nie tylko w zapowiedzianym czasie i
miejscu, ale i w wyznaczonej przez niego kolejności.
Dziadek mówi, iż nie ma jednej przyszłości – jest ich wiele. „Teraz” jest jak dłoń, zaś każdy
palec to jedna z możliwych „przyszłości”, wśród których jedna góruje nad resztą i ustala
Strona 1
przepowiednie Apacza
kurs tego, w czym wszystkim nam przychodzi żyć. Z tego też powodu jego przepowiednie
odnoszą się do „możliwej przyszłości”.
- Jeśli człowiek dokonywałby właściwych wyborów, mógłby znacznie zmienić kurs
możliwej przyszłości – mówił. Nikt spośród ludzi nie powinien się czuć bezużyteczny, nic
nie znaczący, gdyż nawet jeden człowiek może zmienić świadomość ludzkiego rodzaju
przez kierującego wszystkimi rzeczami Ducha. Mówiąc krótko, jedna myśl wpływa na
drugą i jeszcze następną, dopóki myśl nie manifestuje. To ta sama myśl, jednaka siła,
która powoduje, że całe stado ptaków zmienia w locie swój kurs, gdyż posiada wówczas
jeden rozum.
Wśród większych i mniejszych proroctw danych przez Dziadka, istnieją cztery, które
górują nad pozostałymi. Czwórka ta mówi o zniszczeniu człowieka i życia na planecie w
takiej formie, jaką znamy. Dziadek mówił jednak, iż wciąż mamy możliwość zmiany wielu
rzeczy, ponieważ wypełniły się dopiero dwa z nich. Po trzecim nie będzie już odwrotu.
Tom Brown Junior - amerykański tropiciel, pisarz i właściciel szkoły przetrwania. Swą
wiedzę zdobyć miał od legendarnego Apacza zwanego Skradającym się Wilkiem.
Dwa z tych proroctw już się wypełniły. Żyjemy w niebezpiecznych czasach. Szerzy się
destrukcja, a jedynym sposobem, aby umknąć przed nieuniknioną przyszłością jest ciężka
praca w kierunku zmian. To, co czuje teraz, jest bezpośrednim skutkiem wypełnienia się
drugiego z proroctw. Z tego powodu uczę, czasem desperacko, i wciąż mam w głowie to,
że nasz czas ucieka szybko.
Powinienem był pracować ciężej już wcześniej, ale poruszyło mnie dopiero głębokie
przesłanie Apacza. Powinienem być świadomym, iż przepowiedziane rzeczy staną się
pewnego dnia rzeczywistością, ponieważ mniejsze z proroctw spełniały się z dnia na
dzień.
Dokładnie przepowiedział śmierć Ricka [swego prawdziwego wnuka] na białym koniu.
Przewidział, iż założę szkołę, będę pisać książki, założę rodzinę, a nawet popełnię wiele
błędów w czasie przyzwyczajania się do życia w społeczeństwie.
Ponieważ wszystko, co mi dotąd powiedział sprawdziło się nie wierzę, aby główne
proroctwa dotyczące zniszczenia rodzaju ludzkiego miały być chybione, choć świadomość
ta boli.
Pamiętam bardzo dobrze „noc czterech proroctw”, jak ją nazwałem, kiedy Dziadek po raz
pierwszy powiedział nam o niej. Przebywaliśmy wówczas z nim od 5 lat i przyzwyczajeni
byliśmy do jego przepowiedni.
Nasza zdolność do zrozumienia świata duchowego była tak rozwinięta, jak nasza
zdolność do przeżycia i tropienia. To, co dla wielu innych było określane jako
„paranormalne”, nas nie dziwiło, ponieważ cuda były częścią codziennego życia. Sam
Dziadek był żyjącym cudem, a wiele z rzeczy, które dokonywał co dnia mogłoby zostać
uznane przez osoby postronne za cudowne. Mimo, iż byliśmy przygotowani duchowo, noc
czterech proroctw przeraziła nas jak nic wcześniej nie było w stanie.
Strona 2
przepowiednie Apacza
Cały dzień, bez chwili wytchnienia, wspinaliśmy się, udając się do miejsca, gdzie miał
powstać nasz obóz. Był to szczyt wzgórza, które nazywam od tego czasu Wzgórzem
Proroctw. Była to typowa letnia wyprawa: upał, wilgoć i kurz, bez oznak wody na naszej
drodze. Jak zwykle co jakiś czas zatrzymywaliśmy się, aby rozglądać się po okolicy i
przyglądać się wszystkiemu dookoła. Prowadziła nas ciekawość, która zmęczenie, upał i
pragnienie spychała na dalsze plany.
Wielokrotnie w czasie wędrówki Dziadek zatrzymywał się i mówił nam o przetrwaniu, ale
nie o tropieniu czy orientacji. Mówił o świadomości Ducha. Bardzo często mówił o
przyszłości, a najczęściej o przeszłości, bardzo dalekiej.
Okładka książki T. Browna pt. Grandfather. Mimo wszystko, wciąż wielu sceptyków
uważa, że tajemniczy Apacz był postacią fikcyjną.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się w czasie podążania za tropem jelenia i za
Dziadkiem udaliśmy się w gąszcz. Drzewa i krzewy wydawały się być tu zupełnie inne, niż
w reszcie Pine Barrens i natychmiast zorientowałem się, iż była to stara osada albo
gospodarstwo. Choć znikły już dawno wszelkie zabudowania, drzewa wyznaczały zarysy
miejsca, gdzie niegdyś gościła ludzka cywilizacja. Przechodząc przez gęsto pokryte
roślinnością okolice doszliśmy do kępy bardzo wysokich platanów. Ich gałęzie i pnie
oplatały gęsto pnącza, a widok przywodził na myśl dżunglę, którą rzeczywiście
przypominał. Gdy usiedliśmy, poczuliśmy się jakby uduchowieni, tym bardziej, że
zobaczyliśmy znajdujące się tam nagrobki.
Był to stary i prawdopodobnie zapomniany cmentarz, który zapewne służył osadzie, w
której przed wieloma laty kwitło życie. Kamienie nagrobne były bardzo stare, niektóre
przewróciły się, ale kilka sztuk jeszcze stało, choć żaden prosto. Deszcz zmył wiele z
nazwisk i dat.
Byliśmy zarówno przerażeni jak i pełni respektu dla tego miejsca śmierci. Równocześnie
dziwiliśmy się, w jaki sposób Dziadek odnalazł je z taką łatwością. Żaden z nas nigdy
przedtem tutaj nie był. Dziadek też nic nigdy nie mówił o tym miejscu. Z jakiegoś jednak
powodu zdawał się być tu przyciągany przez niewidzialną duchową siłę, przynajmniej
niewidzialną dla nas. Podejrzewam teraz, patrząc na to z perspektywy wielu lat, iż widział
on, że wyprawa ta będzie dla nas wielką lekcją.
Podszedł on wkrótce do jednego grobu ukrytego w gęstych zaroślach, które delikatnie
odsunął na bok. Po dłuższej chwili podeszliśmy tam. Z ledwością byliśmy w stanie
przeczytać imię zmarłego i którąś z dat, ale u dołu widać było wyraźnie napis „12 lat”.
- Kim są ci ludzie? Kim był ten chłopiec – zapytał po chwili Dziadek. Ku czemu dążyli swą
pracą i jakie były ich nadzieje, sny i wizje? Czy pracowali fizycznie, czy może dla rzeczy
niematerialnych, dla wyższego celu? Z pewnością wpłynęli na wszechobecnego Ducha,
ale czy robili wszystko najlepiej jak tylko mogli, aby ułatwić przyszłość swym wnukom? A
może nie robili nic więcej, a tylko napędzali mit zwany społeczeństwem? Czy byli
szczęśliwi i radośni, przepełnieni duchem czy też wiedli życie wypełnione pracą i
przeciętnością? A czy ten chłopiec, który tu leży żył blisko Ziemi i Stwórcy, czy może
porzucił swą młodość, swoje poczucie misji, aby pracować ciężko jak jego rodzice i
Strona 3
przepowiednie Apacza
przedtem ich rodzice? Ten chłopiec był w waszym wieku i przypuszczam, że miał
marzenia i nadzieje, jakie macie wy. Ale to właśnie jego spuścizna. Leży w zapomnianym
grobie.
- Ale Dziadku – powiedziałem – czy nie wystarczy być szczęśliwym i w pełni korzystać z
życia?
Po dłuższej chwili milczenia, odpowiedział.
- Nie wystarczy, aby człowiek był szczęśliwy w swym ciele, bo musi być też szczęśliwym w
duchu. Bez takiego szczęścia i błogosławieństwa życie jest płytkie. Kiedy nie doszukuje
się Ducha, życie warte jest swą połowę i jest puste. Życie duchowe to nie spędzanie
godzin, dni, czy tygodni w oddawaniu czci, ale poszukiwaniu cząstek ducha w każdej
chwili dnia. Pytam was zatem: Czy ludzie ci poszukiwali duchowego oświecenia czy
błogosławieństwa? A może poddali się i wiedli życie, które było niczym innym jak ciągłą
pracą? Dawana im była każdego dnia szansa, tak samo jak wam dany zostanie wybór,
czy chcecie poszukiwać Ducha czy zrezygnujecie z tego na rzecz bezowocnej pracy.
Wynik będzie w tym przypadku zawsze jednaki: zapomniane sny zapomnianych ludzi
leżących z zapomnianych grobach.
Nie jest ważne, aby każdy was zauważał lub pamiętał, ale aby pracować blisko Stwórcy i
wpływać w pozytywny sposób na świadomość wszechobecnego Ducha i w ten sposób
zbliżać świadomość ludzką do świadomości Stworzyciela.
Odeszliśmy z cmentarza bez słowa i skierowali w przeciwną stronę. Nim doszliśmy na
miejsce, gdzie miał stanąć obóz, zaszło Słońce i ochłodziło się. Gdy zbudowaliśmy
szałasy i znaleźliśmy jedzenie, czas zdawał się płynąć w inny sposób, gdyż moje myśli
wciąż skupiały się na słowach usłyszanych na cmentarzu. Zastanawiałem się, czy mogę
stać się podobny do tego chłopca, który leży w zapomnianej mogile. Czy myślałem tylko o
ciele i nie pracowałem na tyle, aby dosięgnąć Ducha?
Wtedy właśnie zrozumiałem jeszcze bardziej sens tego, czego starał się on mnie nauczyć.
Zdałem sobie sprawę, że powinienem żyć w taki sposób, jakbym miał następnego dnia już
nie istnieć. Nikt nie może być bowiem pewien tego, co się wydarzy – tak, jak ów 12-letni
chłopiec. Musimy więc żyć pełnią życia – w swym ciele, ale co najważniejsze, i w duszy.
Nie jest ważne, aby wszyscy wokół wiedzieli kim jesteśmy, ale abyśmy dokonali
pozytywnej zmiany w ziemskiej sile życia, a przez to odnaleźli duchowy spokój i zetknęli
się ze Stwórcą.
Usiadłem przy ognisku i odprężyłem się, wciąż rozmyślając o opuszczonym grobie.
Dziadek także usiadł przy ognisku, zamknął oczy, ale wiedziałem, że nie śpi. W świetle
płomieni wydawał się być kimś więcej aniżeli tylko człowiekiem. Potem po cichu nachylił
się i odpowiedział na wiele pytań, które pojawiły się w mojej głowie. Czasem jego
zdolności do czytania w myślach były irytujące i denerwował mnie fakt, iż wie, co jest w
mojej głowie.
- Czy obserwowałeś kiedykolwiek stado biegusów na plaży, jak unoszą się na falach i gdy
Strona 4
przepowiednie Apacza
odnosi się wrażenie, że to nie pojedyncze ptaki, ale jeden organizm poruszający się na
wodzie jak niepodzielna jednostka? Gdy podrywają się do lotu ich jedność staje się
jeszcze bardziej zadziwiająca. W jednej chwili zwracają się w danym kierunku, a potem
niespodziewanie stado przybiera nowy kurs – mówił. Jeśli przyjrzeć się im z bliska
zauważymy, że żaden z ptaków samodzielnie nie podejmuje decyzji o odwrocie, ale zdaje
się, że to Duch – zbiorowa świadomość, nieustannie przepływa przez stado. Gdy widzimy
je z oddali, całe stado wydaje się być jednym zwierzęciem, jednym organizmem o jednej
świadomości, zarządzanym przez grupę i kierowanych duchem wszystkich jego członków.
Ta sama świadomość wypełnia człowieka, Przyrodę i Ziemię. Nazywamy ją
„wszechobecnym Duchem” albo „siłą życia”. Przypuszczam, że – mówił dalej – istnieje
jeden ptak, który tworzy myśl i która manifestuje się następnie u wszystkich innych.
Jednostka ta wychodzi poza siebie i staje się tym samym, co całość. Tak też dzieje się, iż
ptak porusza się w grupie, a grupa w jednym ptaku. Nie pytaj zatem jak możesz wpłynąć w
pozytywny sposób na siłę życia, bo ten sam duch, który jest w ptakach znajduje się także
w tobie. Jedna osoba, jedna idea, jedna myśl jest w stanie zawrócić społeczeństwo z drogi
destrukcji, jaką dziś obiera. Pytaniem nie jest to, czy uczynimy różnicę, gdyż wszyscy ją
czynimy, każdy z nas na swój sposób. To właśnie ta różnica jest istotna.
- Jeśli zatem żyjemy blisko z Duchem, szukamy duchowej przyjemności w jedności,
wpłynie to ostatecznie na wszystko wokół – powiedziałem, choć zabrzmiało to bardziej jak
kolejne pytanie.
- To nie wystarcza – odpowiedział. Poszukiwanie ducha samemu, na szczeblu osobistym
jest egoizmem, zaś ci, którzy szukają duchowych królestw dla siebie nie pracują dla
zmiany wszechobecnego Ducha. Oni oddalają się, uciekają od odpowiedzialności i
używają swej wiedzy dla swej własnej gloryfikacji. Ale człowiek uduchowiony musi
pracować dla pierwszorzędnej idei, znacznie bardziej szlachetnej od wywyższania siebie,
aby móc wpłynąć na ducha, który zmieni kurs prowadzący do zniszczenia rodzaju
ludzkiego.
Siedziałem przez długi czas w nocnej ciszy, starając się desperacko zrozumieć to, o czym
Dziadek przed chwilą mi powiedział. Reasumując, samodoskonalenie się w duchu nie
wystarczało. Liczył się wkład w duchowe oświecenie ludzkości. Praca dla samego siebie,
osamotnienie w poszukiwaniu ducha, jest ucieczką od odpowiedzialności. Dziadek mówił,
iż osoba uduchowiona musi czerpać wiedzę i myśl od Ziemi i wprowadzać ją do
współczesnego społeczeństwa.
- Prowadzenie uduchowionego życia we współczesnym świecie jest najtrudniejszą ze
wszystkich dróg – dodał wkrótce. To ścieżka bólu, izolacji, ale też jedyny sposób na to,
aby nasza Wizja stała się rzeczywistością. Zatem prawdziwym wyzwaniem jest żyć według
filozofii Ziemi wśród ludzi. Nie posiadamy kościołów i świątyń, gdzie musielibyśmy szukać
spokoju, bo nasze świątynie znajdziemy w głuszy. Nie ma przywódców religijnych, bo u
nas ich rolę spełniają nasze serca i Stworzyciel. Jest nas niewielu. Tylko kilku mówi w
naszym języku i rozumie to, jak żyjemy. Musimy zatem pokonywać tą ścieżkę w
osamotnieniu, gdyż każda wyprawa, każda wizja, jest wyjątkowa. Musimy jednak wejść do
społeczeństwa, bo nasza wizja zginie, gdyż człowiek nie żyjący swą wizją jest jakby
umarły za życia.
Rozmowa ustała na dłuższy czas. Pozostałem znowu sam z mymi myślami i
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin