Jak wielka jest potrzeba ratowania Konajacych.pdf

(82 KB) Pobierz
JAK WIELKA JEST POTRZEBA RATOWANIA KONAJĄCYCH
CÓRKO MOJA,POMÓŻ MI ZBAWIĆ KONAJACEGO GRZESZNIKA.... .
„Córko moja, pomóż mi zbawić konającego grzesznika; odmów za niego tę koronkę, której cię
nauczyłem. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych
mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny wobec wielkości nędzy tej duszy
(...). Jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Pana Jezusa w takiej postaci, jak jest
namalowany na obrazie. Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa ogarnęły chorego, a moce
ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie” (Dz. 1565) .
Faustyna
11. DUSZE CZYŚĆCOWE I UMIERAJĄCY
W nocy przed uroczystością Wszystkich Świętych pewna dusza powiedziała Marii: „Dzisiaj we
Wszystkich Świętych umrze w Vorarlbergu dwoje ludzi, którym grozi wieczne potępienie. Można
ich uratować tylko nieustającą modlitwą". Maria Simma podjęła, więc modlitwę przy wsparciu
jeszcze innych osób. Następnej nocy inna dusza powiedziała jej, że tych dwoje uniknęło piekła i
trafiło do czyśćca. Jeden z nich w ostatniej chwili przyjął jeszcze kapłana, drugi odmówił przyjęcia
ostatniego namaszczenia. Dusze czyśćcowe mówią: „Wielu ludzi trafia do piekła, ponieważ za
mało się za nich modlimy. Należy codziennie rano i wieczorem odmawiać modlitwę za
konających.
Maria Simma
PAN JEZUS O KORONCE DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
„Każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę
(...). Kiedy przy konającym inni odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie
niezgłębione ogarnia duszę” (Dz. 811).
WYBRANE FRAGMENTY Z ,,CATALINA RIVAS,JAK POMÓC UMIERAJĄCYM''
Ostatnia droga Matki Cataliny i jak wielka jest potrzeba modlitwa przy umierających
*....Musze jeszcze zobaczyć Maryję.Wiele razy bowiem słyszała,że Maryja przychodzi po dusze
Tych,którzy w godzinie śmierci odmawiają różaniec.
*Jezus powiedział uroczyście: Opowiedz o tym światu, aby wszyscy ludzi cenili daną laskę bycia
przy umierających, którzy odchodzą z tego świata wspomagam przez Niebiosa. Zaangażowanie
musi być całkowite, ponieważ w takiej chwili część niebios jest obecna w pokoju. W tym
momencie bowiem Bóg nawiedza to miejsce. Kiedy skończyło się widzenie, uklękłam i
płacząc, podziękowałam Bogu, że dał tę łaskę i pozwolił mi zobaczyć ten cud. Dzisiaj mówię o
tym światu, byśmy wszyscy zdali sobie sprawę z wagi momentu śmierci i byli świadomi
obowiązku, jaki na nas spoczywa wobec umierających. Nasza pomoc w godzinie śmierci jest
potrzebna, by mogli oni rozpocząć szczęśliwie drogę ku wieczności Bożej miłości.
*Parę dni później, kiedy odmawiałam koronkę do Bożego Miłosierdzia, usłyszałam głos Jezusa:
Zwróć uwagę na to, co będziesz widzieć. Nie lękaj się, konieczne jest bowiem, abyś to zobaczyła.
Ujrzałam salę szpitalną, w której znajdował się mężczyzna w wieku około 50-65 lat (nie mogłam
dokładniej określić wieku ze względu na jego chorobę i zmizerowanie). Przy konającym
czuwało kilka osób, część z nich płakała. Wszyscy byli świadomi, że mężczyzna umiera. Jego ciało
było wykrzywione z bólu, zaś z jego ust wydobywał się rozpaczliwy krzyk buntu przeciw
nadchodzącej śmierci. Wołał ze złością, trzęsąc się cały: Dlaczego umieram...?! Jak Bóg mógł
dopuścić do mojej śmierci...?! Zróbcie coś... Ja nie chcę umierać! Widać było jego walkę,
cierpienie, brak pokoju. Uderzyło mnie, że ludzie, którzy byli przy nim, nie przyczynili się W
żaden sposób do tego, by uspokoić jego duszę. Nikt się nie modlił. Na zewnętrznym korytarzu
znajdowało się patio, na którym stali ludzie i rozmawiali, śmiali się, niektórzy pili i palili
papierosy. Byli oni całkowicie nieświadomi wyjątkowego momentu, jaki niedaleko nich
przeżywał mężczyzna pełen niepokoju. Dla nich było to zwykłe spotkanie towarzyskie. Potem
zobaczyłam nadchodzącą siostrę zakonną, która, jak mi wyjaśnił Jezus, została posłana przez
Jego Matkę. Zobaczyłam także Maryję, jak patrzy na tę scenę z odległości. Jej ręce złożone były
do modlitwy, zaś z oczu płynęły łzy. Obok umierającego znajdował się jego Anioł Stróż z bardzo
smutnym wyrazem twarzy. Jedną ręką zakrywał swoje oblicze, a drugą trzymał chorego. Potem
anioł wstał i rękoma próbował odstraszyć złe duchy, które w wielkiej liczbie zbliżały się do
mężczyzny. Miały one głowy rogaczy, niedźwiedzi i koni, zaś ich ciała były strasznie
powykręcane. Zakonnica weszła do sali, w której znajdował się umierający mężczyzna, stanęła
przy jego łóżku i chwyciła chorego za rękę. Chciała dać mu święty obrazek, tłumacząc coś.
Mężczyzna jednak podniósł swoje ręce w geście odmowy. Siostra jeszcze raz nalegała i
próbowała wręczyć mu obrazek, lecz wzburzony umierający resztą sił, jakie jeszcze posiadał,
okazał, że odrzuca jej pomoc. Zakonnica opuściła salę bardzo smutna. Na korytarzu zaczęła
modlić się różańcem. Ludzie, którzy na nią patrzyli, naśmiewali się z niej i drwili. Nie zdawali
sobie zupełnie sprawy z wagi, jaką ma modlitwa w tym wyjątkowym momencie. Siostra
zaprosiła ich do modlitwy, ale ich oczy i wyraz twarzy wyrażały jednoznacznie, że nie zamierzają
się do niej przyłączyć. Parę minut później mężczyzna zmarł. Zobaczyłam, że w momencie, kiedy
jego dusza unosiła się nad ziemią, wszystkie złe duchy wskoczyły na nią, rozszarpując ją, jak
dzikie zwierzęta, wilki, psy, wydzierające sobie zdobycz. Nagle anioł stanął przed nimi i z
podniesioną ręką rozkazał: Przestańcie! Pozwólcie mu iść. Najpierw musi stanąć przed tronem
Bożym na sąd. Niektórzy ludzie zaczęli rozpaczliwie, wręcz histerycznie, płakać nad zmarłym.
Zrozumiałam, jak wielka jest różnica między takim odejściem, a sytuacją, kiedy żegna się duszę
odchodzącą w pokoju i pokładającą nadzieję w Bożym miłosierdziu.
Catalina
Świecka Misjonarka Eucharystycznego Serca Jezusa
Zgłoś jeśli naruszono regulamin