Blau Marthe - W jego dłoniach.doc

(1250 KB) Pobierz

Kiedy zbliżam się do bramy wjazdowej, myślę o swoim życiu. Mam zaciśnięty żołądek i kołyszę się w butach na wysokich obcasach. Nie mogę iść szybciej.

 

Nagle robi mi się na przemian zimno i gorąco. W końcu już nie wiem, co czuję, Myślę o dziecku, o tym, jak bardzo je kocham. Zostało z opiekunką, której prawie nie zna, i wciąż mam przed oczami jego spojrzenie.

Gdzie ja właściwie jestem? Po co tu przyszłam, wyde-pilowana, pachnąca i wystrojona? Włożyłam pantofle na dziewięctocentymetrowych obcasach — czarne, o spi­czastych noskach. Mam też na sobie niewygodny pas do pończoch i zbyt obcisłe stringi.

Boli mnie brzuch. Może powinnam wrócić do domu, wziąć w ramiona synka i powiedzieć mu, że go kochani i nigdy nie opuszczę.

Jest przecież sensem mojego życia,

Gdy przyszedł na świat, byliśmy z jego tatą tacy szczęśliwi — przysięgaliśmy sobie miłość, całowaliś-


my się i płakaliśmy z radości. Nasza trójka stanowiła jedność.

Tymczasem wystukuję numer domofonu.

Mężczyzna, dla którego tu przyszłam, już czeka. Nie mówi nawet „dzień dobry". Całuje mnie w prawy poli­czek, kładzie mi rękę na ramieniu i wprowadza do środka.

Chociaż mam na sobie skórzany płaszcz, cała się trzęsę. Próbuję nad tym zapanować. Nie mogę wykrztusić słowa i tylko niewyraźnie się uśmiecham. Wiem, że to, co za chwilę się zdarzy, zmieni moje życie. Nie chcę zdradzać męża i zdaję sobie sprawę, że gdy stąd wyjdę, gdy opuszczę Tego Mężczyznę, będę już inną osobą. Kiedyś, gdy miałam osiemnaście lat, próbował mi to wyjaśnić mój pierwszy chłopak w czasie naszej nocy miłosnej.

Ten, dla którego tu przyszłam, milczy. Patrzy na mnie. Mierzy mnie wzrokiem. Patrzy i patrzy. Jego szare oczy wciąż się we mnie wpatrują. Ale ja chcę, żeby mi się przyglądał.

Bardzo wolno rozpina mi płaszcz. Skóra skrzypi Mu pod palcami.

Nie przesunęłam się nawet o centymetr. Płaszcz spada na ziemię. Wzdrygam się.

Bierze mnie za ręce i po raz pierwszy się dotykamy. Ściska mi dłonie, a ja czuję się niemal odurzona.

Chciałabym Go pocałować. Brakuje mi jednak odwagi. Chciałabym, żeby On mnie pocałował.

10


Ale On tylko mi się przygląda. I wciąż milczy.

   W końcu, nie puszczając moich dłoni, powoli prowadzi mnie w stronę kanapy. Siadam, prostując plecy i łącząc kolana.

Czuję, jak przebiega wzrokiem po całym moim ciele. Spuszczam głowę, lecz wciąż siedzę sztywno, z wypiętą piersią.

Zaschło mi w gardle.

Obok, na niskim stoliku, stoi butelka z wodą; chcę po nią sięgnąć.

Powstrzymuje mnie ruchem ręki.

„Nie".

To pierwsze wymówione przez Niego słowo wprawia mnie w zachwyt.

Zapominam, że chcę mi się pić.

Nic nie mówię. Siedzę w milczeniu i obserwuję Jego dłonie. Przyglądam im się uważnie i wiem, że moje ciało na nie czeka. Delektuję się tym oczekiwaniem.

I znów Jego szare spojrzenie. Wyciąga rękę w stronę mojego karku.

Przez chwilę wydaje mi się, że weźmie mnie w ra­miona.

Nie, palcem wskazującym dotyka mojej skóry, wodzi po szyi, muska jedwabną tkaninę okrywającą mi piersi. Palec przesuwa się po linii biodra, schodzi w dół

11


i bardzo wolno unosi materiał, odsłaniając czerń poń­czoch i biel ud.

Serce bije mi jak szalone. Oddycham głęboko, ponie­waż nagle brakuje mi powietrza. Spuszczam wzrok.

Wsłuchuję się w ciszę.

Bo wokół nas zapadła uciążliwa wszechogarniająca cisza jak na pustyni, gdzie nie ma żywego ducha. Powoli zapominam, że jestem człowiekiem. Staję się ciałem zdanym na łaskę obłąkanego demona. Porwał mnie i pę­dzimy na jego szalonym rumaku.

Patrzę, jak Mężczyzna podciąga mi sukienkę. Czuję się tak, jakbym nie była już sobą. Opuściły mnie siły, nie mam własnej woli ani sumienia. Nie jestem już sobą.

Wciąż siedzę ze złączonymi kolanami. Mężczyzna odsłania moje białe ciało i słyszę, jak Jego oddech staje się coraz szybszy. Boję się i ogarnia mnie pożądanie. Jeszcze nikt nie patrzył na mnie w ten sposób.

Podciągnął sukienkę aż do bioder. Puścił materiał i cofnął się o krok. Czuję, jak patrzy między moje nogi. Czuję to piekące spojrzenie. Upajam się nim.

Pragnę Go. Wiem, że należę tylko do Niego.

Chciałabym, żeby mnie pocałował. Nie całuje... Umieram z pożądania i chcę, żeby mnie dotykał. Nie dotyka...

12


„Rozchyl nogi". Wzdrygam się.

„No, rozchyl". Jego ton stał się ostrzejszy. Moje kolana wciąż pozostają złączone.

„Rób, co ci każę, i rozchyl nogi". Dotąd nikt nie zwracał się do mnie w ten sposób. Teraz czuję, że nogi zaczynają mi drżeć i zupełnie nie potrafię nad tym zapanować.

„No, rozchyl! Rozchyl albo wyjdź! Chcę cię zoba­czyć...".

Groźba, że zostanę wyrzucona, wyrywa mnie z odręt­wienia. Robię to, co mi każe.

Przez dłuższą chwilę tylko na mnie patrzy, potem wreszcie podchodzi. Wyciąga rękę i dotyka czarnego jedwabiu przykrywającego mój wzgórek łonowy.

Muska materiał. Jego palce poruszają się precyzyjnie.

Słyszę, jak bije mi serce.

Wsłuchuję się w Jego oddech.

Ukląkł przed kanapą, między moimi rozchylonymi noga­mi. Pewnie po to, żeby wygodniej Mu było mnie pieścić...

Tak bardzo bym chciała, żeby mnie pocałował. Ale On nie zamierza tego robić.

Chciałabym poczuć Jego dłonie na swojej skórze, lecz On mnie nie dotyka...

Wstaje, a ja wraz z Nim.

Sukienka opada, przykrywając mi nogi.

13:


Patrzę na Niego.

Jego szare oczy nie szukają mojego wzroku; wpatrują się w jakiś punkt znajdujący się znacznie niżej.

Z właściwą sobie powolnością Mężczyzna przesuwa jedwab wzdłuż linii moich bioder, talii i ramion. Podnoszę ręce i sukienka spada na ziemię.

Tak więc stoję przed Nim w szpilkach, którym za­wdzięczam kilka dodatkowych centymetrów, pasie do pończoch, stringach i biustonoszu (wszystko, co mam na sobie, jest matowoczarne), i czuję się coraz bardziej zagubiona. Wiem też, że już do Niego należę. Przypomi­nam sobie, że nie lubię swojego ciała —jest zbyt krągłe i zbyt obfite.

Mężczyzna uważnie mi się przygląda. Jego spojrzenie niepokoi mnie i wprawia w zakłopotanie.

Słyszę, jak wciąga do płuc powietrze. „Jesteś wspaniała". Uśmiecham się.

Ujmuje moją prawą rękę i objąwszy mnie w talii — jak w walcu — obraca przed sobą.

Zdaję sobie sprawę, że wciąż badawczo mi się przy­gląda.

Wiem, że ma piękną żonę. Wysoką i szczupłą... Spot­kałam ją kiedyś u Lippa. Ignoruje ją... Spuszczam wzrok.

Cisza. Mężczyzna uparcie milczy. Oddycha ciężko, ale nie zwracam już na to uwagi.

Odruchowo prostuję się i wypinam piersi. „Dobrze", mówi.

14


Drżę.

Siada i w milczeniu mi się przygląda.

W końcu widzę, że rozwiązuje swój wytworny krawat z czarnego jedwabiu.

Może wreszcie się rozbierze i powrócimy do rzeczywis­tości. Zastanawiam się, jak wygląda Jego skóra. Zapewne jest delikatna, matowa i pozbawiona zarostu.

Ale On się nie rozbiera; bawi się krawatem, prze-suwając go między palcami. Uśmiecha się do mnie, A potem słyszę, jak mówi:

„Nikt dotąd nie traktował cię tak, jak ja zamierzam cię potraktować".

Przybliża ręce do mojej twarzy. Spodziewam się piesz­czoty. Tymczasem Mężczyzna przewiązuje mi oczy kra­watem i słyszę szelest jedwabiu, kiedy robi węzeł nad moim karkiem.

Drżę.

Chciałabym, żeby mnie pocałował, ale On tego nie robi.

Nic nie widzę i cała się trzęsę. Słyszę, że się oddala.

Teraz jestem zupełnie ślepa i w tym nieznanym mi pokoju czuję się zagubiona. Drżę, a On wciąż milczy. Nie słyszę, żeby się poruszał. Nie wiem, gdzie jest.

Czuję tylko, że przygniata mnie Jego spojrzenie. Próbuję sobie wyobrazić, co teraz widzi i co myśli.


Stoję tak przed Nim, wyprostowana, z wypiętym bius­tem, w przesadnie wysokich szpilkach o zbyt spiczastych noskach. Przed kilkoma godzinami przyglądałam się swemu odbiciu w lustrze sklepu z bielizną, znajdującego się w pobliżu mojego biura. Poszłam tam, stosując się do jego instrukcji:

„Wrócisz do domu, żeby się dla mnie odpowiednio przygotować. Natrzesz całe ciało oliwką. Ubierzesz się na czarno, włożysz pończochy i buty na wysokich ob­casach".

Drżę. Teraz, kiedy nic nie widzę, wyostrzyły mi się inne zmysły; strach miesza się z pożądaniem.

Przesunął się! Słyszę, że się porusza. Mam wrażenie, że do mnie podszedł.

Wyciągam prawą rękę w odpowiednim, jak przypusz­czam, kierunku.

Zatrzymuję się, słysząc jego głos:

„Nie!".

Moja dłoń zawisa w powietrzu.

„Ręce do tyłu!".

Wykonałam polecenie od razu, bez zastanowienia.

„Dobrze. Teraz wyglądasz pięknie".

W końcu mnie dotknął; czuję Jego rękę. Muska mój kark, pieści szyję, zmierza ku piersiom, które ledwie się mieszczą w mocno wykrojonym staniku.

Zsuwa biustonosz i ujmuje lewą pierś. Potem prawą.

Czuję, jak mój biust pręży się i napina, domagając się pieszczot.

16


Znowu mnie zostawia i znów jestem zagubiona. Choć bardzo chcę Go mieć przy sobie, nie ośmielam się poruszyć.

Kiedy słyszę, że się oddala, mam wrażenie, że ze­mdleję.

Moje ciało domaga się Jego obecności. Czuję, jak zaciska mi się żołądek. Wypinam biust i pośladki, prostuję plecy, żeby tylko znowu zwrócił na mnie uwagę.

Słyszę, jak oddycha. Jest dużo wyższy ode mnie i Jego oddech pieści mi czoło.

„Wysuń język!".

Nie rozumiem. Nieśmiało wysuwam czubek języka, ściskając go zębami.

Ciekawe, jak teraz wyglądam. Obiecuję sobie, że to sprawdzę... gdy tylko będę mogła.

„Trochę bardziej". Robię, co każe, i znowu się trzęsę.

Czuję, jak wzbiera we mnie pożądanie.

Jego język dotyka mojego. Czuję, jak zaciska na nim wargi i go ssie. Obejmuje mnie, a ja oddaję Mu się z ufnością. Całuję Go, smakując Jego ślinę i delektując się ustami. Całuję Go i całuję, aż pęka mi głowa i z pożą­dania ledwie trzymam się na nogach.

Już nie drżę. Obejmuję Go z całej siły, a potem gładzę po twarzy, odgadując jej kontury, i tulę się do Niego tak mocno, jakbym pragnęła, żeby mnie wchłonął.

Po chwili mężczyzna przestaje mnie całować i od­chodzi.

Stoję nieruchomo, próbując opanować spazmy: nie

17


 


...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin