462. McDonagh Margaret - Wymarzone miejsce.pdf

(747 KB) Pobierz
The Rebel Surgeon's Proposal
302001616.001.png
Margaret McDonagh
Wymarzone miejsce
Tytuł oryginału: The Rebel Surgeon's Proposal
302001616.002.png 302001616.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Luty
- Francesca? Boże, córeńko, to ty?
Francesca Scott wracała właśnie z oddziału ratunkowego do
pracowni radiologicznej, gdy usłyszała, że ktoś ją woła.
Obejrzała się i zobaczyła starszą panią siedzącą na wózku obok
rejestracji.
Kobieta była posiniaczona, jedną rękę miała unieruchomioną
na temblaku. Pulchna figura i okrągła twarz otoczona krótkimi
falującymi siwymi włosami wydały się Francesce znajome.
Ożyły wspomnienia. Na jedno mgnienie Francesca zawahała
się, lecz nie mogła przecież zignorować kobiety, która ją
zawołała. Czując się tak, jak gdyby pokonywała przepaść,
podeszła bliżej.
- Pani Devlin! Dzień dobry - przywitała się i usiadła na
krześle obok.
W wyblakłych zielonych oczach kobiety dostrzegła błysk
radości.
- Co za cudowne spotkanie! - odparła pani Devlin.
- Ja też się cieszę, że panią widzę - rzekła Francesca - chociaż
szkoda, że w takich okolicznościach - dodała, patrząc wymownie
na rękę na temblaku. - Czy ktoś już się panią zajął? Czeka pani
na prześwietlenie?
- Nie wiem, co ze mną robią - poskarżyła się pani Devlin. -
Pielęgniarka, która mnie tu przywiozła z izby przyjęć, odeszła
gdzieś z koleżanką i przepadła. To jakaś niezbyt odpowiedzialna
osoba.
Francesca od razu się domyśliła, o kim mowa.
- Wie pani, jak się nazywa?
- Chyba Olivia. Tlenione włosy, mocno umalowana.
Zgadza się, pomyślała Francesca. Olivia Barr. Pewnie jakiś
facet wpadł jej w oko i pognała za nim.
- Czy to jest skierowanie na rentgen? - spytała, wskazując
kartkę, którą pani Devlin miała na kolanach.
- Tak, moja droga. Mam ci ją oddać?
- Proszę. - Francesca wstała. - Dowiem się, o co chodzi i
panią zarejestruję - obiecała.
Pani Devlin odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Dziękuję.
Krótka rozmowa z Kim, rejestratorką, potwierdziła, że Olivia
nie zapisała pani Devlin na prześwietlenie, zostawiając ją na
łasce losu. Francesca postanowiła sama zająć się dawną
znajomą.
- Ale ty masz przecież teraz przerwę na lunch -zdziwiła się
Kim, wypełniając formularz i wprowadzając dane pacjentki do
komputera.
- Nie szkodzi. - Francesce zależało, żeby pani Devlin jak
najszybciej uzyskała pomoc. - Zdążę coś zjeść w przelocie,
zanim przyjdą pacjenci zapisani na popołudnie.
Kim uśmiechnęła się do niej z sympatią i wręczyła jej
wypełnioną kartę.
- Kiedy Olivia tak długo nie wracała, zaczęłam się trochę
niepokoić o tę panią. Ale był tu taki ruch, że nie miałam wolnej
chwili, żeby zapytać, o co chodzi - tłumaczyła się.
Francesca zawiozła panią Devlin do wolnej kabiny i dopiero
teraz spytała, co się właściwie stało.
- To wszystko moja wina - zaczęła pani Devlin. -Chciałam
wymienić żarówkę, weszłam na stołek, straciłam równowagę i
wylądowałam na podłodze. Upadając, instynktownie podparłam
się ręką i skutek jest, jaki jest. Od razu wiedziałam, że to
złamanie.
- A głowa? Uderzyła się pani w głowę?
- Nie, ale upadając, zawadziłam policzkiem o krzesło i stąd te
siniaki. Taki miły lekarz w izbie przyjęć powiedział, że to nic
poważnego.
- No dobrze - stwierdziła Francesca. - Zabierajmy się więc do
roboty.
- Francesco... - Zaniepokoiła ją zmiana w głosie pani Devlin.
- Mój mąż nie żyje już od pięciu lat.
Francesca przygryzła wargę. Nie potrafiła zdobyć się na
wyrazy współczucia na wieść o śmierci człowieka, który latami
bił i maltretował żonę i trzech synów. Pani Devlin wyciągnęła
zdrową rękę i dotknęła ramienia Franceski.
- Nie musisz nic mówić. Wiem, co ludzie myśleli o naszej
rodzinie. Wiem, że dziwili się, dlaczego nie odeszłam, ale
Zgłoś jeśli naruszono regulamin