Nowy22.txt

(23 KB) Pobierz
   
   * * *
   Uniosła go jaka olbrzymia dłoń i wyrzuciła z koi. Wcale mu się ten kawał nie wydawał mieszny i wyraził swojš opinię bez ogródek, walšc na olep w ciemnoci rękami w koce. Kiedy wydostał się wreszcie na wierzch, uwiadomił sobie kilka faktów, a sennoć, która dotšd zasłonš okrywała mu umysł, gdzie się ulotniła.
   Po pierwsze, był pewien, że siedzi prosto, a jednak był pochylony na bok. Był pewien, że winien temu jest wszechwiat, a nie on sam. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemnoci, upewnił się, że ma rację. Pogmerał po omacku, zapalił oliwnš lampkę. Tak, pokład przechylał się na lewo pod niezwykłym kštem.
   Z głównej ładowni przypłynšł do niego wzbudzajšcy szacunek stek trańskich przekleństw. Z kabiny Septembra, sšsiadujšcej z jego kabinš, doszły go potoki spokrewnionej semantycznie terangielszczyzny. Pierwsze poryki oburzenia zaczęły już zastępować okrzyki niepewnoci i niespokojne pytania. Otworzył drzwi. Kto zapalił już na korytarzu lampę i w ładowni też zaczynały rozbłyskiwać wiatła. Może był gdzie jaki żołnierz albo marynarz, którego wstrzšs nie wyrzucił z koi, ale Ethan takiego nie spotkał.
   Doszedł do końca korytarza przez całš drogę borykajšc się zawzięcie z kurtkš i kombinezonem awaryjnym. Tranowie mozolnie gramolili się na nogi, usiłowali poustawiać koje i rozeznać się, która pociel jest czyja, zadajšc sobie nawzajem bez końca te same idiotyczne pytania, na które nie było odpowiedzi. Gdzie z daleka, od dziobu, nadleciał pojedynczy jęk bólu, ale oprócz tego wszyscy wydawali się bardziej wstrzšnięci psychicznie niż fizycznie. Wrócił i zastukał w drzwi kabiny usytuowanej naprzeciwko.
   Niemal natychmiast stanšł przed nim zatroskany Sir Hunnar. Rozchełstany rycerz usiłował równoczenie przetrzeć oczy i przypasać miecz.
    Co nas zatrzymało!  wykrztusił Ethan.
   Hunnar potrzšsnšł swojš wielkš, rudš grzywš.
    Nie ma co, potrafisz dotknšć samej istoty rzeczy, Sir Ethanie. Bez żadnych wštpliwoci zatrzymało nas.
   Ethan zerknšł w głšb kajuty i zobaczył, że generał Balavere również walczy ze swoim ubiorem. W chwilę póniej dołšczył do nich September i wszyscy ruszyli korytarzem. I zaraz prawie zderzyli się z Ta-hodingiem. Wyraz twarzy pulchnego kapitana nie dodał im otuchy. Hellespont du Kane wytknšł głowę przez drzwi kabiny i zawołał do nich:
    Co się stało, panowie?
    Włanie się mamy zamiar dowiedzieć, du Kane  odkrzyknšł mu Ethan.  Jak tylko będziemy wiedzieli, zawiadomię cię.
   Finansista kiwnšł głowš i zniknšł z powrotem w pokoju. Ta-hoding poprowadził ich po schodach, utyskujšc przez ramię.
    Wydaje się, że moglimy się zderzyć z lšdem. Już samo to przyczyni nam niemałych zmartwień, szlachetni panowie, ale bardziej niepokojš mnie szkody. Jest niemal pewne, że jedna albo dwie nasze płozy się zerwały. Sšdzšc po kšcie, pod jakim spoczywa tratwa, powiedziałbym, że pewnie jedna. Mam tylko nadzieję, że puciło zamocowanie, a nie sama płoza.
    To, na czym jedziemy, kapitanie, to duramiks  przypomniał mu September.  Nawet po wtórnej obróbce nie będzie się gišł. Mylę, że prawdopodobnie masz rację, że to zamocowanie.
   Ta-hoding pchnšł drzwi luku. Jak zawsze obydwaj mężczyni zebrali się w sobie, w oczekiwaniu na podmuch powietrza, który zdawał się po omacku szukać ciepła i wysysać je.
   Rifs zmalał do zwykłej zawieruchy. Zanim przyjdzie ranek, burza już się od nich oddali. Pracowicie chronione przed wiatrem latarnie rzucały roztańczone smużki wiatła na pokład. Na spotkanie Ta-hodingowi wyszedł sternik z nocnej zmiany, potem podszedł następny marynarz i oddychajšc nierówno i jškajšc się zaczšł wygłaszać długi szereg informacji.
   Narada trwała, Ethan przysłuchiwał się przez krótkš chwilę, potem dołšczył do Hunnara i Septembra stojšcych przy poręczy.
    No i rzeczywicie ugrzęlimy  stwierdził September.
    Czy damy radę się stšd wyrwać?  zapytał Ethan.
   Hunnar rozważył pytanie.
    Z pierwszym wiatłem zaniknie ten południowo-wschodni wiatr. Będziemy wtedy mieli normalny wiatr z zachodu, wiejšcy prosto w twarz. To powinno umożliwić nam wyrwanie się stšd bez większych kłopotów.
   Dołšczył do nich Ta-hoding.
    No cóż, szlachetni panowie, wydaje się, że w godny pożałowania sposób się myliłem. Wcale nie wpadlimy na lšd. A przynajmniej nie dokładnie.
    Nie rozumiem, o czym mówisz  powiedział Ethan, wpatrujšc się zmrużonymi oczami w ciemnoci.  Dla mnie to co w przodzie wyglšda całkiem jak jaka wyspa.
    Wyglšda  zgodził się kapitan.  I znowu wiat nas okłamuje. Chodcie.
   Ruszyli za nim na ostry dziób tratwy. W pewnej chwili Ethan zauważył, że na prawo od nich, w wietle księżyca co połyskuje. Duża, kremowego koloru kolumna. Wyglšdała dziwnie znajomo. Musieli stšpać uważnie, żeby nie wpać na opadłe na pokład olinowanie i roztrzaskane reje, które zostały pozrzucane na dół. Górna połowa przedniego masztu złamała się w połowie i ogromny pień drzewa zwalił się na pokład, cišgnšc za sobš olinowanie i pozwijane żagle. Widać było tylko ułamek bukszprytu, a lewa poręcz w pobliżu dzioba była pogięta, chociaż kadłub wydawał się cały. Na lewo od nich marynarze z latarniami zrzucali z burty sznurowe drabinki i zaczynali schodzić na lód. Ten stavanzer był całkowicie martwy. W ciemnociach na prawo i na lewo cišgnšł się górujšc nad dziobem, zaskorupiały grzbiet. Na ziemskie standardy był to olbrzym, w porównaniu jednak z tamtym okazem tego gatunku, którego Ethan widział wczeniej, był mały, a nawet maleńki. Ta-hoding niezgrabnie przelazł przez złamanš reję gniazdowš, doszedł na dziób i wychylił się do przodu.
    Młody, bardzo młody. Ciekawe, jak to się stało, że jest tylko jeden.
    Może podczas burzy oddzielił się od swojego stada  zgadywał Hunnar  i usiłował znaleć schronienie na tej wysepce.  Wpatrywał się w szeroki, wygięty w łuk grzbiet, w dwie sflaczałe dysze powietrzne.  Musiał być bardzo słaby, a może nawet spał, kiedy go trafilimy. Mylę, że zginšł na miejscu. Widzicie? Trafilimy go tuż za głowš.
   I rzeczywicie, ostry dziób szybko poruszajšcej się tratwy uderzył kolosa tuż za wielkim, zamkniętym okiem. Długi, stożkowato zwężajšcy się bukszpryt pogršżył się zabójczo głęboko w wielkie cielsko, siejšc spustoszenie w jego nie kończšcym się układzie nerwowym.
    Mielimy cholerne szczęcie, że to nie był dorosły osobnik  zauważył September.
    Prawdziwie, mielimy  zgodził się Hunnar.
    Hej, kapitanie!  Ten okrzyk dobiegł z lewej strony, gdzie z lodu. Poszli za Ta-hodingiem.
   Nocnš zmianę miał Budjir. Włanie pomagano mu przeleć przez roztrzaskanš poręcz.
    Uderzylimy grzmotożercę pod kštem, panowie. Przednia prawa płoza kompletnie odłamała się z zamocowania i leży teraz na lodzie. Przednia lewa płoza jest solidnie zgięta, ale umocnienia wytrzymały.
    Vunier!  mruknšł Hunnar.  Mamy zapasowe zamocowania. Z masztem nie będzie kłopotów, ale tamta sprawa...  Westchnšł.  Będziemy musieli dokonać napraw. I znowu opónienie, drodzy przyjaciele.
    Nie trap się tym  powiedział Ethan wesoło.  To żadna różnica.
   
   * * *
   Przynajmniej pogoda nie robiła im niespodzianek. Oddalajšca się burza trwała nieco dłużej, niż spodziewali się tranowie, ale przed południem panowała znowu niepodzielnie zachodnia zawierucha.
   Ethan ucišł sobie pogawędkę z Budjirem, kiedy pomagał wycišgać z ładowni skrzynię prymitywnych gwodzi.
    Ale mielimy burzę, co? Jak często jest tak intensywna?
    Och, to była bardzo lekka burza, panie  odparł giermek, a na jego otwartej, prostackiej twarzy nie było ladu zakłamania.  Mielimy tylko pecha, że złapała nas na otwartym lodzie. Ale już niedługo zacznš się prawdziwe burze.
   Ruszył do przodu ze skrzyniš, zostawiajšc Ethana w towarzystwie własnych, mocno wyziębłych myli.
   Ponieważ dziób tratwy pogršżony był w martwym stavanzerze, a tylne płozy trzymały się mocno, Slanderscree w częci dziobowej była tak wysoko uniesiona nad lodem, że ludzie bez trudu mogli pracować pod spodem. Na wszelki jednak wypadek wycięto drewniane podpory i bloki i poustawiano je, żeby wzmocnić dziób i mieć pewnoć, że nie zwali się on na pracujšcych u dołu, gdyby wiatr nagle zmienił kierunek. Wkrótce ponad wyciem wichury niosły się odgłosy stukania i piłowania, walenia i drapania.
   Ta-hoding przechylił się przez burtę i stęknšł z zadowoleniem.
    Pracujšc w takim tempie możemy ruszyć w drogę, jeszcze zanim minie następny dzień. Z jakiegoż cudownego metalu zrobiona jest wasza podniebna łód, Sir Ethanie. Podczas takiego zderzenia nawet stal byłaby się połamała i pogięła.
    Można by to tak urzšdzić, żebycie otrzymali więcej takiego metalu  powiedział z namysłem Ethan, który zaczynał czuć się jak ryba w wodzie. Interesy!  A do tego różne metody obróbki, żeby łatwo i szybko przetwarzać go na rzeczy wam potrzebne. Z kolei wy wytwarzacie takie przedmioty, które mogłyby dobrze się sprzedawać... oczywicie nic nadzwyczajnego... wród moich ludzi. Na przykład te wasze wspaniałe wyroby w drewnie. I co takiego jak ten płaszcz z hessavara. I inne rzeczy.
   Zerknšł w bok, gdzie kilku członków załogi usuwało  wykopywało byłoby właciwszym terminem  przeogromne kły nieżywego stavazera.
    Na przykład te zęby. Do czego one mu się tak w ogóle przydajš? Chyba nie do obrony.
    Hę?  Ta-hoding dzielił swojš uwagę pomiędzy Ethana, a ekipę naprawczš.  Och, oczywicie, że nie. Stavanzer nie ma żadnych wrogów. Avaerów używa, żeby kopać w lodzie i dostać się do korzeni i smakowitych grenloenów pika-pedanu.
   No, to było tłumaczenie raczej nieskomplikowane. Miał jeszcze więcej pytań, ale przerwał mu okrzyk obserwatora na głównym maszcie.
    Żagiel na horyzoncie!  A w kilka sekund póniej.  Wiele żagli!
    Konwój?  ryknšł kapitan tak głono, że Ethan aż się wzdrygnšł.
   Na górze zap...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin