Nowy7.txt

(20 KB) Pobierz
Wszystko z poczštku wydawało się proste. Potrafilimy w razie potrzeby rozbijać planety, więc odkurzenie arańskie-go nieba tym bardziej nie stanowiło dla nas problemu. Moglimy użyć do tego celu pojedynczego gwiazdolotu lub catej naszej eskadry, na co nalegał Kamagin, jako zwolennik rozwišzań szybkich i radykalnych. Ogół postanowił inaczej. Zdecydowalimy się zaprogramować na czyszczenie układu jeden ze statków transportowych i ruszać w dalszš drogę. Jeli będziemy wracać tš samš trasš, wtedy zabierzemy pozostawionš kosmicznš ciężarówkę.
Plan był dobry, jestem tego pewien jeszcze i dzi, i zawalił się nie z naszej winy.
Kosmiczny odkurzacz nosił nazwę Taran. Już sama jego nazwa zdawała się stanowić gwarancję powodzenia akcji. Kamagin z Bilonem sprawdzili wszystkie urzšdzenia statku i przekonali się, że działajš bez zarzutu. MUK Tarana, działajšcy podobnie jak pozostałe komputery pokładowe w czasie rzeczywistym, został odpowiednio poinstruowany i przeegzaminowany. Automatyczny mózg wymodelował wszystkie teoretycznie możliwe warianty zakłóceń, uszkodzeń i awarii i znakomicie sobie z nimi poradził. Niestety, nikomu nie przyszło do głowy symulowanie wariantów teoretycznie niemożliwych. Zresztš nie mielimy czasu na takie głupstwa.
Nie należy sšdzić, że w swym zadufaniu w ogóle nie liczylimy się z niespodziankami. W Ginšcych wiatach zetknęlimy się już z tyloma niezwykłymi zjawiskami, że właciwie nic już nie mogło nas zaskoczyć. Przygotowalimy się więc na najgorsze. Nasz błšd polegał jedynie na przekonaniu, że wszelkie wrogie działania gronych sil panoszšcych się w Układzie Trzech Mglistych Słońc, działanie owych arańskich Okrutnych Bogów, będzie oparte na prawach natury, a zatem miecić się będzie w ramach logiki. Ludzkiej logiki.
Pozwoliłem sobie na tę dygresję, aby lepiej uzmysłowić to, co wydarzyło się gdy Taran przekształcił się w satelitę potrójnej gwiazdy. Wszystko przebiegało zgodnie z programem. Statek zbliżył się do centrum układu po zwężajšcej się spirali, a potem MUK uruchomił anihilatory masy. Zataczał teraz wycišgnięte elipsy, a za nim cišgnęła się smuga czystej przestrzeni, w której czerwonawy blask Trzech Mglistych Słońc przybierał swš właciwš barwę srebrzystego błękitu. Nie upłynie nawet ziemskie półwiecze i przynajmniej jeden z Ginšcych wiatów przekształci się w wiat Odrodzony!
Zszedłem do stajni pegazów. U Włóczęgi był Romero, przy którego nogach rozcišgnšł się Mizar. Mšdry pies nie przyszedł jeszcze do siebie po tragicznej mierci Lusina. Unikał nas, gdyż najwidoczniej uważał, że nie zrobilimy wszystkiego co możliwe, żeby uratować jego przyjaciela i nauczyciela. Nigdy tego nie powiedział, nie pozwolił sobie na najmniejszš aluzję, na najcichsze warknięcie, ale odwiedzał tylko smoka. Włóczęga przecież nie był na powierzchni Aranii, a zatem nie miał nic wspólnego z tragediš.
 Wszystko idzie dobrze, Włóczęgo  powiedziałem.
 Zbyt dobrze, aby było naprawdę dobrze  odparł smok.
 Nie rozumiem, co masz na myli. A ty, Mizarze  pogładziłem psa  co mylisz o pesymizmie Włóczęgi?
 Nie potrafię już myleć o niczym i nikim poza Lusinem  odwarknšł ze smutkiem pies.  Oduczyłem się myleć po waszemu.
Romero powiedział:
 Drogi admirale! Moim zdaniem niesłusznie oskarża pan naszego przyjaciela Włóczęgę o czarnowidztwo. W jego paradoksalnej uwadze tkwi głębsza myl. Nasz mšdry przyjaciel zapewne postawił się na miejscu Okrutnych Bogów, których zresztš może w ogóle nie ma, i zastanowił się, jak by wówczas działał. I doszedł do wniosku, że w tym wypadku działaniem najskuteczniejszym było zaniechanie wszelkiego działania, przynajmniej z poczštku. Włóczęga, będšc Okrutnym Bogiem, najpierw starannie zbadałby cele i możliwoci fizyczne naszego kosmicznego odkurzacza, a dopiero potem postarał się go unieszkodliwić.
 Wprawdzie zastrzegł się pan, że nie bardzo wierzy w realne istnienie Okrutnych Bogów, ale mówi o ich hipotetycznych działaniach jak o czym oczywistym!  zaoponowałem.  Tymczasem groni władcy Układu Trzech Mglistych Słońc mogš być po prostu takim samym płodem fantazji Aranów, takim samym upostaciowaniem banalnych zjawisk fizycznych, jakim okazała się miercionona Matka Błyskawic.
To zdanie kończyłem już w drodze na stanowisko dowodzenia, gdzie Oleg pilnie wzywał nas obu. Z Taranem co się stało. Jego anihilatory przestały nagle wygarniać pył kosmiczny, a sam statek po wyłšczeniu napędu wszedł na niesterownš keplerowskš orbitę. Nie reagował na żadne sygnały, ale jego MUK nie przestał funkcjonować, bo generował słabe impulsy, takie jednak niezborne, że nie sposób ich było rozszyfrować.
 Musimy wysłać holownik  powiedział chmurnie Oleg.  Ale jak dostać się do wnętrza statku? Wprawdzie Taran nie wydaje się być uszkodzony, ale przy niesprawnym mózgu pokładowym włazy nie dadzš się otworzyć. Trzeba chyba będzie wycišć otwór w kadłubie.
Najbliżej unieruchomionego statku znajdował się gwiazdolot dowodzony przez Petriego, więc Oleg rozkazał mu przyprowadzić Tarana. Wkrótce oba statki znalazły się przy burcie Koziorożca. Petri jeszcze w drodze polecił z pomocš komory remontowej wycišć otwór w pancerzu kosmicznego odkurzacza i wymontować MUK. Sam go następnie dostarczył na pokład flagowca. Mózg wyglšdał na całkowicie sprawny  żadnego uszkodzenia mechanicznego, najmniejszego nawet zadrapania na obudowie, żadnych przerw w obwodach elektrycznych  jego
sterujšcy kryształ nadal lnił cudownym zielonkawym blaskiem, jakim poszczycić się może tylko neptunian najczystszej wody, ale MUK zachowywał się jak szalony i plótł niesamowite bzdury.
Umieszczono go na stanowisku testujšcym i Ellon z Irenš przystšpili do badania zepsutej maszyny. Stanšłem opodal, żeby im nie przeszkadzać. Wspominałem już zapewne, że Ellona niełatwo jest zadziwić, ale tym razem nawet nie starał się ukryć zdumienia.
 Admirale  powiedział.  Jestem wstrzšnięty. Pola ochronne mózgu nie zostały przebite, zdeformowane lub chociażby osłabione. MUK rozregulował się sam. Sam, admiralne, gdyż kategorycznie wykluczam tu działanie sił zewnętrznych. Ale wewnętrznych uszkodzeń układu elekrycznego też nie stwierdzilimy. Z niczym podobnym do tej pory się jeszcze nie zetknšłem! Pozostała tylko jedna możliwoć: samoczynna degradacja którego z podzespołów. Muszę to sprawdzić, ale zajmie mi to co najmniej parę godzin...
 No cóż  powiedziałem  zaczekamy na wynik.  Po czym wróciłem do Włóczęgi.
Smok, któremu nadal towarzyszył Mizar, czekał z niecierpliwociš na najwieższe wiadomoci.
 Włóczęgo  powiedziałem.  Najlepiej z nas wszystkich znasz naturę przestrzeni, więc może potrafisz rozwikłać zagadkę Tarana. Posłuchaj uważnie. Jego MUK przestał działać, chociaż nie miały na to wpływu żadne siły zewnętrzne ani wewnętrzne. Inaczej mówišc, w przestrzeni, przez którš mknšł mózg wraz ze statkiem nic się nie wydarzyło. Rozumiesz mnie, Włóczęgo? Chodzi mi o to, czy na MUK nie mogła zgubnie podziałać sama przestrzeń. Czy przestrzeń, będšca w warunkach normalnych
jedynie biernym nonikiem pól, fal i korpuskuł, nie mogła się nagle uaktywnić?
 Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie  wyznał smok.  Miałem do czynienia jedynie z pasywnš przestrzeniš, którš potrafiłem niemal dowolnie kształtować. Wiem, że potrafi wytwarzać własne fale, które wy nazywacie falami przestrzennymi, że można jš przekształcić w materię, z której znów da się wytworzyć przestrzeń. To wszystko prawda, ale według mojej wiedzy przestrzeń nie może oddziaływać na ciała materialne inaczej niż za porednictwem działajšcych w niej sił.
 Ja też tak sšdzę. Zapytajmy jeszcze jednak o zdanie Oana, który lepiej od nas poznał tajemnice tutejszego wiata.
Dwunastonogi myciciel zjawił się wraz z Orlanem i Gracjuszem, którzy też byli ciekawi opinii Arana.
Nie zdšżyłem jeszcze zadać swoich pytań, gdy do stajni smoka wszedł Oleg z Ellonem, który przyniósł graficzny wynik badań testowych.
 Admirale!  wykrzyknšł impulsywnie Ellon.  Zaręczam, że nigdy o czym podobnym nawet nie słyszałe! MUK Tarana myli skutki z przyczynami! I to wszystko, powtarzam, bez ladu jakiegokolwiek uszkodzenia! To prawdziwy cud, że zwariowana maszyna nie wysadziła całego statku w powietrze, a przy okazji nie spopieliła przynajmniej jednego z Trzech Mętnych Słońc.
 Rozumiesz co z tego?  zapytałem Oana.  Możesz wyjanić to piekielne zjawisko?
 Nie ma w nim nic piekielnego  odparł bez wahania Aran.  Wasza maszyna zapadła na raka czasu. Czas eksplodował w jej wnętrzu, rozerwał jej łańcuchy logiczne i rozsypał ich ogniwa po przeszłoci, teraniejszoci
i przyszłoci. Dlatego niezdolna jest do zrealizowania jakiegokolwiek programu. Rak czasu jest najcięższš chorobš naszego wiata.
 Czy i my możemy się niš zarazić?  zapytał Orlan, którego głowa z przerażenia tak głęboko zapadła się w ramiona, że na zewnštrz wystawały jedynie oczy.
 Jeli tylko Okrutni Bogowie tego zapragnš! Włanie dlatego starałem się wyrwać do innego czasu. Jestecie potężni, więc wam może się to udać. Jeli jednak nie chcecie chronić się w pozaczasie, to lepiej uciekajcie z tego miejsca. Okrutni Bogowie nie zauważali was dotychczas, ale teraz spostrzegli. To jest zły znak.
Mówił o tym, że Okrutni Bogowie raczyli wreszcie popatrzyć na nas niedobrym okiem, a ja po raz który z rzędu przypatrywałem się uważnie jemu samemu. Wydało mi się nagle, że widzę go po raz pierwszy. Dwoje jego dolnych oczu patrzyło na nas, zwyczajnie patrzyło. A trzecie, umieszczone nad nimi, widrowało przenikliwym blaskiem, promieniowało, wbijało do naszych głów jego myli, obce dla nas i grone. Przebiegł mnie mimowolny dreszcz. Oan też mišł niedobre oko...

Gdybym miał jednym zdaniem wyrazić natrętne pragnienie, które nas wszystkich opanowało, powiedziałbym tylko: Spłachetek czystego nieba! Nieznani przeciwnicy zabronili nam oczyszczać przestrzeń kosmicznš, ale g...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin