TRZYDZIECI OSIEM W systemie Namšem toczyła się wojna. Zagrożone były trzy różne populacje księżyców-miast. Zasoby niemal tysišca statków przeznaczono do stłumienia chaotycznych walk, które toczyły się na sporym obszarze układu. Ładowniki z zapasami z ponad dwustu statków zostały wysłane na powierzchnię samego Namšem. wiat ten przez kilka tysięcy lat był starannie pielęgnowanym parkiem - teraz miał stać się domem miliardów ludzi. Częć populacji księżyców znajdowała się już na jego.powierzchni. Ponad dwa tysišce okrętów zmierzało na Maresk. Tamtejszy reżim praktycznie już nie istniał... nad mieszkańcami wisiało jednak widmo głodu. Uratować ich mogły subtelne działania flot w połšczeniu z ogromnymi transportami żywnoci. Tarelsk nadal miał aktywny rzšd, który nie przypominał jednak żadnego rzšdu z historii układu Namšem. Przypominał raczej ponurš przeszłoć z innych wiatów, gdzie władcy mówili głono o pojednaniu, a jednoczenie zabijali miliony ludzi. Rzšd Tarelska był grupš niepohamowanych szaleńców. ť Jeden z analityków Sammy'ego powiedział: - Jeli ich pokonamy, to będzie prawie jak zbrojny podbój. - Prawie? - Pham podniósł nań wzrok; każdy członek załogi miał na sobie kompletny skafander z kapturem. - Do diabła, to jest zbrojny podbój. -W najprostszej sytuacji misja ratunkowa Queng Ho miała przyjšć formę trzech skoordynowanych zamachów stanu. Gdyby im się powiodło, potomnoć nie zapamiętałaby tego w ten sposób. Gdyby im się powiodło, każda operacja byłaby małym cudem, zbawieniem, którego tubylcy nie mogli zapewnić sobie sami. W całej historii ludzkoci co najwyżej dziesięć razy dochodziło do międzygwiezdnej wojny, obejmujšcej przestrzeń większš niż kilka lat wietlnych. Pham zastanawiał się, co pomylałby jego ojciec, gdyby wiedział, do czego doszedł odrzucony przezeń syn. Odwrócił się ponownie do mapy. Najszybszy z okrętów miał dolecieć do Tarelska za pięćdziesišt Ksekund. - Jakie wieci? - Tak jak przypuszczalimy, rzšd Tarelska nie przyjmuje naszych argumentów. Uważajš nas za najedców, nie ratowników. I nie przekazujš tego, co mówimy, populacji Tarelska. - Ale ludzie chyba znajš prawdę? - Niekoniecznie. Mielimy trzy udane rekonesanse. - Roboty zostały zrzucone cztery Msekundy wczeniej, pojazdy rozpoznawcze, które mogły się poruszać nawet z prędkociš równš jednej dziesištej prędkoci wiatła. - Dostalimy tylko kilka obrazów, ale to, co zobaczylimy, nie zgadza się z informacjami przekazywanymi przez szpiegów Sury. Przypuszczamy, że rzšd zastosował stan powszechnego zagrożenia. Pham gwizdnšł cicho. Teraz każdy system obliczeniowy, nawet dziecięce zabawki, pracował dla rzšdu. Była to najbardziej ekstremalna forma kontroli społecznej, jakš kiedykolwiek wymylono. - Więc teraz majš władzę nad wszystkim. - Marzenie każdego dyk tatora... Tyle że żaden dyktator nie mógł zaplanować każdego szczegó łu zachowania swego społeczeństwa. Władcy Tarelska upadli naprawdę bardzo nisko. Pham odchylił się w swym fotelu. - No dobrze. To ułatwia sprawę, ale i zwiększa ryzyko. Musimy działać jak najszybciej; ci face ci zabijš wszystkich, jeli zostawimy ich samym sobie. Przechodzimy do planu dziewištego. - Oznaczało to kolejne fale zrzutów samosterujšcych urzšdzeń. Pierwsze były bomby pulsacyjne o ograniczonym polu rażenia, które miały olepić oczy i automatykę Tarelska. W następnej fali znaj dowały się kopiarki zalewajšce miejskie obszary księżyca automatykš Queng Ho. Gdyby plan Phama się powiódł, automatyka Tarelska skon frontowana zostałaby z innym, zupełnie obcym systemem, którego nie mógłby objšć stan powszechnego zagrożenia wprowadzony przez miejscowy rzšd. Flota Phama przeleciała na małej wysokoci obok wiata Namšem. Ten manewr utrzymał ich przez kilka tysięcy sekund poza zasięgiem bezporedniego ognia Tarelska, jednoczenie jednak był poważnym wykroczeniem. Cywilizowane układy nie dopuszczały w pobliże zamieszkanych terenów dużych rakiet, a tym bardziej okrętów z napędem międzygwiezdnym. Złamanie tego zakazu karano wysokimi grzywnami, ostracyzmem, a czasem nawet konfiskatš okrętu. Miło było choć raz wcale się tym nie przejmować. Trzydzieci okrętów Phama hamowało maksymalnym cišgiem przy ponad g, i to od kilku Ksekund. Przeleciały nad rodkowopółnocnymi szerokociami Namšem, na wysokoci niecałych dwustu kilometrów, i przy prędkoci dwustu kilometrów na sekundę. Widzieli z tej wysokoci wypielęgnowane lasy i pustynie, tymczasowe miasta, w których mieszkali uchodcy z Alqin. Potem zaczęli oddalać się ponownie, trajektoriš zakrzywionš przez masę planety. Przypominało to dziecięcy rysunek, planeta dosłownie przemknęła przed ich oczami. Tymczasem przestrzeń przed nimi błyszczała diabelskim wiatłem, i tylko niewielkš jego częć stanowił ogień obrony. Włanie z tego powodu szybki lot ponad zamieszkanš powierzchniš stanowił szaleństwo. Przestrzeń wokół wiata Namšem była kiedy uporzšdkowanš scenš działania zoptymalizowanego systemu. Zastanawiano się nawet nad budowš wież orbitalnych. Tej optymalizacji skutecznie sprzeciwił się rzšd, lecz mimo to przestrzeń na mniejszych wysokociach roiła się od tysięcy pojazdów i satelitów. Nawet w najlepszych dla Namšem czasach mikrokolizje tworzyły tak wiele mieci, że ich zbiórka i utylizacja stanowiła największy i najbardziej dochodowy biznes w okolicach Namšem. Teraz jednak już od wielu Msekund nikt nie zajmował się porzšdkowaniem przestrzeni okołoplanetarnej. Flota Queng Ho nie spodziewała się aż takiego chaosu, ale torowała sobie drogę za pomocš sterowanych eksplozji sięgajšcych setki kilometrów naprzód i na boki. Okręt Phama niszczył miliony ton mieci, transportowców i pojazdów wojskowych rzšdu... Przybycie floty zostało jednak ogłoszone znacznie wczeniej; może obyło się bez przypadkowych i niewinnych ofiar. Armada okrętów Queng Ho pozostawiała za sobš tylko spalone i zgniecione szczštki. Tarelsk leżał dokładnie przed nimi. Miliony wiateł, które rozpalały powierzchnię księżyca w lepszych czasach, zostały teraz zgaszone albo dekretem rzšdu, albo przez bomby pulsacyjne Phama. Ale Namšem nie było wcale martwe. Za niecałe pięćdziesišt sekund okręty Phama miały wygasić silniki. Nikt nie wiedział, co może stać się potem- Bez silników nie działało pole ochronne... a bez pola nawet drobny fragment metalu lecšcy z dużš prędkociš mógł poważnie uszkodzić statek. - Czterdzieci sekund do wygaszenia. - Płomienie już przygasały, by nie zniszczyć powierzchni Tarelska. Pham przejrzał szybko raporty pozostałych flot; ładowniki na Namqem, dwa tysišce okrętów spieszšcych na ratunek głodujšcym mieszkańcom Mareska. Maresk płynšł majestatycznie przez przestrzeń, niczym lewiatan otoczony ławicš drobnych ryb. Wiele sporód dwóch tysięcy statków zdšżyło już przycumować do powierzchni księżyca. Reszta kršżyła po orbicie. Ostatni z frachtowców z zewnętrznego układu widoczny był jeszcze poza krawędziš Mareska. Ten powolny kolos został wystrzelony wiele Msekund wczeniej, kiedy farmami położonymi z dala od centrum układu zarzšdzała jeszcze sprawna automatyka. Frachtowiec był wielki jak okręt międzygwiezdny, lecz brakowało mu skomplikowanego osprzętu. Na pokładzie znajdowało się dziesięć milionów ton ziarna, które mogły jeszcze przez jaki czas utrzymać mieszkańców Mareska przy życiu. - Dwadziecia sekund do wygaszenia. Pham jeszcze przez chwilę patrzył na obraz Mareska. Wokół okrętów Queng Ho aż roiło się od mniejszych pojazdów, nikt jednak nie miał wrogich zamiarów. Mieszkańcy Mareska nie oddali władzy szaleńcom jak ci z Tarelska. Nagle przed oczami Phama pojawiły się srebrne ikonki, mrożšce krew w żyłach odłamki lodu. Wiadomoć pochodziła od agentów Sury na Maresku; Sabotaż iv zacumowanych okrętach. Uciekać! Uciekać! Obraz Mareska zniknšł z wywietlacza Phama. Przez chwilę patrzył ponownie na wiat Namšem. Blask słońca ogarniał dwie trzecie zwróconej ku niemu powierzchni planety. W rzeczywistoci Maresk ukryty był za wiatem Namšem. Nagle krawęd atmosfery Namšem zapłonęła wiatłem innego, nowego słońca, które narodziło się gdzie poza planetš. Dwie sekundy póniej pojawił się kolejny błysk, potem jeszcze jeden. Jeszcze przed momentem załoga Rewerencji" była całkowicie pochłonięta odliczaniem przed wygaszeniem silników i przygotowaniami do tego, co miało nastšpić póniej. Teraz wszyscy zwrócili się ku wiatłom rozpalajšcym krawęd Namšem. - Gigatonowe eksplozje wokół Mareska. -Analityk starał się przema wiać opanowanym głosem. - Nasze floty w pobliżu powierzchni... Boże, wszystkie zniknęły! - Wraz z ponadmiliardowš populacjš księżyca-miasta. Sammy Park siedział nieruchomo, wpatrzony w przestrzeń. Pham zrozumiał, że być może będzie musiał przejšć dowodzenie. Wtedy jednak Sammy pochylił się do przodu i zakomenderował ostrym, stanowczym głosem: - Tran, Lang, wracajcie na pozycje. Zajmijcie się naszš flotš! Inny głos: - Wygaszenie... teraz. Pham doznał znajomego uczucia lekkoci, kiedy główny silnik Rewerencji" został całkowicie wygaszony. Na wywietlaczu widział, że wszystkie okręty floty wygasiły silniki w przecišgu stu milisekund od wyznaczonego czasu. Niecałe czterysta kilometrów przed nimi leżał Tarelsk, tak bliski, że nie wydawał się już księżycem czy planetš, lecz krajobrazem rozcišgajšcym się wokół statków. Przed nadejciem Ludzkoci Tarelsk był jeszcze jednym martwym i zimnym księżycem, niewiele większym od pierwszej Luny. Lecz podobnie jak w przypadku ziemskiego Księżyca, gospodarka transportowa dała mu szansę na rozwój. W wietle wiata Namqem Tarelsk mienił się pastelowymi barwami, szczytami wyniosłych, sztucz...
sunzi