Sheila Danton - Nasz wspólny dom.pdf

(593 KB) Pobierz
128732274 UNPDF
Sheila Danton
Nasz wspólny
dom
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Fran Bergmont niecierpliwie po raz trzeci wystukała numer
dyżurny doktora Jennera. Tym razem zgłosił się od razu.
- Mówi pielęgniarka z oddziału D - wyjaśniła szybko. -
Jest pan tu pilnie potrzebny.
Nie czekając na odpowiedź, gwałtownym ruchem odłożyła
słuchawkę i wróciła biegiem do małej sali, gdzie leżała pani
Dubarry. Allie, stażystka ze szkoły pielęgniarskiej siedząca przy
łóżku chorej, spojrzała na Fran pytająco.
- Odebrał w końcu. Nie dałam mu czasu na wykręty.
Fran sprawdziła puls i ciśnienie pacjentki, po czym ujęła jej
zniekształconą dłoń i pogładziła ją, patrząc ze smutkiem, jak
życie powoli uchodzi z wyniszczonego ciała staruszki.
- Chcesz, żebym wezwała zespół reanimacyjny? - spytała
Allie.
Fran wskazała na kartę chorej, gdzie widniał napis: „Nie
reanimować". Pani Dubarry straciła przytomność przed kwa­
dransem i od tej pory nie dawała żadnych oznak życia. Wielo¬
krotnie wzywany doktor Jenner nadal się nie zjawiał i Fran
z trudem ukrywała gniew. Gestem poprosiła Allie, by wyszła na
korytarz.
- Nie miała rodziny, prawda? - spytała Allie.
- Tak mówią w domu opieki. - Plastykowe drzwi na końcu
korytarza otworzyły się i ukazała się w nich postać w białym
kitlu. - Spóźnił się pan, doktorze Jenner - skarciła Fran młode¬
go lekarza.
6
NASZ WSPÓLNY DOM
Pokręcił głową.
- Nazywam się Rob Ward. Przejąłem właśnie obowiązki
doktora Jennera na nocnej zmianie.
Fran niezbyt dobrze się orientowała w systemie dyżurów
lekarzy, powiedziała więc przepraszającym tonem:
- Och, rozumiem. Wzywałam doktora Jennera przez niemal
godzinę, żeby zajrzał do pacjentki.
Doktor Ward westchnął i sięgnął po kartę chorej.
- Zaraz ją zbadam.
- Niestety, zmarła przed paroma minutami. Może pan tylko
potwierdzić zgon.
Lekarz spoważniał i zniknął w małej salce. Po chwili wy¬
szedł i rzekł ze współczuciem:
- Zaawansowany artretyzm. Musiała bardzo cierpieć.
Fran pokiwała głową i odprowadziła lekarza do gabinetu.
- Pewnie dlatego nie chciała, żeby ją reanimować. Nie na¬
cieszyłaby się już życiem. Reumatyzm i problemy z sercem...
- A więc wzywała pani mojego zmiennika przez godzinę?
- Spojrzał na nią uważnie. - Kiedy przyszedłem, powiedział
mi, że właśnie pani dzwoniła. Nie wspominał, że nie po raz
pierwszy...
Fran potrząsnęła głową ze zdziwienia.
- Proszę spytać Allie. Parę razy sama próbowała się z nim
skontaktować. Szukałyśmy go wszędzie.
- W takim razie skąd wzięła się w karcie uwaga, żeby nie
reanimować pacjentki?
- Pozostała po poprzednim pobycie chorej w szpitalu.
- Jest pani nowa na tym oddziale? - Fran wyczuła w pytaniu
podejrzliwość.
- Byłam na urlopie macierzyńskim - odparła sucho, mając
nadzieję, że Rob Ward dostrzeże w jej oczach rozdrażnienie.
- Rozumiem. - Przejrzał pospiesznie skąpe notatki, a potem
NASZ WSPÓLNY DOM
7
podniósł słuchawkę i wykręcił numer wewnętrzny. - Wydaje mi
się, że lekarz specjalista powinien się o tym dowiedzieć.
- Chodzi panu o doktora Guntera?
Ulga, jaką poczuła Fran na myśl o tym, że doktor Ward
zamierza zadzwonić do kogoś, kto ją zna, nie trwała długo.
W zeszłym miesiącu jego miejsce zajął doktor Smith.
Do gabinetu zajrzała Allie.
- Możesz mi pomóc położyć Gladys z powrotem do łóżka?
Fran skinęła głową i wyszła na korytarz. W końcu żywi
są ważniejsi od zmarłych. Ciekawa była jednak, jak prze¬
biegnie rozmowa doktora Warda ze specjalistą. Z pewnością
prędzej uwierzy koledze po fachu niż pielęgniarce, której
nie zna.
Przygotowanie do snu poważniej chorych pacjentów zajęło
pielęgniarkom sporo czasu. Dopiero po godzinie Fran wróciła
do gabinetu. Zastała tam doktora Warda pogrążonego w oży¬
wionej dyskusji z ciemnowłosym mężczyzną, który siedział na¬
przeciw niego. Nieznajomy zwrócony był do niej tyłem. Od¬
wrócił się, słysząc skrzypienie, drzwi, i obrzucił ją uważnym
spojrzeniem. Znieruchomiała, w milczeniu wpatrując się W jego
błękitne oczy. Gdy wstał, okazało się, że jest sporo wyższy od
niej, mimo że Fran nie zaliczała się do niskich kobiet.
- To pani ma teraz dyżur? - spytał.
Szkocki akcent nie pozostawiał wątpliwości co do pochodze¬
nia nieznajomego. Zaskoczona wrażeniem, jakie wywarł na niej
ten mężczyzna, Fran wydukała:
- Tak. Nazywam się Fran Bergmont.
Szkot był zupełnie niepodobny do swego poprzednika, do¬
ktora Briana Guntera, pulchnego i prostodusznego człowieka,
przy którym wszyscy czuli się swobodnie. Fran ujęła dłoń, którą
podał jej na powitanie, i kiedy ich palce zetknęły się, poczuła
lekki dreszcz.
8
NASZ WSPÓLNY DOM
- Miło mi panią poznać. Jestem Callum Smith.
Gdy opuściła rękę, jeszcze raz się zmieszała, zaskoczona
doznaniem, jakiego doświadczyła po raz pierwszy od śmierci
Daniela.
- Czy to pan przyszedł na miejsce doktora Guntera?
- Tak. - Uśmiech rozświetlił nie tylko jego oczy, ale całą
twarz. - Słyszałem, że była pani na urlopie macierzyńskim.
- Owszem.
Starała się zachować pogodną minę, mimo to doktor Smith
najwidoczniej zauważył cień, jaki przemknął po jej twarzy.
- Miała pani problemy? Przykro mi. Jak się miewa dziecko?
Dziwnie długo patrzył jej prosto w oczy.
- Z małą wszystko w porządku.
Spojrzał na jej dłoń bez obrączki, lecz na szczęście nie podjął
tematu. Od śmierci Daniela upłynął już prawie rok, Fran wciąż
jednak krępowały rozmowy z ludźmi, którzy okazywali jej
współczucie i mieli dobre intencje.
- Doktor Ward mówił mi o kłopotach, jakie mieliście tutaj
z lekarzem, który niedawno skończył dyżur. Proszę opowiedzieć
mi, jak to było.
Serdeczność, z jaką się do niej zwracał, obudziła we Fran
nadzieję, że ten lekarz przynajmniej z uwagąjej wysłucha. Ward
poderwał się z krzesła.
- Sprawdzę, czy na oddziale wszystko w porządku.
Gdy zamknął za sobą drzwi, doktor Smith wyraźnie się od¬
prężył. Fran podeszła do krzesła i przysiadła na brzegu, czekając
na pytania. Lekarz wskazał jej fotel pod ścianą.
- Tu jest wygodniej. Ostatecznie to nie przesłuchanie.
- Mam nadzieję. Zrobiłam wszystko, co do mnie należało,
nawet jeśli doktor Ward w to nie wierzy.
- Nic takiego nie powiedział. Jedynie to, że nie zna zbyt
dobrze doktora Jennera ani pani.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin