04.Czy supermarkety są nam potrzebne.pdf

(262 KB) Pobierz
„Wygodne, dużo towaru i niskie ceny. Supermarkety mają wiele dobrych cech. Więc czemu
niektórzy tak się oburzają na supermarkety?
Część ludzi mówi, że z supermarketów nie ma nic pożytecznego. Że oni nic nie produkują a
tylko sprzedają towar poczym wywożą zyski za granice. I Polacy nic z tego nie mają. Warto o
tym porozmawiać, bo Polacy mają coś z supermarketów i to coś dobrego.
Mają niskie ceny i to jest sprawa najważniejsza. Cały problem wokół supermarketów polega
na wydajności. W dużym sklepie jest dużo towaru i ceny mogą wtedy być obniżone.
Stosunkowo mniej ludzi jest potrzebnych do pracy w supermarkecie niż w mniejszych
sklepach. Małe sklepiki, które sprzedają za wyższe ceny, mają trudności żeby sprostać takiej
konkurencji.
I teraz pytanie? Czy rozpowszechnianie supermarketów jest dobre?
Ceny są niższe, ale spora cześć małych sklepów zniknie. Odpowiedz brzmi tak. To jest dobre
dla konsumenta i to jest najważniejsze. (…) „
Powyższy artykuł przypadkowo został znaleziony w sieci. Stał się katalizatorem do napisania
kilku kontrargumentów. Warto zapoznać się z całością i tokiem rozumowania autora.
Magia czy mania wielkości?
W dzisiejszym świecie markety, supermarkety i hipermarkety pochłaniają znaczną część
rynku. Nie ukrywajmy – żywność w marketach jest tańsza – tegoroczne badania pokazują, że
za zakupy rzędu 120 zł zrobione w małym sklepie w markecie zapłacimy o 20 zł mniej.
Dlatego nic dziwnego, że w Polsce w 2007 roku ubyło ponad 5 proc. najmniejszych sklepów
spożywczych, których ciągle jest jednak niemal 67 tys. Ogółem zakupy ogólnospożywcze
można zrobić w ponad 107 tys. placówek, ale ich liczba systematycznie maleje (źródło
Rzeczpospolita, 31-12-2008).
Markety oprócz cen posiadają szereg innych udogodnień. Skupiają w jednym miejscu
artykuły z różnych dziedzin – nie trzeba iść do piekarni, cukierni, warzywniaka i potem do
elektrycznego, skoro wszystko jest w jednym miejscu. I taniej. Człowiek atakowany przez
sprzedawcę słowami: „Co podać?!” często czuje się nieswojo. Zapewne chciałby towar
obejrzeć, powąchać, a tymczasem za nim cała kolejka zdenerwowanych ludzi, którzy pragną
szybkiej obsługi. Krępujące. W TESCO nie ma takich problemów. Przechadzamy się wśród
półeczek, oglądamy, dotykamy (niektórzy smakują) i nikt nas nie naciska i nie stresuje. W
markecie gra ładna muzyczka, jest ciepło (zimą) lub chłodno (latem). Idealna atmosfera. I te
ceny… To matnia hipermarketu. Towar zróżnicowany, ładnie wyłożony, zaprezentowany,
wszystko z wykorzystaniem najbardziej perfidnych technik nakręcania sprzedaży – zauważ,
896761642.003.png
że w „porządnym” sklepie chleba nie znajdzie się obok wejścia – pieczywo jest w najdalszym
zakątku sklepu. Robi się tak, bo większość ludzi kupuje ten towar i aby do niego się dostać
przemierzy hektary powierzchni sklepowej, co daje pewne prawdopodobieństwo, że coś
wpadnie im w oko i to kupią. Istotną rolę w marketach odgrywa oświetlenie. Udowodniono,
że odpowiednio oświetlone owoce czy mięsa i wędliny sprzedają się lepiej, bo ich wygląd
bardziej nas kusi. W bokach regałów montowane są lustra, by wywołać wrażenie, że towaru
jest 2 razy więcej. Ludzie negatywnie reagują na sklep słabo dotowarowany. Kolejny as w
rękawie marketowym to godziny otwarcia. W Polsce jeszcze nie często spotyka się markety
całodobowe, ale w krajach zachodnich jest ich sporo. To często przesądza o naszej decyzji,
np. gdy popsuje się nam kabel antenowy, a tu za 20 min nocne powtórki „M jak Miłość”. Nie
należy zapominać także o magicznym 5.99, które nijak nie jest przez nasz umysł
interpretowane jako 6. To naprawdę poniżej pasa – POWINNI TEGO ZABRONIĆ. Możesz
bić się w pierś, wmawiać, że jesteś inteligentny i doskonale wiesz, że 5.99 to bez mała 6 zł.
Nie masz racji. To jak odruch bezwarunkowy. Ta sztuczka działa podświadomie na każdego.
Zinterpretujesz pierwsze cyfry ignorując resztę. Gdy do tej piekielnej machinerii dodamy
jeszcze kolejny trik psychologiczny – „PROMOCJA”, to mamy niezła maszynkę do robienia
pieniędzy. Nic tak nie karmi konsumenckiej części naszych dusz, jak świadomość, że udało
się nam kupić coś bardzo okazyjnie, prawie za darmochę, wręcz za bezcen. Wracamy do
domów ucieszeni, że mamy spodnie, które naiwniacy kupowali po 200 zł a my w promocji
dostaliśmy za 70 zł. Warto było poczekać na „Noc przecen” w galerii. Szkoda, że
zapominamy o tym, że żaden sprzedawca nie pozwoli sobie na „dokładanie” do biznesu, i w
jego oczach dajemy mu zarobić mniej, niż zdzierał w trakcie sezonu. Chińczyk i tak dostaje
za to kilka yuanów.
Czy takie coś nie zniesmacza? Ta wszechobecna manipulacja? Ta gonitwa za zyskiem? Za
każdym klientem? I to „poniżej pasa” ? Jeśli ceny są niskie, to dlaczego nie? To nasze dobro,
dobro konsumenckie. Nic bardziej złudnego. Światem rządzi pewne święte prawo zwane
zasadą zachowania energii – parafrazując – coś za coś.
Jak myślisz gdzie tkwi sekret? Przecież musi być coś kosztem czegoś! I jest. Ale by to
zobaczyć, trzeba sięgnąć tam, gdzie wzrok (konsumencki) nie sięga.
Ceny
Koszta hipermarketu w porównaniu z kosztami małego sklepu i przeliczeniu na ilość
asortymentu i powierzchnię są wielokrotnie niższe. Dodatkowo doradcy prawni wielkich
korporacji stosują szereg wybiegów prawnych, by ograniczyć koszta inwestycyjne i
utrzymaniowe. Stosuje się także rozmaite sztuczki, by unikać płacenia podatków. Ceny
hurtowe towarów w marketach zawsze będą bardziej atrakcyjne, bo sieć otrzymuje rabaty na
olbrzymie zamówienia, jakie składa. Ale co z produktami importowymi, jak np. niemiecki
towar z sieci „Lidl”? Lub słynne „wyprodukowane dla Biedronka”? Niekiedy różnica tkwi w
etykiecie, ale często cena jest wykładnikiem jakości. Przyglądając się towarom
„biedronkowym” można zauważyć, że np. napoje produkuje Hortex – podobnie inne produkty
„tańsze” produkowane są przez gigantów jakości. Można by przypuszczać, że w napoju nie
robi to kolosalnej różnicy, ale co w przypadku nabiału czy wędlin? Lepiej nie ryzykować.
Szczególnie z parówkami, pasztetami i mięsem. Markety nie zaopatrują się w małych
masarniach, drobnych plantacji warzyw i owoców, które mają sporą rotację wyrobów.
Zaopatrywane są przez fabryki żywności – gdzie nacisk idzie na ilość– mniej na jakość. Im
mniejszy koszt produkcji – tym lepiej. Najgorsze, co możemy zrobić, to wytępić małe
„zdrowsze” sklepiki i zdeterminować nasze żywienie marketowymi półkami. Zakup mięsa z
marketu wiąże się z pewnym ryzykiem, co do jego świeżości. Z pewnością sytuacje, gdzie
olbrzymie magazyny marketów pełne są zalegającego towaru są częste – tak wielki sklep
musi mieć „bufor”, by nie brakło jakiegoś towaru. Często taki bufor – trzeba opróżnić.
Wielokrotnie rozmawiając ze znajomymi, którzy dorabiali pracując w hipermarketach
spotkałem się z opowieściami o myciu kurczaków i kiełbas, moczeniu wędlin w różnych
dziwnych chemikaliach, etc. Oczywiście o podobne praktyki można by przecież posądzić
drobnych sklepikarzy. Jednak oni mają mniejsze magazyny i tam towar nie zalega długo.
Pracownicy
Trąbione było w mediach o wyzysku pracowników. Nie trzeba daleko sięgać pamięcią.
Słynna afera w Biedronce, gdzie kobiety dźwigały olbrzymie ciężary, strajki w TESCO z
powodu niskich płac i nieludzkich warunków pracy, etc. Pracownik, który kosztuje sieć 1000
zł przynosi zysk 11 000 zł (źródło http://bazar24.pl). Pensje w marketach nie są
oszałamiające, a pracować trzeba w soboty i niedziele. Całe szczęście, że wyszła ustawa
zakazująca pracy w dni świąteczne pracownikom, którzy nie są właścicielami sklepu.
Zatrudnionych na podstawie umowy cywilnoprawnej nie obowiązują zapisy kodeksu pracy,
mogą pracować nie 5 dni w tygodniu lecz np. 7 dni, bez 11-godzinnego odpoczynku.
Kapitał
Nie dość, że korporacje stosują wybiegi prawno-podatkowe, to zarobione pieniądze
przekazywane są zagranicznym właścicielom. Pieniądz jest „wywożony” z naszego kraju,
zamiast wpadać w obieg i zasilać polskie inwestycje. Tabliczki w stylu „Dobre, bo nasze”,
„Kupuj polskie produkty” budują nam pewnego rodzaju iluzję. Wydaje się nam, że wkładamy
pieniążki w ojczysty przemysł kupując „nasz produkt”. Owszem, nie jest to kłamstwem.
Jednak zyski z tego zakupu nic z Polską wspólnego nie mają, bo trafiają za granicę. Po
nazwach takich, jak Champion, Carrefour czy TESCO można wywnioskować, że
inwestujemy w obcy kapitał (odpowiednio francuski i brytyjski). Ale uwierzysz, że kupując w
Biedronce czy Plusie nabijasz kasę Portugalczykom? POLO market to jedna z nielicznych
sieci, których kapitał jest 100%owo polski (podobnie przejęta przez POLOMarket sieć ABC).
Poniższe zestawienie stanowi miłe zaskoczenie. To sieci handlowe, które mogą wydawać się
nie polskie, a są w 100%-tach
oparte
na
polskim
kapitale:
EMPIK
Big
Star
Limited
Avans
Fotojoker
House
MediaExpert
NeoNet
Piotr
i
Paweł
RTV
Euro
AGD
Reserved
SMYK
• Żabka
Krajowi dostawcy
Również i ta grupa jest poniekąd poszkodowana w marketowych praktykach. Dostawcy
muszą akceptować warunki narzucane im przez koncerny. Powszechną praktyką jest
odraczanie terminów płatności, które daje marketom skumulowany kapitał, którym można
obracać na rynku. I to wszystko uchodzi na sucho.
Czy markety są nam potrzebne?
Z punktu widzenia bezmyślnego zjadacza i konsumenta – tak. W dużych skupiskach ludności,
ja wielkie miasta nie można w inny sposób zaspokoić głodu konsumpcji. Rozsądek
podpowiada jednak, że nie. Nie potrzebujemy marketów na takich zasadach, na jakich
działają i z czarną perspektywą, jaką niesie ich polityka. Potrzebujemy konkurencyjności i
niskich cen, ale również towarów o wysokiej jakości. Potrzebujemy rozwoju naszej
gospodarki i handlu, a nie wspierania zagranicy. Potrzebujemy godziwych warunków pracy, a
nie wyzysku. Pamiętajmy, że to od nas zależy ich byt i czy staniemy się ich niewolnikami
pozwalając im na monopol. Kolejny raz kłania się zdrowy rozsądek i szczypta wyobraźni.
Niewątpliwie polska mentalność to największa zapora przeciwko ogromnym sieciom
handlowym. Polski rynek jest jednym z najbardziej specyficznych rynków detalicznych w
Europie. Mniej więcej po połowie udziałów w ujęciu wartościowym przypada na handel
tradycyjny i duże sieci. Badania wykazują, że chętnie robimy zakupy w małych sklepach
blisko domu. Dlatego w odróżnieniu od innych państw europejskich u nas osiedlowe sklepiki
trzymają się mocno. I niech tak pozostanie.
Gdy wybierzesz się do Real, Auchan, TESCO czy innego marketu – przemyśl sobie kilka
kwestii. Zwróć uwagę na skład i jakość towarów, które kupujesz za podejrzanie niską cenę.
Kupując mięsa staraj się wybierać te foliowane z datami ważności, których nie da się
„domyć”. Pod żadnym pozorem nie kupuj posiłków gotowanych w kuchniach przy marketach
– to miejsca utylizacji produktów, których niejadalność można ukryć przez przetworzenie.
Bądź wyrozumiały, gdy kasjer nie zawsze powie „Dzień dobry” – jego praca nie koniecznie
sprawia, ze jego dzień jest dobry. Odwiedzaj od czasu do czasu okoliczne warzywniaki i inne
sklepiki. Inwestuj w Polskę i w polski handel.
rzuber
PS. jako lekture uzupełniającą polecam film “Unser täglich Brot” w reżyserii Nikolausa
Geyrhaltera. Można go łatwo znaleść w zasobach sieci (hasła: “Nasz chleb powszedni”, “Our
daily bread” ). Nie pada w nim ani jedno słowo - obraz mówi sam za siebie. Film ukazuje
proces wytwarzania żywności, którą na codzień kupujemy. Naprawde robi wrażenie.
Link: http://otworz-oczy.org/?p=160
Manipulacja
Biorąc koszyk nie zastanawiamy się jak bardzo jesteśmy manipulowani. Gorzej - nie chcemy
nie być manipulowani. Ale może dobrze jest wiedzieć jakie to techniki, i jakie efekty
społeczne rodzą się przez to, że masy takich jak my dają się manipulować.
Perfekcja
Firmy zajmujące się sprzedażą posługują się najnowszymi badaniami nad psychiką. Pozycja,
kolor, opakowanie, temperatura, zatłoczenie, tysiące parametrów wpływa na przymuszenie do
zakupu określonego produktu, w określonym miejscu, czasie. Techniki powodują że
poruszamy się po określonym torze, wykonując zaplanowane z góry czynności i wydając
określoną sumę pieniędzy. Kupujemy produkty niepotrzebne, byle jakie, które szybko się
psują i zużywają ale zgodnie z zaplanowaniem jesteśmy coraz bardziej z nich zadowoleni i
coraz bardziej do nich przywiązani. Temu służą najnowsze techniki marketingu.
Efekty
53% zakupów to rzeczy na które decydujemy się w trakcie wizyty w sklepie. 11% To rzeczy
które mieliśmy kupić ale bez konkretnie zaplanowanej marki, czy jakości. Tylko 1/3 to rzeczy
które chcieliśmy kupić. Widać więc że manipulacja - nazywana ładnie "wpływem na klienta"
lub "merchandisingiem" ma możliwość zwiększyć obroty o 300% - a można wykazać że
jeszcze więcej.
Hipermarkety w Europie
Udział w rynku. W Polsce hipermarkety na szczęście nie zajęły tak dużej części rynku jak w
innych krajach Europy. Na szczęście, bo to hipermarkety wprowadzają najwięcej manipulacji.
Procent rynku pokazuje na ile inne społeczeństwa dają się wodzić za nos. W Polsce w 2005
roku istniało 283 hipermarkety, 976 supermarketów i 1466 dyskontów
(za "Hiper będzie SUPER" w: OZON, 6-12.07.2006, za)
Niemcy
87%
Francja
86%
Węgry
83%
Czechy
61%
Polska
24%
Skala zmanipulowania
* 91% kupujących w hipermarketach uważa że są tam niższe ceny i że oszczędza
* 60% chwali dogodną lokalizację hipermarketów
* 52% daje się przekonać hasłem "promocja"
* 24% twierdzi że produkty w hipermarketach są dobrej jakości (!)
* 44% kupujących w małych sklepikach wybiera je ze zwględu na jakość produktów
* 30% klientów sklepików osiedlowych dostrzega korzyść cenową
* 3% tylko tyle kieruje się szerokim asortymentem w hipermarkecie.
* 3% tylko tyle wybiera sklepy osiedlowe z "lenistwa" (bliska lokalizacja)
TECHNIKI
Ukrywanie rzeczy najczęstszego zakupu
Przychodząc po produkt do małego sklepiku (jednego z trzech na ulicy) jeśli go nie
znajdziemy pójdziemy dalej, robiąc tam gdzie go znajdziemy większe zakupy. W
hipermarkecie zastanowimy się co kupić w zamian. Jesteśmy już skłonni pójść za sugestią - a
to sprzyja dalszym sugestiom. Często okazuje się że zamiast chleba - którego nie ma -
kupujemy inny chleb, bułki i jeszcze pieczywo specjalne. Wydajemy 3 x więcej a pieczywo i
tak w połowie się zepsuje.
896761642.004.png 896761642.005.png 896761642.006.png 896761642.001.png 896761642.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin