fym-cz-2.pdf

(10230 KB) Pobierz
782284973 UNPDF
Zdarzenie w oczach radzieckich ekspertów – historia pierwszej bazy
księżycowej
Konflikt wewnątrz osobowościowy - zderzenie przeciwnie skierowanych nie dających się pogodzić wzajemnie motywów w
świadomości dowódcy statku powietrznego. W badanym przypadku, z jednej strony obecny był motyw odejścia na drugi krąg.
Dowódca statku powietrznego był świadom niebezpieczeństwa i całej złożoności sytuacji, swego braku przygotowania do kontynuacji
lotu w trudnych warunkach atmosferycznych poniżej dopuszczalnego dlań minimum. Z drugiej strony obecny był motyw
konieczności wykonania zadania i życzeń pasażera Nr 1. Te życzenia nie były wyartykułowane wprost, ale istnieje dowód, że załoga
uwzględniała prawdopodobną negatywną reakcję, w sytuacji, gdy nie wylądują na lotnisku Smoleńsk „Północny”. Spodziewana kara
w przypadku odejścia na lotnisko zapasowe formułowała imperatyw kategoryczny „wylądować za wszelką cenę” i popychała do
nieuzasadnionego ryzyka. Tym bardziej, że w 2008 roku miała miejsce sytuacja, w której podjęto surowe środki w stosunku do
dowódcy statku powietrznego, który ze względów bezpieczeństwa odmówił lądowania w Tbilisi (dowódca statku powietrznego
wykonujący lot krytyczny, w tamtym locie był drugim pilotem).
(raport komisji Burdenki 2, s. 135)
Spekulowanie na temat katastrofy polskiego Tu-154, w której 10 kwietnia ubiegłego roku zginął prezydent państwa Lech Kaczyński
oraz przedstawiciele polskiej elity, jest bluźniercze.
S. Ławrow 1
Trzeba przyznać, że radzieccy eksperci (czy to z Moskwy, do których informacja dotarła „około 11-
tej” rus. czas u 2 , czy z Warszawy i okolic z genialnym płk. dr. E. Klichem w roli główne j 3 ) mieli dość
2 Por. raport komisji Burdenki 2 (s. 12): „Informacja o zdarzeniu lotniczym dotarła do Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego
(MAK) i Służby Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej (SBP A WS RF) 10 kwietnia 2010 roku około
11. 00. Niezwłocznie utworzona została grupa specjalistów. Grupa przystąpiła do pracy na miejscu zdarzenia lotniczego o 19.15
tegoż dnia.” Jeśliby ktoś z paranoików smoleńskich chciał się tu wyzłośliwiać, że dopiero o 7-mej wieczorem, gdy zapadła zupełna
ciemność nad pobojowiskiem, radzieccy eskperci zabrali się do pracy, to pragnę przypomnieć, iż przecież najpierw musiały zostać
znalezione rejestratory, przynajmniej niektóre, a to nastąpiło dopiero o 13.02 rus. czasu (s. 103), z których jeden miał widzieć
„polski montażysta” o 10.50 rus. czasu, wg jednych szacunków lub też ca. 10.35, jeśli nie wcześniej, wedle innych – nie wiadomo
jednak do dziś, czy S. Wiśniewski filmował ten rejestrator, który potem znaleźli „ratownicy”, mundurowi i inni poszukiwacze
skarbów na „miejscu Zdarzenia” (na temat rejestratorów por. http://freeyourmind.salon24.pl/340982,dziwne-szpule-4 ) .
Ponadto konieczne było wcześniej uporządkowanie pobojowiska i „ewakuacja ciał”, z których 25 znaleziono dopiero albo już (zależy
jak patrzeć) o 16.20 rus. czasu (s. 104). O znalezieniu pozostałych ciał raport komisji Burdenki 2 nie wspomina , lecz
skoro przygotowano wtedy aż sto miejsc w kostnicy miejskiej i dodatkowe 5 w smoleńskim szpitalu klinicznym, to ciała na pewno się
w końcu znalazły, wszak o 11.40 ustalono „fakt braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego” , po
którym to ustaleniu mogło się oddalić aż 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego (s. 103), to gdzie niby te ciała pozostałych
osób miałyby być, jak nie na Siewiernym? Wprawdzie wg sejmowej relacji J. Sasina, gdy był na miejscu ok. 9.30, to „ nie było 96
ciał ” w okolicach wraku (a jedynie kilka, kilkanaście), zaś akcji poszukiwawczo-ratunkowej już nie podejmowano (sam Sasin
podejrzewał, że reszta ciał jest przygnieciona szczątkami samolotu), ale to przecież jeszcze o niczym nie musi świadczyć, skoro, jak
wiemy, „pracownice pogotowia” doliczyły się przy wraku ok. 90 ciał w przeciągu pół godziny, a więc pewnie wtedy, gdy podniesiono
wrak.
Poza tym, żeby zebrać porządnych ekspertów, potrzeba czasu i cierpliwości, trzeba mieć ich numery telefonów (tak jak tow. A.
Morozow, przewodniczący komisji Burdenki 2, miał akurat tylko numer tow. dr. E. Klicha, który to ekspert akurat nigdy
wcześniej się nie zajmował katastrofami samolotów pasażerskich, ale błyskawicznie się wyspecjalizował , jadąc
najpierw do nadwiślańskiego ministra transportu, a następnie lecąc do Smoleńska) - no i tacy najlepsi z najlepszych, cream of the
cream , muszą się jakoś zebrać. To wszystko trwa.
(Podobna historia była przecież z „najwyższym rangą ocalałym z katastrofy”, J. Sasinem, który po 9. rano pol. czasu nie mógł się
dobudzić ministrów, do których wydzwaniał, będących w kraju (por. co mówi jego bliski współpracownik A. Kwiatkowski:
„Pamiętam, że pan minister próbował się dodzwonić do któregoś z ministrów, którzy zostali w Polsce. To były jednak dwie
godziny różnicy i większość nie odbierała telefonów, bo po prostu spała” , M. Dłużewska i J. Lichocka, s. 93)).
3 „Rozpocznę od pierwszej informacji, o której – jak większość pewnie z państwa – dowiedziałem się o katastrofie z mediów. Nawet
dzwonił jeszcze syn. Mówi: tato czy wiesz, co się dzieje? Włączyłem TVN 24, widzę, co się dzieje, w związku z tym natychmiast
zacząłem się pakować i jadę do Warszawy, bo wiedziałem, że już może być problem prawny. Dlaczego? Dlatego, że samolot jest
samolotem – był – samolotem lotnictwa państwowego. Załoga była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa
państwowego, którego nie obejmuje załącznik 13 do konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym. Tak gdzieś w połowie
drogi, chyba w rejonie Garwolina, bo ja mieszkam w Dęblinie i na weekendy jeżdżę do Dęblina, w tygodniu czy jak potrzeba to
mieszkam w Warszawie, także nie ma jakiegoś problemu tutaj dojazdu, szybkości na miejsce wypadku czy coś. W połowie drogi
dostałem telefon od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji Federacji Rosyjskiej, zastępca pani
Anodiny – szefowej Mieżnonarodnej Awiacionnej Komisji... Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu Lotniczego.
Dlatego, że ten Komitet ma większe zadanie niźli badanie, a badanie prowadzi w dwunastu krajach byłego Związku Radzieckiego,
to znaczy wszystkich oprócz Państw Bałtyckich. On zadzwonił i powiadomił mnie, że jest katastrofa w Smoleńsku i traktuje to
jako telefoniczne powiadomienie, natomiast formalne będzie później. I było od razu pytanie o procedury, według jakich będzie ten
wypadek badany. On zaproponował załącznik 13 do konwencji, bo myślę, że i według jego wiedzy, i ówczesnej mojej wiedzy, to
jest jedyny dokument, który podpisała i strona polska, i Federacja Rosyjska jako konwencję chicagowską tak zwaną z ’44 roku. Ja
wtedy nie wypowiedziałem się jednoznacznie, ale też sądziłem, że to będzie jedyne rozwiązanie, to znaczy rozwiązanie, które ma
782284973.002.png
ułatwione zadanie, jeśli chodzi o wyjaśnianie przyczyn Zdarzenia (jego godzina była do ustalenia),
ponieważ przyczyny, przebieg i skutki „wypadku lotniczego na Siewiernym”, znane
były niektórym funkcjonariuszom jeszcze przed „katastrofą” 4 . Szczęśliwy los na loterii
wyciągnęli też co poniektórzy, bardzo nieliczni, polscy dziennikarze (jak legendarny i wspominany
już W. Bater), którzy uzyskali ten wyjątkowy przywilej bycia powiadomionymi „o nieszczęściu”
jeszcze zanim je oficjalnie ogłoszono 5 . Jakieś wyjątkowe przeczucia mieli też przedstawiciele
nadwiślańskich mediów komunistycznych
podobnie jak niektórzy przedstawiciele ruskich mediów, zapobiegliwie zamieszczający nekrolog
polskiego Prezydenta już nocą z 9 na 10 Kwietnia:
jasne zasady prawne” (stenogram posiedzenia sejmowej komisji infrastruktury 6-05-2010, s. 3-4). Por. też
„Pamiętam jak inny oficer powiedział mi: k..., takiej mgły to ja w życiu nie widziałem. I po drugim nieudanym podejściu samolotu
powiedział nam dowodca: nasz Ił-76 poleciał do Moskwy. Ale polska załoga też zdecydowała się tu za chwilę lądować. Widzicie,
jaka jest pogoda, więc jeśli coś się stanie, powiedzcie prasie albo wszystkim, że cztery razy podchodził do
lądowania . Bo kto podchodzi w taką pogodę? Ten, kto zszedł z rozumu” (relacja jednego z ruskich mundurowych) .
5 Por. też datę i godzinę umieszczenia tej informacji:
uwagę kiedyś Kisiel): 10.04.2010 08:38.
782284973.003.png 782284973.004.png
^
(informacje na samym dole)
(rozwinięcie informacji po kliknięciu)
Przy takim rozwoju sytuacji nie należy się dziwić, iż niedługo „po katastrofie” już niemal
wszystko o niej wiedziano . Oczywiście nie tak szczegółowo, jak to potem w ciągu miesiąca
intensywnych prac partyjnej egzekutyw y 6 ustalili radzieccy badacze (choć Bogiem a prawdą
wystarczył im niecały tydzień, po którym „miejsce katastrofy” po prostu zniknęło, rozjechane
buldożerami jak teren budow y 7 ) , ale na pewno zarysowo, z grubsza, tak, by pojął (i umiał wyjaśnić
6 Określenie „egzekutywa” wydaje się na miejscu, skoro w samych „Uwagach” zgłaszano pretensje do strony radzieckiej, że jedynie
sporą część swoich „badań” komunikowała „akredytowanemu”, por. http://freeyourmind.salon24.pl/345616,uwagi-do-uwag
7 Raport komisji Burdenki nie czyni z tego faktu wielkiej tajemnicy, informując, że wrak przeniesiono z siewiernieńskiej polanki w dn.
782284973.005.png
sobie oraz innym) nie tylko ruski chłop pańszczyźniany czy kierowca autobusu, co właśnie w czasie
„katastrofy” przejeżdżał sobie szosą, a nad nim akurat bezwładnie frunął spadający „prezydencki
tupolew” już po uderzeniu w brzoz ę 8
13-16 kwietnia 2010 (s. 105). Podejrzewam, że jeśli chodzi o historię badania katastrof lotniczych, to jest to rekord świata, jeśli
chodzi o sprzątanie „miejsca wypadku”. Warto w tym miejscu zauważyć, że o ile w pierwszych godzinach „po katastrofie” i w
pierwszych dniach (tak do 13 kwietnia, przynajmniej wg tego, co opowiadał radziecki doc. S. Amielin), dość pilnie strzeżono
„miejsca”, o tyle po jego „uprzątnięciu” przestał się nim interesować nawet pies z kulawą nogą, o czym pisała choćby „Rz” z 15
kwietnia 2010 w artykule „Miejsce tragedii bez ochrony ?” M. Wrony: „Wycieczka szkolna z Wielkopolski bez kłopotu weszła na
teren katastrofy prezydenckiego samolotu. Jedną z uczestniczek wyjazdu była żona posła PiS Zbigniewa Dolaty. - Zadzwoniła do
mnie, mówiąc, że widziała na własne oczy szczątki samolotu – relacjonuje poseł. - Mówiła, że mogłaby podnieść mały fragment i
schować do torebki.
- Sami byliśmy zdzwiwieni, że nas wpuścili – opowiada starosta gnieźnieński Krzysztof Ostrowski, organizator i uczestnik
wyjazdu (...). Jak relacjonuje starosta, niedaleko lotniska na dużej przestrzeni porozrzucane są szczątki rozbitej maszyny. -
Rosjanie wydzielili kawałek terenu, gdzie potencjalnie wskazuje się miejsce śmierci prezydenta RP. Miejsce to oznaczone jest
numerem 12 - opowiada Ostrowski. - Chwała Rosjanom, że udostępnili to miejsce
(...) - Jeżeli Rosjanie otworzyli teren katastrofy, by ludzie mogli oddać hołd poległym, to jest to jak najbardziej na miejscu –
uważa Paszkowski (ówczesny rzecznik MSZ – przyp. F.Y.M.). - Jeżeli jednak miało to na celu zaspokojenie ludzkiej ciekawości, jest
to niedopuszczalne” .
Od czasu „uprzątnięcia wraku” za to zaczęły się na tym miejscu dziać tzw. smoleńskie cuda, jak pojawianie się coraz to nowych
elementów wyposażenia samolotu, rzeczy pasażerów czy ludzkich szczątków ociekających krwią. Jak pamiętamy z doniesień
medialnych, co więksi znawcy tematu tłumaczyli te cuda w ten sposób, że „ziemia oddaje”, a więc, że spod ziemi wydostają się te
wszystkie makabryczne rzeczy. Parę miesięcy później do zbadania tego zjawiska wysłano ekipę archeologów, która wykopawszy to, co
jej Ruscy pozwolili wykopać, przekazała wszystkie wykopaliska ruskiej prokuraturze.
Fakt ekspresowego „posprzątania pobojowiska” i pozostawienia go samopas wstrząsnął polską opinią publiczną, lecz powinniśmy
mieć świadomość, iż to polscy przedstawiciele na to pozwalali już w czasie „prac badawczych na Siewiernym” (nie kryli tego w
wywiadach LINK), zaś gabinet ciemniaków też nie widział w tym większego problemu.
8 Jak zrelacjonowano losy „prezydenckiego tupolewa” po uderzeniu w brzozę ( „Syndrom katyński” , cz. IV, 0'13'') „Siłą bezwładności
samolot dalej się wznosił. Na wysokości 10 m przeleciał ponad szosą, którą właśnie jechał autobus.” Teraz właśnie relacja leśnego
dziadka N. Szewczenki siedzącego akurat za kierownicą: „Widziałem jak zaczepił o druty (wysokiego napięcia – przyp. F.Y.M.),
przyhamowałem - zaraz potem spadł. (...) On był na wysokości 12-13 m. Wtedy zaczął się przekręcać, bo był bez skrzydła.
Zahaczył o drzewo, to spowodowało wyrównanie lotu. Przeleciał nad drogą i tu coś się od niego oderwało – część ogonowa. Zaraz
za drogą uderzył o ziemię” . To wszystko własnymi głazami dojrzał Szewczenko ze swego autobusu, dobrze więc, że przytomnie
przyhamował, bo jeszcze chwila przecież i tupolew spadłby na niego.
Mało kto pewnie jeszcze pamięta, że w samym raporcie komisji Burdenki 2, zamieszczono 4 pisemne relacje „świadków” (s. 143):
„Świadek nr 1 (znajdujący się na bliższej radiolatarni prowadzącej) Sądząc z zeznań, świadek znajdował się na dworze (na
zewnątrz) obok obiektu, wprost na kursie podejścia. Z zeznań (tu przypis 29 o treści: „We wszystkich cytatach poprawiono
ortografię i interpunkcję” - przyp. F.Y.M. ): „…w tym czasie gęstość mgły, w mojej ocenie, wzrosła, widzialność wynosiła w
poziomie do 50 metrów, a w pionie nie więcej niż 10-15 metrów. Usłyszałem huk silników, po lewej stronie, mniej-więcej o jakieś
20-30 metrów, z mgły wynurzył się samolot na wysokości około 10 metrów, zobaczyłem wypuszczone podwozie i skrzydła
samolotu do okien kadłubowych, samolot znajdował się w położeniu poziomym”.
Świadkowie nr 2 i 3 (przemieszczali się samochodem od ul. Kutuzowa w stronę ul. Gubienko m. Smoleńsk) Świadek nr 2 (tu
przypis 30 o treści: „Dany świadek odbywał służbę w JW 06755 na stanowisku nawigatora załogi Ił-76” - czy to nie czasem jeden z
leśnych dziadków z tzw. drugiej fali, a więc tych pokazanych w filmie „10.04.10”? W niczym to by nie umniejszało dokumentalnych
walorów owego filmu, a potwierdzałoby tylko starą prawdę, że świat jest mały, zwłaszcza ruski świat – przyp. F.Y.M.) : „… po skręcie
obok stacji benzynowej usłyszałem narastający huk silników lotniczych. (Na zewnątrz była dość gęsta mgła i dlatego byłem
zdziwiony tym faktem). Następnie, z przodu, przed samochodem, pojawiła się sylwetka samolotu. Samolot leciał na niewielkiej
wysokości z dużym lewym przechyleniem i dodatnim kątem pochylenia (przechylenie przekraczało 45°). Samolot, ścinając
wierzchołki drzew, nabrał nieco wysokości i skrył się we mgle. Powiedziałem do żony, znajdującej się w samochodzie, aby
wezwała MCzS. Na podstawie danych jej połączenia mogę określić czas - godzina 10, 41 minut”.
Świadek nr 3: „10.04.2010, zjeżdżając z ul Kutuzowa w ulicę Gubienko i przejeżdżając obok (przez?) stacji benzynowej, usłyszałam
narastający huk pracującego silnika samolotu. Dźwięk nie był charakterystyczny dla podchodzącego (do lądowania - przyp.
tłum.) samolotu (bardzo głośny, co mnie bardzo zaniepokoiło i wystraszyło. …W tym czasie była silna mgła. …Spróbowałam
wybrać numer MCzS, to było o godz. 10, 41 min.”.
Świadek nr 4 (znajdował się w OOO „KIA Centrum Smoleńsk”) Świadek nr 4: „…usłyszałem nienaturalnie głośny huk silników
samolotu, podchodzącego do lądowania. Zechciałem popatrzeć na tego śmiałka, który odważył się lądować w takiej mgle, i
wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem sylwetkę samolotu lecącego nisko nad drzewami, lewe skrzydło prawie dotykało ziemi,
zaczepiało o drzewa. Podwozie było wypuszczone i znajdowało się już powyżej samolotu, tzn. spadał on do góry kołami z
wyprzedzeniem na lewe skrzydło”.”
ale i porządnie odchowany intelektualista czujnie śledzący przekaz medialny Ministerstwa Prawdy i
dzięki temu czujący mądrość etapu. Taki choćby intelektualista, jak z redakcji „ Tygodnika
Powszechnego ”, która uroczyście i gremialnie dziękowała „państwu rosyjskiemu” (jako „Мы,
граждане Польши” ) „ z całego serca za dobro, które od was doświadczamy w tych dniach ” ( „Мы
от всего сердца благодарны вам за добро оказанное нам в эти дни” ) oraz apelowała, jakżeby
inaczej, o pojednanie:
782284973.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin