R888. Russell Rebecca - Zastępcza narzeczona - DUO.pdf

(437 KB) Pobierz
160355671 UNPDF
Rebecca Russell
Zastępcza narzeczona
SCAN
dalous
160355671.002.png
Prolog
– Nie może pan tam wejść, panie McKenna – oświadczyła surowo wysoka
kobieta w rogowych okularach. – Oglądanie narzeczonej w sukni ślubnej przynosi
pecha! – dodała stanowczo i postukała ołówkiem w okładkę wielkiego notesu.
Mac spojrzał ze skrywanym niesmakiem na tę dziwną postać. Kobieta,
uczesana w nienaganny kok i obwieszona perłami, stała w lekkim rozkroku i
broniła wejścia w głąb korytarza niczym najgroźniejszy cerber. Mac rozejrzał się
po eleganckim wnętrzu ozdobionym zdjęciami ślubnymi wielkich gwiazd i
pomyślał, że nadawałaby się raczej na przełożoną wiktoriańskiej pensji dla
dziewcząt niż na konsultantkę w salonie mody ślubnej.
Na jednym ze zdjęć dostrzegł swojego ulubionego zawodnika, gwiazdę ligi
baseballa i pomyślał, że przydałaby mu się teraz jego pomoc. Może wspólnie
zdołaliby usunąć ją z drogi... Mimo wszystko przywołał na twarz swój najbardziej
czarujący uśmiech i zrobił mały krok do przodu. Kobieta nawet nie drgnęła.
– Proponuję jednak, żeby poczekał pan na zewnątrz – odezwała się, mrożąc go
spojrzeniem.
Miał dość tej zabawy. Co to za dziecinne przesądy! Cenił swój czas i nie
zamierzał spędzić tu ani minuty dłużej na bezsensownych przepychankach. Może i
był to najbardziej ekskluzywny salon mody ślubnej w tym stanie, ale Mac
McKenna nie przywykł do tego, aby marnować czas w korytarzu.
Westchnął lekko i przejechał dłonią po krótko obciętych ciemnych włosach.
Nie czuł się dobrze w tym otoczeniu, wszystko tu wydawało się takie
niepraktyczne. Buty miały zbyt wysokie obcasy i wyglądały tak delikatnie, że
pewnie nie przeżyłyby spaceru dłuższego niż sto metrów, a koronkowe rękawiczki
sprawiały wrażenie utkanych z pajęczych nitek. Nie, zdecydowanie to nie był jego
świat. Załatwi szybko swoje sprawy i wróci do kancelarii, gdzie na szczęście
wszystko jest solidne i konkretne.
– Nie jestem przesądny – zapewniał z przekonaniem. – Poza tym moja
narzeczona sama chciała, żebym ją zobaczył. Zależy jej na mojej opinii – wyjaśnił.
Dziwne, ale odkąd się oświadczył, Jenna, zwykle tak pewna siebie i niezależna,
stała się nagle jakaś niespokojna i rozdrażniona.
– Dobrze, skoro sami państwo tego chcą... – chłodno odezwała się
sprzedawczyni, nieudolnie ukrywając dezaprobatę. – Panna Taggert jest w
pierwszym pokoju po lewej.
Uśmiechnął się uprzejmie i ruszył we wskazanym kierunku. Kiedy otworzył
160355671.003.png
drzwi, jego oczom ukazał się imponujący widok. Na środku pokoju, na niewielkim
podwyższeniu stała Jenna. Cała w zwojach koronek i kremowej satyny z
niewyraźną miną przeglądała się w wielkim trzyczęściowym lustrze.
Nie rozumiał jej niezadowolenia. Wyglądała przecież wspaniale jak zawsze.
Miała perfekcyjny makijaż, a staranna fryzura nie nosiła śladów dwugodzinnych
przymiarek. A jednak Jenna, zamiast zwykłego olśniewającego uśmiechu, miała
kwaśną minę.
– Jak myślisz? – zapytała bez zbędnych wstępów. – Czy ta sukienka jest dla
mnie odpowiednia?
Nie obdarzyła go nawet przelotnym spojrzeniem, skupiona na ocenianiu kreacji
we wszystkich lustrach.
– To twój wybór, Jenna – odparł z westchnieniem. – Uważam, że jest całkiem
niezła.
– Niezła? – powtórzyła z niesmakiem. – Nie chcę niezłej! Wychodzę za
jednego z najlepszych prawników w tym mieście, muszę zrobić wrażenie!
Z wysiłkiem ukrył zniecierpliwienie. Dlaczego właściwie go tu wezwała? Od
początku postanowiła, że sama zajmie się organizacją przyjęcia weselnego, a on
chętnie na to przystał. Skąd te nagłe wątpliwości? I do tego wyciągnęła go z
kancelarii. Wiedziała, jak cenił swój czas. Klienci słono za niego płacili i nie
powinien go marnować na dywagacje o różnicy między kremowym a waniliowym.
– Proszę zostawić nas na chwilę – zwrócił się do sprzedawczyni, która stała z
boku z naręczem dodatków.
Dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła bezszelestnie. Kiedy zostali sami,
podszedł do Jenny i odezwał się tak spokojnie, jak potrafił:
– Masz świetny gust, moja droga. Ufam ci całkowicie. Na pewno wybierzesz
najlepszą suknię, jaką tu mają. Po prostu zdecyduj się i wracaj do biura. Pamiętaj,
że przygotowujemy się do ważnej sprawy. Błąd lekarski, który niemal kosztował
życie córkę Carrollów – przypomniał, widząc jej rozkojarzone spojrzenie.
– Racja. – Jenna westchnęła lekko i zadzwoniła po konsultantkę. – Proszę
przynieść pięć sukienek, które mierzyłam w ostatnim tygodniu – poleciła
dziewczynie. Pochyliła się nad nim i pocałowała go lekko. – Ty już wracaj do
biura. Ja też niedługo tam dotrę, to potrwa tylko chwilę.
Mac wycofał się z ulgą, nieco zirytowany tą bezsensowną wyprawą.
Zachowanie Jenny w ostatnim czasie bardzo go zaskakiwało. Słyszał, że niektóre
kobiety wpadają w stres przed ślubem, ale nie sądził, że Jennie również przydarzy
się coś podobnego. Znał ją od czterech lat, od kiedy rozpoczęła pracę w jego
160355671.004.png
kancelarii, i zawsze podziwiał w niej opanowanie, pewność siebie i zaangażowanie
w sprawy zawodowe. Tymczasem przez kilka ostatnich tygodni odnosił wrażenie,
że ma do czynienia z zupełnie obcą osobą...
Trzy miesiące temu, doceniając jej poświęcenie, zaproponował, żeby została
jego wspólniczką. Szybko i spokojnie to zaakceptowała, jakby już od jakiegoś
czasu spodziewała się tej propozycji. Po czym, w charakterystyczny dla siebie
sposób zaproponowała:
– W zasadzie dlaczego nie posunąć naszego partnerstwa o krok dalej?
Uśmiechnął się wtedy lekko, ale po zastanowieniu musiał przyznać, że nie jest
to zła propozycja.
Oboje byli młodzi, inteligentni, ambitni, nie bali się rywalizacji. Czemu nie?
Taki mariaż byłby korzystny dla firmy, a poza tym chyba pasowali do siebie. Oboje
postawili na karierę. Ciężko pracowali, kancelaria była ich drugim, jeżeli nie
pierwszym domem. Bez reszty angażowali się w walkę ze szpitalami,
nieuczciwymi firmami ubezpieczeniowymi i niekompetentnymi lekarzami.
Wiedział, że każde z nich mogło zajść bardzo wysoko, ale razem byliby
niepokonani.
Długo o tym myślał i nie znajdował luki w tej teorii. Zresztą ostatnio coraz
częściej przychodziło mu do głowy, że już najwyższy czas, by się ustatkować. Miał
trzydzieści osiem lat i samotność coraz bardziej dawała mu się we znaki. Ale jak
dotąd był zbyt zajęty pracą, żeby szukać żony poza firmą.
Umówił się więc z Jenną kilka razy i podczas tych randek ze zdziwieniem
odkryli, w jak wielu kwestiach mają podobne poglądy. W praktyce oznaczało to, że
oboje chcą się poświęcić pracy i żadne z nich nie myśli o posiadaniu dzieci.
Przemyślał więc wszystko, rozważył za i przeciw, a kiedy ustalił, że Jenna Taggert
jest najlepszą kandydatką, jaką mógł spotkać, postąpił zgodnie z logiką i
oświadczył jej się.
Nie przypuszczał jednak, że ta sytuacja aż tak ją rozstroi. Cóż, miał tylko
nadzieję, że kiedy wreszcie będzie po wszystkim, Jenna odzyska swoją słynną
równowagę ducha.
Chyba że... Nie, roześmiał się w duchu, nie wierzył przecież w przesądy. Nie
ma mowy, żeby banalne oglądanie sukni ślubnej mogło przynieść pecha.
Uśmiechnął się jeszcze raz i zdecydowanie potrząsnął głową. Zapomnijmy o
jakimkolwiek pechu. Nie ma takiej możliwości. Jenna była przecież idealną kobietą
dla niego. Jeszcze tylko kilka tygodni... Ona i ta słono opłacana organizatorka
przyjęć ślubnych zorganizują wszystko perfekcyjnie, nie wątpił w to.
160355671.005.png
Gdzie tu więc miejsce na pecha? Życiem Maca Mc Kenny kierowały logika i
rozsądek i żadne głupie przesądy nie mogły z nimi wygrać.
160355671.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin