Deforges Regine - Pod niebem Nowogrodu.pdf

(908 KB) Pobierz
Deforges Regine - Pod niebem No
Śęé Régine Deforges
Pod niebem Nowogrodu
Przełożyła Małgorzata Tryuk
„Bellona”, Warszawa 1992 r.
Od redakcji
Bohaterką tej historycznej powieści Régine Deforges, doskonale znanej naszym
Czytelnikom autorki „Niebieskiego roweru”, jest Anna, córka księcia kijowskiego
Jarosława Mądrego.
Rzecz dzieje się w połowie XI wieku. Piękna, pełna radości życia kniaziówna
wyrusza w daleką podróż do Francji, by poślubić Henryka z rodu Kapetyngów.
Koronowana na królową, godnie wypełnia obowiązki wobec przybranej ojczyzny, ale
w marzeniach wciąż wraca do kraju swego dzieciństwa. Przez długie lata spędzone na
francuskim dworze czuwa nad nią z daleka tajemniczy rycerz w srebrnej masce.
Wielokrotnie ratuje ją z opresji, ale pytany o imię uparcie milczy. O tym, że jest to
Filip, wojownik z drużyny jej ojca i jej młodzieńcza miłość, dowiaduje się Anna
niemal u progu śmierci. Razem wyruszają do Nowogrodu, gdzie zgodnie z ostatnim
życzeniem chora i zmęczona królowa umiera w ramionach ukochanego. Wierny Filip
postanawia towarzyszyć jej i w tej ostatniej podróży…
Piotrowi, Lei i Annie
na pamiątkę ich prababki
We krwi goreje płomień szału,
dusza przez ciebie jest zraniona,
całuj mnie: słodszy mi twój całus
niż wino i niż mirra wonna.
Schyl ku mnie głowę swą uroczą,
 
iżbym frasunków próżny spoczął,
nim dzień wesoły wyda tchnienie
i nocne się podźwigną cienie.
Puszkin, 1825
tłum.
Włodzimierz Słobodnik
Prolog
— A więc jeśli trzeba, niech mi ją sprowadzą od samego diabła! — wykrzyknął
król Henryk blady ze złości.
Roger, biskup Ch~alons, przeżegnał się szybko, a Walter, biskup Meaux,
wzruszył ramionami. Obaj nie mieli już siły walczyć.
Od śmierci królowej Matyldy w 1044 roku wnuk Hugona Kapeta nie chciał
słyszeć o powtórnym ożenku. Liczył sobie trzydzieści dziewięć lat; nie miał ani
kochanki, ani konkubiny. Jego dziewczęce miny obrzydły już matce, królowej
Konstancji, a zniewieściałe gesty przyjmowano jako afront wobec godności
królewskiej. Tym, którzy mu przypominali, że należy dać potomka koronie,
przedkładał ten sam niepodważalny i bardzo wygodny argument. Mawiał: „Wszystkie
kobiety, które mi proponujecie, są moimi krewnymi. Rzym zabrania takich
związków. Nie chcę być wyklęty jak mój ojciec Robert Pobożny”.
— Ale któż mówi o ekskomunice? — wykrzyknął któregoś dnia biskup Meaux.
— Posłuchaj mnie, panie. Na krótko przed swą śmiercią Odylon, święty opat Cluny,
pokazał mi list od króla Polski, Kazimierza, z którym prowadził wielce uczoną
korespondencję…
— Do czego zmierzasz? Czy on ma kogoś na wydaniu?
— Nie, ale ożenił się z siostrą księcia Rusi, księżniczką Marią Dobronegą…
— Jaki to ma związek ze mną?
— Panie, pozwól mi skończyć. Jarosław, wielki książę Kijowa i Rusi, syn
Włodzimierza Wielkiego, spokrewniony dzięki swemu małżeństwu z cesarzem
Bizancjum, z królestwami Danii, Szwecji, Węgier i Niemiec, ma córkę, księżniczkę
Annę. Król Kazimierz mówi, że to skończona piękność, bardzo pobożna, mądra,
wykształcona i hojna dla biednych.
— Czy dobrze jeździ konno?
— Od najmłodszych lat dosiada koni i odważnie poluje w towarzystwie braci.
— Tym lepiej.
— Nie to jest najistotniejsze — wymamrotał milczący dotąd biskup Roger. —
 
Ważne, żeby dała królestwu potomstwo. Jej rodzina jest liczna: dziad Włodzimierz
miał dwunastu prawowitych synów i tyleż samo córek, nie licząc bękartów. Jej ojciec
ma dziewięcioro żyjących dzieci. Poza tym księżniczka Anna pochodzi ze starego i
wielkiego rodu Filipa Macedońskiego.
— A któż to był ten Filip i co to takiego Macedonia?
— To ojciec Aleksandra Wielkiego. Francja potrzebuje nie tylko spadkobiercy,
ale musi także wzmocnić sojusze i zwiększyć prestiż wśród innych krajów.
— Również w oczach papieża rzymskiego — dodał biskup Walter.
Naburmuszona twarz Henryka rozjaśniła się. Zmrużył powieki, wyciągnął się na
miękkich poduszkach i spróbował wyobrazić sobie tę przyszłą żonę, która miała
wzmocnić słabą i młodą dynastię Kapetyngów.
— A więc, królu?
— Wasze wielmożności, przychylam się do waszych racji. Chcę tylko, abyście
wy, biskupie Rogerze i wy, biskupie Walterze, sami udali się po nią. Przywieźcie ją z
honorami należnymi przyszłej królowej Francji.
W oczach biskupów zajaśniał triumf. Ukłonili się i opuścili komnatę.
Rozdział I
Nowogród
Na równinie rozciągnął się długi sznur jeźdźców podążających ze Smoleńska. Za
nimi jechały wozy.
— Anno, Anno, zaczekaj!
Pochylona nad błyszczącą od potu szyją konia dziewczyna nie słyszała nic. Wiatr
rozwiązał jej warkocze, zaróżowił policzki i wysuszył wargi. Na zachodzie słońce
powoli nabierało czerwonych barw. Chciała szybko ujrzeć gwiazdę oświetlającą
rzekę i jej rodzinne miasto. Stada gęsi i dzikich kaczek wzlatywały wzdłuż jeziora
Ilmen nad wodą, która rozbijała się o końskie kopyta. Nagle Anna ujrzała drewniany
sobór, zbudowany na rozkaz jej ojca Jarosława w miejscu, które legenda wiązała z
założycielem Rusi. Przez chwilę myślała o Ruryku, swym wielkim przodku. Zbliżała
się jesień. Żółkły liście brzóz i trawa złociła się w promieniach zachodzącego słońca.
Jego czerwony krąg sprawiał, że niebo wydawało się jeszcze większe. Nagle, jakby
wynurzając się z otaczającej go wody, ukazał się Nowogród.
Anna ściągnęła mocno wodze, aż koń stanął dęba. Zarżał z bólu, potrząsnął
grzywą, lecz czując silną rękę swej pani szybko uspokoił się i znieruchomiał z pianą
na pysku. Przed nią rozciągało się miasto położone nad rzeką Wołchow i otoczone
potrójnym pasem murów obronnych. Widziała liczne łodzie zdążające do portu. Z
kominów unosiły się dymy, słychać było bicie dzwonów. Z wież kościołów i pałaców
 
skąpanych w czerwonym jak krew świetle, przypominającym raczej boga Peruna niż
boga chrześcijan, spływał nieskończony spokój. Nad miastem górowała nowa katedra
o pięciu kopułach.
Z zadumy wyrwały Annę okrzyki i śmiechy. Po chwili stał przy niej Wsiewołod
wraz z drużyną.
— Siostrzyczko, dlaczego na nas nie zaczekałaś? Pamiętasz, obiecałaś ojcu, że
nie będziesz oddalać się ode mnie.
— Braciszku, nic mu nie powiesz — odrzekła przymilnie, pochylając ku niemu
głowę.
Wsiewołod uśmiechnął się. Nie potrafił niczego odmówić najładniejszej ze swych
sióstr.
— Patrz, nasz brat Włodzimierz podąża nam na spotkanie.
Dwudziestu jeźdźców wyjechało właśnie przez Bramę Kijowską i pędziło w ich
stronę, wznosząc gromkie okrzyki. Ich czarne sylwetki odcinały się na tle
rozognionego nieba.
— Wyglądają jak aniołowie Sądu Ostatecznego — szepnął Wsiewołod.
Dzieci Jarosława i towarzyszące im drużyny czyniąc radosny rwetes spotkały się
w chwili, gdy na horyzoncie znikło słońce. Wszystko zgasło. Anna zadrżała. Nie
przyzwyczai się nigdy do zmierzchu. O tej porze wracały strachy z dzieciństwa.
Przypominała sobie o bogini śmierci, która wciąga ludzi do czeluści piekielnych.
Była ochrzczona, ale nie mogła zapomnieć o starych bóstwach, choć wierzyła, że
czuwa nad nią anioł stróż. Ale to nie była pora, by rozpamiętywać smutne sprawy.
Liczyła się tylko radość z ponownego ujrzenia najstarszego brata, kniazia miasta,
które tak kochała — Nowogrodu!
Kiedy wjechali w bramy, było już całkiem ciemno. Kagańce, które nieśli
mieszkańcy miasta, tworzyły świetlisty i tańczący szpaler. Z obu stron drewnianego
mostu, łączącego mury obronne, ubrani w kolorowe stroje chłopcy i dziewczęta
klaskali, machali wiązankami kwiatów i wołali wesoło:
— Witaj, Anno Jarosławno!
— Niech żyje siostra naszego kniazia!
— Niech żyje Włodzimierz Rurykowicz!
— Chwała kniaziom Kijowa!
Przed ostatnią bramą, uwieńczoną kopułą, przy wejściu na kreml, stali
przedstawiciele bractw kupieckich i rzemieślników. Przybyli, by złożyć uszanowanie
nadjeżdżającym gościom. Anna zeskoczyła z konia, nim ktoś zdążył jej pomóc, i
rzuciła się w stronę starca ubranego w ciemne szaty.
— Swejnaldzie, ojczulku! Żyjesz, dzięki Bogu!
— Dlaczego miałbym nie żyć, moja gołąbko! Udam się do Boga, ale najpierw
muszę ujrzeć ciebie, uściskać przed twoim wyjazdem do dalekiej Francji.
Kniaziówna zdjęła ręce z szyi starca. Swejnald pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Nie martw się, Annuszko, wszystko będzie dobrze. Patrz, myślałem o tobie.
To, co chcę ci ofiarować, przyniesie ci szczęście i będzie pamiątką z Nowogrodu…
— Nigdy nie zapomnę Nowogrodu i nie potrzeba żadnej pamiątki.
— Wiem, ale spójrz.
Dwaj służący podali kufer, na którym wymalowany był święty Jerzy walczący
 
pod murami miasta ze smokiem.
— Och, jakie to piękne! — wykrzyknęła Anna, otwierając pudło.
Wyrzeźbiona z kła morsa Matka Boska z Dzieciątkiem ukazywała na dłoni…
Nowogród! Wszystko tu było, niczego nie brakowało: czterdzieści dwie wieże
strażnicze, dwadzieścia sześć kościołów, sobór Świętej Zofii, pałac Jarosława, most
na rzece, fosy i mury obronne. Długo patrzyła z zachwytem, a potem podniosła oczy
na starca.
— Swejnaldzie, to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłeś.
— Też tak myślę — odpowiedział skromnie starzec, u którego sam cesarz
Bizancjum zamawiał posążki z kości słoniowej do ozdobienia swych apartamentów.
— Dziękuję ci, nigdy nie otrzymałam piękniejszego daru i nigdy nie otrzymam.
Wiedząc, że Nowogród jest pod opieką Najświętszej Matki Bożej, będę mogła
spokojnie opuścić mój kraj.
— Masz rację, moje dziecko, jedź bez trwogi. Z pomocą bożą lub bez niej nasz
kraj przezwycięży wszelkie niebezpieczeństwa.
— Musimy jednak zachować czujność — dodał kniaź Włodzimierz — bo
zewsząd otaczają nas wrogowie, których przyciąga bogactwo naszego grodu.
— Niech przybywają, kniaziu, czekamy na nich! — krzyknęli jego młodzi
towarzysze, potrząsając mieczami.
— Wiem, moi dzielni wojownicy, że mogę na was liczyć. Ale nie czas teraz na
okrzyki wojenne, lecz na uczty i tańce.
Słowa te ucieszyły zwłaszcza młode dziewczęta, ubrane we wspaniałe stroje
wyszywane złotem, srebrem i kolorowym jedwabiem. Wsiewołod pomógł siostrze
dosiąść konia i oddał drogocenny podarek jednemu ze swych wojowników.
Tłum zatrzymał się przed trzecią bramą. Jedynie panowie, kniaziowie oraz ich
świty udali się do cerkwi Świętej Zofii, gdzie na progu czekał biskup ŁUka Chidiata
w otoczeniu całego duchowieństwa. Kniaziowie pokłonili się przez prałatem. Ten
pobłogosławił ich, a następnie poprowadził procesję.
Choć prace w świątyni nie były jeszcze ukończone, przybysze z Kijowa
przystanęli olśnieni. Oświetlone setkami drżących płomieni świec postacie widniejące
na freskach wyglądały jak żywe, a złocenia podkreślały świeżość i żywość barw.
Czuć było mocny zapach farb i wosku. Gdy orszak wkroczył do cerkwi, ku barwnym
sklepieniom wznosiły się radosne hymny. Goście, choć zakurzeni, uklękli na
wspaniałych kobiercach rozłożonych na kamiennych płytach.
Anna, znużona długą podróżą i olśniona pięknem hymnów, ikon i fresków,
usnęła. Delikatny kuksaniec jednej ze służek przywołał ją do rzeczywistości.
Kończyło się właśnie nabożeństwo. Biskup udzielił wiernym błogosławieństwa i
oddalił się.
Annę, ożywioną oparami pachnącej kąpieli, która czekała na każdego
podróżnego, masował w komnatach kobiet ulubiony eunuch Włodzimierza. Służące i
niewolnice wyjmowały ze skórzanych kufrów stroje kniaziówny, wydając okrzyki
zachwytu na widok cienkich materii, bogatych haftów ze złota, pereł i drogich
kamieni, miękkich skórzanych pantofli i delikatnych futer.
— Jaką suknię włożysz, córko? — zapytała piękna i wysoka czterdziestoletnia
kobieta o szerokiej twarzy, okolonej jasnymi włosami przykrytymi krótkim welonem.
To była Helena, piastunka córki wielkiego kniazia Kijowa. Nigdy nie odstępowała
Anny i była całkowicie jej oddana. Uważała kniaziównę za swe dziecko i była gotowa
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin