Jabłoński Witold - Rybak.txt

(23 KB) Pobierz
JAB�O�SKI

RYBAK

Zaledwie zamkn�� oczy znu�ony ca�ym dniem ci�kiej pracy, gdy nagle poczu� mocne 
poci�gni�cie za rami�. Na wszelki wypadek nie podnosi� jeszcze powiek, �udz�c 
si�, i� owo wyrywaj�ce go ze snu szarpni�cie by�o jedynie przypadkowe. Tym 
bole�niej odczu� g�os ojca, kt�ry nie pozostawi� mu ju� cienia nadziei. 
- Wstawaj, Arpo! Ju� entropia na nas. Musimy wyp�ywa�! Nie poruszy� si� nawet. 
S�ysza�, jak ojciec zdj�� z hak�w wios�a i wyszed� z chaty na brzeg morza, nad 
kt�rym sta�a ich lepianka. Zapragn�� uciec dok�d� od tego wo�aj�cego go g�osu, 
od bezkresnego i bezlitosnego oceanu i r�wnie bezlitosnego tana Kawdoru, kt�ry 
zmusza� ich do pracy ponad si�y. Zastanawia� si�, czy nie p�j�� w przesz�o��, 
cofn�� si� o dni, tygodnie czy lata, by z dala od tego wszystkiego m�c odpocz�� 
i �y� jak cz�owiek. Wiedzia� wszak�e, �e to niemo�liwe. Pr�dzej czy p�niej 
temporalne wojska tana odnalaz�yby go i wtr�ci�y do czasowej ciemnicy, by liczy� 
w samotno�ci kalorie wzrastaj�cej entropii. Poza tym nie wiedzia�, jak daleko 
wstecz musi si� uda�, by by� wreszcie wolny. Wiek? Tysi�clecie? Eon? Sk�d m�g� 
mie� pewno��, �e gdzie� tam, w zamierzch�ej dali, nie spotka Pana na Czarnej 
G�rze? 
Wej�cie ojca zm�ci�o mu my�li. Wiedzia�, �e teraz ju� nieodwo�alnie musi wsta�, 
i napawa�o go to fizycznym wr�cz wstr�tem. 
- Arpo?! - powiedzia� ojciec z �alem i wyrzutem. - Musimy wyp�yn�� przed 
wzej�ciem �wiat�o�ci. Wiesz przecie�... Poderwa� si� gwa�townie, nie daj�c ojcu 
sko�czy�. Us�ysza� w jego g�osie nut� lito�ci, kt�rej nie znosi� u tego 
twardego, wielkiego m�czyzny. W takich chwilach stokro� bardziej nienawidzi� 
tana Kawdoru i stokro� gor�cej pragn�� jego �mierci. 
Zacz�� si� szybko ubiera�, pragn�c tym po�piesznym dzia�aniem zrzuci� z siebie 
resztki senno�ci. Ojciec sta� w progu chaty. Bez s�owa odczeka�, a� syn ubierze 
si�, orze�wi �ykiem zimnej przestrzeni i zagryzie kawa�kiem w�dzonego d�ugonia. 
Widz�c, �e Arpo otar� wierzchem d�oni usta, ruszy� przed siebie. Jego szerokie 
plecy opi�te bia�ym, mocnym i szorstkim p��tnem wskazywa�y Arpo drog� niczym 
gwiazda przewodnia. 
Arpo zna� �cie�k� prowadz�c� z ich lepianki nad morze r�wnie dobrze jak w�asn� 
pop�kan� i pomarszczon� od pracy i kosmicznej soli d�o�. Mimo to zdawa� si� na 
przewodnictwo ojca, przyspieszy� wi�c, gdy jego bielej�ca sylwetka zaczyna�a 
nikn�� w ciemno�ci. Do wzej�cia �wiat�o�ci pozosta�o jeszcze wiele kalorii, ale 
oni mieli przed sob� d�ug� drog� na �owisko. 
Wreszcie dobrn�li do brzegu. Wszech�wiat le�a� pod ich stopami spokojny i 
p�askie, powolne fale przestrzeni leniwie wpe�za�y na brzeg bez plusku. 
Arpo odetchn�� pe�n� piersi� i czeka�, a� ojciec wejdzie do �odzi. Czu� na 
nogach �agodny, ch�odny dotyk przestrzeni. Zawsze w takich chwilach pami�� 
przywodzi�a mu przed oczy posta� brata, Kara, kt�ry zgin�� przez jej tajemnic�. 
Westchn�� g��boko. Nigdy z ojcem nie rozmawia� na ten temat, by�a to mi�dzy nimi 
niepisana umowa, i zawsze rano, w takiej chwili jak ta, Arpo obiecywa� sobie, �e 
ju� dzi� na pewno odwa�y si� i porozmawia o Karze, o przestrzeni i o wielu 
innych rzeczach. Ale p�niej, gdy byli daleko od brzegu wszech�wiata i 
nast�powa�a ta warto�� entropii, kiedy nie by�o nic do roboty, bo sieci by�y ju� 
zarzucone i pozostawa�o tylko czeka� lub wypatrywa� temporalnych huragan�w i 
tornad - wtedy w�a�nie milczeli. Tak by�o zawsze, odk�d Karo straci� sw�j 
magnetyzm. Arpo podejrzewa�, �e ojciec r�wnie� my�li wtedy o jego bracie, lecz 
�aden z nich nie odwa�y� si� przerwa� milczenia. 
Dzisiaj! - postanowi� w duchu Arpo. - Dzisiaj spytam na pewno. 
Jak zawsze w takiej chwili poczu� przyp�yw entuzjazmu i pewno�ci siebie. 
Zapomnia� wtedy, �e podobnie decydowa� si� uczyni� od niezliczonych ju� warto�ci 
entropii. 
- Mamy dzi� dobr� pogod� - przerwa� ojciec jego , rozmy�lania. 
Arpo podni�s� g�ow�. Ja�nia�o, kalorie mija�y i dzie� by� coraz bli�ej. 
Spostrzeg�, �e ojciec zabiera si� do stawiania �agla, wi�c napar� mocno barkiem 
na ruf� �odzi i zacz�� j� spycha� na morze. Przestrze� burzy�a si� i pieni�a 
wok� jego n�g, gdy drobi� w miejscu staraj�c si� wymaca� stopami najlepszy 
punkt podparcia. Z daleka s�ysza� zgrzyt spychanych z piasku �odzi innych 
rybak�w, kt�rych, podobnie jak Arpo i jego ojca, dotkn�a nie�aska tana i w 
zwi�zku z tym musieli wyp�ywa� na po��w codziennie. Wreszcie i ich �upina, kt�ra 
teraz wydawa�a si� Arpo ci�ka jak sam pa�ac kawdorski, ruszy�a z chrz�stem po 
brzegu, a� podrzucona wi�ksz� fal� sp�yn�a po niej �agodnie na g��bsz� 
przestrze� i tam zako�ysa�a si� niezdarnie. Arpo, kt�ry nie zd��y� wskoczy� do 
�odzi i zwisa� teraz na r�kach kurczowo �ciskaj�c deski rufy i steru, ogarn�o 
przera�enie, gdy� poczu�, jak zimna przestrze� zalewa go a� po szyj�. By� tak 
przestraszony, i� ba� si� nawet krzykn��, by ojciec przyszed� mu z pomoc�. 
Wreszcie podci�gn�� si� i dysz�c ci�ko z wysi�ku i przera�enia zwali� si� do 
�rodka �odzi. 
Ojciec sko�czy� wci�ga� �agiel i czeka�, a� wype�ni si� podmuchem zdolnym ruszy� 
ich �ajb� z miejsca. �agiel trzepota� sflacza�y i Arpo zgn�biony pomy�la�, i� 
przyjdzie im mozolnie wios�owa�, a� do chwili, gdy z dr�twiej�cego b�lu 
przestan� czu� w�asne ramiona. Nagle z g�o�nym trzaskiem p��tno napi�o si� i 
szarpn�o gwa�townie ich stateczek pchaj�c go niezmordowanie przed siebie z 
nag�ym szumem i gwa�towno�ci� tak wielk�, �e spod dziobu �odzi posz�y w g�r� 
bia�e bryzgi spienionej przestrzeni. Arpo osun�� si� na dno �odzi i z 
wdzi�czno�ci� pomy�la� o Czarnej G�rze. By�a siedzib� Wielkiego Tana, ale to na 
jej w�a�nie szczycie rodzi�y si� przed �witem korzystne dla rybak�w wiatry. 
Gdyby nie to, Arpo nienawidzi�by jej na r�wni z samym panem na Kawdorze. 
Ojciec usiad� przy sterze i wpatruj�c si� w ciemno��, w kt�rej Arpo nie 
dostrzega� nic, prowadzi� ich ��d� pewn� d�oni�. Obaj wiedzieli, �e jak zwykle 
bezb��dnie trafi� tam, gdzie obfito�� d�ugoni by�a najwi�ksza. Szyprowie innych 
�odzi utrzymuj�c taki dystans, by �agle ich gin�y chwilami gdzie� tam, na 
granicy widoczno�ci, udawali, i� p�yn� w innym kierunku do chwili, gdy ojciec 
zarzuca� sie�. Wtedy ich kutry zbli�a�y si� i r�wnie� zaczyna�y po��w w dalszym 
ci�gu utrzymuj�c przyzwoit� odleg�o��, lecz ju� z regu�y mniejsz�. Tak by�o 
zawsze i wszyscy si� ju� do tego zd��yli przyzwyczai�. Jedynie Arpo zdawa�o si� 
niekiedy, zw�aszcza gdy by� w nie najlepszym humorze, �e jest to niesprawiedliwe 
i �e s� przez reszt� spo�eczno�ci wykorzystywani. Jednak ani on sam, ani ojciec 
nigdy nie protestowali i udawali jak tamci, �e niczego nie dostrzegaj�. �wit 
zbli�a� si� wielkimi krokami, a� wreszcie przestw�r metaprzestrzeni rozb�ysn�� 
gwa�townym snopem r�nokolorowych iskier tam, sk�d po kilku warto�ciach entropii 
wytoczy�a si� o�lepiaj�ca kula �wiat�o�ci, niczym przera�liwie pa�aj�cy, z�oty 
dysk wznosz�cy si� z dna wszech�wiata. Powierzchnia przestrzeni upodobni�a si� 
wtedy do srebrzystej, niezwykle cienkiej folii, po kt�rej z mozo�em posuwa�y si� 
czarne i niezgrabne �odzie rybackie. Wreszcie i one stan�y, �agle zosta�y 
spuszczone, a rybacy rozpocz�li na ko�ysz�cych si� pok�adach swych �ajb mod�y do 
Boga �wiat�o�ci. 
Arpo r�wnie� �ci�gn�� z masztu zw�j bia�ego p��tna i milcz�c usiad� obok ojca 
przy sterze. Post�powali tak zawsze, cho� ojciec nigdy si� nie modli�, i Arpo 
te� nie odczuwa� tej potrzeby. Milczenie wyznacza�o w�a�ciwie rytm ich �ycia. 
Mogli milcze� na rozmaite tematy, na temat Kara, mod��w, tajemnicy przestrzeni, 
tana Kawdoru i ich w�asnego pochodzenia. I co dziwne: obaj doskonale wiedzieli, 
kiedy i o czym ten drugi z nich milczy. Jednego tylko nie wiedzieli, tego 
mianowicie, w jaki spos�b milcz� na dany temat, jaki s�d o rzeczy stanowi to 
milczenie, jakie ma ono zabarwienie emocjonalne? By�o bezg�o�ne i m�cz�ce, lecz 
jednocze�nie ��czy�o ich niewidzialnymi wi�zami wsp�lnego porozumienia. Inni 
mogli o wszystkim rozmawia� - oni mogli o tym samym milcze�. 
Wreszcie �agle na innych �odziach za�opota�y srebrn� biel�. �odzie posuwa�y 
coraz szybciej, bo wraz z nastaniem dnia sprzyjaj�cy im wiatr zacz�� si� 
wzmaga�, a� z g�o�nym �opotem wzd�tego lugra osi�gn�li ten akwen przestrzeni, 
kt�ry cho� na poz�r niczym nie r�ni� si� od innych, mia� im jednak zapewni� 
obfity po��w. Rzucili sie� i, patrz�c jak znika pod powierzchni� przestrzeni, 
liczyli bojki. Nadesz�a entropia na odpoczynek: jeszcze tylko ojciec umocowa� 
rumpel steru tak, by ��d� sz�a ca�y czas lewym halsem, a wi�c w kierunku 
przeciwnym ni� p�yn�cy pod nimi pr�d podprzestrzenny, kt�ry tym samym nagania� 
im d�ugonie do sieci. Mo�na by�o odpocz�� i siedli obaj na �awkach naprzeciwko 
siebie, r�wnocze�nie si�gn�li po torby z jedzeniem i wykonuj�c te same ruchy z 
lustrzan� wr�cz dok�adno�ci�, zacz�li je��. 
Spogl�dali przy tym na siebie, mrugaj�c od czasu do czasu, i - jak zwykle - 
milczeli. Arpo czu� narastaj�ce zdenerwowanie i nie wiedzia�, czemu ma je 
przypisa�. 
W ko�cu poj��, �e to my�l o tym, by ,wreszcie porozmawia� z ojcem, tak j�trzy go 
i podnieca. Im bli�ej by� decyzji otwarcia ust nie po to, by wepchn�� do nich 
kolejny kawa�ek w�dzonej ryby, lecz by zapyta� - tym wi�ksze czu� napi�cie, tym 
grubszy mur milczenia oddziela� go od ojca, i zdawa�o mu si� nawet, �e ka�d� 
gin�c� kalori� entropii mur grubieje i t�eje z pr�dko�ci� �wiat�a. Ju� ca�e 
parseki dzieli�y go od tego starego krzepkiego m�czyzny, kt�rego dostrzega� 
jakby podw�jnie, gdy� r�wnocze�nie widzia� stanowcz�, ogorza�� twarz ojca 
dos�ownie o wyci�gni�cie r�ki i na drugim ko�cu powierzchni wszech�wiata. Zwykle 
w takich chwilach rezygnowa� odk�adaj�c rzecz do nast�pnego dnia i dla spokoju 
ducha przyrzeka� sobie solennie, �e ten kolejny dzie� b�dzie ju� ostatnim. 
Prze�kn�� k�s po�ywienia i spojrza� badawczo na ojca. Po chwili przy�apa� si� na 
tym i zawstydzony spu�ci� wzrok. Zrozumia�, �e ojciec wie doskonale i od...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin