Roman Jonasz BY�EM KSI�DZEM PRAWDZIWE OBLICZE KO�CIO�A KATOLICKIEGO W POLSCE" Wszystkim skrzywdzonym i zgorszonym przez Ko�ci� i ludzi Ko�cio�a Roman Jonasz - pseudonim literacki - absolwent Wy�szego Seminarium Duchownego w �odzi, magister prawa kanonicznego. Opu�ci� stan duchowny w 1996 roku. Cz�onek nieformalnego Ruchu Odnowy Ko�cio�a Katolickiego w Polsce. Wszystkie wydarzenia opisane w tej ksi��ce s� prawdziwe, cho� niekt�rym mog� wydawa� si� szokuj�ce i niewiarygodne. Moje w�asne prze�ycia i opinie uzupe�niam relacjami naocznych �wiadk�w oraz ich komentarzami. Wiem jednak, jak d�ugie r�ce maj� hierarchowie Ko�cio�a. St�d te� niekt�re z ich nazwisk (w tym moje w�asne) zosta�y zmienione. Od Autora ,, Je�eli b�dziecie trwa� w nauce mojej, b�dziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawd�, a prawda was wyzwoli". Jezus Chrystus W Polsce �yje i pracuje ponad 30 tysi�cy ksi�y. Ta armia doros�ych, wykszta�conych m�czyzn, �wiczona przez sze�� lat w seminariach duchownych, tworzy hierarchiczn�- organizacyjn� struktur� Ko�cio�a Katolickiego w Polsce. Od kap�an�w b�d�cych w s�u�bie Ko�cio�a wymaga si� bezwzgl�dnego i �lepego pos�usze�stwa wobec prze�o�onych - proboszcz�w, biskup�w, kardyna��w, a przede wszystkim wobec papie�a, kt�ry posiada w�adz� absolutn�. W�adzy tej nie mo�na por�wna� z �adnym innym ludzkim panowaniem - wykracza ona bowiem poza �wiat stworzony. Papie� w doktrynie Ko�cio�a Katolickiego jest nieomylny, gdy wypowiada si� w sprawach dotycz�cych wiary i moralno�ci. Przez niego i biskup�w dzia�a ponadto Duch �wi�ty, a ka�dy z biskup�w jest "alter Christus", tzn. zast�puje wiernym samego Chrystusa. Powy�sze tezy okre�lane przez Ko�ci� jako dogmaty wiary (pewne, nie podlegaj�ce dyskusji), nawet w�r�d ludzi niewierz�cych rodz� postawy za�enowania, a nawet strachu przed czym� tajemniczym, niewidzialnym. Kt� oprze si� w�adzy danej z Wysoka! Nawet wysocy rang� m�owie stanu chyl� g�owy przed piusk� i pastora�em. Nasuwa si� tu por�wnanie do szczepu indian, kt�rym przewodzi w�dz, ale faktyczn� w�adz� dzier�y czarownik. Biskupi, kt�rzy m�wi� o sobie, i� s� "s�ugami" na czele z papie�em, b�d�cym "s�ug� s�ug" - w rzeczywisto�ci podzielili pomi�dzy siebie ca�y �wiat i ci�gle naginaj� go do wizji Ko�cio�a, powo�uj�c si� przy tym na autorytet samego Boga. Czy jednak nie nadu�ywaj� tego autorytetu zbyt cz�sto? Na ile ich rz�d dusz jest b�ogos�awiony, a na ile pot�piany przez Tego, na kt�rego si� powo�uj�? Jak daleko dzisiejsi hierarchowie Ko�cio�a odeszli od idea��w kap�a�stwa s�u�ebnego? Czy maj� prawo nak�ada� na ludzi "ci�ary nie do uniesienia", sami nie ruszywszy ich palcem? Podobnie jak genera�owie pos�uguj� si� �o�nierzami, tak biskupi kieruj� ksi�mi - proboszczami i wikariuszami tworz�c - przez sie� parafii - w�asne pa�stwo w pa�stwie. Jeden z wiejskich proboszcz�w powiedzia� kiedy� do mnie - "Jak my�lisz: kto rz�dzi w tej dziurze? Ten, kto ma najwi�ksz� chat�" - tu wskaza� na Ko�ci� parafialny i przylegaj�c� do� plebani�. Ksi��ka, kt�r� wzi��e� do r�k, to historia m�odego cz�owieka, kt�ry by� jednym z tysi�cy polskich kap�an�w. Wszed� do innego �wiata i po trzech latach postanowi� go opu�ci�. Co go do tego sk�oni�o? Dlaczego zdecydowa� si� g�o�no o tym m�wi�? JA JESTEM TYM CZ�OWIEKIEM! Obecnie m�em i ojcem, g�ow� rodziny. Min�� ju� rok od opuszczenia przeze mnie kap�a�skich szereg�w, a ja coraz bardziej utwierdzam si� w swojej decyzji. Co wi�cej, zdecydowa�em si� da� �wiadectwo prawdzie, bo tylko ona mo�e wyzwoli� cz�owieka tak, jak wyzwoli�a mnie. Niewielu z kap�an�w, kt�rzy rezygnuj�, decyduje si� publicznie m�wi� o motywach swojej decyzji. Obawiaj� si� pot�pienia ze strony hierarchii i wi�kszo�ci wiernych. Ta ksi��ka, to pierwsze tego typu �wiadectwo w skali naszego kraju. Jako autor tak nowatorskiej pozycji, nie jestem wolny od obaw co do jej przyj�cia. Uwa�am jednak, �e prawda, cho�by najgorsza, lepsza jest od najbardziej zakamuflowanego k�amstwa. Miliony katolik�w w Polsce s� nie�wiadome tego, co dzieje si� - za ich pieni�dze - za murami plebanii, seminari�w i pa�ac�w biskupich. Ci ludzie maj� prawo wiedzie�, poniewa� to oni s� prawdziwym Ko�cio�em - "ludem wybranym, narodem �wi�tym", a nie ciemn� mas� u progu trzeciego tysi�clecia. Moim celem nie jest wk�adanie kija w mrowisko. Jestem daleki od jakiejkolwiek formy odwetu czy nienawi�ci. Nie pragn� j�trzy �, wzywa� do rewolucji, pot�pia�. S�abo�ci ludzi Ko�cio�a, kt�re opisuj�, s� udzia�em ka�dego cz�owieka. Nikt te� nie jest wolny od b��d�w, pomy�ek i upadk�w. Ale je�li choroba zaatakuje ca�y, zdrowy organizm, kt�ry zosta� powo�any do czynienia dobra i s�u�enia wszystkim ludziom, to trzeba z ni� walczy�, a �eby walczy� trzeba wpierw j� pozna�. Misja Ko�cio�a jest zbyt wa�na, aby jego dzieci by�y oboj�tne na to, co si� w nim dzieje i jak spe�nia on swoj� pos�ug�. Moja ksi��ka spe�ni swoje zadanie je�li sk�oni do refleksji ludzi dobrej woli, kt�rym na sercu le�y dobro Ko�cio�a Katolickiego w Polsce i na �wiecie. Wok� mnie skupi�o si� wielu takich ludzi. S� w�r�d nich byli i aktualnie pracuj�cy ksi�a oraz �wiatli katolicy �wieccy. Chcemy m�wi� g�o�no - nie o wadach ludzkich - ale o wadach systemu; po to, aby Owczarnia Jezusa Chrystusa mog�a wej�� oczyszczona w trzecie tysi�clecie Chrze�cija�stwa. Trzeba nam wszystkim - ca�emu Ko�cio�owi - powr�ci� do �r�de�, korzeni naszej wiary. Chcemy, aby ona naprawd� przemienia�a nasze �ycie; nadawa�a mu sens i czyni�a je pi�kniejszym. Chcemy trwa� w nauce Jezusa, by� Jego wiernymi uczniami i pozna� prawd�, a prawda nas wyzwoli . ROZDZIA� 1 Moja droga do kap�a�stwa Urodzi�em si� w rodzinie na wskro� katolickiej, wr�cz puryta�skiej. Od kiedy si�gn� pami�ci�, �ycie mojej rodziny by�o przenikni�te wiar� i przeplatane praktykami religijnymi. Wyczuwaj�c panuj�c� w domu atmosfer�, ju� jako dziecko stara�em si� zaskarbi� sobie uczucia i �aski rodzic�w - czynnie uczestnicz�c w �yciu naszej parafii. Zacz�o si� od czytania z lekcjonarza na Mszy Pierwszokomunijnej. Po tygodniu od tego debiutu, by�em ju� ministrantem i sta�ym lektorem. S�u�enie do Mszy �wi�tej sta�o si� pasj� mojego m�odego �ycia. Pami�tam, jak w wieku 8-9 lat biega�em przez �nie�ne zaspy czy ka�u�e b�ota do Ko�cio�a na porann� Msz�, cz�sto gdy by�o jeszcze ciemno. Gdybym tego samego dnia opu�ci� nabo�e�stwo wieczorne, na pewno me zmru�y�bym oka do rana. Konkursy biblijne, wycieczki ministranckie z ksi�dzem opiekunem by�y wtedy moj� najwi�ksz� rado�ci�. W czasie jednej z takich wycieczek do katedry i Seminarium Duchownego we W�oc�awku, dozna�em przedziwnego uczucia. Kiedy wraz z grup� naszych ch�opc�w wszed�em do seminarium, a chwil� p�niej do zat�oczonej klerykami jad�odajni - stan��em jak wryty. Opanowa�o mnie prze�wiadczenie, �e kiedy� b�d� siedzia� przy kt�rym� z tych sto��w: jad�, rozmawia�, �mia� si�, a za chwil� wstan� i p�jd� na modlitwy i do swojego pokoju. To prze�wiadczenie, i� b�d� kiedy� jednym z tych, na kt�rych wtedy patrzy�em, zaw�adn�o moj� m�odzie�cz� wyobra�ni�. Teraz, po latach, odczytuj� to zdarzenie jako moment mojego powo�ania. Ja i ca�a moja rodzina otaczali�my nabo�nym szacunkiem wszystkich ksi�y. Dla mnie osobi�cie byli to nadludzie - nieomylni i wspaniali pod ka�dym wzgl�dem. To byli ludzie nie z tego �wiata. Coroczna kolenda w naszym domu by�a d�ugo oczekiwanym �wi�tem. Jestem pewien, �e gdybym wtedy zna� ich ludzkie wady i s�abo�ci, tak jak znam je dzi� - na pewno nie zm�ci�oby to mojego obrazu ksi�dza p�-Boga. Bycie ksi�dzem by�o dla mnie czym� nieosi�galnym wr�cz nierealnym, a jednocze�nie by� to szczyt moich dzieci�cych i m�odzie�czych marze�. Pozbawieni ziemskich trosk i przywi�za�, �yj�cy w blisko�ci Boga, przeznaczeni do wy�szych cel�w kap�ani - byli dla mnie anio�ami, kt�rzy zst�pili na ziemi�, aby uczyni� j� pi�kn�. Tylko oni mogli sprawowa� tajemnicze obrz�dy, rozgrzesza�, karmi� Cia�em Chrystusa. Do nich nale�a�o gani� lub chwali�; rozstrzyga� o tym co jest dobre, a co z�e. Dla m�odego ch�opca, kt�ry wyr�s� w atmosferze uwielbienia dla ksi�y, perspektywa zostania jednym z nich mog�a by� albo utopijn� mrzonk�, albo �yciowym celem. Kiedy sam zosta�em kap�anem i opiekunem ministrant�w, u wielu z nich widzia�em te same spojrzenia pe�ne szacunku i ufno�ci W�a�nie tak w ich wieku patrzy�em na ksi�y. Niestety bardzo cz�sto ksi�a nie u�wiadamiaj� sobie, jak wielki wp�yw maj� na dzieci i m�odzie� zw�aszcza t�, kt�ra sama poszukuje oparcia w Ko�ciele. M�ody cz�owiek potrzebuje autorytetu, wzorca osobowego. Zw�aszcza ch�opcy poszukuj� takiego wzorca w najr�niejszych �rodowiskach - pocz�wszy od ulicznego gangu, a sko�czywszy na grupie ministranckiej. Odpowiedzialno�� ksi�y za powierzone im m�ode pokolenie jest ogromna, tak przed Bogiem, jak i lud�mi. B�g raczy wiedzie�, za ile dzieci�cych frustracji, a nawet przest�pstw nieletnich, odpowiedzialni s� ci ksi�a, kt�rzy �wiadomie czy nie�wiadomie stali si� powodem do zgorszenia. Oczywi�cie jako dziecko nie by�em anio�kiem, ale te� nie wychowywa�a mnie ulica. Poza rodzicami najwi�cej w tym wzgl�dzie zawdzi�czam ksi�om, co do kt�rych mia�em wtedy sporo szcz�cia. Moje zwi�zki z parafi� i serdeczne kontakty z ksi�mi trwa�y przez ca�y okres szko�y podstawowej i liceum. Na pewno, zw�aszcza w tym ostatnim czasie, coraz bardziej krytycznie zaczyna�em patrze� na �wiat, w tym r�wnie� na moich idoli w sutannach. Jednak w wieku, w kt�rym m�ody ch�opak ma tysi�ce pomys��w na to, co b�dzie robi� w przysz�o�ci - ja ci�gle nosi�em w sobie pragnienie bycia jednym z nich. Ci�gle �ywe by�o we mnie uczucie sprzed lat, �e b�d� klerykiem, a p�niej ksi�dzem. Kilka dziewczyn, z kt�rymi chodzi�em w liceum, chyba wyczuwa�o to moje ukryte powo�anie, bo wszystkie uwa�a�y mnie za dziwaka i nawiedzonego. Tymczasem w mojej �wiadomo�ci dojrzewa�a ostate...
Zabr7