Lerum May Grethe - Puchar Boga Słońca 04 - Ogień.pdf

(418 KB) Pobierz
May Grethe Lerum
May Grethe Lerum
Puchar Boga Słońca 04
Ogień
Rzym, koniec IV wieku Palenisko w domu senatora Avicusa Caiusa Verticusa było zbyt małe i
niepozorne, by dało się o nim powiedzieć, że stylem odpowiada temu olbrzymiemu wspaniałemu
budynkowi: Domus Avicia. Piękna willa, stojąca tuż przy Forum Romanum, pyszniła się marmurami,
fontannami, złoceniami i najszlachetniejszymi gatunkami drewna, natomiast stare palenisko było
poszarzałe i bardzo zwyczajne. Zbudowane z surowych, niemal przypadkowo ułożonych kamieni,
pasowałoby raczej do nędznej chaty niewolnika albo niskiego domu chłopa, uprawiającego cebulę.
Julia nigdy się nad tym nie zastanawiała. Odkąd sięgała pamięcią, przychodziła w to dziwaczne,
wyglądające ubogo miejsce w ogrodzie na tylach pałacu ojca. Ubrana w najwspanialsze jedwabie, z
przepaskami ze splecionych złotych łańcuszków na czole i w talii, klękała przy starym palenisku i
przeżywała najpiękniejsze chwile. Tu, skryta wśród kwitnących drzew i pachnących krzewów
rozmarynu, spędziła lata najwcześniejszego dzieciństwa, bawiąc się ze swoją mamką i piastunką Sis.
Tu spała jako niemowlę, ukołysana na huśtawce, którą Sis wieszała na starych drzewach. Tu,
ukończywszy rok życia, stawiała pierwsze kroki i tu wła- śnie podarowano jej szczeniaka Romulusa,
kiedy skończyła pięć lat. Teraz miała ich już dziesięć. Wciąż jednak siadywała przy starym palenisku,
teraz z drogocennymi pergaminami i papirusami na kolanach. Chciała zostać poetką. Nie, już nią była!
Być może zostanie kimś jeszcze mądrzejszym, na przykład nauczycielem, jak kochany Janus. Grek
przybył do domu jej ojca, kiedy Julia miała siedem lat, i uczył ją swojego języka, czytywali też
klasyczne pisma. Mogła zostać medykiem, leczyć choroby tak jak Aklotecja z Egiptu. Jako jedyna
córka możnego człowieka Julia dorastała, nie znając właściwie żadnych ograniczeń. Cały świat stał
przed nią otworem, mogła wybrać sobie takie życie, jakiego tylko zapragnęła... A ona pragnęła mieć
wszystko! Chciała zostać poetką, matką, lekarką, atletką... Najbardziej jednak chciała zostać westalką.
Swe niezwykłe zdolności odkryła już w wieku trzech lat. Przed oczami wciąż miała wyraźne obrazy
tamtych wydarzeń, a w uszach tkwił jeszcze krzyk Fennii, jej matki, rozdzierający krzyk bólu kobiety,
która na własne oczy widzi, jak jej jedyne dziecko płonie żywcem. Zaczęło się to, gdy ogród,
stanowiący centrum Domus Avicia, spowiły ciemności. Julia nie wszystko sama pamiętała, nie
potrafiła już właściwie oddzielić własnych wspomnień od tego, co opowiedzieli jej później rodzice,
Sis i senator Justycjan. To było bardzo skromne przyjęcie. Nie żadna wielka uczta jak te, które ojciec
często wydawał z okazji świąt lub ku przypodobaniu się politycznym przeciwnikom. Przyszło
zaledwie kilkoro najbliższych osób spośród znajomych rodziny, dlatego małej Julii również
pozwolono kręcić się przy gościach i kraść uściski ciotkom albo przyjaciółkom matki, ułożonym
wygodnie na stosach poduszek i pozwalającym zabawiać się muzyką i winem. Po zapadnięciu zmroku
niewolnicy zapalili czterdzieści dziewięć oliwnych lampek, które otaczały centrum ogrodu. Goście,
szeroko się uśmiechając, zaczęli bić brawo, kiedy wielka fontanna na środku ogrodu nagle rozgorzała
wielkim płomieniem. Ojciec Julii, senator, lubił zaskakiwać przybyłych. Nakłonił pewnego
budowniczego do skonstruowania urządzenia, które przez cienką rurkę pompowało czystą oliwę w
sam środek fontanny. Tam właśnie rozpalono ogień, który wśród pluskającej wody zdawał się płonąć
z siłą wprost magiczną. "Widok ten Julia wciąż pamiętała, choć całe to skomplikowane urządzenie
dawno zostało już zniszczone. Pamiętała czerwoną suknię, w którą była ubrana, i przepiękne dźwięki
fletów, na których grali niewolnicy. I zapach pieczonego prosięcia. I karpie, zarówno dlatego, że
pływały wokół płomienia, nie zdając sobie sprawy z jego istnienia, jak i dlatego, że zapieczone w
miodzie leżały tego wieczoru również na jej talerzu. Oddaliła się od dorosłych głosów, od wybuchów
śmiechu i wznoszonych toastów. Zostawiła za sobą rodziców, zabawę, jedzenie i pieśni. Widziała
tylko ogień, płomień, który niby żyjąca istota wabił ją do siebie przez wodę płytkiego basenu
fontanny. Julia wbiła wzrok w rozbawioną pomarańczowożóltą postać. Uśmiechnęła się do niej,
odsłaniając bielutkie mleczne ząbki, a spomiędzy różowych usteczek wyrwał się okrzyk radości. Pod
stopami miała miękki, trochę wilgotny trawnik otaczający fontannę. Za sobą wciąż słyszała
bezpieczne głosy wszystkich tych, których kochała. Ogień tańczył dla niej! Tak jak anioły z opowieści
matki, owe złociste, spowite w biel duchy, które strzegły i czuwały nad wszystkimi dziećmi
Zbawiciela. Julia doszła aż do marmurowej krawędzi płytkiego basenu fontanny. Bez trudu się na nią
wspięła, jej drobne ciałko było mocne i sprężyste, choć pucołowate policzki i małe stopki mogły na to
nie wskazywać. Woda nie była zimna, a karpie rozpłynęły się, kiedy zrobiła trzy, cztery pierwsze
kroki, kierując się ku środkowi, tam gdzie płonął ogień. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rączki do tego
cudu nad cudami. Ogień wypełnił jej oczy, błyszczał i kusił, złocisty, rozbawiony, ciekawy. Z rękami
wyciągniętymi w stronę płomienia bosonoga dziewczynka przeszła przez basen. Woda sięgała jej
ledwie do kolan. Dno było omszałe, porośnięte algami, ale się nie poślizgnęła. Szła prosto ku
płomieniowi. Czerwona sukienka z wolna coraz bardziej nasiąkała wodą i przybierała barwę starej
skrzepniętej krwi. - Bona Dea! Mater Magna!* Dziecko się pali! Kobieta w przepysznie zdobionej
szacie poderwała się i jednym ruchem odepchnęła srebrne półmiski z przepiórkami, pawiami
pieczonymi w pieprzu, łbami prosiąt i wszelkimi możliwymi specjałami. Wywróciła też wielki dzban
wina i biegnąc, nastąpiła na delikatną rękę szwagierki. - Julia płonie! Na twarzy ojca, potężnego,
powolnego w ruchach mężczyzny, z początku pojawił się wyraz niedowierzania, potem zaś
śmiertelnego przerażenia. Zaplątany w ciężką białą togę starał się znaleźć podparcie dla dłoni i kolan.
Stoczywszy się z miękkich poduszek, ułożonych wokół stołu, na poły poczołgał się w stronę fontanny.
Matka dotarła tam pierwsza. Skoczyła wprost do okrągłego basenu, poślizgnęła się i boleśnie uderzyła
w biodro, trafiając nim w krawędź obramowania. Zdawała się jednak nie odczuwać bólu, rzuciła się
ku córce, która stała w ogniu, płonęła niczym żywa pochodnia. Fennia przyciągnęła dziecko do siebie
i instynktownie zanurzyła je w wodzie. Głowę Julii otaczał wieniec płomieni, gęste już jasne włosy
paliły się jak żagiew. Sukienka, uszyta z wielu warstw najcieńszego czerwonego jedwabiu, też stała w
ogniu. Płomienie otaczające ciało dziecka gorzały z taką mocą, że ojciec pomyślał, iż musiało oblać
się oliwą. *Bona Dea, Mater Magna - boginie rzymskie (przyp. aut.). Podczas gdy przez jego głowę
przelatywało tysiąc przerażających myśli i zdążył już wyobrazić sobie, jak też będzie wyglądało jego
spalone dziecko, ostatnie języki ognia z sykiem dotknęły powierzchni wody i Julia przestała płonąć.
Matka zawodziła pod ciemnym wieczornym niebem, zapominając niemalże o tym, by unieść głowę
córki nad nagrzaną wodę w fontannie. - Och, ona nie żyje! Straciliśmy Julię, jedyną pociechę naszych
serc! - Nie! - jęknął senator. Teraz już i inni goście dotarli do fontanny. Krzyki sprowadziły też
niewolników i straże. - Nie! Senator, brodząc w wodzie, kierował się ku żonie i córce. Wymachiwał
rękami w powietrzu, jak gdyby chciał odegnać złe duchy. Fennia, jego żona, klęczała w basenie,
obiema rękami obejmując dziecko w spalonej sukience. Twarzy Julii nie było widać, dziecko
spoczywało przyciśnięte do mokrej piersi matki. Potężny senator, pan życia i śmierci, doradca cesarza,
jeden z najbogatszych ludzi w Rzymie... Teraz i on ukląkł w mulistej wodzie, kolanami szorując o
kamienie, pokryte szarymi, śluzowatymi odchodami karpi. - Na wszystkich bogów! Na łaskę
potężnego Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela, nie pozwólcie memu dziecku umrzeć! Ten okrzyk
zabrzmiał jak jęk, zduszony, głuchy, lecz goście i tak go usłyszeli. Wiedzieli o niezłomnej wierze
senatora w nowego jedynowładnego boga, wyznawanego przez cesarza Konstantyna. Niektórzy z nich
skierowali modlitwy do starych bogów, do potężnego Jowisza lub do Apolla, boga sztuki medycznej.
Jeszcze inni zwrócili się być może do Junony, małżonki Jowisza, albo do greckiej bogini Afrodyty.
Lecz żona senatora, Fennia, wzywała matkę Jezusa, tę najpotężniejszą ze wszystkich dziewic, tę, która
zrodziła syna Bożego, choć była nietknięta przez mężczyznę. Nadeszły dwie starsze niewolnice i, nie
czekając na niczyje rozkazy, podniosły senatora, Fennię i wyciągnięte z ognia dziecko. Kiedy Julię
wyniesiono z basenu, goście poczuli w nozdrzach nieprzyjemny świdrujący odór spalonych ludzkich
włosów. Zrozpaczona Fennia wyrywała sobie z głowy osmalone złociste kędziory. Rozrzucone na
ciemnej trawie wokół niej wyglądały niczym przegniła pajęczyna. Którąś z kobiet pochwyciły torsje,
być może w równej mierze za sprawą przesadnie wykwintnych dań, którymi uraczono ją tu, w tym
szlachetnym domu. Julię ułożono na jedwabnej pelerynie. To jeden z żołnierzy poświęcił swój
uroczysty strój, rozpościerając okrycie wprost na wilgotnej trawie przy fontannie. Żona senatora,
Fennia, natychmiast zaczęła zrywać z dziecka resztki ubrania. Trzyletnia dziewczynka nie krzyczała.
Leżała spokojna, jakby uśpiona. Wśród spalonego jedwabiu i sadzy ledwie dało się dostrzec jedno oko
małej. Ojciec spostrzegł, że w ciemnym spojrzeniu córki odbija się płomień, który wciąż gorzał w
fontannie. - Julia - jęknął cicho. Przysunął ręce do dłoni żony, żeby pomóc jej uwolnić ciało córeczki
od zwęglonego czerwonego jedwabiu. - Juliaaa... Goście szlochali coraz głośniej, ktoś krzyknął, że
wezwano już greckiego medyka. Niewolnicy przynieśli światło, lecz umieścili kaganki w bezpiecznej
odległości od dziecka. Fennia na widok migocących płomieni kilkakrotnie mrugnęła. Patrzyła na
leżące przed nią nagie dziecięce ciałko, pokryte czarnymi smugami i płatami sadzy. Twarz małej
zasłaniał częściowo spalony kawałek jedwabiu. Matka wzdragała się przed usunięciem go,
wyobrażając sobie, jak wraz z tkaniną z twarzy dziecka odejdzie i skóra. Ale spalony jedwab dał się
usunąć bez trudu. Kiedy płomienie kaganków oświetliły twarz Julii, dziewczynka otworzyła oczy i
uśmiechnęła się szeroko. Drobne nagie ciałko przeciągnęło się, rączki przesunęły się po miękkiej
materii peleryny, rozpostartej na ziemi. Ani na pulchnych paluszkach, ani na cienkiej skórze brzucha i
piersi nie widać było śladu oparzeń. Resztki spalonej sukienki leżały z boku, już się z nich nie dymiło,
cuchnęły tylko. Julia uśmiechnęła się do matki. Wyciągnęła rączkę i lekko pociągnęła Fennię za
włosy. - Pływam - powiedziała. - Pływam w ogniu! Senator i jego żona padli sobie w objęcia i tulili
się do siebie. Wstrząśnięci, ogarnięci niedowierzaniem, patrzyli, jak dziecko ostrożnie wstaje.
Półdługie złote włosy Julii wiły się jej na ramionach jak przedtem, na nagim ciałku nie znać było ani
jednej skazy. Nawet długie ciemne rzęsy wyglądały jak dawniej. Julia się uśmiechnęła. Przyłożyła
paluszek do ust, pocałowała go, a potem posłała symboliczny pocałunek płomieniom. - Złoty
przyjaciel - uśmiechnęła się szeroko, a następnie oznajmiła: - Jestem głodna! Zanim rodzice zdążyli
dojść do siebie, wyjęła z ręki którejś z ciotek brzoskwinię i bardzo z siebie zadowolona usiadła
nagusieńka przy kolanach matki i zajęła się jedzeniem. Senator z nabożeństwem złożył dłonie,
świadom, że oto otrzymał jeszcze jeden dowód mocy i łaski tego nowego boga. Forum Romanum było
piękne i wspaniałe. Ten główny i najstarszy plac w mieście, rozciągający się między Kapitolem i
Palatynem, stanowił centrum życia publicznego i państwowego Rzymu. Tu stała Cuńa Iulia, gmach
posiedzeń senatu, i comitium, miejsce, gdzie odbywały się zgromadzenia ludowe. Tu zbierali się
kapłani, by uczestniczyć w składaniu ofiar i procesjach. Tu kierowali się przybyli z całego cesarstwa
obywatele, by załatwić rozmaite sprawy, tu także odbywało się egzaminowanie nowych senatorów lub
prefektów. Wysokie budynki niemal stapiały się ze sobą, lecz mimo to Forum, podobnie jak i reszta
cesarskiego miasta, zostało starannie zaplanowane i zbudowane z artyzmem. Jasny złoty kolor ochry
wyraźnie odgraniczał przestrzeń Forum i nie zważając na przeznaczenie budowli, wiązał ze sobą
kościoły, łuki triumfalne, świątynie dawnych bogów i siedziby władz. Obramowanie całości stanowił
niezwykle bujny park, w którym różnokolorowe kwiaty otaczały sadzawki i piękne skwery, pełne
pomników i niewielkich obelisków. Senator Avicus doskonale znał ów labirynt portyków, otwartych
placów, zabudowanych korytarzy i kolosalnych monumentów. Już od czternastu lat sprawował urząd
Zgłoś jeśli naruszono regulamin