Czechow - Mewa.doc

(446 KB) Pobierz
Antoni Czechow

Antoni Czechow

 

Biblioteka Narodowa

 

Wydawnictwo - Zakład Narodowy im. Ossolińskich

 

Wrocław 1979 r.

 

 

 

 

 

Mewa

 

Komedia w czterech aktach

 

1896

 

przełożyła Natalia Gałczyńska

 

 

 

 

 

Osoby

 

 

 

Irena Arkadina, po mężu Trieplewa - aktorka

 

Konstanty Trieplew - jej syn, młody człowiek

 

Piotr Sorin - jej brat

 

Nina Zarieczna - młoda dziewczyna, córka bogatego ziemianina

 

Ilia Szamrajew - eks-porucznik, rządca majątku Sorina

 

Paulina - jego żona

 

Masza - jego córka

 

Borys Trigorin - beletrysta

 

Eugeniusz Dorn - lekarz

 

Siemion Miedwiedienko - nauczyciel

 

Jakub - służący

 

Kucharz

 

Pokojówka

 

 

 

Rzecz dzieje się we dworze Sorina. Między trzecim i czwartym aktem

upływają dwa lata.

 

 

 

 

 

Akt pierwszy

 

 

 

Fragment parku w majątku Sorina; na wprost widowni szeroka aleja

prowadząca w głąb parku nad jezioro; aleję przegradza sklecona z desek

estrada, na której ma się odbyć przedstawienie amatorskie; jeziora nie

widać; przy estradzie z prawej i lewej strony gąszcz krzaków; kilka

krzeseł, stolik; słońce przed chwilą zaszło; na estradzie za spuszczoną

kurtyną Jakub i kilku parobków; słychać kaszel, stukanie; Masza i

Miedwiedienko wchodzą z lewej strony - wracają ze spaceru.

 

 

 

Miedwiedienko

 

Dlaczego pani zawsze ubiera się na czarno?

 

 

 

Masza

 

To żałoba po moim życiu. Jestem nieszczęśliwa.

 

 

 

Miedwiedienko

 

Czemu?

 

(Zastanawia się)

 

Jest pani zdrowa, ojciec pani... no, wprawdzie nie bogacz, ale niczego mu

nie brak... Mnie jest o wiele gorzej niż pani. Zarabiam tylko dwadzieścia

trzy ruble miesięcznie, jeszcze mi z tego potrącają na emeryturę, a mimo to

nie noszę żałoby.

 

(Siadają)

 

 

 

Masza

 

Pieniądze to nie wszystko. Nawet biedak może być szczęśliwy.

 

 

 

Miedwiedienko

 

Owszem, w teorii, ale w praktyce rzecz wygląda tak. Ja, matka, dwie

siostry, braciszek - i dwadzieścia trzy ruble całej parady. A czy jeść i

pić nie trzeba? Na herbatę i cukier nie trzeba? Na tytoń nie trzeba? I radź

tu sobie, jak chcesz.

 

 

 

Masza

 

(ogląda się w stronę estrady)

 

Niedługo zacznie się przedstawienie.

 

 

 

Miedwiedienko

 

Właśnie. Zagra panna Zarieczna, a sztukę ułożył pan Konstanty. Są

zakochani i dzisiaj ich dusze połączy jeden wspólny cel: dać ten sam

poetycki obraz. A moja dusza i dusza pani nie mają żadnych punktów

styczności. Kocham panią, z tęsknoty nie mogę wysiedzieć w domu, co dzień

drałuję pieszo sześć wiorst tu i sześć z powrotem, a ze strony pani spotyka

mnie li tylko indyferencja (obojętność). Cóż, to zrozumiałe. Jestem bez

środków, rodzinę mam dużą. Komu by się chciało wyjść za człowieka, który

sam nie ma co jeść.

 

 

 

Masza

 

Bzdury.

 

(Zażywa tabakę)

 

Pańska miłość mnie wzrusza, ale nie mogę odpłacić panu wzajemnością - nie

mogę i już.

 

(Podaje mu tabakierkę)

 

Weź pan.

 

 

 

Miedwiedienko

 

Nie mam ochoty

 

 

 

(Pauza)

 

 

 

Masza

 

Jak duszno, pewnie w nocy będzie burza. Pan albo filozofuje, albo mówi o

pieniądzach. Według pana nie ma większego nieszczęścia od biedy, a według

mnie sto razy lepiej chodzić w łachmanach i żebrać, niż... Zresztą, pan

tego nie zrozumie...

 

 

 

(Z prawej strony wchodzą Sorin i Trieplew)

 

 

 

SORIN

 

(opiera się na lasce)

 

Ja, bratku, na wsi jakoś nie tego i oczywiście nigdy się nie

przyzwyczaję. Zasnąłem o dziesiątej wieczór, a obudziłem się o dziewiątej

rano i od długiego spania czułem się tak, jakbym miał mózg przyklejony do

głowy i... różne takie rzeczy.

 

(Śmieje się)

 

A po obiedzie niechcący znowu usnąłem, teraz jestem zupełnie rozklejony,

coś koszmarnego i... i w ogóle...

 

 

 

Trieplew

 

To prawda, powinieneś mieszkać w mieście.

 

(Zobaczywszy Maszę i Miedwiedienkę)

 

Moi państwo, jak się zacznie, to was poprosimy, a teraz tu nie wolno...

Idźcie stąd, bardzo proszę.

 

 

 

Sorin

 

(do Maszy)

 

Panno Maszo, niech pani będzie łaskawa powiedzieć swojemu papie, żeby

kazał spuścić psa z łańcucha, bo ciągle wyje. Siostra dziś znowu caluteńką

noc nie spała.

 

 

 

Masza

 

Niech pan sam rozmawia z moim ojcem, bo ja nie będę. Proszę mi tego

zaoszczędzić.

 

(Do Miedwiedienki)

 

Chodźmy!

 

 

 

Miedwiedienko

 

(do Trieplewa)

 

A więc da pan znać przed rozpoczęciem?

 

(Oboje wychodzą)

 

 

 

Sorin

 

Czyli że znowu przez całą noc psisko będzie wyło. Dziwna rzecz, ja na wsi

nigdy nie żyłem tak, jakbym chciał. Pamiętam, nieraz weźmie sobie człowiek

urlop na dwadzieścia osiem dni i przyjedzie tu, żeby odpocząć i... i w

ogóle, a tu mu z punktu tak zawrócą głowę różnymi głupstwami, że

najchętniej od razu by się wyniósł.

 

(Śmieje się)

 

Zawsze byłem najszczęśliwszy, kiedy stąd wyjeżdżałem... Tak, ale teraz

jestem na emeryturze, właściwie nie mam gdzie się podziać. Chcesz czy nie

chcesz, musisz tu siedzieć...

 

 

 

Jakub

 

(do Trieplewa)

 

Idziemy, proszę pana, się wykąpać.

 

 

 

Trieplew

 

Dobrze, ale za dziesięć minut bądźcie z powrotem

 

(Patrzy na zegarek)

 

Niedługo zaczniemy.

 

 

 

Jakub

 

Tak jest.

 

(Wychodzi)

 

 

 

Trieplew

 

(wodzi wzrokiem po estradzie)

 

Proszę, to właśnie jest teatr. Kurtyna, potem pierwsza kulisa, za nią

druga, a dalej pusta przestrzeń. Żadnych dekoracji. Otwiera się widok

wprost na jezioro i na horyzont. Podniesiemy kurtynę punktualnie o pół do

dziewiątej, gdy wzejdzie księżyc.

 

 

 

Sorin

 

Wspaniale.

 

 

 

Trieplew

 

Jeżeli Zarieczna się spóźni, to oczywiście cały efekt na nic. Już powinna

tu być. Ojciec i macocha tak jej pilnują, że wydostać się z domu to dla

miej prawie tyle, co uciec z więzienia.

 

(Poprawia wujowi krawat)

 

Włosy masz rozczochrane, brodę też. Powinieneś chyba się ostrzyc.

 

 

 

Sorin

 

(rozczesuje brodę)

 

Tragedia mojego życia. Nawet za młodu wyglądałem tak, jakbym pił całymi

tygodniami i... i w ogóle... Żadna kobieta mnie nie chciała.

 

(Siada)

 

Dlaczego moja siostra jest nie w humorze?

 

 

 

Trieplew

 

Dlaczego? Nudzi się.

 

(Siada obok)

 

Jest zazdrosna. I już ma pretensje do mnie, do przedstawienia i do mojej

sztuki, ponieważ gra nie ona, tylko Zarieczna. Matka nie zna mojej sztuki,

ale już jej nie cierpi.

 

 

 

Sorin

 

(śmieje się)

 

Też wymyślił, doprawdy.

 

 

 

Trieplew

 

(spogląda na zegarek)

 

Już ją drażni, że gwiazdą na tej małej scenie będzie Zarieczna, a nie

ona. Moja matka to jakiś psychologiczny dziwoląg. Bezsprzecznie

utalentowana, inteligentna, potrafi płakać nad książką, odrecytuje ci z

pamięci całego Niekrasowa, dogląda chorych jak anioł; ale spróbuj pochwalić

przy niej Duse. Boże! Tylko ją wolno chwalić, tylko o niej trzeba pisać,

krzyczeć, zachwycać się jej niezwykłą grą w Damie Kameliowej albo w

Igraszkach życia, ale że tu na wsi brak tej słodkiej trucizny, więc nudzi

się i złości, każdego z nas uważa za wroga, do wszystkich ma pretensje. A

jaka przesądna: boi się trzech świec, trzynastki... I skąpa. W Odessie ma

siedemdziesiąt tysięcy w banku, to wiem na pewno. A poproś ją o pożyczkę,

zaraz zacznie lamentować.

 

 

 

Sorin

 

Wmówiłeś sobie, że matce się nie podoba twoja sztuka i już się

denerwujesz i... i w ogóle. Uspokój się, matka cię ubóstwia.

 

 

 

Trieplew

 

(obrywa płatki z kwiatu)

 

Kocha - nie kocha, kocha - nie kocha, kocha - nie kocha.

 

(Śmieje się)

 

Widzisz, matka mnie nie kocha. Ba! Ona chce żyć, romansować, nosić jasne

bluzeczki, a ja już mam dwadzieścia pięć lat i to jej stale przypomina, że

nie jest młoda. Beze mnie ma najwyżej trzydzieści dwa lata, a przy mnie

całe czterdzieści trzy i dlatego mnie właśnie nienawidzi. I na dobitkę wie,

że nie uznaję teatru. Ona teatr kocha, wydaje się jej, że służy ludzkości i

świętej sztuce, a ja uważam, że dzisiejszy teatr to szablon, to przeżytek.

Kiedy kurtyna idzie w górę i przy wieczornym świetle, w pokoju z trzema

ścianami te wielkie talenty, ci kapłani świętej sztuki usiłują pokazać, w

jaki sposób ludzie jedzą, piją, chodzą, kochają, noszą marynarki, kiedy z

banalnych obrazów i zdań aktorzy starają się wyłowić morał, i to morał

płyciutki, łatwostrawny, przydatny na co dzień, kiedy w tysiącznych

wariantach pakują mi do głowy wciąż to samo, to samo, to samo - wtedy

uciekam, uciekam jak Maupassant od wieży Eiffla, która przytłaczała go

swoją banalnością.

 

 

 

Sorin

 

Bez teatru nie można

 

 

 

Trieplew

 

Potrzebne są nowe formy. Nowe formy - a jeżeli ich nie ma, to raczej nic

nie potrzeba.

 

(Spogląda na zegarek)

 

Kocham matkę, bardzo kocham, ale prowadzi tak bezsensowne życie, cacka

się z tym beletrystą, jej nazwisko stale wałkują w gazetach i to mnie nuży.

A czasem odzywa się we mnie po prostu egoizm zwykłego śmiertelnika;

zaczynam żałować, że matka jest znaną aktorką, wydaje mi się, że gdyby to

była zwykła kobieta, czułbym się szczęśliwszy. Wujku, czy znasz bardziej

rozpaczliwą i głupią sytuację: w jej salonie przeważnie siedzą same

znakomitości - artyści, pisarze, a wśród nich jedyne zero to ja, tolerują

mnie tylko jako jej syna. Bo kim jestem? Czym jestem? Opuściłem uniwersytet

na trzecim roku z przyczyn, jak to mówią, niezależnych od redakcji,

talentów nie mam żadnych, pieniędzy ani grosza, a według paszportu -

mieszczanin z Kijowa. Bo mieszczaninem z Kijowa był mój ojciec, chociaż

także był znanym aktorem. I nieraz, kiedy ci artyści i pisarze w jej

salonie zaszczycali mnie łaskawą uwagą, zdawało mi się, że mierzą wzrokiem

moją nicość, zgadywałem ich myśli i wiłem się z poniżenia...

 

 

 

Sorin

 

A propos, powiedz mi, co to za człowiek ten beletrysta? Trudno go

rozgryźć. Wciąż milczy.

 

 

 

Trieplew

 

To człowiek mądry, prosty, trochę, wiesz, melancholik. Bardzo przyzwoity.

Daleko mu jeszcze do czterdziestki, ale już jest sławny i dość

zblazowany... Jeżeli chodzi o jego pisarstwo, to... jakby ci powiedzieć?

Nie pozbawione talentu i wdzięku... a jednak... po Tołstoju czy Zoli nie

zechcesz czytać Trigorina.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin