BAD BELLA rozdział9.pdf

(7574 KB) Pobierz
BAD BELLA rozdział9
J + A= L
BAD
BELLA
BELLA
Q*D<K
E=?
DIMIBANAS
654014879.026.png 654014879.027.png 654014879.028.png 654014879.029.png 654014879.001.png 654014879.002.png 654014879.003.png 654014879.004.png 654014879.005.png 654014879.006.png 654014879.007.png 654014879.008.png 654014879.009.png 654014879.010.png 654014879.011.png 654014879.012.png 654014879.013.png 654014879.014.png 654014879.015.png 654014879.016.png 654014879.017.png 654014879.018.png 654014879.019.png 654014879.020.png 654014879.021.png 654014879.022.png 654014879.023.png 654014879.024.png 654014879.025.png
ROZDZIAĀ 9
-zaczęło się to mniej więcej miesiąc temu…..-Pokiwałam głową.
-Jak to się objawiało? Boże jak mogłam to przeoczyć-powiedziałam chowając
twarz w dłonie.
-Bello, on czuł tylko mrowienie w rękach. Lekarz dał mu skierowanie na badania
i w tedy to wyszło. Powiedział ci, że jedzie do babci. Ale skłamał…nie wiem czy
to ci pomogło. Bello uwierz, że on się tak cholernie martwił, że się załamiesz
albo dostaniesz ataku. On tu przyjeżdżał i w ogóle się radził-nie mogłam tego
słuchać. Zawsze z KAŻDYM problemem przychodził do mnie. Nie mogłam się
pogodzić z tym faktem.
- A zalecenia?
-No to nie może się przemęczać, nie może pić dużo alkoholu i takie tam
pierdoły. Dostał jakieś leki. Takie, które zatrzymają postęp choroby. Dobrze, że
jest wcześnie odkryta.
-Rose, przytul mnie-powiedziałam. Podeszła do mnie i przytuliła się.
Siedziałyśmy tak dłuższą chwile. Przerwał nam ją mój telefon. Wyciągnęłam go
z kieszeni a na wyświetlaczu, pisało Jazz.
-Co się stało?- zapytałam wystraszona.
-Ja pierdole! NIC! Ale musisz szybko przyjechać. I nie strachaj się tak jak ja
dzwonie-dołuje mnie ich słownictwo. Wsiaki jebane.
-Pędzem- o i to ja też się uczę. Rozłączyłam się.
-Dobra ja muszę lecieć Rose. Mam pilną misje do wykonania-wytłumaczyłam
mojej psiapsiółce.
-Aktimelizuj się- powiedziała. Za dużo ogląda kreskówek i reklam z Emmettem.
-Je ju! Rosalie skończ z cytatami z reklam- zrobiła śmieszną minę.
-Ale to był pierwszy raz! -powiedziała jak oburzone dziecko. Co ja mam z tymi
dziećmi to nie wiem.
-I mam nadzieje, że ostatni-powiedziałam, pocałowałam ją w policzek i
wybiegłam z domu. Wsiadłam do maleństwa i szybko odjechałam. Jechałam
prze miasto strasznie podekscytowana. Mam jakieś przeczucie, że Jasper
przekaże mi jakąś dobrą wiadomość. Wy też macie czasem takie przeczucia? Ja
rzadko. A na przykład taka Alice ona ma je tysiąc razy dziennie i prawie
wszystkie się spełniają. Jechałam sobie ulicami nucąc Boba Marleya…tak, tak
Bella słucha reggae prosto z Jamajki. Dojechałam do domu. Postawiłam
Maleństwo pod moim oknem i poszłam przywitać się z rodzicami.
-Cześć mamo, cześć tatku- wydarłam się wchodząc do kuchni. Siedzieli przy
stole i czytali gazety.
-Ooo, cześć skarbie-powiedzieli jednocześnie.
-Jak impreza? -zapytał tata.
 
-Nooo super było….i….zemdlałam dwa razy…-powiedziałam zagryzając wargi…
-Wiemy… doktor Cullen dzwonił, że jutro jedziesz na badania…
-Mamooo-jęknęłam
-Nie ma żadnego mamo- powiedział tata a ja zrobiłam maślane oczka- tato też
nie. Jedziesz czy ci się to podoba czy nie- westchnęłam i powiedziałam:
-No dobrze….A teraz idę się przebrać i idę do Jaspera bo coś chciał-rodzice
pokiwali głowami.
Już byłam przy schodach, kiedy wróciłam się i wystawiłam tylko głowę za
futrynę.
-Wy wiedzieliście, że Jasper jest chory?
-Nooo- powiedzieli chórem
-Ja nie mogę otaczają mnie sami spiskowcy…-wybuchli nerwowym śmiechem.
Pobiegłam na górę i wzięłam gorący prysznic. Wleciałam do swojego pokoju
obwinięta ręcznikiem. Nałożyłam czarne rurki i różowo-czarną koszule w kratkę.
Całość uzupełniłam moimi zarąbistymi czarnymi trampkami. Wybiegłam z domu
i skierowałam się na skróty przez dziurę w płocie na podwórko Jaspera. Już
naciskałam klamkę, już napierałam na drzwi kiedy ktoś pociągną za drzwi i
wpadłam do środka. Tym kimś okazał się Jazz.
-Ty głupi czy jaki?!- zawołałam- Ja chce żywa do śmierci dożyć.
-Nie wal mi tu cytatami z filmów. Ja tu mam sprawę nie cierpiącą zwłoki.
-Się poeta znalazł- powiedziałam ale on złapał mnie za rękę i pociągnął na
schody. Wpadliśmy do jego pokoju a tam…przeszedł tajfun, pasat, tornado,
halny czy inne cholerstwo.
-Ja pierdziu Jasper c tu się stało?
-No bo ja….sie umówiłem z Alice na randkę…-nie dałam mu dokończyć.
-Super!!Ale fajnie! W ogóle Lol- zaczęłam cieszyć się jak dziecko…-no ale-
zaczęłam jak się uspokoiłam – czemu tu jest taki w chuj bałagan?
-No, bo nie miałem się w co ubrać i zadzwoniłem po ciebie-powiedział szybko.
-Ech…i co ja mam ci moje ubrania pożyczyć?
-Bellooo, wiesz o co chodzi.
-Oj no wiem. Teraz siadaj- delikatnie pchnęłam go na łóżko, na którym leżały
buty…Podeszłam do biurka, gdzie leżały różnorakie koszule.
-Gazik!- zawołałam. Strasznie nie lubił jak do niego tak mówiłam- jak chcesz
wyglądać?
-Toitoi- Taaa określenie elegancji i luzu.
-łokej- przeglądałam koszule wyrzucając narodek pokoju te, które mi nie
odpowiadały. W końcu znalazłam tą „jedyną”. Była czarna jak….dobra pomińmy
moje próby literackie….Rzuciła nią w Jazza.
-Bella jest w amoku twórczym – powiedział głośnym szeptem Jazz. Dopiero
teraz podniosłam wzrok od fotela, nad którym się pochylałam. W drzwiach stał
Edward. Był w czerwonej koszuli...która była rozpięta. Jasne rurki opinały jego
nogi…..ech….zagryzłam wargę. Patrzył na mnie cały czas tym swoim wzrokiem a
la „zaraz się na ciebie rzucę i zrobimy opowiadanie +18”.
 
-Cześć- powiedział tak cicho, że zaczęłam obawiać się, że mam problemy ze
słuchem.
-Hej-powiedziałam równie nieśmiało jak on- sorry ale muszę znaleźć temu
matołkowi ubrania- powiedziałam już wyraźniej. Edek tylko pokiwał głową.
Wróciłam do wypierdalania ubrań Jazza na środek pokoju.
-SĄĄĄ!!!-Wykrzyknęłam, a Jazz i Edek stłumili chichot. Rzuciłam nimi w Jaspera.
-Dziękuje kochana- podszedł do mnie i pocałował w głowę.
-Nie ma za co. Do całości weź te oczojebne zielone Nike- wziął buty poszedł
beztrosko pod prysznic. Zostałam sama z Edwardem.
-Ekhm…czy mógłbyś zapiąć koszule? -powiedziałam kiedy zaczęło mnie to
rozpraszać.
-Co podnieca cie to? – zamruczał.
-No troszeczkę…moja dziewczyna była by zazdrosna- Jego mina była bezcenna.
Ja jakby nigdy nic zaczęłam składać ubrania, które leżały porozrzucane po całym
pokoju. Jego oczy…były dziwne. Podkrążone…Jacob miał takie jak ćpał…nie
mówiłam o tym, że kiedyś ćpał? Ale Edek mógł się w nocy nie wyspać i w
ogóle…Dobrze nie miejmy czarnych scenariuszy. Byłam w połowie kiedy
zawibrował telefon w mojej kieszeni. Na wyświetlaczu pisało Alice. Czego ten
napalony chochlik chce ode mnie?
-Halo!? Bella?! Przyjeżdżaj szybko. Mam randkę z Jazzem a Rose z Emmettem.
Musisz pomóc mi się ubrać- powiedziała nie dając dojść mi do słowa.
-Dobra jadę- powiedziałam i rozłączyłam się. Podeszłam do szafki, w której Jazz
trzymał perfumy. Wybrałam czarne Ferrari.
-Daj to Jazzowi- powiedziałam Edwardowi.
-Zawiozę cie- powiedział. Nie wiem co mnie napadło ale za nagrodę
pocałowałam go namiętnie. On złapał mnie za biodra i podniósł do góry. Tak
było wygodniej. Nasze języki walczyły o dominację. Złapałam go za włosy i dość
mocno ciągnęłam. Podszedł do łóżka i położył mnie na nim. Ja buteleczkę z
perfumami położyłam obok. Zaczął całować mnie po szyi, później pod dekolcie.
Nie powiem było zajebiście. Złapałam go za włosy i podciągnęłam do mojej
twarzy. Kiedy oderwaliśmy się od siebie do pokoju wszedł Jazz.
-Sorki, już wam nie przeszkadzam-już wycofywał się z pokoju, kiedy ja
zepchnęłam Edwarda z siebie.
-Jasper zostań. Naprawdę-powiedziałam- Dzwoniła po mnie All. Musze jej też
pomóc. Później Em i Rose. Masz te Frerrarki. Ja lecem- podeszłam do niego i
pocałowałam w policzek wręczając buteleczkę- wyglądasz genialnie-
powiedziałam.
-Dzięki tobie- odpowiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Gdy już mnie
puścił pobiegłam na dół. Byłam już na swoim podwórku kiedy usłyszałam głos
Edwarda.
-Bells, zawiozę cie.
-Nie dzięki. Ostatnio zaniedbuje Maleństwo. Pojedziemy dziś na spacer-
skończyłam zostawiając go przed domem Jaspera. Wbiegłam do kuchni, gdzie
siedzieli rodzice.
 
-Mamo musze jechać do Alice i Rosalie, bo musze im pomóc w ubrani się na
randki.
-Dobrze leć-powiedział tata- a ty? -zapytał.
-Co ja? Ja idę im pomagać.
-Jezuuu! Bello tata miał na myśli czy ty też idziesz- wyjaśniła mama, a ja
wybuchłam śmiechem.
-Ja…haha…a niby z kim? Dobra ja lecę do nich- wyleciałam z domu jak przeciąg.
Wsiadłam do chłodnego wnętrza Maleństwa. Szybko dojechałam na miejsce.
Wleciałam do pokoju Alice i zobaczyłam wielki rozpierdziel.
-Matko święta. Co tu się działo? Mniejsza z tym- od razu miałam wizje- ubierze
się na luzie ale elegancko, żeby pasować do Jazza. Hmmmm….nałóż tę czarną
szukienkę, te balerinki. Włosy możesz trochę podkręcić.
-Ja pierdole! Bello ty masz głowę-po raz pierwszy All zabrała głos.
-Nie ma za co- All zrobiła głupią minę, ale zaraz nad głową pojawiła jej się
żarówka.
-Dziękuje Bell- zapiszczała i rzuciła się na mnie.
-Nie ma za co. A Rose?
-Ona już ma struj- powiedziała mi.
-To ja lecę coś wyjaśnić Edwardowi- Musiałam mu powiedzieć, że chyba coś do
niego zaczynam czuć i w ogóle. Pewnie mnie wyśmieje ale…raz się żyje później
się straszy.
-Lec – powiedziała lekko wypychając mnie z pokoju. Nie stawiałam się,
wybiegłam słysząc głos Emmetta
-Edward jest w garażu- informacje po tym domu rozchodzą się błyskawicznie.
Wbiegłam przez dom i kiedy zobaczyłam zamurowało mnie…Całował się z jakąś
blond laską… Zauważyli mnie.
-Yyy..przepraszam….-powiedziałam i wybiegłam. W siadłam do Maleństwa
słysząc głos Edwarda. Włączyłam jakąś piosenkę i jechałam do Port Angeles. Co
za dziwkarz z tego Edwarda najpierw jest dla mnie taki miły a później
przystawia się do jakiejś dziwki. Jechałam wściekła ponad 180. Byłam już w
mieście kiedy się rozpadało. Podjechałam pod warsztat i byli wszyscy. Weszłam
z impetem do środka cała mokra i upłakana. Wszyscy otwarli szeroko oczy i
usta.
-Komu wpierdolić- zapytali chłopacy.
-Całemu światu, kurwa- wybuchłam płaczem.
-Od kogo zacząć – zapytał troskliwy Dom.
-Od Demona i Edka- powiedziałam szlochając. Zachichotał.
-Dobrze…Tej przynieś żelki i Moutain Dew- Później kazali wszystko
wytłumaczyć. Pocieszali i za dwie godziny miałam zajebisty humor.
-Bella jest sprawa – zaczął poważnym tonem Rom.
-Słucham- powiedziałam wystraszona.
-Bo każdy dostaje taki prezent od warsztatu, że remontujemy mu samochód od
A do Z.
-I…??
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin