Cussler Clive & Du Brul Jack - Oregon 07 Milczące morze.rtf

(832 KB) Pobierz
Clive Cussler & Jack Du Brul

Clive Cussler & Jack Du Brul

MILCZĄCE MORZE

Przekład

MACIEJ PINTARA

Tytuł oryginału: The Silent Sea

 

 

 

 

 

 

Wiatr sprzyjający dmie i pryska biała piana,

Statek na wodzie bruzdę orze;

My pierwsi w dziejach się wdzieramy

Na to milczące morze.

 

Samuel Taylor Colendge

Wiersz o starym marynarzu

Prolog

7 grudnia 1941,

wyspa Pine, stan Waszyngton

Złocista plama śmignęła nad nadburciem małej łodzi, gdy dziób uderzył w skalistą plażę. Wylądowała z pluskiem w wodzie i pokonała fale przyboju z ogonem uniesionym dumnie jak proporzec. Kiedy retriever dotarł do lądu, otrząsnął się, aż krople poszybowały w rześkim powietrzu jak okruchy diamentów i obejrzał się na skif. Zaszczekał na dwie mewy w głębi plaży - poderwały się do lotu. Uznał, że towarzysze ruszają się o wiele za wolno, i wyrwał w stronę pobliskiej kępy drzew. Szczekanie suki cichło, aż umilkło w lesie, który porastał większą część wyspy o powierzchni dwóch i pół kilometra kwadratowego oddalonej o godzinę wiosłowania od kontynentu.

- Amelia! - krzyknął Jimmy Ronish, najmłodszy z pięciu braci w łodzi.

- Nic jej nie będzie. - Nick, najstarszy, wciągnął wiosła i wziął do ręki faleń.

Doskonale wyliczył skok i wylądował na kamienistym brzegu, gdy cofnęła się fala. Trzy susy i znalazł się za szczątkami wysychających krasnorostów morskich, które znaczyły linię przypływu. Zaciągnął linkę wokół wyblakłej od słońca i soli, wyrzuconej na brzeg kłody z wyrytymi inicjałami. Pociągnął faleń i przywiązał czterometrową łódź, gdy mocno osiadła na lądzie.

- Ruszajcie się - ponaglił młodszych braci. - Odpływ za pięć godzin, a mamy mnóstwo roboty.

Choć powietrze było ciepłe, jak na tę późną porę roku, lodowaty północny Pacyfik zmuszał ich, by wyładowywali sprzęt między nadpływającymi falami. Jedną z najcięższych części ekwipunku był stumetrowy zwój konopnej liny, który bliźniacy Ron i Don musieli razem przenieść na plażę. Jimmy dostał plecak z lunchem, duży ciężar dla szczupłego dziewięciolatka.

Czterej starsi chłopcy - dziewiętnastoletni Nick, osiemnastoletni Ron i Don, i młodszy o zaledwie jedenaście miesięcy Kevin -mogliby uchodzić za pięcioraczki z miękkimi jasnoblond włosami i niebieskimi oczami. Ich młode, pełne energii ciała stawały się coraz bardziej męskie. Jimmy był drobny, jak na swój wiek, miał ciemniejsze włosy i piwne oczy. Bracia docinali mu, że wygląda jak pan Greenfield, sklepikarz z miasteczka, i choć Jimmy nie wiedział, co to właściwie znaczy, wcale mu się to nie podobało. Swoich starszych braci traktował jak idoli i nie cierpiał wszystkiego, co różniło go od nich.

Ronishowie posiadali tę małą wyspę niedaleko wybrzeża, odkąd pamiętał ich dziadek. Kolejne pokolenia chłopców - jako że od 1862 roku w ich rodzinie nie przyszła na świat żadna dziewczynka - spędzały tu pełne przygód letnie miesiące. Wszyscy mogli łatwo udawać, że są Huckami Finnami porzuconymi na Missisipi lub Tomkami Sawyerami, którzy penetrują labirynt jaskiń. Ale na wyspie Pine najbardziej intrygował Dół.

Matki zabraniały synom zabaw w pobliżu Dołu, odkąd Abe Ronish - stryjeczny dziadek obecnego pokolenia braci Ronishów - wpadł tam i zginął w 1887 roku. Rzecz jasna, zakaz ignorowano.

Wabikiem była lokalna legenda o tym, że Pierre Devereaux, jeden z najgroźniejszych korsarzy, jacy grasowali na Morzu Karaibskim, zakopał część skarbu na tej leżącej daleko na północy wyspie, by odciążyć swój okręt podczas ucieczki przed eskadrą fregat, która zawzięcie go ścigała wokół przylądka Horn i na północ wzdłuż obu Ameryk. Legendę uwiarygodniało odkrycie piramidki kul armatnich w jednej z jaskiń na wyspie i to, że górne dwanaście metrów kwadratowego szybu zostało podparte ociosanymi z grubsza balami.

Kule armatnie dawno zniknęły i ich istnienie uważano teraz za mit, ale nikt nie mógł zaprzeczyć, że ściany tajemniczej dziury w kamienistej ziemi są wzmocnione drewnem.

- Przemoczyłem buty - poskarżył się Jimmy.

Nick natychmiast naskoczył na najmłodszego brata.

- Do diabła, powiedziałem ci, że jak usłyszę choćby jedną skargę, to każę ci zostać przy łodzi.

- Ja się nie skarżę - odparł chłopiec, starając się powstrzymać chlipanie. - Ja tylko mówię. - Strząsnął kilka kropel z mokrej nogi, żeby pokazać, że nie ma problemu.

Nick groźnie spojrzał na niego niebieskimi lodowatymi oczami i wrócił do przerwanego zajęcia.

Pine miała kształt walentynkowego serca wyrastającego z zimnego Pacyfiku. Jedyna plaża znajdowała się tam, gdzie schodziły się dwa górne zaokrąglenia. Reszta wysepki była otoczona klifami nie do zdobycia niczym mury zamku i rozciągniętymi jak sznur paciorków podwodnymi skałami, które rozprułyby dno najmocniejszego statku. Mieszkała tu zaledwie garstka zwierząt; głównie wiewiórki, myszy wyrzucane na ląd podczas sztormów i ptaki morskie - odpoczywały na wysokich sosnach i stamtąd wypatrywały zdobyczy pośród fal.

Wyspę przecinała jedna droga, mozolnie wyrąbana dwadzieścia lat wcześniej przez poprzednie pokolenie mężczyzn z rodu Ronishów. Bezskutecznie próbowali oni osuszyć Dół przy użyciu benzynowych motopomp. Bez względu na liczbę pomp oraz ilość wysysanej przez nie wody, szyb wciąż się napełniał. Dokładne poszukiwania podziemnego korytarza łączącego Dół z morzem nic nie dały. Rozważano budowę grobli wokół wejścia do zatoki najbliżej szybu, w przekonaniu, że nie ma innego wyjścia, ale to kosztowałoby zbyt dużo wysiłku, więc zrezygnowano.

Teraz przyszła kolej na Nicka i jego braci. Nick wydedukował coś, na co nie wpadli jego wujowie i ojciec. W czasie, kiedy Pierre Devereaux kopał Dół, by ukryć skarb, mógł dysponować tylko ręczną pompą zęzy z okrętu. Ale ona nie wystarczyłaby, żeby osuszyć szyb, skoro nie poradziły sobie z tym trzy pompy o mocy dziesięciu koni mechanicznych.

Wyjaśnienie zagadki Dołu leżało gdzie indziej.

Nick wiedział od wujów, że pracowali na wyspie w pełni lata. Kiedy zajrzał do starego almanachu, zorientował się, że wtedy były szczególnie wysokie odpływy. Zrozumiał, że aby odnieść sukces, on i jego bracia muszą spróbować dotrzeć do dna szybu o tej samej porze roku, w której Devereaux wykopał Dół - gdy pływy są najniższe. Teraz wypadało to siódmego grudnia, tuż po godzinie drugiej. Starsi bracia planowali wyprawę do szybu od wczesnego lata. Podejmowali dorywczą pracę u każdego, kto chciał ich zatrudnić, i wszystkie pieniądze przeznaczyli na sprzęt. Kupili dwusuwową pompę spalinową, linę i kaski górnicze z lampami akumulatorowymi. Ćwiczyli z liną i pełnym wiadrem, żeby potem ich ramiona i barki mogły pracować bez wysiłku przez wiele godzin. Wymyślili nawet gogle do nurkowania w razie potrzeby.

Jimmy dołączył tylko dlatego, że podsłuchał rozmowę o eskapadzie i zagroził, że powie rodzicom, jeśli bracia nie wezmą go ze sobą.

Nagle zakotłowało się na prawo od nich i ptaki wzbiły się pod czyste niebo. Za nimi Amelia wypadła z lasu, ujadając szaleńczo; jej ogon poruszał się jak metronom. Goniła lecącą nisko mewę, potem stanęła jak wryta, gdy ptak uniósł się w powietrze. Wywiesiła język, ślina pociekła jej spomiędzy czarnych dziąseł.

- Amelia! Chodź! - krzyknął Jimmy falsetem; golden retriever przybiegł entuzjastycznie, omal nie przewracając chłopca.

- Krewetka, weź to. - Nick wręczył Jimmy'emu kaski i ciężkie akumulatory ołowiowe.

Pompa była bardzo ciężka i Nick zrobił nosidło z dwoma żerdziami. Widział takie w sobotnim serialu - tubylcy nieśli filmowego bohatera z powrotem do swojego obozu. Drewniane żerdzie pochodziły z placu budowy. Czterej starsi bracia dźwignęli je na barki i wyjęli urządzenie z łodzi. Pompa zakołysała się, potem ustabilizowała i rozpoczęli pierwszą półtorakilometrową wędrówkę przez wyspę.

Przetransportowanie całego ekwipunku zajęło im czterdzieści pięć minut. Dół był na urwisku nad płytką zatoką, która jako jedyna psuła doskonały kształt serca. Fale uderzały o brzeg, ale przy tak ładnej pogodzie tylko nieliczne spienione rozbryzgi docierały na klify i opadały w pobliżu szybu.

- Kevin - powiedział Nick trochę zdyszany po dwóch kursach do łodzi i z powrotem na urwisko. - Ty i Jimmy nazbieracie drewna na ognisko. Ale nie wyrzuconego na brzeg, bo za szybko się pali.

Zanim jego polecenie zostało wykonane, wszyscy bracia Ronishowie z czystej ciekawości przysunęli się do Dołu i szybko zajrzeli do środka.

Każdy bok idealnie kwadratowego szybu miał około dwóch metrów długości, i tak głęboko, jak mogli sięgnąć wzrokiem, był obłożony poczerniałym ze starości drewnem - dębem najprawdopodobniej ściętym na kontynencie i przetransportowanym na wyspę. Upiorne podmuchy zimnego, wilgotnego powietrza z czeluści na chwilę ostudziły ich zapał. Dół niemal oddychał chrapliwie i nietrudno było sobie wyobrazić, że to odgłosy duchów ludzi, którzy zginęli, gdy próbowali wydrzeć ziemi jej sekrety.

Zardzewiała żelazna krata zakrywała otwór, żeby nikt nie wpadł do szybu. Trzymały ją łańcuchy zapętlone wokół stalowych kołków wbitych w skałę. Znaleźli klucz do kłódki w szufladzie biurka ojca pod kaburą z jego zdobycznym mauzerem z okresu wojny. Nick obawiał się przez moment, że klucz złamie się w zamku, ale w końcu dał się obrócić i kłódka się otworzyła.

- Przynieście drewno - rozkazał i najmłodsi odeszli wraz ze szczekającą Amelią.

Z pomocą bliźniaków Nick odciągnął ciężką kratę z otworu i położył ją z boku. Potem ustawili drewnianą ramę nad Dołem. Lina zwisała prosto do dziury z systemu bloków, który miał umożliwić dwóm chłopcom łatwe opuszczenie i wyciągnięcie trzeciego. Konstrukcja składała się z żerdzi od nosidła i metalowych bolców wpasowanych w wywiercone otwory. Końce żerdzi przybili bezpośrednio do dębowych bali na ścianach szybu. Drewno, choć wiekowe, było tak twarde, że skrzywili kilka gwoździ.

Nick zajął się robieniem węzłów, które mogły zadecydować o życiu lub śmierci. Don, najbardziej uzdolniony technicznie, majstrował przy motopompie, aż w końcu zaczęła słodko mruczeć.

Zanim wszystko było gotowe, Kevin i Jimmy rozpalili duże ognisko dziesięć metrów od Dołu. Zgromadzili opał na parę godzin. Wszyscy usiedli wokół; jedli kanapki i popijali słodzoną mrożoną herbatą z manierek.

- Sztuka polega na tym, żeby wstrzelić się w odpowiedni moment - powiedział Nick między kolejnymi kęsami. - Będziemy mieli tylko dziesięć minut przed najbliższym odpływem i po nim. Potem Dół zacznie się napełniać szybciej, niż nasza pompa zdoła sobie z tym poradzić. Kiedy próbowali w dwudziestym pierwszym, nie udało im się opróżnić szybu poniżej sześćdziesięciu metrów. Ale pamiętali, gdzie go uszczelnili, i stąd wiedzieli, że dno jest na siedemdziesięciu trzech. Ponieważ znajdujemy się na urwisku, oceniam, że dno będzie jakieś sześć metrów poniżej granicy odpływu. Powinno nam się udać zatrzymać napływ wody, a pompa zrobi resztę.

- Założę się, że jest tam stary kufer pękający od złota - odezwał się Jimmy i na myśl o tym aż wytrzeszczył oczy.

- Nie zapominajcie, że Dół przeczesywano ze sto razy bosakami i nikt nigdy nic nie znalazł - wtrącił się Don.

Jimmy nie ustępował.

- Więc są tam złote dublony luzem, w przegniłych workach. Nick wstał i otrzepał ubranie z okruchów.

- Dowiemy się za pół godziny.

Wciągnął gumowe buty wędkarskie, zawiesił na ramieniu akumulator do lampy górniczej, zarzucił nieprzemakalną kurtkę i wyjął przewód elektryczny zza kołnierza. Torbę ze sprzętem wziął na drugie ramię.

Ron opuścił do szybu ciężarek pionu na sznurku z zaznaczonymi trzymetrowymi odstępami.

- Pięćdziesiąt osiem - oznajmił, gdy linka się poluzowała.

Nick włożył uprząż i przyczepił ją do pętli na końcu grubej liny.

- Opuść wąż do pompy, ale nie odpalaj jej jeszcze. Schodzę. - Mocno szarpnął linę, żeby wypróbować hamulec bloku; trzymał doskonale. - Okej, panowie, ćwiczyliśmy to całe lato. Dosyć obijania się, tak?

- Jesteśmy gotowi - zapewnił Ron, a jego bliźniak przytaknął.

- Jimmy, nie wolno ci podchodzić do Dołu bliżej niż na trzy metry, słyszysz? I tak nic nie zobaczysz.

- Nie podejdę. Przyrzekam.

Nick wiedział, ile jest warte słowo najmłodszego brata, więc kiedy posłał Kevinowi znaczące spojrzenie, tamten uniósł kciuk na znak, że dopilnuje, aby Jimmy stał z boku.

- Sześćdziesiąt metrów - zameldował Ron, gdy ponownie sprawdził pion.

Nick wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

- Jesteśmy już głębiej niż ktokolwiek przedtem, a jeszcze nie kiwnęliśmy palcem. - Postukał się w skroń. - Główka pracuje.

Dał krok za krawędź Dołu i zawisnął nad przepaścią. Obracał się, rozwijając skręty liny. Jeśli czuł strach, to jego mina tego nie zdradzała. Wyrażała koncentrację. Skinął głową bliźniakom. Trochę pociągnęli linę, żeby zwolnić hamulec, potem przepuścili ją przez blok. Nick opadł kilka centymetrów.

- Okej, jeszcze jedna próba.

Chłopcy znów pociągnęli i hamulec ponownie zadziałał.

- Teraz do góry - rozkazał Nick i bracia bez wysiłku unieśli go na poprzednią wysokość.

- Wszystko gra - powiedział Don. - Mówiłem ci, Nick, że to się sprawdzi. Założę się, że nawet Jimmy mógłby cię wywindować z dna.

- Dzięki, ale nie skorzystam. - Nick wziął parę głębokich wdechów. - Dobra. Jedziemy.

Płynnie, spokojnie bliźniacy popuszczali linę; grawitacja powoli ciągnęła Nicka w głąb szybu. Zaledwie po trzech metrach zawołał, żeby go zatrzymali. Na taką odległość mogli się jeszcze porozumiewać głosem. Później, kiedy Nick zbliży się do dna, będą się komunikować szarpnięciami sznurka pionu.

- Co jest?! - krzyknął Don.

- Widzę inicjały wyryte w dębowym balu. ALR.

- Założę się, że wujka Alberta - odparł Don. - Chyba na drugie imię ma Lewis.

- Obok są taty, JGR, i jeszcze TMD.

- To pana Davisa. Pracował z nimi, kiedy próbowali spenetrować Dół.

- Okej, opuszczajcie dalej.

Nick włączył lampę na dwunastu metrach, gdzie drewniane podpory ustępowały miejsca skale. Ściana wyglądała na naturalną, jakby szyb powstał miliony lat temu, gdy tworzyła się wyspa. Kamień był tak wilgotny, że pokrywała go mazista zielona pleśń, choć znajdował się dużo powyżej granicy przypływu. Nick skierował snop światła pod swoje dyndające nogi. Blask znikał w otchłani zaledwie kilka metrów niżej. Stała bryza owiewała Nickowi twarz; wzdrygnął się mimowolnie.

Opuszczał się w głąb ziemi, polegając tylko na linie i braciach. Kiedy spojrzał w górę, niebo było zaledwie maleńkim kwadracikiem wysoko nad głową. Ściany nie zamykały się wokół niego, ale czuł ich bliskość. Starał się o tym nie myśleć. Nagle zobaczył pod sobą odbicie i gdy opuścił się niżej, uświadomił sobie, że jest na granicy przypływu. Dotknął skały. Jeszcze nie wyschła. Według swoich obliczeń, zjechał pięćdziesiąt metrów pod ziemię. Wciąż nie widział żadnej oznaki połączenia szybu z morzem, ale nie spodziewał się zobaczyć jej wcześniej niż sześćdziesiąt metrów poniżej powierzchni ziemi.

Trzy metry niżej wydało mu się, że coś usłyszał, strużkę wody. Szarpnął dwa razy linkę pionu. Zasygnalizował braciom, żeby opuszczali go wolniej. Zareagowali natychmiast. Odgłos wody dostającej się do Dołu narastał. Nick wytężył wzrok, żeby widzieć w ciemności. Kropelki zaczęły spadać na kask niczym deszcz. Kilka poczuł na karku. Były lodowate.

Tam!

Zaczekał chwilę, aż znajdzie się pół metra niżej, i szarpnął pion.

Wisiał obok szczeliny wielkości pocztówki. Nie potrafił ocenić, ile wody napływa przez otwór, ale na pewno nie tyle, żeby nie poradziły sobie z nią pompy ojca i wujów, więc uznał, że jest co najmniej jeszcze jedno połączenie szybu z Pacyfikiem. Ostrożnie wyjął garść pakuł z torby, wepchnął je do szpary najgłębiej jak mógł i przytrzymał. Woda morska nasączyła je, aż spęczniały, i strużka zamieniła się w kapanie, które wkrótce ustało.

Uszczelnienie nie mogło zatrzymać wody na długo, gdy nadciągnie przypływ, dlatego Nick miał mało czasu.

Znów szarpnął sznurek i ruszył dalej w dół, mijając skupiska omułków przywierające do skały. Pachniały obrzydliwie. Zatkał jeszcze dwie szczeliny podobnej wielkości i kiedy całkowicie zablokował trzecią, przestał słyszeć wodę napływającą do Dołu. Pociągnął pion cztery razy. Chwilę później sflaczały wąż połączony z pompą na powierzchni wydął się, gdy zaczął osuszać szyb.

Wkrótce potem pod Nickiem ukazało się lustro wody. Szarpnął ciężarek na znak, że chce się zatrzymać. Wyjął własny pion z kieszeni kurtki. Opuścił go i chrząknął z satysfakcją, kiedy zobaczył, że w Dole pozostało tylko pięć metrów wody. Ponieważ szyb był dobre pół metra węższy na tej głębokości, Nick ocenił, że pompa zmniejszy poziom wody do jednego metra w ciągu dziesięciu minut.

Obserwował na skalnej ścianie, jak lustro wody się obniża. A jednak pomylił się w rachubach. Pompa osuszała Dół szybciej, niż przewidywał.

Coś z lewej strony zwróciło jego uwagę. Gdy woda opadała, wolno wyłaniała się nisza. Miała około pół metra głębokości i tyle samo szerokości. Nick natychmiast zauważył, że nie jest naturalna. Na kruchym kamieniu widniały ślady uderzeń młotków i dłut. Serce uwięzło mu w gardle. Patrzył na niezbity dowód, że ktoś pracował w szybie. To jeszcze nie świadczyło o tym, że jest tu skarb Pierre'a Devereaux, ale w umyśle dziewiętnastolatka było to prawie pewne.

Z dołu zostało wypompowane dość wody, by Nick mógł zobaczyć śmiecie, które dotarły aż tutaj - głównie kawałki dryfującego drewna, wessane do dziury przez szczeliny, i małe gałęzie, które wpadły przez kratę. Ale były też kłody z czasów, zanim przykryto Dół. Nick wyobraził sobie, jak ojciec i wujowie ciskają szczapy do szybu zdenerwowani, że nie zdołali poznać jego tajemnicy.

Pompa na powierzchni pracowała nadal i bez trudu radziła sobie ze strużkami przeciekającymi przez pakuły. Nisza z boku stawała się coraz wyższa. Kierując się przeczuciem, Nick zasygnalizował braciom, by opuścili go niżej, po czym zmienił pozycję i zaczął wykonywać ciałem wahadłowe ruchy. W końcu sięgnął nogą do niszy i znalazł oparcie dla buta w zaledwie kilkucentymetrowej warstwie wody. Bujnął się do tyłu jeszcze raz, wskoczył do niszy i pewnie wylądował na obu nogach. Dał braciom sygnał, żeby zablokowali linę, i odpiął od niej uprząż.

Nick Ronish stał nie więcej niż kilkadziesiąt centymetrów od dna Dołu Skarbów. Wyczuwał bliskość łupu.

Ostatnią przeszkodą był stos nagromadzonego na dnie drewna. Musieliby usunąć jego część, żeby poszukać po omacku złotych monet. We dwóch poszłoby szybciej. Nick związał więc stertę gałęzi i dał sygnał braciom, że najpierw mają wydobyć ten ładunek, a potem przysłać jednego na dół. Kevin i któryś z bliźniaków z powodzeniem obsłużą wyciąg. W razie czego pomoże im Jimmy.

Nick uśmiechnął się, kiedy ociekające wodą gałęzie zniknęły nad jego głową. Bracia zapewne mogliby przywiązać linę do obroży Amelii i pozwolić szalonemu psu wyciągnąć je na zewnątrz.

Nick przywarł plecami do ściany niszy na wypadek, gdyby jakaś gałąź wysunęła się z pętli. Nawet częściowo chybiony cios z wysokości sześćdziesięciu metrów byłby fatalny w skutkach.

Trzy minuty później uszczęśliwiony Don zawołał z pięciu metrów nad głową Nicka:

- Znalazłeś coś?

- Patyki, śmieci! - odkrzyknął Nick. - Musimy to uprzątnąć. Ale zobacz, gdzie stoję. To zostało wyrąbane w skale.

- Przez piratów?

- A przez kogo?

- A niech mnie. Będziemy bogaci.

Wkrótce miał nadciągnąć przypływ, dwa nastolatki uwijały się więc jak w ukropie przy rozdzielaniu splątanych gałęzi. Nick zdjął uprząż wspinaczkową i związał nią ze sto kilo nasiąkniętego wodą drewna. Razem i Don czekali na powrót liny. Ron i Kev pracowali jak szaleni. Odczepili uprząż, odepchnęli drewno i posłali linę na dół w cztery minuty.

Nick i Don powtórzyli wszystko jeszcze dwa razy. Nieważne, czy usunęli dość śmieci. Czas uciekał. Okręcili linę wokół wystającego z wody pnia i skoczyli z niszy na stos. Drewno przesunęło się pod ich ciężarem. Nick położył się na kłodzie grubej jak on i sięgnął do lodowatej wody. Natrafił dłonią na gładki kamień. Dotknął samego dna Dołu.

W przeciwieństwie do braci nie bardzo wierzył w opowieści o zakopanym w szybie skarbie piratów. Dopóki nie zobaczył niszy. I już nie wiedział, w co wierzyć. Dotarł na dno Dołu. Dokonał tego, co nie udało się pokoleniom jego przodków. Samo to uważał za wystarczający sukces. Ale co teraz?

Zataczał ręką szeroki łuk, żeby sprawdzić, czy coś leży w mulistej breji. Obok niego Don robił to samo z ramieniem zanurzonym między gałęziami, zaciśniętymi ustami i ze skupioną miną. Nick wyczuł coś okrągłego i płaskiego. Podniósł to i przetarł kciukiem.

Nie zobaczył blasku złota, którego się spodziewał. Trzymał starą zardzewiałą podkładkę. Spróbował w innym miejscu. Rozpoznał dotykiem mokre gałązki i liście, ale gdy natrafił na coś, czego nie potrafił zidentyfikować, wyciągnął to z błota. Chrząknął z zaskoczeniem, kiedy spojrzał w puste oczodoły czaszki jakiegoś zwierzęcia, chyba lisa.

Wysoko nad nimi ciśnienie w jednej z zatkanych pakułami szczelin rosło i woda przesączała się przez gęste włókna. Strużka szybko zamieniła się w potok, kiedy uszczelnienie wystrzeliło z dziury z takim impetem, że uderzyło w przeciwległą ścianę szybu. Strumień wody morskiej spadał do Dołu, obracając się niczym urwany przewód wysokiego napięcia.

- Koniec! - krzyknął Nick przez szum. - Wynosimy się stąd.

- Jeszcze chwila. - Don szukał dalej, niemal cały zanurzony.

Nick wkładał uprząż wspinaczkową; spojrzał surowo na brata, gdy ten zrobił dziwny wdech.

- Don?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin