Krentz Jayne Ann - Trzeci krąg.doc

(1392 KB) Pobierz
Dla Michele Castle z podziękowaniami za to, że jest wspaniałą

Jayne Ann Krentz

TRZECI KRĄG

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Michele Castle

z podziękowaniami za to, że jest wspaniałą szwagierką,

i w oczekiwaniu na następny rodzinny rejs

1

Ostatnie lata panowania królowej Wiktorii...

Pogrążoną w głębokim cieniu galerię muzeum wypełniały dziwne i wzbudzające niepokój przedmioty. Jednak żaden z artefaktów nie wzbudzał takiej grozy, jak ciało kobiety leżące w kałuży krwi na zimnej marmurowej posadzce.

W mroku nad ciałem majaczyła złowroga postać mężczyzny. Płomienie kinkietów przykręcono, ale dawały dostatecznie dużo światła, by można było dostrzec zarys długiego płaszcza. Wysoki, postawiony kołnierz skrywał twarz.

Leona Hewitt okrążyła masywną figurę mitycznego skrzydlatego potwora. Przebrana za służącego, z włosami spiętymi pod męską peruką, poruszała się szybko, niemal biegła. Gorączkowo starała się odnaleźć kryształ. Wyszła zza rzeźby prosto na mężczyznę stojącego nad ciałem. W ułamku sekundy ogarnęła wzrokiem przerażającą scenę.

Nieznajomy odwrócił się ku niej i rozłożył połę płaszcza niczym wielkie czarne skrzydło.

Próbowała się uchylić, ale było za późno. Pochwycił ją bez wysiłku, jak ukochaną, która rzuciła mu się w ramiona. Ukochaną, na którą czekał z niecierpliwością.

- Cicho - wyszeptał łagodnie prosto do jej ucha. - Nie ruszaj się.

Stanęła zatrzymana nie tyle rozkazem, ile brzmieniem jego głosu. W każdym słowie pulsowała energia, która zalewała jej zmysły niczym fala oceanu. Zupełnie, jakby jakiś szalony lekarz wtłoczył w jej żyły egzotyczny narkotyk - miksturę zdolną sparaliżować wszystkie zmysły. Strach, który czuła ledwie chwilę temu, całkowicie się ulotnił, jakby za sprawą czarów.

- Milcz i stój spokojnie, dopóki nie wydam dalszych poleceń. Głos mężczyzny wzbudzał niesamowity, dziwnie przyjemny dreszcz.

Był niczym elektryzująca siła, która uniosła ją ku obcemu wymiarowi.

Stłumione odgłosy pijackiego śmiechu i dźwięki muzyki z przyjęcia, które odbywało się dwa piętra niżej, wtopiły się w ciszę nocy. Była teraz w innym miejscu - w sferze, w której nie liczyło się nic oprócz tego głosu.

Głos. To on wprawił ją w ten dziwaczny, senny stan. A przecież wiedziała wszystko o snach.

Nagły przebłysk zrozumienia zakłócił trans. Ten mężczyzna to mesmerysta, panował nad nią dzięki paranormalnej mocy. Dlaczego stała tak spokojnie i biernie? Powinna walczyć o życie!

Zebrała całą siłę woli i wytężyła zmysły tak, jak to czyniła, gdy przesyłała energię przez kryształ snu. Falująca zasłona okrywająca rzeczywistość rozprysła się na milion połyskujących drobin.

Uwolniła się spod władzy uroku, ale wciąż tkwiła w niewoli. Mężczyzna trzymał ją mocno przy sobie. Równie dobrze mogłaby być przykuta łańcuchami do skały.

- A niech to! - mruknął. - Jesteś... Pani jest kobietą! Powrócił strach. Znowu usłyszała przytłumione odgłosy przyjęcia. Zaczęła s szarpać. Peruka zsunęła jej się na oko.

Mężczyzna zacisnął dłoń na jej ustach i wzmocnił chwyt.

- Nie wiem, jak wyzwoliła się pani z transu, ale jeśli chce pani przeżyć tę noc, proszę milczeć.

Mówił teraz innym tonem. Jego głos nadal był przesycony jakąś głęboką, fascynującą nutą, ale słowa nie wibrowały już tą elektryzującą energią, która chwilę temu przemieniła ją w posąg. Widocznie zrezygnował z prób panowania nad nią mocą umysłu. Poprzestał na sile fizycznej, którą natura obdarzyła męską część ludzkiego gatunku.

Chciała kopnąć go w łydkę, ale poślizgnęła się na czymś lepkim. O Boże! Krew! Nie trafiła. Czubkiem buta trąciła niewielki przedmiot, który leżał na podłodze obok ciała. Usłyszała, jak potoczył się po kamiennych płytkach.

- Do diabła! Ktoś wchodzi po schodach. Nie słyszy pani kroków? Jeśli nas znajdą, żadne nie wyjdzie stąd żywe.

Ponury ton w jego głosie nagle odebrał jej pewność siebie.

- Nie zabiłem tej kobiety - dodał łagodnie, jakby odczytał jej myśli. - Ale morderca prawdopodobnie nadal przebywa w domu.

Może to właśnie on. Wraca, by uprzątnąć ślady zbrodni.

Uwierzyła mu i to nie dlatego, że ponownie wprowadził ją w trans. Chodziło o czystą logikę. Gdyby był zabójcą, już poderżnąłby jej gardło. Leżałaby na podłodze obok zamordowanej kobiety w kałuży krwi. Przestała się szarpać.

- Nareszcie jakiś przebłysk inteligencji - mruknął.

Wtedy usłyszała kroki. Ktoś rzeczywiście wspinał się po schodach do galerii - jeśli nie zabójca, to może jeden z gości, prawdopodobnie kompletnie pijany. Tego wieczoru lord Delbridge gościł spore grono dżentelmenów. Jego przyjęcia cieszyły się sławą, nie tylko ze względu na nieograniczone ilości dobrego wina i doskonałe jedzenie - na każde z nich zapraszał eleganckie prostytutki, aby umilały czas jego znajomym.

Mężczyzna ostrożnie zdjął rękę z jej ust. Leona nie próbowała krzyczeć, więc ją puścił. Poprawiła perukę, by nie spadała jej na czoło. Zacisnął palce wokół nadgarstka dziewczyny, niczym kajdanki.

Odciągnął ją od ciała w cień, rzucany przez coś, co przypominało ogromny kamienny stół, ustawiony na solidnym podwyższeniu.

W połowie drogi schylił się, by podnieść niewielki przedmiot, który przedtem kopnęła. Cokolwiek to było, wrzucił go do kieszeni. A potem skryli się w mroku.

Otarła się o róg stołu i przeniknął ją dreszcz złej energii.

Cofnęła się, lekko się wzdragając. W słabym świetle dostrzegła wyryte w kamieniu dziwne kształty. Zadrżała. To nie był zwyczajny stół, ale starożytny ołtarz, niegdyś używany do jakichś potwornych celów.

Podobne fale agresywnej, mrocznej energii biły od kilku innych eksponatów, zgromadzonych w prywatnym muzeum lorda Delbridge'a. Całą galerię wypełniały wiry niepokojących emanacji, które przyprawiały ją o gęsią skórkę.

- Molly! - Usłyszała bełkotliwy od alkoholu męski głos. - Gdzie jesteś, ślicznotko? Przepraszam za spóźnienie. Zatrzymali mnie przy kartach, ale nie zapomniałem o tobie.

Leona poczuła, że ramię towarzysza mocniej zaciska się wokół niej. Pewnie wyczuł, że się mimowolnie wzdrygnęła. Bezceremonialnie popchnął ją w dół, pod blat kamiennego stołu.

Kucając obok, wyjął coś z kieszeni płaszcza. Miała szczerą nadzieję, że to pistolet.

Kroki się zbliżały. Za chwilę ten ktoś zobaczy martwą kobietę.

- Molly! - Głos mężczyzny był teraz ostry i poirytowany. - Gdzie, u diabła, jesteś, głupia dziewucho? Nie mam nastroju na gierki.

Zamordowana przyszła więc do galerii na schadzkę. Kochanek się spóźnił. A teraz...

Przybysz się zatrzymał.

- Molly? - W głosie mężczyzny zabrzmiało zdumienie. - Co robisz na podłodze? Z pewnością uda nam się znaleźć wygodniejsze łoże. Doprawdy... Cholera!

Leona usłyszała zduszony okrzyk przerażenia i odgłos spiesznych kroków. Niedoszły kochanek uciekał. Rzucił się w stronę głównej klatki schodowej. Kiedy przebiegał obok jednego z kinkietów, zobaczyła zarys jego sylwetki - mignęła na tle ściany, niby postać z teatru cieni.

Nagle nieznajomy, który jej towarzyszył, wstał. Leona patrzyła na niego w osłupieniu. Co on sobie wyobraża? Próbowała złapać jego dłoń i pociągnąć go z powrotem na dół, ale już wyślizgnął się ze schronienia pod blatem ołtarza. Uświadomiła sobie, że mężczyzna zamierza stanąć na drodze uciekającemu.

Oszalał, pomyślała. Umykający kochanek z pewnością dojdzie do wniosku, że ma do czynienia z zabójcą. Zacznie krzyczeć. Ściągnie do galerii Delbridge'a gości oraz służących. Trzeba będzie uciekać schodami dla służby. Albo może lepiej zaczekać i wtopić się w tłum, gdy już wszyscy się tu zjawią?

Zanim zdecydowała, które posunięcie będzie lepsze, mężczyzna w czarnym płaszczu przemówił. Użył tego samego dziwnego tonu, którym wcześniej zamroził ją w bezruchu.

- Stój! - W jego głosie wibrowała dziwna energia. - Nie ruszaj się!

Rozkaz skierowany do biegnącej postaci, odniósł natychmiastowy skutek. Mężczyzna zamarł w pół ruchu.

To hipnoza, pomyślała Leona. Mężczyzna w czarnym płaszczu musiał być wybitnym mesmerystą.

Dotychczas nie poświęcała sztuce hipnozy szczególnej uwagi. Była ona, ogólnie rzecz biorąc, domeną artystów scenicznych oraz szarlatanów, którzy twierdzili, że przy jej pomocy potrafią leczyć histerię i inne zaburzenia psychiczne. Mesmeryzm był również przedmiotem wielu przerażających spekulacji, ogólnie wzbudzającym społeczny niepokój i troskę. Złowieszcze ostrzeżenia dotyczące szatańskich zastosowań hipnozy w celach przestępczych regularnie ukazywały się na łamach prasy.

Niezależnie od zamiarów hipnotyzera, stosowanie tego typu praktyk wymagało spokojnej atmosfery i odpowiedniego nastawienia poddawanej im osoby. Nigdy nie słyszała, by jakiś mesmerystą potrafił zatrzymać człowieka w biegu, rzucając zaledwie parę słów.

- Jesteś w miejscu, w którym panuje absolutny spokój - ciągnął hipnotyzer. - Zasypiasz. Będziesz spać, dopóki zegar nie wybije trzeciej. Kiedy się zbudzisz, będziesz pamiętał, że znalazłeś ciało Molly, ale zapomnisz, że widziałeś mnie i kobietę, która jest tu ze mną. Nie mamy nic wspólnego ze śmiercią Molly. Jesteśmy nieistotni. Rozumiesz?

- Tak. Leona spojrzała na zegar stojący na stoliku opodal. W świetle pobliskiego kinkietu z trudnością odczytała godzinę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin