Przyczajony Mikołaj.txt

(32 KB) Pobierz
Tytul: Przyczajony Mikolaj!
Rating: cos okolo R-13
Parring: Severus/Harry
Ostrzezenia: lekki OOC
Dodatkowe uwagi: AU do 6 i 7 tomu.


Severus Snape od dluzszego czasu przeczuwal, ze jego zycie jest zbyt przyjemne i w koncu cos lub ktos zakl�ci ten blogostan. Z pewnym niepokojem przygladal sie dniom bez wybuchajacych kociolk�w, wymykajacych sie Slizgon�w i lamiacych przepis�w Gryfon�w. C�z, to ostatnie pojawialo sie nadal, ale w zadziwiajaco niskiej czestotliwosci.

Severus nie czul sie wiec najbezpieczniej. Zawsze wyznawal szlachetna zasade, ze kazde szczescie przynosi podw�jne nieszczescie, totez stronil od wszelkich przyjemnosci na rzecz dlugofalowej korzysci. Teraz wiec, gdy jego zycie uplywalo w sielankowej, milej atmosferze, Mistrz Eliksir�w stawal sie coraz bardziej nerwowy.

Dodatkowo od jakiegos czasu mial problemy z koncentracja. Najczesciej zdarzalo sie to, gdy w poblizu znajdowal sie pewien czarnowlosy osobnik. Jego glos i niezdarne ruchy doprowadzaly Severusa do dzikiej pasji, jednoczesnie przyprawiajac o dziwne dreszcze i uczucie goraca w okolicach karku.
Oczywiscie, jako szpieg i Smierciozerca, byl zbyt czujny i rozwazny, by dac sie poniesc takim emocjom. Totez wyraz jego twarzy nie zmienil sie ani na jote, choc wciaz pozostawalo to krepujace skrecanie w zoladku, ilekroc chlopak byl zbyt blisko niego

Gdy nadeszly swieta, kt�rych nienawidzil cala swoja sarkastyczna nienawiscia, Snape zaczal miec dziwne wrazenie, ze oto nadszedl czas Apokalipsy.

Nie mylil sie zbytnio.

Grudniowe poranki byly zazwyczaj do siebie podobne � tak samo zimne, szare i denerwujace, gdy metaliczny dzwiek budzika odbijal sie gluchym echem od kamiennych mur�w loch�w. Choc bylo to znacznie lepsze od wszystkich tych koled, kt�re uczniowie uwielbiali nucic juz miesiac przed Bozym Narodzeniem.

Severus wstal preznie, zirytowany brzeczeniem. Siegnal po r�zdzke i szybkim, zdecydowanym ruchem uciszyl budzik. Stal chwile, ogarniajac wzrokiem pok�j i zastanawiajac sie, co tez dzisiaj ma do zrobienia. Z pewna ulga powital mysl, ze tak naprawde wiekszosc rzeczy zrobil wczoraj. Zapowiadal sie przemily wiecz�r z ksiazka i malym kieliszeczkiem Courvoisier'a.

W tym momencie w kominku, z cichym pyknieciem, pojawila sie glowa Dumbledore'a. Dyrektor mial na glowie czerwona, mikolajowa czapke, co Snape przyjal prychnieciem. Staruszek zmarszczyl brwi.
- Nie bede przyjmowal krytyki od kogos, kogo pidzama przypomina str�j dziewicy, Severusie � powiedzial. Mistrz Eliksir�w spojrzal w d�l, na niekonczacy sie szlak guzik�w i wzruszyl ramionami.
- Dyskretna elegancja, Albusie. Co tez sprowadza Cie do mnie o tej porze? Mam nadzieje, ze to naprawde powazne, bo nie przywyklem do rannych odwiedzin. Chyba, ze chcesz mi powiedziec, ze Harry Potter utopil sie dzisiaj w dzbanie z sokiem dyniowym. Bardzo by mnie to podnioslo na duchu.
- Masz niezwykle specyficzny humor. - twarz dyrektora wskazywala dezaprobate dla podobnych pomysl�w.
- Podobnie jak ty godziny odwiedzin. Na Merlina, jest sz�sta rano. Za pozwoleniem, czy bedziesz tak tutaj tkwil reszte poranka, czy w koncu laskawie powiesz mi o co chodzi i pozwolisz powr�cic do moich obowiazk�w. Nie moge tak isc na lekcje, uwierz.
Dumbledre zachichotal, co Severus przyjal bardzo nerwowo, zaczynajac sie rozgladac za czyms ciezkim.
- Jesli m�glbys wpasc do mnie po przerwie na lunch, dziekuje bardzo � powiedzial wesolo dyrektor, a jego twarz zniknela r�wnie szybko, jak sie pojawila. Severus westchnal gleboko i wr�cil do swoich czynnosci. Pewien niepok�j wkradl sie w jego ruchy...

***

Hermiona z pewnym niepokojem obserwowala Harry'ego. Od dluzszego czasu wydawal sie jej jakis cichy i spokojny. Nie szlajal sie po nocach, byl malom�wny i nie dojadal. Chodzil wczesnie spac, a i tak nie byl wypoczety. Dziewczyna poczatkowo myslala, ze ma to zwiazek z rocznica smierci jego rodzic�w. Jednak czas lecial, nadchodzily Swieta, a on wciaz byl niesw�j. Jakby w innym swiecie, do kt�rego ani ona, ani nikt inny poza nim samym nie m�gl dotrzec...

***

Ron z irytacja obserwowal Harry'ego. Dawno juz nie wyglupial sie z nim w Pokoju Wsp�lnym, nie wymykali sie do Hogsmeade, nie grali w Eksplodujacego Durnia. Harry tylko chodzil na zajecia, odrabial prace domowe, czasami cos zjadl i szedl spac. Gdy Ron czasem wchodzil do sypialni, mial wrazenie, ze Harry nie spi i nasluchuje. Czeka na cos. Moze cierpial na bezsennosc? Pewnie bylo to wynikiem przepracowania, bo materialu bylo duzo. A przeciez Harry sie uwzial i zawsze mial wszystko przygotowane. W przeciwienstwie do Rona, kt�ry nie mial nic, a i tak sie nie wysypial...

***

Harry z pewna niezdrowa fascynacja obserwowal Snape'a. Sledzil jego ruchy, zapamietywal subtelne gesty, przygladal sie jego sylwetce. Czasem zastanawial sie, co tak naprawde ukrywa w sobie to pogardliwe spojrzenie.
Czasem Harry w snach slyszal ten niski, aksamitny glos...
Zdarzalo sie, ze bez celu krazyl po Hogwarcie, gl�wnie w jego dolnych pietrach, starajac sie wpasc na profesora i jeszcze raz to zobaczyc. Zaskoczenie i dziwny blysk w oczach na moment przed tym, jak Snape przywdziewal maske wstretnego gnojka.
Patrzyl. Podziwial. Pozadal.
Po pewnym czasie jednak cos innego przykulo jego uwage. Mezczyzna byl ostatnio nerwowy i rozdrazniony. Oczywiscie on zawsze taki byl, ale teraz to bylo cos innego. Jakis niepok�j wkradl sie w te zdecydowane, zimne oczy. Jakas niepewnosc w precyzyjne ruchy dloni, gdy Snape mieszal eliksiry. Wibracje w jego glosie byly niecodzienne, niezauwazalnie lamaly sie przy niekt�rych nazwiskach. Przy jego r�wniez. A jego docinki, zwykle przesaczone ironia i jakas obslizgla i obrzydliwa perfidia, teraz byly wyprane z wszelkich emocji, a sam profesor wydawal sie m�wic je machinalnie, z przyzwyczajenia. Harry obawial sie, ze moze to byc wynikiem pracy jako szpiega. Ciagle zycie na krawedzi musialo doprowadzic Snape'a do jakiejs paranoi. Harry przygladal mu sie uwaznie i rozwazal w nocy r�zne mozliwosci.
Subtelnosc i precyzja jego ruch�w, zimne, zywe tony w jego glosie uspokajaly Harry'ego. Teraz byl nieco niespokojny i niepewny...
Mozna wrecz zaryzykowac stwierdzenie, ze sie martwil.

***

Severus z spokojnie obserwowal Dumbledore'a. Dyrektor przechadzal sie po okraglym gabinecie, rzucajac w strone mezczyzny niepewne spojrzenia i mruczac cos pod nosem. Uplynelo piec minut, podczas kt�rych Snape siedzial sztywno, zanim staruszek zatrzymal sie. Niebieskie oczy blysnely znad okular�w � pol�wek, a przymilny usmiech rozjasnil jego twarz.
- Severusie, mam do Ciebie prosbe. - Dubledore spojrzal na niego znaczaco. Mezczyzna pobladl, ale dzielnie przelknal sline i zapytal:
- O co chodzi, Albusie...

***

McGonagall beznamietnie obserwowala przebieg transformacji kapibary w taboret. Bez zaskoczenia uznala, ze si�dmy rok Gryffindoru i Slytherinu nie wykazywal w tym kierunku szczeg�lnych uzdolnien. Jedynie pan Potter i panna Granger wyluskali z siebie na tyle skupienia i umiejetnosci, ze ich taborety byly praktycznie bez zarzutu.
Nagle przenikliwa cisza dotarla do jej uszu. Nauczona wieloletnim doswiadczeniem, wiedziala, ze to nie wr�zy nic dobrego. Siegnela po r�zdzke i zaczela nasluchiwac. Niekoniecznie tego rodzaju krzyku sie spodziewala. W kazdym razie to, co uslyszala r�wniez kwalifikowalo sie pod kategorie �niebezpieczenstwo�. Zawalenia sie sufitu.
- CO? OSZALALES DO RESZTY! JESLI MYSLISZ, ZE KIEDYKOLWIEK ZALOZE TO NA SIEBIE, TO CHYBA VOLDEMORT ZROBIL CI PRANIE M�ZGU!
McGonagall spojrzala w g�re, skad niewatpliwie nadszedl ten wrzask. Uczniowie wymienili przerazone spojrzenia, a kilkoro zaczelo chichotac.
- Wracac do zajec � fuknela na nich, wciaz podejrzliwie patrzac na sufit, czy aby na pewno nie ma zamiaru sie zawalic.

***

Dumbledore z troska patrzyl na wzburzonego Mistrza Eliksir�w. Mezczyzna byl bardzo roztrzesiony, na policzki wystapily mu wypieki a w oczach szalala dzika zadza mordu.
- Ty chyba sobie ze mnie kpisz � wysyczal Severus, zaciskajac zeby. - Jesli to jest zart, to musze ci powiedziec, ze moje poczucie humoru nie dorasta do piet twojemu!
- Nie, Severusie, to nie jest zart � westchnal rozbawiony Dumbledore.
- W takim razie to jest pr�ba zrobienia ze mnie totalnego blazna, calkowitego upokorzenia i doprowadzenia do obledu!
- Och nie demonizuj tego tak.
- Ty chyba zartujesz. Jak ja moge nie demonizowac tego! - mezczyzna oskarzycielsko wskazal przedmiot jego terazniejszej nienawisci
- Alez Severusie, to tylko str�j � uspokajal go Dumbledore.
- Czerwony! Puchaty! Swiateczny! - krzyczal Snape, a jego glos drgal niebezpiecznie.
- Zapomniales o futerku. � podsunal dyrektor.
- Z futerkiem! - zaskrzeczal piskliwie, ostatkami sil. W gabinecie zapanowala cisza, gdy Severus morderczym wzrokiem wpatrywal sie w str�j Swietego Mikolaja. W jego myslach przelatywaly tysiace obraz�w: utopionego stroju Swietego Mikolaja, spalonego stroju Swietego Mikolaja, potarganego stroju Swietego Mikolaja, oblanego zielonym atramentem stroju Swietego Mikolaja. Wszystkie te obrazy sprowadzaly sie do jednej mysli: to wszystko na nic. I gdy do jego swiadomosci naplynal ostatni obraz � Severusa Snape'a w stroju Swietego Mikolaja � mezczyzna opuscil ramiona i spojrzal w przestrzen.
Stracil kontakt z rzeczywistoscia.
- Ciesze sie, ze sie zgodziles, Severusie � powiedzial szybko staruszek, wypychajac delikatnie otumanionego Snape'a za drzwi, wraz z przekletym przebraniem. - Nie martw sie, na pewno bedzie dobrze... To tylko jedna noc, nic wiecej. Poradzisz sobie � ostatnie zdanie brzmialo tak, jakby dyrektor sam w to nie wierzyl.

Tym oto sposobem Mistrz Eliksir�w, najgrozniejszy i najbardziej sarkastyczny profesor w Hogwarcie zostal Swietym Mikolajem.

***

Dni mijaly szybko i Harry nie zdazyl sie obejrzec, a nadeszly Swieta. Pozegnal wiec Hermione i Rona, kt�rzy razem mieli spedzic ferie w Grecji, i zaszyl sie w dormitorium. Zaskoczylo go, ze tak niewiele os�b zostalo � tylko on. Z pewna ulga pomyslal o najblizszych dnia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin