Berling Peter - Korona świata.pdf

(2443 KB) Pobierz
1093014603.001.png
BERLING PETER
KORONA ŚWIATA
epopeja średniowieczna część 3.
Część 1 – Dzieci Graala
Część 2 –Krew królów
PROLOG
Na południe od Bagdadu, na lewym brzegu Tygrysu, stał ktezyfoński liwan, letni pałac
amira al-muminin, „księcia wiernych". Kalif przeniósł się tu wraz z dworem i haremem, żeby w
miejscowych termach uwolnić się od prześladujących go lekarzy. Al-Mustasima
dręczyła bowiem podagra, łupało go w plecach, kłuło w kolanach, a stopy tak czy owak
nie były przywykłe do dźwigania ciężaru jego ciała.
Kiedy leżał w ciepłej wodzie, a smukłe ręce polewały go wonnymi esencjami, wcierały
je łagodnie w zwiędłą skórę i starannie opiłowanymi paznokciami ślizgały się wzdłuż
jego kończyn, przynosiło mu to stokroć większą ulgę niż lewatywy ordynowane przez
żydowskich doctores z Aleksandrii, puszczanie krwi i polewanie zimną wodą przez medyków
przysłanych mu przez cesarza z Salerno czy delikatne nakłuwanie ciała
igłami, na co namówił go uczeń Ibn Bajtara z Pekinu.
Al-Mustasim podniósł wzrok na jedyne w swoim rodzaju sklepienie beczkowe,
posadzone na piaszczystym brzegu Tygrysu niczym ogromne strusie jajo. Samotny
liwan wznosił się pionowo ku niebu. Po jednej stronie otwierał się na palmy daktylowe
oazy, po drugiej na leniwie płynącą rzekę. Kalif uwielbiał tę przewiewną halę, która
pochodziła jeszcze z czasów Proroka, jej jasny chłód i lekkość konstrukcji. Wśród
kamieni gnieździły się jaskółki, a od czasu do czasu w pobliże basenu, w którym
spoczywał, zabłąkała się szmaragdowa jaszczurka. Dziewczęta uderzające w
tamburyn, z dzwonkami na przegubach dłoni i szczupłych kostkach u nóg, kołysały się
w rytmie dźwięków fletu. Gdyby nie śpiewały, pomyślał mały stary człowiek, byłyby
jeszcze piękniejsze, ale wtedy pewnie by paplały jak damy z mojego haremu, które za
zasłoną — Al--Mustasim popatrzył ze smutkiem na swą zapadniętą klatkę piersiową i
wystający brzuch, i dalej w dół na zwiotczałą ozdobę swoich lędźwi - marzyły o innych
mężczyznach. Myśli kalifa pośpieszyły ku kobiecie, którą przysłał mu An-Nasir, sułtan
Damaszku. Syryjski władca zachwalał mu ją jako niewiastę bystrą i dowcipną i
podkreślał jej wyjątkowe pochodzenie. To córka cesarza z rodu Staufów, mądra i
ukształtowana na zachodnią modłę. Potrafi nie tylko czytać, ale i pisać, a w sztuce
opowiadania nikt jej nie dorówna. Pewnie uznam ją za zbyt starą do haremu, rozmyślał
Al-Mustasim. Bądź co bądź ten dojrzały dar liczył już sobie dwadzieścia pięć wiosen.
Kalif popatrzył na zegar na brzegu basenu — cóż za szkaradzieństwo! Ale za to
pokazywał godziny i był darem od króla Franków, który kazał go sporządzić specjalnie
dla niego w paryskiej pracowni złotniczej. Pozłacana figurka przedstawiała rycerza,
który dzierżył w jednej ręce okrągłą tarczę okoloną inkrustowanymi cyframi, a pośrodku
przebitą ośką, na tej zaś obracała się strzała, wskazując godziny. Nie to jednak było
ważne, gdyż rycerz miał w drugiej ręce małą maczugę lub raczej pałeczkę od bębenka,
jakim bawią się chłopcy. I tąż pałeczką uderzał głośno o każdej pełnej godzinie w brzeg
tarczy dwanaście razy. Potem jednak — i to było najpiękniejsze jego ramię wyskakiwało
co kwadrans w górę i waliło w hełm „bang! bang!" Przyłbica, Allahowi dzięki, była
spuszczona, toteż kalif za każdym razem potrafił sobie bez trudu wyobrazić, że znajduje
się pod nią głowa niewiernego. Również tym razem Al-Mustasim przyłapał się na tym,
że z zachwytem łowi uchem odgłosy uderzeń. Klasnąwszy w dłonie, odprawił z
powrotem za zasłonę śpiewające bajadery,* pozwolił kąpielowym, by zawinęli go w
prześcieradła i zanieśli na sofę na skraju hali, dokładnie naprzeciwko namiotu uszytego
z lekkiej tkaniny, w którym jego damy znów zaczęły szeptać ze sobą.
Klarion z Salentyny stała wśród nich i wiedziała, że wkrótce zostanie wezwana do kalifa.
Naczelny eunuch własnoręcznie usunął jej ostatnie czarne kręcone włoski pod pachami
i właśnie nacierał ją maściami i olejkami. Znała te zabiegi, w których nie omijano
żadnego miejsca ciała. Do każdego używano pachnidła z innego tygielka. Czuła przy-
jemne łaskotanie, a zarazem satysfakcję z zazdrosnego poszeptywania kobiet. To
prawda, nie była już najmłodsza i podarowała życie córce, a ponadto zdradzała lekką
skłonność do tycia, ale kalif był chudym człowieczkiem, tacy zaś potrafią docenić
krągłość bioder oraz bujne piersi.
Nie miała na sobie nic oprócz przezroczystej tkaniny z Mosulu, która podkreślała jej
miękkie kształty. Uczesana, upudrowana i jeszcze raz spryskana wonnościami,
przeszła z podniesioną głową przez liwan i zbliżyła się do sofy, na której spoczywał
władca.
Al-Mustasim dźwignął się na łokciu i usiadłszy, przyglądał się Klarion z upodobaniem.
Wskazał jej miejsce na obleczonej aksamitem poduszce, która leżała u jego stóp. Był
ciekaw, czym zamierza go uradować, i bynajmniej tego nie ukrywał.
- Nadobna huryso* z raju, opowiedz mi o tych dwojgu dzieciach, óre Allah posłał, żeby
sprowadzić Franków na właściwą drogę! Aha, pomyślała Klarion, to stąd wieje wiatr.
Zadumana patrzyła na Tygrys w dole, jakby opowiadała o czymś, co ukazało się jej
podczas widzenia.
—Nie tylko Franków — rzekła z uśmiechem — cały Zachód. Wielki cesarz rzymski...
—Czy to nie papież? — nieroztropnie wpadł jej w słowo Al-stasim.
Papież to najwyższy kapłan! — podjęła z oburzeniem. — Ten , który podaje się za
następcę Jezusa z Nazaretu i z nienawistną zazdrością prześladuje dzieci, prawowitych
dziedziców świętej krwi! A król Franków jest jego sługą i siepaczem. Kalif zerknął na
bijący właśnie zegar. Dzieci pochodzą zatem od proroka Isy?* Klarion skinęła głową.
Wtem rozległo się głośne „bang! bang! bang!"
—Jak król Franków śmie podnosić rękę na dzieci proroka? — Frankowie to durne
plemię, pomyślał kalif, dowodzi tego choćby ten rycerz, który wali pałką we własny
Zgłoś jeśli naruszono regulamin