§ Legut Lucyna - Nasza zmierzchowa mama.pdf

(543 KB) Pobierz
4547520 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
4547520.001.png 4547520.002.png
Lucyna Legut
NASZA ZMIERZCHOWA
MAMA
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Matce
4
W pomarańczowym domu
Podwójny zmierzch. Ten za oknem i ten w naszym życiu. Siedzimy w trójkę: nasza
zmierzchowa mama i my dwie zmierzchowe siostry. Jeszcze żyjemy, ale już w tym spokoju
przed umieraniem. Wszystko, co nas dotyczy, jest już wspomnieniem, ale wszystko kiedyś się
dopiero zaczynało. Życie naszej zmierzchowej matki miało także kiedyś zapach pierwszej
zielonej trawy. I było inne. Niepojęcie inne od naszej młodości, która znowu byłaby niepoję-
cie inna od młodości naszych dzieci, gdybyśmy je miały. Czy warto cofnąć się w tamten czas,
żeby dowiedzieć się, jak to wszystko wyglądało?...
Teraz, o zmierzchowej godzinie, siedzimy w domu, który swoimi kolorami przypomina
pomarańczowy ogród: zielono od kwiatów wypełniających mieszkanie i pomarańczowo od
firan, zasłon, dywanów i serwet pokrywających stół i stoliki. Nawet pachną pomarańcze w
wielkiej szklanej misie na stole. Biorąc życie za łeb ze wszystkich stron, dobrnęłyśmy do te-
go, co można by teraz nazwać wygodnym, dostatnim życiem w pomarańczowym domu, ale
początek tego życia był inny, miał różne kolory i nie miał zapachu pomarańcz.
Nasza matka jest drobna i teraz już raczej malutka. Ma astmę i chroniczny bronchit. Bolą
ją nogi i męczy się przy najmniejszym wysiłku, ale krząta się cały dzień po domu, bo szkoda
jej czasu na wypoczynek, mówi, że potem będzie już ZAWSZE wypoczywać i dlatego teraz
kradnie życiu każdą chwilę. Matka źle widzi. Jedno oko jest już tylko dekoracją, widzi nim
jakieś zamglone kontury, więc żeby się nie przemęczało, przy oglądaniu telewizji kładzie pod
okulary właśnie na to „złe” oko kulkę waty. Jeżeli ktoś obcy pojawi się w domu, wata znika; z
watą pod szkłem okularów wygląda się śmiesznie. Wprawdzie nasza matka lubi bawić sobą,
kiedy ma na to ochotę, co innego jednak zabawiać kogoś sobą, a co innego być śmieszną z
powodu mankamentu. Wata sterczy pod okularami nierówno zwinięta, czasem jej strzępek
zwisa aż na policzek. Matka oszczędza watę, nie ma zamiaru co chwila jej zmieniać, skoro
stara może jeszcze dług służyć. Matka w ogóle lubi oszczędzać wszystko. Żaden papier nie
zostaje wyrzucony, żadna torebka, żaden kawałek sznurka – wszystko kiedyś może się przy-
dać. Stare sznurki zostają dokładnie rozplątane; co jakiś czas, kiedy naskłada się trochę tych
sznurków, matka zasiada do tego zajęcia. Po rozplątaniu zwija się je w małe i całkiem malut-
kie kłębki i chowa do specjalnej torebki, też zużytej, ale jeszcze pożytecznej. I tym sposobem
cały dom jest wypełniony przedmiotami, które na pewno kiedyś się na coś przydadzą.
Nasza zmierzchowa mama bez przerwy ma baczne oko na wszystko, co dotyczy naszego
ciała i ducha. Jak dzień długi słyszymy szmer lekko zdyszanych słów:
– Może byście coś zjadły, dzieci? Usmażę wam sznycelki albo może raz-dwa skoczę i utrę
ziemniaków na placki...
– Lidusiu, kiedy wstajesz w nocy do łazienki, to zarzuć szlafroczek, bo się można przezię-
bić. W łóżku człowiek zawsze trochę się spoci.
– Co? Ty wychodzisz? I nie wkładasz szalika??! Bój się Boga! Nie wypuszczę cię z domu
z gołą szyją!
– A ty się trochę wymaluj, zanim wyjdziesz z domu. Blado wyglądasz. I po co tak przyli-
zywać włosy? Jakbyś trochę napuszyła nad czołem, to by było ładnie.
Zainteresowania naszej matki dotyczą również tego, co się dzieje za oknem. Tkwi w nim
godzinami i jak bardzo troskliwy i wymagający kierownik robót sprawdza, co i jak zostało
zrobione, lecz prawie nigdy nie jest zadowolona:
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin