Charteris Leslie - Święty 25 Święty na straży.pdf

(660 KB) Pobierz
110824401 UNPDF
Leslie Charteris
Święty na straży
(The Saint on Guard)
Przełożył: Janusz Pultyn
110824401.001.png
CZĘŚĆ I
CZARNY RYNEK
110824401.002.png
I
Tytuł nowojorskiego World-Telegram zapowiadał:
ŚWIĘTY MA ROZNIEŚĆ CZARNY RYNEK IRYDU.
Treść artykułu niezbyt zasługiwała na taki nagłówek! Jego autor dość dokładnie
przedstawił karierę i osiągnięcia Świętego, choć pisał tylko o ujawnionych tajemnicach.
Sam Święty oczywiście nie był zbyt skromny, ale w tym stuleciu obowiązuje nudne
prawo: za opublikowanie niektórych faktów groziło mu wylądowanie w pudle, zaś Simon
Templar spośród pudeł wybierał jedynie te, które zawierały butelki.
Dziennikarzom wystarczało jednak samo imię Świętego, by szafować farbą
drukarską, a chyba nie było też i czytelnika, który uważałby, iż w tym miejscu znaleźć się
mógł artykuł bardziej rozrywkowy i zajmujący.
Jedynym wyjątkiem był inspektor John Henry Fernack. Prawdopodobnie i on był
poruszony, a może znajdował się pod wpływem adrenaliny, ale na pewno nie był
rozbawiony, przeciwnie, wyglądał poważnie i ponuro. Styl licznych poprzednich spotkań
i przygód Simona Templara spowodował, iż przeczuwał on nowy wybuch
ostrzegawczego bólu w owej smutnej, mądrej i siwej głowie. Przeszedł z ulicy Centre aż
do mieszkania Świętego w Algonquin, rzucił gazetę pod nos Simona i powiedział
posępnie:
– Może zechcesz mi wytłumaczyć, co to znaczy? Święty spoglądał błękitnymi
oczyma kpiąco i leniwie.
– Uważasz, że powinienem ci to przeczytać, czy też utknąłeś na trudniejszych
słowach?
– Co wiesz o irydzie?
– Iryd – mówił Święty, jakby czytał w encyklopedii – to pierwiastek o masie
atomowej 193,1. Występuje w platynie, a w mniejszych ilościach w niektórych rodzajach
rud żelaza i miedzi. W metalurgii stosowany zwykle razem z platyną, daje stopy
o wielkiej twardości i wytrzymałości, nadające się do wyrobu połączeń elektrycznych
i wiercenia dziur w głowach policjantów.
Fernack odetchnął głęboko i ostrożnie.
– A co wiesz o czarnym rynku irydu?
Simon przeciągnął dłonią po ciemnych włosach.
– Wiem, że jest. Musi być. To żadna tajemnica. Iryd należy do podstawowych metali
w przemyśle zbrojeniowym, a jest bardzo rzadki – tak rzadki, że po Pearl Harbour jego
cena skoczyła do około czterystu dolarów za uncję. Obecna cena urzędowa wynosi około
sto siedemdziesiąt dolarów, czyli jakieś dwa tysiączki za funt. Jest to więc nadal, jeśli go
posiadasz, bardzo drogi delikates. Ale nie możesz go mieć.
– Można go dostać, jeśli uzyska się odpowiedni priorytet.
– Wówczas rząd wyda ci licencję na zakup. Może dodadzą też licencję na kupno
płetwonogiego jednorożca. Pozostanie jednak problem, trzeba go znaleźć.
– Co się stało więc z normalnym rynkiem?
– Nie mają irydu, tylko tyle. Nigdy nie występował w nadmiarze, a od boomu
zbrojeniowego stał się tak pożądanym jak stek przez rozbitka. Kradzież zapasów
w Tennessee sprzed miesiąca narobiła takich szkód, że zakładom lotniczym grozi
przerwanie produkcji na pół roku. Nie napisano tego, ale takie są oceny.
Wspomniany przed chwilą wypadek zasłużył na osobne nagłówki. Ze względu na
wielką zuchwałość rabunku, należało o nim pisać na pierwszych stronach gazet tym
bardziej, że wartość łupu była porównywalna z największymi kradzieżami wszystkich
czasów.
Trzy pokryte szkłem pojemniki proszku irydowego – zwykły sposób przewożenia
tego metalu – leciały z Brazylii do laboratoriów Uttershaw Mining Company w Fort
Wayne. W Miami zostały przeładowane po raz pierwszy z samolotu towarzystwa Pan
American.
Drugi przeładunek nastąpił w Nashville w stanie Tennessee. Ponieważ dostawa
została ubezpieczona na trzysta tysięcy dolarów, według aktualnej wartości, towarzystwo
asekuracyjne, nie spodziewając się jakichkolwiek kłopotów, przysłało dwóch
uzbrojonych strażników do nadzoru przeładunku w Nashville. Być może dlatego, że
niezbyt doceniano wartość towaru. Dla większości ludzi iryd to tylko słowo, a nie klejnot
czy sztabka złota, albo inne kosztowności. Może strażnicy byli niedbali czy znudzeni;
może zastosowano tylko rutynowe środki ostrożności i nikt nie liczył się poważnie
z groźbą napaści. W każdym razie skutki już mają wymiar historyczny.
Podczas wyładunku pojemnika z ciężkimi butlami na lotnisko wpadł samochód. Obu
strażników zastrzelono, nim spostrzegli, co się dzieje. Pojemnik wrzucono do samochodu
i napastnicy odjechali tak szybko, że nikt z obecnych nie zdołał się ruszyć.
Proste.
– Co wiesz o tej robocie? – spytał Fernack.
– Tylko to, co podały gazety.
– Uważasz, że skradziony iryd wyląduje na czarnym rynku?
– Nie padnę ze zdziwienia, gdy tak będzie.
– Wtedy stanie się to rzeczywiście rynek złodziejski.
– Nie pora na żarty. Powinieneś sprawie skradzionego irydu nadać priorytet.
Rzecz w tym, że to rynek nielegalny.
– Ale jak poważny producent może kupować na takim rynku?
– Poważni producenci mają kontrakty rządowe. Chcą się z nich wywiązać ze
względu na patriotyzm i zysk. Każdy skusi się na zakup, gdy będzie to jedyny sposób
zdobycia podstawowych surowców. Jest bezpieczny, jak każdy współudział
w przestępstwie, o którym wie jedna, a najwyżej dwie osoby w firmie. Iryd nie zajmuje
wiele miejsca i łatwo go przenosić w ilościach stosowanych w przemyśle. Trudno też
byłoby wyśledzić odpowiedzialnych i udowodnić im cokolwiek. Zdobędą więc iryd,
a żaden z robotników pracujących przy nim, nie będzie zadawać pytań, ani przejmować
się pochodzeniem metalu myśląc, że jest on cały czas w magazynie.
– Jak załatwiliby kupno?
Święty wyciągnął leniwie długie nogi i zwrócił się uprzejmie do Fernacka.
– Henry, ta twoja ogromna chytrość i przebiegłość w rozmowie jest bardzo nudna.
Przypomina mi zachowanie się uczciwych graczy w nieuczciwej grze, którzy mówią
sobie i innym, co posiadają.
– Ja nie...
– Ależ tak. Wiesz tyle, co inni o irydzie, o czarnym rynku, skąd się wziął i jak działa,
ale zadajesz mi naiwne pytania oczekując, że zdradzę się z czymś, czego nie wiesz.
Marnujesz czas.
Niechętnie ci to mówię, kolego, ale tak jest.
Nieregularna, szczera twarz detektywa lekko poczerwieniała.
– Chcę wiedzieć, kto cię namówił do umoczenia w tym palców.
– Nikt. Wpadłem na to podczas kąpieli.
– Jeśli jest coś w tej gadce o czarnym rynku, zajmą się tym...
– Wiem. Właściwe władze. Ile to już razy słyszałem tę formułkę?
– Istnieją władze, które zajmują się takimi sprawami – powiedział żarliwie Fernack.
Simon kiwnął głową z szacunkiem.
– Jakie?
Cierpienia Fernacka budziły współczucie. Palcem poprawił kołnierzyk i brnął
z wdziękiem zdenerwowanego mamuta.
– No, różne, różne agencje. Współpracujemy z nimi...
– To doskonale – podchwycił Święty. – Gdy będziecie się skradać na wielkich,
płaskich stopach, ja umoczę w tym paluszek i zobaczę, czy w czymś nie pomogę.
– Sądzisz, że pomożesz, gdy spróbujesz zrobić z kogoś głupka?
– Henry, zapewniam cię, że nigdy nie ośmieliłbym się poprawić... Detektyw stracił
nerwy.
– W tym wywiadzie stwierdziłeś – wybuchnął – że zamierzasz sam zająć się tą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin