ŚW. JERZY.doc

(47 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ

LEGENDA NA DZIEŃ

ŚW. JERZEGO

23 kwietnia

 

 

Wyobrażenie św. Jerzego walczącego ze smokiem jest dla nas tak naturalne i potoczne, że nieomal nie umiemy w myśli rozdzielić jednego od drugiego. A tymczasem pierwotna legenda o Św. Jerzym, niezmiernie popularna zarówno we Wschodnim, jak i w Zachodnim Kościele [por. BHG nr 670-691, BHL nr 3363-3406] nie znała jeszcze motywu smoka. Po­jawia się on po raz pierwszy z początkiem XII w., a dopiero uwzględnienie go w Złotej legen­dzie nadało mu tę szeroką popularność, jaką cieszył się następnie, przy czym jest rzeczą cha­rakterystyczną, że nie zna go jeszcze Jan z Mailly w swojej legendzie o św. Jerzym [Dondaine, s. 170-172]. Motyw sam zapożyczony został [nie wiemy, jakimi drogami] z mitów greckich, a mianowicie z mitu o Perseuszu, który również ocalił od pożarcia przez smoka królewnę Andromedę. Na związek tych dwu legend wskazuje poza ich uderzającym podobieństwem także to, że uratowana królewna jest zarówno w jednym, jak i w drugim wypadku córką króla afrykańskiego.

Dopiero po historii ze smokiem, która w bardzo znamienny sposób nie wiąże się zupełnie z resztą opowiadania, referuje Jakub de Voragine pierwotny zrąb starej legendy o trybunie wojskowym Jerzym, umęczonym za cesarza Dioklecjana [w. III/IV]. Tutaj jednak zachodzi dość znamienne nieporozumienie. Autor Złotej legendy znał mianowicie dwie wersje opowia­dania o św. Jerzym. Wedle jednej został on umęczony przez władze rzymskie za cesarza Dio­klecjana, a wedle drugiej przez króla perskiego Dacjana [którego nb. nigdy nie było]. Jakub de Voragine w dość typowy dla siebie, niezmiernie naiwny sposób łączy te obie wersje, czy­niąc Dacjana rzymskim namiestnikiem prowincji [praeses]. Nie przeszkadza mu to zresztą nazywać go pod koniec legendy »królem«, a żony jego »królową perską« [co prawda w cytacie z liturgii ambrozjańskiej, którą on zna pod imieniem samego Ambrożego].

Kult św. Jerzego jako patrona rycerstwa rozszerzył się bardzo w epoce wypraw krzyżo­wych i rozkwitu porządku feudalnego [w. XII-XIII]. Nawiązuje do tego pod koniec naszej legendy znane opowiadanie o jego ukazaniu się przy szturmie i zdobyciu Jerozolimy w r. 1099.

Jerzy, trybun wojskowy [1] rodem z Kapadocji, przybył pewnego razu do prowincji Libii, do mia­sta zwanego Silena [2]. W pobliżu tego miasta było jezioro na kształt morza, w którym miał siedzibę okropny smok. Smok ten nieraz już zmusił do ucieczki ludzi, którzy z bronią wychodzili przeciw niemu, i podchodząc pod mury miasta zarażał wszystkich swoim oddechem. Mieszkańcy zatem musieli mu codzien­nie dawać dwie owce, aby uspokoić jego wściekłość, bo w przeciwnym razie tak bardzo zbliżał się pod mury miejskie i zarażał powietrze, że wielu ludzi ginęło. Kiedy wreszcie zabrakło już niemal owiec, zwłaszcza że nie­wiele ich tam chowano, za ogólną zgodą zaczęto mu dawać na pożarcie jedną owcę i jednego człowieka. Dawano tedy synów i córki wszystkich obywateli i los nie pomijał nikogo. A gdy wybrano już prawie wszystkie dzieci z ludu, razu pewnego los padł na jedyną córkę króla, przeznaczając ją na pożarcie smokowi. Wtedy król pogrążony w rozpaczy rzekł: Weźcie złoto i srebro, i połowę mego królestwa, a zwolnijcie moją córkę, by nie musiała umierać w ten sposób. Ale lud odparł mu z oburzeniem: Ty sam, królu, ustanowiłeś to prawo, a teraz, gdy nie żyją wszystkie nasze dzie­ci, chcesz ratować własną córkę? Jeśli na córce twojej nie dopełnisz po­stanowienia, które dla innych wydałeś, spalimy cię z całym domem two­im! Słysząc to król zaczął płakać nad swoją córką i rzekł: Biada mi, cór­ko moja najmilejsza, cóż z tobą uczynię? Co im odpowiem? Kiedy zo­baczę twoje zaślubiny? A zwróciwszy się do ludu rzekł: Błagam, dajcie mi osiem dni zwłoki, abym mógł opłakać moją córkę. Lud zgodził się na to, ale po dniach ośmiu powrócił, z wściekłością wołając: Dlaczego gubisz lud twój, by ratować córkę? Oto wszyscy giniemy od oddechu smoka!

Wówczas król widząc, że nie potrafi córki ocalić, przyodział ją w szaty królewskie i uścisnąwszy rzekł: Biada mi, córko najmilsza, otom się spodziewał, że wnuki moje zrodzone z ciebie piastować będę na królewskim łonie - a ty tymczasem odchodzisz smokowi na pożarcie! Ach, córko naj­milsza, myślałem, że na zaślubiny twoje książąt zaproszę, pałac przyozdobię perłami, usłyszę bębny i muzykę - a ty tymczasem odchodzisz smokowi na pożarcie! I pocałunkiem pożegnał ją mówiąc: Obym był umarł, córko moja, zanim cię tak miałem stracić! Wówczas ona padła do nóg ojca pro­sząc, by ją pobłogosławił, a skoro ze łzami dał jej swe błogosławieństwo, poszła ku jezioru.

Święty Jerzy, który właśnie przechodził tamtędy, zobaczył ją płaczącą i zapytał, o co idzie. A ona na to: Zacny młodzieńcze, prędko siadaj na konia i uciekaj, byś nie zginaj wraz ze mną! Jerzy odparł: Nie bój się, dziewczyno, tylko powiedz mi, na co tu czekasz na oczach całego ludu? A ona: Jak widzę, zacny młodzieńcze, szlachetne masz serce, ale dlaczego chcesz umrzeć wraz ze mną? Uciekaj co prędzej! Lecz Jerzy odrzekł: Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie wyjawisz, o co tu idzie. A gdy ona wszystko mu opowiedziała, rzekł: Nie bój się, dziewczyno, bo ja w imię Chrystusa cię obronię. A ona: Dobry rycerzu, nie gub się wraz ze mną! Wystarczy, że ja sama zginę, bo nie potrafisz mnie ocalić, a sam zginiesz ze mną. Jeszcze to mówiła, gdy nadchodzący smok podniósł łeb z jeziora. Wówczas panna przerażona rzekła: Uciekaj, dobry panie, uciekaj co prędzej! Tymczasem Jerzy wsiadł na konia i przeżegnawszy się, odważnie uderzył na zbliżają­cego się doń smoka, a zawinąwszy silnie włócznią i polecając się Bogu zranił go ciężko, obalił na ziemię i rzekł do panny: Zarzuć bez obawy twój pasek na szyję smoka, dziewczyno. A gdy to uczyniła, smok poszedł za nią jak najłagodniejszy pies.

Tak zaprowadzili go do miasta, a ludzie na ten widok zaczęli uciekać na wyżej położone miejsca i na mury wołając: Biada nam, wszyscy już poginiemy! Ale św. Jerzy skinął na nich mówiąc: Nie bójcie się, bo Pan na to przysłał mnie do was, abym was uwolnił od plagi smoka. Uwierzcie tylko w Chrystusa i niechaj każdy się ochrzci, a ja tego smoka zabiję. Wówczas król ochrzcił się wraz z całym ludem, a św. Jerzy wydobył miecz z pochwy, zabił smoka i kazał go wynieść poza miasto. Cztery pary wołów musiały go wyciągnąć za bramy na wielkie pole, a ochrzciło się tego dnia dwadzieścia tysięcy mężczyzn nie licząc dzieci i kobiet. Król zaś ku czci Maryi Panny i św. Jerzego wystawił kościół niezwykłej wielkości, spod ołtarza którego wytryska żywe źródło, a chorzy, którzy zeń się napiją, odzyskują zdrowie. Król ofiarował też św. Jerzemu ogromną sumę pieniędzy, ale on jej nie przyjął i kazał ją rozdać ubogim. Na koniec pouczył króla w krótkości o czterech rzeczach: mianowicie, by otaczał opieką kościoły Boże, czcił kapłanów, pilnie słuchał nabożeństw i zawsze pamiętał o ubogich, po czym ucałowawszy króla oddalił się stamtąd. W niektórych jednak księgach czytamy, że gdy smok zbliżał się do panny, aby ją pożreć, Jerzy przeżegnał się i uderzył na smoka zabijając go.

W owym czasie, za rządów cesarzy Dioklecjana i Maksymiana, takie panowało pod namiestnikiem Dacjanem [3] prześladowanie chrześcijan, że jednego miesiąca 17 tysięcy ich otrzymało koronę męczeńską. Na widok wyszukanych tortur wielu załamywało się i składało ofiary bożkom. Św. Jerzy widząc to zdjęty serdecznym bólem rozdał ubogim wszystko, co miał, porzucił zbroję rycerską, a przywdział strój chrześcijan, po czym stanął w pośrodku i zawołał: Wszyscy bogowie pogan to szatany, a Pan stworzył niebiosa [4]. Namiestnik rozgniewany rzekł doń: Jak śmiesz bogów naszych nazywać szatanami? Powiedz, skąd jesteś i jakie twe imię? Na to odparł Jerzy: Na imię mi Jerzy, pochodzę ze szlachetnego rodu kapadockiego; za łaską Chrystusa podbiłem Palestynę, alem wszystko porzucił, aby bez przeszkód służyć Bogu w niebie.

Namiestnik zatem nie mogąc go zmusić do posłuchu, kazał go rozciągnąć na łożu tortur, ciało jego jeden członek po drugim rozdzierać hakami, boki przypiekać pochodniami, a rany otwarte aż do wnętrzności posypy­wać solą. Tejże samej nocy jednak pojawił mu się Pan w niezmiernej światłości i w pełnych słodyczy słowach dodał mu otuchy, a to radosne widzenie i rozmowa tak go umocniły, że za nic sobie miał katusze. Dacjan tedy nie mogąc go złamać mękami, przywołał pewnego czarnoksiężnika i rzekł mu: Chrześcijanie przy pomocy sztuk czarnoksięskich wniwecz obracają działania tortur i nie chcą składać ofiar naszym bogom. A czarno­księżnik na to: Jeśli nie potrafię unicestwić jego sztuk, to niech mi głowę zdejmą! Poczynił tedy swoje czary, wezwał imienia swych bogów, po czym zmieszał truciznę z winem i dał je do wypicia św. Jerzemu. Ale mąż Boży zrobił nad nim znak krzyża i wypiwszy nie doznał żadnej szkody. Po raz drugi czarnoksiężnik przyrządził truciznę silniejszą od pierwszej, a mąż Boży zrobiwszy nad nią znak krzyża wypił ją wszystką bez jakiejkolwiek dla siebie szkody [5]. Na ten widok czarnoksiężnik upadł do jego stóp, z płaczem błagał o przebaczenie i prosił, aby go ochrzczono, a sędzia [6] od razu kazał go ściąć.

Następnego dnia kazał Jerzego położyć na kole nabijanym wokoło obosiecznymi mieczami, ale koło od razu rozpadło się na części, a Jerzemu zupełnie nic się nie stało. Wówczas rozgniewany namiestnik kazał go wrzu­cić do naczynia pełnego roztopionego ołowiu, a on przeżegnawszy się wstąpił weń i oto za łaską Bożą czuł się tam jak w ciepłej kąpieli. Widząc to Dacjan zamyślił pochlebstwami skłonić go do ustępstw, skoro nie mógł go złamać groźbami i mękami, za czym rzekł doń: Widzisz, synu mój, jak łaskawi są nasi bogowie, którzy tak cierpliwie znoszą twoje bluźnierstwa, gotowi zawsze przebaczyć ci, gdybyś się zechciał nawrócić. Uczyń więc, kochany synu, co ci radzę, porzuć zabobon i złóż ofiary naszym bogom, a wielkie od nich i od nas otrzymasz zaszczyty. Na to Jerzy odparł mu z uśmiechem: Czemużeś od początku nie próbował raczej przekonywać mnie gładkimi słowy niż mękami? Teraz jestem gotów zrobić, co mi radzisz. Dacjan zwiedziony tą obietnicą uradował się i kazał przez woźnego zapowiedzieć, aby wszyscy zgromadzili się u niego i oglądali, jak Jerzy, tak długo oporny, wreszcie ustąpi i będzie składał ofiary ich bogom.

Całe miasto tedy przystroiło się z radości, gdy Jerzy wchodził do świą­tyni bożków, aby złożyć im ofiarę, i wszyscy z weselem zgromadzili się wokoło. On tymczasem ukląkłszy prosił Pana, aby świątynię wraz z boż­kami tak do szczętu zburzył, żeby z niej ku Jego chwale, a ku nawróceniu tego ludu nic w ogóle nie zostało. I od razu ogień spadł z nieba i spalił świątynię razem z jej bogami i kapłanami, a ziemia się otwarła i pochłonęła wszystko, co z nich zostało. W tym miejscu Ambroży we wstępie [7] woła w te słowa: Jerzy, wierny rycerz Chrystusowy, podczas gdy wszy­scy obawiali się przyznać do wiary chrześcijańskiej, sam jeden między chrześcijanami bez trwogi wyznawał Syna Bożego. A łaska Boża udzieliła mu takiej stałości w wierze, że wzgardził poleceniami tyrańskiej zwierzch­ności i nie przeląkł się cierpień ani niezliczonych mąk. O, szczęśliwy to i sławny bojownik Pański! Nie tylko nie uległ pochlebnym obietnicom króla ziemskiego, lecz zwiódłszy prześladowcę, w otchłań strącił obrzy­dłych jego bożków! Tyle Ambroży.

Dacjan dowiedziawszy się, co zaszło, kazał Jerzego sprowadzić przed siebie i rzekł: Jakimiż sztukami czarnoksięskimi, niegodziwy człowiecze, dokonałeś tak strasznego występku? A Jerzy odparł: Nie wierz, królu, w to, co ci opowiadają, lecz chodź ze mną, i przypatrz się, jak po raz drugi złożę ofiarę. Ale on na to: Przejrzałem twój podstęp: chcesz, aby i mnie ziemia tak pochłonęła, jak na twój rozkaz pochłonęła świątynię i bogów moich! Powiedz mi, nieszczęśniku - rzekł Jerzy - jakże obronią cię twoi bogowie, którzy siebie samych nie potrafili obronić?

Wtedy król nie posiadając się z gniewu rzekł do żony swojej, Aleksan­drii: Zginę na miejscu, bo widzę, że ten człowiek mnie pokonał! A ona mu odparła: Okrutny tyranie i kacie, czyż ci nie mówiłam po wiele razy, abyś przestał dręczyć chrześcijan, bo Bóg staje w ich obronie? A teraz wiedz, że ja sama chcę zostać chrześcijanką. Zdumiony król rzecze: Biada, więc i ty dałaś się uwieść? Kazał ją tedy powiesić za włosy i bez litości smagać biczami. A ona, gdy ją biczowano, zapytała Jerzego: Jerzy, światłości prawdy, gdzież ja pójdę po śmierci, skórom się jeszcze nie odrodziła z wody chrztu świętego? Lecz Jerzy odparł: Nie lękaj się, córko, bo przelanie twej krwi będzie ci poczytane za chrzest i koronę męczeń­ską. Wówczas ona modląc się do Pana oddała ducha. Potwierdza to Am­broży we wstępie w tych słowach: Dlatego też i królowa pogańskich Per­sów [8] skazana srogim wyrokiem męża, choć nie otrzymała łaski chrztu, zasłużyła sobie na chwalebną palmę męczeństwa i nie możemy wątpić, że obmyta różaną falą krwi mogła wejść w otwarte bramy rajskie i posiąść królestwo niebieskie. Tyle Ambroży.

Jerzy zaś następnego dnia otrzymał wyrok, że ma być wleczony przez całe miasto, a następnie ścięty. Pomodlił się tedy do Pana, aby każdy, kto będzie wzywał jego pomocy, uzyskał spełnienie swej prośby; a głos Boży doszedł jego uszu, że stanie się tak, jak prosił. Gdy skończył modlit­wę, ścięto mu głowę i tak dopełnił swego męczeństwa za Dioklecjana i Maksymiana, którzy zaczęli panować około roku Pańskiego 287. Dacjana zaś, gdy wracał do swego pałacu z miejsca, gdzie ścięto Jerzego, ogień spadły z nieba spalił wraz z jego sługami.

Opowiada Grzegorz z Tours, że jacyś ludzie, którzy wieźli relikwie św. Jerzego i zatrzymali się na noc w pewnej kaplicy, rano żadną miarą nie mogli ruszyć swych tobołów, aż na tym miejscu pozostawili resztę relikwii. Czytamy w Historii antiocheńskiej', że kiedy chrześcijanie spie­szyli, by oblegać Jerozolimę [9], pewnemu kapłanowi objawił się przepięk­ny młodzieniec, który oświadczył, że jest św. Jerzym, wodzem chrześ­cijan, i powiedział, aby zabrał ze sobą do Jerozolimy jego relikwie, a on będzie z nimi. A gdy obiegli Jerozolimę i wobec obrony Saracenów nie śmieli wspinać się po drabinach, ukazał się św. Jerzy odziany w białą zbroję przyozdobioną czerwonym krzyżem, zachęcając gestem, aby śmiało szli za nim i zajęli miasto. Zagrzani tym zdobyli miasto i wycięli Sara­cenów.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin