ŚW. KRZYSZTOF.doc

(45 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. KRZYSZTOFA

25 lipca

 

Jakub de Voragine przedstawia nam legendę o św. Krzysztofie w tej postaci, jaka następnie spopularyzowała się powszechnie i dziś jeszcze jest dość ogólnie znana. Wiemy o tym, że święty ten jest patronem pracowników transportu, gdyż to on przenosił Dzieciątko Jezus przez rzekę. Zanim jednak legenda o nim przybrała tę postać, która dziś jest nam tak znajoma, upłynęło sporo czasu, a rozwój jej był bardzo urozmaicony.

W legendach greckich [BHG nr 309-34] był św. Krzysztof barbarzyńcą, który zaciągnął się do wojska rzymskiego i tam zapoznał się z wiarą chrześcijańską. Miał nawet pochodzić z bajecznego plemienia ludzi z psią głową [kynokefalów]. Pewne zaś rysy wypadło mu dzielić z Heraklesem z mitologii greckiej, z tym strasznym w walce, ale dobrodusznym na ogół osiłkiem. Na Zachodzie, gdzie legenda o św. Krzysztofie jest bardzo rozpowszechniona [BHL nr 1764-80], pojawia się on jako rycerz, który kolejno zmieniał swoich panów lennych szukając »najpotężniejszego pana na świecie«. Legenda ta, przy całej swej pozornej naiwności, wyraża jednak symbolicznie bardzo głęboką i prawdziwą myśl, że człowiek szukający bezkompromisowo prawdziwej wielkości musi na koniec zetknąć się z Bogiem.

Najmłodsza wreszcie jest legenda o przenoszeniu Dzieciątka Jezus przez rzekę. Zapisana w zabytku literackim pojawia się ona po raz pierwszy właśnie u Jakuba de Voragine, który nie wymyślił jej zapewne sam, tylko przejął skądś, ale niewątpliwie przyczynił się w znacznej mierze do rozgłosu, jakim się później cieszyła. Rozwinęła się ona najprawdopodobniej jako próba objaśnienia imienia świętego [Christophoros znaczy po grecku »noszący Chrystusa«]-Ciekawe, że motyw ten, początkowo nie znany sobie, przejęła następnie hagiografia grecka od łacińskiej.

W rezultacie tych wszystkich przemian legenda o św. Krzysztofie, tak jak ją czytamy u Ja­kuba de Voragine, składa się z dwu części: druga z nich jest starą legendą grecką o męczenniku z Licji, powtórzoną w sposób nader zbliżony do ujęcia Jana z Mailly [Dondaine, s. 267-270] - i ta jest schematyczna i mniej ciekawa. Pierwsza natomiast, opowiadająca o tym, jak szukał najpotężniejszego pana«, a potem przenosił Dzieciątko Jezus przez rzekę, należy niewątpliwie do najciekawszych legend chrześcijańskich. Obie części wiąże ze sobą ciekawie zarysowana postać bohatera jako dobrodusznego osiłka, którego nikt nie potrafi siłą zmusić do posłuchu, ale który też nie umiał długo się modlić ani pościć i tylko siłą swych ramion mógł służyć Chry­stusowi. Niewątpliwie taki święty był zrozumiały i sympatyczny dla wielu ludzi w bardzo pod niejednym względem prymitywnych wiekach średnich. Dzieje tej legendy kreśli H. Dele-haye, Cinq lecons sur la methode hagiographiąue, Bruxelles 1934, 142-146.

Krzysztof był z pochodzenia Chananejczykiem olbrzymiego wzrostu i groźnej twa­rzy, a na długość liczył sobie 12 łokci. W niektórych jego żywotach czytamy, że służąc u pewnego króla chananejskiego powziął myśl, aby poszukać sobie naj­większego pana, jaki jest na świecie, i do niego na stałe zaciągnąć się na służbę. Udał się zatem do jednego wielkiego króla, o którym wieść głosiła, że nie ma nadeń większego pana na świecie, a król obejrzawszy go przyjął go chętnie i zatrzymał na swoim dworze.

Pewnego dnia jednak jakiś rybałt [1] śpiewał przed królem pieśń, w której często wspominał o diable, a król, który wyznawał wiarę Chrys­tusową, ilekroć usłyszał imię diabła, żegnał się znakiem krzyża. Krzysztof widząc to dziwił się bardzo, dlaczego król tak czyni i co ten znak krzyża może znaczyć.

Gdy zapytał o to króla, ten nie chciał mu tego wyjawić, ale wtedy Krzysztof rzekł: Jeśli mi tego nie powiesz, nie zostanę dłużej u ciebie. Król przymuszony w ten sposób odpowiedział wreszcie: Ilekroć słyszę, że ktoś wspomina diabła, ubezpieczam się tym znakiem w obawie, aby mnie nie zagarnął pod swą władzę i nie szkodził mi. Na to Krzysztof: Jeśli boisz się, aby ci diabeł nie zaszkodził, wynika stąd, że jest on więk­szy i potężniejszy od ciebie, skoro tak bardzo obawiasz się go. Zawiodłem się zatem uważając, że znalazłem największego i najpotężniejszego pana na świecie. Ale bywaj zdrów, bo idę szukać owego diabła, aby wziąć go sobie za pana i zostać jego sługą. Odszedł tedy od tego króla i poszedł szukać diabła.

A gdy wędrował przez jedną pustynię, zobaczył wielki orszak rycerzy, z których jeden, dziki i groźny, zbliżył się doń i zapytał, dokąd idzie. Idę na poszukiwanie pana diabła - odparł Krzysztof - aby wziąć go sobie za pana. A on na to: Jam jest tym, którego szukasz. Ucieszył się Krzysz­tof, zobowiązał się do stałej służby u niego i uznał go swoim panem. Gdy jednak wędrowali razem, spotkali przy ruchliwej drodze znak krzyża, a diabeł na jego widok uciekł przestraszony, zeszedł z drogi, poprowadził Krzysztofa przez bezludne wertepy i za jakiś czas dopiero wrócił na drogę. Krzysztof widząc to ze zdziwieniem zapytał go, dlaczego w takim pomieszaniu opuścił równy gościniec i tyle nakładając drogi poszedł przez bez­ludne wertepy. On jednak nie chciał mu tego żadną miarą wyjawić i do­piero gdy Krzysztof rzekł: Jeśli mi tego nie wyjawisz, zaraz odejdę od ciebie - diabeł przymuszony powiedział mu: Pewien człowiek, zwany Chrystusem, był przybity do krzyża, a ja ilekroć zobaczę Jego znak, trwożę się wielce i uciekam. Na to Krzysztof: A zatem ów Chrystus jest większy i potężniejszy od ciebie, skoro tak bardzo obawiasz się Jego znaku? Na darmo tedy trudziłem się i nie znalazłem jeszcze największego pana na świecie. Ale teraz bądź zdrów, bo myślę cię opuścić, a szukać tego Chry­stusa.

Po długim szukaniu kogoś takiego, kto by mógł mu powiedzieć o Chrystusie, trafił wreszcie do pewnego pustelnika, który opowiedział mu o Chry­stusie i starannie wyuczył go prawd wiary. Rzekł tedy ów pustelnik do Krzysztofa: Ten król, któremu pragniesz służyć, wymaga służby polegającej na tym, że będziesz musiał często pościć. Ale Krzysztof odparł na to: Niech innej służby żąda ode mnie, bo tego w żaden sposób nie potra­fię. Będziesz też musiał - ciągnął dalej pustelnik - wiele się modlić! A Krzysztof na to: Nie wiem, co to jest, i takiej służby nie potrafię peł­nić! A czy znasz - zapytał pustelnik - taką rzekę, przez którą przeprawa jest niebezpieczna i w której wielu podróżnych ginie? Znam - odrzekł Krzysztof. A on na to: Skoro jesteś taki wielki i mocny, to jeśli osiedlisz się nad tą rzeką i będziesz wszystkich przeprawiał, będzie to na pewno miłe królowi Chrystusowi, któremu chcesz służyć, i ufam, że tam ci się objawi. No tak - rzekł Krzysztof - taką służbę mogę pełnić i przyrzekam, że w ten sposób będę Mu służył.

Udał się zatem nad ową rzekę, zbudował tam sobie mieszkanie i mając w rękach zamiast laski długą żerdź, którą podpierał się w wodzie, niestrudzenie przeprawiał wszystkich podróżnych. Minęło już wiele dni, gdy raz spoczywając w swym domku usłyszał głos jakiegoś dziecka, które wo­łało tymi słowy: Krzysztofie, wyjdź na dwór i przepraw mnie! Krzysztof wybiegł co prędzej, ale nie zobaczył nikogo, a przecież, gdy powrócił do swego domku, znowu usłyszał głos kogoś, kto go wołał. Po raz drugi tedy wyszedł na zewnątrz, ale nie znalazł nikogo [2]. Za trzecim wresz­cie razem wyszedł na wołanie i spotkał nad brzegiem rzeki nie znanego sobie chłopca, który go usilnie prosił, by go przeprawił. Krzysztof tedy posadził sobie dziecko na ramionach, wziął laskę i wszedł w rzekę. Lecz oto woda w niej zaczęła powoli wzbierać, a chłopiec ciężył mu tak, jakby" był z ołowiu, i im bardziej posuwał się naprzód, tym bardziej fala się wzdy­mała, a chłopiec coraz bardziej przygniatał jego ramiona nieznośnym cię­żarem, tak że znalazł się w nader trudnym położeniu i poważnie lękał się o siebie. Gdy na koniec z biedą pokonał trudności i przebrnął rzekę, po­stawił chłopca na brzegu i rzekł doń: O wielkie niebezpieczeństwo przy­prawiłeś mnie, chłopcze, i tak mi ciążyłeś, że gdybym miał cały świat na sobie, nie czułbym chyba większego ciężaru. A na to chłopiec odparł: Nie dziw się, Krzysztofie, bo miałeś na sobie nie tylko cały świat, lecz niosłeś na swych ramionach także tego, który stworzył ten świat. Ja bo­wiem jestem królem twoim, Chrystusem, któremu tutaj służysz. Abyś wiedział, że prawdą jest to, co mówię, wbij, gdy wrócisz, laskę twą w zie­mię koło twego domku, a rano zobaczysz, że ona zakwitnie i obrodzi. To mówiąc zniknął z jego oczu. Krzysztof zaś powróciwszy wbił laskę w zie­mię, a gdy rano wstał, ujrzał, że wydała liście i owoce jak palma.

Następnie przybył do miasta Samos w Licji [3], a ponieważ nie znał tamtejszego języka, prosił Pana, aby dał mu pojąć tę mowę. Gdy tak stał modląc się, sędziowie [4] uważali go za szalonego i zostawili go w spokoju. On zaś uzyskawszy to, o co prosił, zakrył twarz [5], przybył na miejsce kaźni i umacniał na duchu chrześcijan, których męczono. Wtedy jeden z sędziów dał mu policzek, ale Krzysztof odsłonił twarz i rzekł: Gdybym nie był chrześcijaninem, zaraz odpłaciłbym ci za moją krzywdę. Wówczas Krzysztof wbił swą laskę w ziemię i prosił Pana, aby wypuściła liście [6], dla nawrócenia tego ludu. Tak też zaraz się stało i 8 tysięcy ludzi uwie­rzyło.

Król zaś posłał 200 rycerzy z poleceniem sprowadzenia go do siebie, ale oni zastawszy go na modlitwie bali się oznajmić mu o tym. Posłał tedy drugich dwustu, a ci widząc go modlącego się, od razu z nim razem zaczęli się modlić. Wreszcie Krzysztof wstał i rzekł do nich: Kogo szu­kacie? A oni spojrzawszy w jego twarz rzekli: Król nas posłał, abyśmy cię związali i przyprowadzili przed niego. Krzysztof odrzekł: Jeżeli sam nie zechcę, to ani wolnego, ani związanego nie potraficie mnie zaprowa­dzić! Jeśli chcesz zatem - rzekli mu - to idź wolno, gdzie chcesz, a my powiemy królowi, żeśmy cię nie znaleźli. Nie - odparł - pójdę z wami. Po drodze nawrócił ich na wiarę chrześcijańską, kazał sobie ręce związać na plecach i tak postawić się przed królem. Król zobaczywszy go prze­raził się i w jednej chwili spadł ze swego tronu [7]. Dopiero gdy go słudzy podnieśli, zapytał Św. Krzysztofa o jego imię i kraj, skąd pochodzi. Ten zaś odparł: Przed chrztem nazywałem się Reprobus, teraz zaś noszę imię

Krzysztofa. Król na to: Głupio sobie wybrałeś imię na wzór imienia ukrzyżowanego Chrystusa, który ani sobie nie pomógł, ani tobie pomóc nie potrafi. Ale teraz, ty łotrze chananejski, dlaczego nie składasz ofiar bogom naszym? A Krzysztof odparł: Słusznie zwiesz się Dagnus, bo jesteś śmiercią świata i sprzymierzeńcem diabła [8], a twoi bogowie są dziełem rąk ludzkich. Król na to: Chowałeś się między dzikimi zwierzę­tami i potrafisz mówić tylko na sposób zwierzęcy i niezrozumiały dla ludzi. Teraz jednak, jeśli złożysz ofiary, otrzymasz ode mnie wielkie god­ności, a jeśli nie, to zginiesz na mękach. Skoro jednak św. Krzysztof nie chciał złożyć ofiar, kazał go król wtrącić do więzienia, a tych rycerzy, któ­rzy byli po niego posłani, pościnać za to, że przyjęli chrześcijaństwo.

Następnie polecił razem z Krzysztofem zamknąć w więzieniu dwie piękne dziewczyny, z których jedna nosiła imię Nicea, a druga Akwilina, i obiecał im wielkie wynagrodzenie, jeśli skuszą go do grzechu ze sobą. Na ich widok Krzysztof natychmiast zaczął się modlić. Gdy jednak dzie­wczęta przeszkadzały mu klaszcząc w ręce i obejmując go, wstał i rzekł do nich: Kogo szukacie i po co was tu wpuszczono? A one przerażone jasnością bijącą z jego twarzy rzekły: Zmiłuj się nad nami, mężu święty, abyśmy mogły uwierzyć w Boga, którego ty głosisz. Na wieść o tym król kazał je przyprowadzić przed siebie i powiedział: Więc i wy dałyście so­bie przewrócić w głowie? Przysięgam na bogów, że jeśli nie złożycie ofiar, marnie zginiecie! Ale one odparły: Jeśli chcesz, abyśmy złożyły ofiary, każ przyozdobić ulice i wszystkim zgromadzić się wokół świątyni. Tak też się stało. A one wszedłszy do świątyni zdjęły każda swój pasek, założyły je na szyje bożków, ściągnęły ich na ziemię i rozbiły w proch, po czym rzekły do zgromadzonych wokoło: Idźcie i wołajcie lekarzy, aby zajęli się waszymi bogami! Wówczas na rozkaz króla Akwilinę powieszono za ręce, a do nóg przywiązano jej wielki kamień, tak że całe ciało uległo ro­zerwaniu. Tak ona odeszła do Pana, siostrę zaś jej, Niceę, wrzucono do ognia, a gdy wyszła zeń nietknięta, ścięto jej głowę.

Następnie postawiono Krzysztofa przed królem, który kazał go siec żelaznymi rózgami i włożyć mu na głowę rozpalony szyszak żelazny, a na koniec sprowadził żelazne krzesło, polecił przywiązać doń Krzysztofa, a pod spodem rozpalić ogień ze smoły. Krzesło jednak rozleciało się, jakby było z wosku, a Krzysztof zeszedł zeń nietknięty. Wreszcie kazał go król przy­wiązać do pala, a 400 żołnierzom strzelać doń z łuku. Tymczasem wszystkie ich strzały zatrzymywały się w powietrzu, a żadna nie zdołała dosięgnąć Krzysztofa. Król jednak sądząc, że żołnierze zabili go już strzałami, za­czął mu urągać, lecz wówczas jedna ze strzał zawisłych w powietrzu za­wróciła i wbiła się w oko króla oślepiając go od razu. Ale Krzysztof rzekł doń: Jutro ja zakończę życie, a ty, okrutniku, zrób bioto z krwi mojej, pomaż nim swe oko, a odzyskasz zdrowie. Wówczas na rozkaz króla po­prowadzono go na stracenie i skoro się pomodlił, ścięto mu głowę, a król wziął odrobinę jego krwi i przyłożył do swego oka ze słowami: W imię Boga i św. Krzysztofa - po czym od razu został uzdrowiony. Wówczas uwierzył i wydał dekret, aby każdy, kto by bluźnił Bogu lub św. Krzysztofowi, od razu karany był na gardle...

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin