ŚW. PATRYK.doc

(37 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. PATRYKA

17 marca

 

 

Jak to się nieraz zdarza u Jakuba de Voragine, osobistość samego świętego, na którego dzień przeznaczona była pewna legenda [w naszym wypadku osoba św. Patryka], znika w cie­niu poza jakimiś motywami luźno tylko z nim związanymi. W legendzie na jego dzień św. Patryk sam zajmuje bardzo niewiele miejsca, a o jego najważniejszym dokonaniu życiowym, które polegało na nawróceniu Irlandii i przeszczepieniu tam wraz z wiarą chrześcijańską także cywilizacji łacińskiej - nie znajdziemy w ogóle ani słowa. Natomiast na plan pierwszy wysuwa się opowiadanie o czyśćcu św. Patryka, bardzo zresztą popularne w średniowieczu, stanowiące jedno ze źródeł pomysłu, którego wspaniałym rozwinięciem będzie później Boska Komedia Dantego. Historyczny św. Patryk żył w latach około 369-461. By! z pochodzenia Anglikiem; porwany przez najeźdźców irlandzkich spędził w ich ojczyźnie lat kilka jako pa­sterz owiec, potem uciekł stamtąd do Francji, przyjął święcenia duchowne, aby wreszcie po­wrócić ponownie do kraju swej niewoli, tym razem jako biskup misyjny - i pozostać tam aż do śmierci. Dzieje jego opowiadał długi szereg żywotów [BHL nr 6492-6518]. Istniały też osobne opracowania legendy o czyśćcu św. Patryka [tamże nr 6510-12].

Patryk, który żył około roku Pańskiego 280, nauczał raz króla szkockiego o męce Chry­stusowej stojąc przed nim i wspierając się na lasce, którą trzymał w ręku. Przy­padkiem jednak oparł ją ostrym końcem na nodze króla i przebił mu stopę. Król zaś myśląc, że święty biskup czyni to umyślnie i że nie można słuchać nauki o męce Chrystusowej, jeśli się nie cierpi również dla Chrystusa, znosił to cierpliwie. Wreszcie święty zauważył to i zdumiał się wielce, za czym modlitwą swoją uzdrowił króla, a dla całego kraju uzyskał tę łaskę, że żadne jadowite stworzenie nie może tam żyć. Co więcej i to jeszcze wyprosił, że drzewa i skóry z tego kraju pomocne są, jak mówią, przeciw truciznom.

Człowiek pewien ukradł owcę swego sąsiada i zjadł ją. Święty kilka­krotnie wzywał złodzieja, kimkolwiek by był, do zadośćuczynienia za wy­rządzoną szkodę, ale nikt się nie zgłaszał. Gdy więc cały lud zebrał się w kościele, święty w imieniu Jezusa Chrystusa rozkazał owcy, aby wobec wszystkich zabeczała w brzuchu tego, który ją zjadł. Tak się też stało, za czym winny odbył pokutę, a inni strzegli się popełniać kradzież.

Św. Patryk miał zwyczaj pobożnie oddawać cześć każdemu krzyżowi, który zobaczył. Raz jednak przeszedł koło jakiegoś dużego i pięknego krzyża, nie dostrzegając go. Gdy towarzysze zwrócili mu uwagę, dlaczego nań nie popatrzył i nie pokłonił się mu, zaczął modlić się i prosić Boga, aby mu objawił, czyj to krzyż. Wówczas usłyszał głos spod ziemi: Nie widziałeś krzyża, ponieważ ja, tu pogrzebany, jestem poganinem, nie­godnym tego znaku. Wobec tego kazał ten krzyż zabrać stamtąd.

Raz św. Patryk nauczał w Irlandii, ale z bardzo niewielkim skutkiem. Prosił więc Pana, aby okazał jakiś znak, który by tamtejszych ludzi prze­straszył i przywiódł do pokuty. Na rozkaz Boży zatem nakreślił laską w pewnym miejscu wielkie koło i oto ziemia się otwarła w obrębie tego koła i ukazała ogromną i głęboką studnię, a św. Patryk otrzymał objawienie, że miejsce to należy do czyśćca i że kto zejdzie do tej studni, nie bę­dzie miał już żadnej innej pokuty do odbycia i nie będzie już więcej cier­piał w czyśćcu za swoje grzechy, ale że wielu stamtąd nie wróci, a i ci, co wrócą, muszą tam pozostać od rana do następnego poranku. Wielu też ludzi schodziło tam i więcej nie wracało.

Otóż po długim czasie, gdy Patryk już nie żył, mąż pewien szlachet­nego rodu, imieniem Mikołaj, który miał wiele grzechów na sumieniu, poczuł żal za swe występki i postanowił odcierpieć czyściec św. Patryka. Odprawiwszy zatem post piętnastodniowy, jak to wszyscy czynili, otwo­rzył drzwi przy pomocy klucza przechowywanego w pewnym opactwie i zstąpił do owej studni. Zobaczył w jej ścianie drzwi, w które wszedł, i znalazł się w jakiejś kaplicy, do której weszli też nieznani mnisi odziani w białe szaty i odprawiwszy oficjum powiedzieli Mikołajowi, aby był wytrwały, ponieważ będzie musiał przejść przez wiele pokus diabelskich. Na jego zaś pytanie, w czym może przeciwko nim znaleźć pomoc, od­rzekli: Jeśli zechcą ci wyrządzić krzywdę, zaraz wołaj w te słowa: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym! Skoro oni odeszli, natychmiast pojawiły się szatany i najpierw tłumaczyły mu, aby ich posłuchał i zawrócił, obiecując mu pochlebnie, że go będą strzec i bez­piecznie odprowadzą go do domu. Gdy jednak nie chciał ich żadną miarą posłuchać, od razu posłyszał głosy i ryki rozmaitych zwierząt, jakby cały świat się walił. Zadrżał na to z okropnego strachu, ale zawołał zaraz: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym! - i natychmiast uspokoiła się straszna wrzawa tych zwierząt.

Stamtąd zaprowadzony został w inne miejsce, gdzie było mnóstwo szatanów, które rzekły doń: Myślisz, że wyjdziesz z naszych rąk? Gdzie tam, teraz dopiero zaczną się twoje cierpienia i męki! I oto pojawił się tam ogromny i straszny ogień, a szatany powiedziały do Mikołaja: Jeśli nie będziesz nam posłuszny, wrzucimy cię do tego ognia, abyś się tam spa­lił! A gdy on się wzbraniał, chwyciły go i wrzuciły do tego strasznego ognia. Cierpiąc w nim zakrzyknął co prędzej: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym! - na co od razu ogień zgasł. Z kolei zaprowadzony został w inne miejsce i zobaczył, jak jacyś ludzie żywcem palili się w ogniu, a szatany siekły ich rozpalonymi prętami żelaznymi aż do wnętrzności; drudzy leżeli na brzuchu i kąsając z bólu ziemię wołali: Łaski, łaski! - a wtedy szatany jeszcze okrutniej ich kato­wały. Widział też innych, których poszczególne członki pożerały węże, a ropuchy ognistymi hakami wydzierały z nich wnętrzności. A gdy nie chciał okazać posłuszeństwa, wtrącono go w tenże ogień na te same męki i poczęto katować w podobny sposób. Ale skoro tylko zakrzyknął: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym! - natych­miast uwolniony został od cierpień.

Stamtąd zaprowadzony został na miejsce, gdzie smażono ludzi na pa­telni i gdzie znajdowało się olbrzymie koło nabijane gęsto żelaznymi, rozpalonymi do czerwoności hakami, na których za rozmaite członki zawie­szeni byli ludzie. Koło to obracało się tak szybko, że tworzyło jakby ogni­stą kulę. Potem widział ogromny budynek, zawierający w sobie doły wy­pełnione płynnym gotującym się metalem, a w nich jedni ludzie trzymali jedną nogę, drudzy dwie, inni tkwili w nich aż do kolan, inni aż do brzu­cha, inni po piersi, inni po szyję, inni aż po oczy - a mijając to wszystko wzywał imienia Bożego.

Idąc dalej zobaczył obszerną studnię, z której wydobywał się okropny dym i nieznośny smród. Wychodzili stamtąd na kształt ognistych iskier ludzie biali jak rozpalone żelazo, ale szatany wtrącały ich tam z powrotem. Szatany te rzekły doń: Miejsce, które widzisz, jest to piekło, w którym mieszka pan nasz Belzebub. Jeśli nie zrobisz tego, co ci każemy, wrzuci­my cię do tej studni, a gdy raz tam wpadniesz, to już żadną miarą nie wyjdziesz. A gdy on ani myślał ich posłuchać, porwały go i wrzuciły do owej studni i ogarnął go tak straszny ból, że prawie zapomniał wezwać imienia Pańskiego. Ale gdy trochę oprzytomniał i nie mogąc ustami, w sercu zawołał: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym! - natychmiast wyszedł stamtąd nietknięty, a cały tłum szatanów zniknął jakby pokonany.

Idąc dalej zobaczył most, przez który musiał przejść, a most ten był wąski i jak lód gładki i śliski, pod nim zaś płynęła rzeka ognistej siarki. Stracił więc nadzieję, aby potrafił przejść po nim, ale pamiętając o sło­wach, które wyratowały go z tylu niebezpieczeństw, podszedł śmiało i zaczął mówić: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mu grzesznym. Wtedy gwałtowny krzyk tak go przeraził, że ledwie mógł sa utrzymać na nogach, ale wymówił owe słowa i nic mu się nie stało, po czym postawił drugą nogę, powtórzył też same słowa i tak za każdym krokiem je wymawiał, aż przeszedł cały most bezpiecznie.

Kiedy przeszedł, znalazł się na czarownej łące, nad którą unosił się cudowny zapach różnych kwiatów, a oto zjawili mu się dwaj piękni młodzieńcy, którzy zaprowadzili go w stronę przepięknego miasta, jaśnieją­cego blaskiem, bo całe było ze złota i drogich kamieni. Z bramy szedł ku niemu cudowny zapach, który tak go orzeźwił, że zdawało mu się, że nie czuł nigdy żadnego bólu, a owi młodzieńcy powiedzieli mu, że to miasto jest Rajem. Kiedy jednak chciał doń wejść, rzekli, aby najpierw wrócił do swoich, że musi wracać przez te miejsca, które już przeszedł, ale że szatany nic mu nie zrobią, lecz na jego widok przerażone uciekną, i że za trzydzieści dni zaśnie w pokoju i wówczas wejdzie do tego miasta, aby na wieki zostać jego mieszkańcem. Wtedy Mikołaj odszedł stamtąd i znalazł się na powrót w miejscu, którędy zstąpił w dół, a opowiedziawszy publicznie wszystko, co mu się zdarzyło, po dniach trzydziestu szczęśli­wie zasnął w Panu.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin