ŚW. IDZI.doc

(43 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. IDZIEGO

1 września

 

O św. Idzim [po łac. Aegidius, po franc. St. Gilles] wiemy w istocie tylko tyle, że około r. 572 uzyskał od króla Gotów, Wamby, kawałek ziemi koło Arles nad Rodanem i pozwole­nie wzniesienia tam kościoła. Całą [i to jak obfitą!] resztę dośpiewała legenda, poczynając od ateńskiego rzekomo pochodzenia [choć o świętym takim nic nie wie hagiografia grecka] aż do współczesności z Karolem Wielkim, który w rzeczywistości żył o dwieście lat później. Legendę kościelną łacińską [BHL nr 93-96] podjęła i kontynuowała później poetycka i ludo­wa legenda francuska, która uczyniła z tego nader popularnego świętego pierwszego historyka bitwy w wąwozie ronsewalskim i śmierci Rolanda tamże, które to wypadki miał opisać współ­cześnie wedle objawienia udzielonego mu przez anioła.

Klasztor wyrosły wokół założonego przezeń kościoła dał początek miejscowości jego imie­nia [St. Gilles] istniejącej do dziś dnia, a w epoce wypraw krzyżowych należącej do ruchli­wych portów śródziemnomorskich. Klasztor i kościół stały się zwłaszcza w w. XI-XIII ce­lem licznych pielgrzymek jako miejsce spoczynku świętego, którego wstawiennictwo uchodziło za niezwykle skuteczne. Przyczyniło się do tego także ich położenie na jednej z najbardziej uczęszczanych dróg pielgrzymek średniowiecznej Europy, na drodze do św. Jakuba z Komposteli [w Hiszpanii, por. wyżej s. 283]. Nader ciekawy zabytek z tej doby [w. XII], tzw. przewodnik pielgrzymów do św. Jakuba [wyd. J. Vielliard, Le guide du pelerin de St. Jacąues de Compostelle, 1938 = BHL nr 4073] w następujących słowach opowiada o kościele św. Idziego:

»A także bacznie wytężając oczy należy odwiedzić czcigodne ciało św. Idziego, pobożnego wyznawcy i opata: albowiem Św. Idzi, głośny po wszystkich stronach świata, przez wszyst­kich winien być czczony, przez wszystkich uwielbiony, przez wszystkich kochany, wzywany i błagany. Poza prorokami i apostołami nikt wśród innych świętych nie jest odeń godniejszy, nikt świętszy, nikt chwalebniejszy, nikt bardziej skory do pomocy. On bowiem rychlej niż inni święci zwykł wspomagać potrzebujących, nawiedzonych i uciśnionych, jeśli się do niego zwracają. O, jakże to piękny i w skutkach błogosławiony postępek, odwiedzenie jego grobow­ca! Zaiste bowiem w dniu, w którym z całego serca będzie go ktoś błagał, niewątpliwie dozna jego szczęśliwej pomocy. Na samym sobie tego doznałem, co mówię: widziałem raz bowiem w jego mieście pewnego człowieka, który w dniu, w którym go wzywał, uratował się z pomocą świętego wyznawcy z domu niejakiego szewca Peirota, który to dom, bardzo stary, runął do fundamentów. Któż więc zbyt często odwiedzi jego progi? Któż Boga czcić będzie w jego przenajświętszej bazylice? Któż zbyt często obejmować będzie jego sarkofag? Któż ucałuje jego czcigodny ołtarz lub któż wypowie jego życie najświętsze? Jego bowiem szatę chory przywdział i wyzdrowiał; jego nieustającą mocą uzdrowiony został ukąszony przez węża; inny, opętany przez złego ducha, został odeń uwolniony; burza morska ustała; córka Teokryty przywrócona została do długo upragnionego zdrowia; chory cierpiący na całym ciele, od­zyskał wytęsknione siły; łania, pierwej dzika, na jego rozkaz obłaskawiła się i służyła ludziom; stan zakonny rośnie w liczbę za wstawiennictwem tego opata; szaleniec wyzwolony został od złego ducha; grzech Karola, przez anioła mu objawiony, został królowi odpuszczony; zmarły zostaje przywrócony do życia; kulawy do dawnego zdrowia; a nawet dwoje drzwi cyprysowych, pokrytych rzeźbą, przedstawiającą wizerunki świętych apostołów, przybyło z Rzymu do ujścia Rodanu przez fale morskie bez jakiegokolwiek sternika, a tylko za jego potężnym rozkazem«. Po czym następuje jeszcze obszerny, o wiele obszerniejszy, niż gdy chodzi o innych świętych, opis samej bazyliki i grobu świętego.

Już w XI stuleciu kult św. Idziego i wpływy jego sanktuarium sięgnęły daleko poza po­łudniową Francję; miało ono zależne od siebie kościoły, klasztory i posiadłości także we Francji północnej, w Katalonii, Aragonii, w Lombardii, a nawet na Węgrzech. W tym samym okre­sie czasu kult św. Idziego dotarł także i do Polski. Książę Władysław Herman i żona jego Judyta nie mogąc się doczekać potomstwa wyprawili w r. 1085 do St. Gilles poselstwo z bo­gatymi darami [m. in. ze złotą statuetką dziecka - a jest rzeczą godną zanotowania, że wspo­mniany już »przewodnik pielgrzymów« z połowy XII w. notuje istnienie takiej statuetki wo­tywnej przy ołtarzu świętego] i z prośbą o modlitwę na ich intencję. Pragnienie ich spełni­ło się, gdyż niebawem urodził im się syn, późniejszy Bolesław Krzywousty.

Fakty te opisuje obszernie najstarsza kronika polska, spisana w latach 1113-1116 przez nieznanego autora [cudzoziemca] oznaczanego w historiografii naszej tradycyjnie mianem Galla [tj. Francuza]. Mamy zaś wszelkie powody mniemać, że bezimienny zakonnik benedyktyński, który ją napisał, przybył do Polski, na dwór Bolesława Krzywoustego właśnie z St. Gilles, przez węgierską filię tego klasztoru, istniejącą od schyłku XI w. w miejscowości południowo-węgierskiej Samogyvar. Spisał on zaś swoje dzieło wedle słów własnych «dla pewnego chwalebnego i zwycięskiego księcia imieniem Bolesława..., a to z tego zwłaszcza względu, że narodził się on z daru Bożego i na prośby św. Idziego, dzięki któremu, jak wierzymy, za­wsze towarzyszyło mu powodzenie i zwycięstwo*.

Bliższe szczegóły o St. Gilles i jego stosunkach z Polską znajdzie czytelnik u M. Plezi, Kronika Galla na tle historiografii XII w., Kraków 1947 oraz J. Zatheya, Z dziejów kultu ku. Idziego w Polsce, »Życie i Myśl* II 1951, nr 9-10, 274-310. Opowiadanie Jakuba de Voragine zgadza się bardzo dokładnie z odpowiednią legendą Jana z Mailly [Dondaine, s. 380-382].

Idzi urodził się w Atenach, pochodził z rodu kró­lewskiego z ojca Teodora a matki Pelagii i od dzie­ciństwa już kształcił się w Piśmie św. Pewnego dnia idąc do kościoła ujrzał jakiegoś chorego, który leżał na drodze i prosił o jałmużnę. Ofiarował mu tedy swoją tunikę, a chory, włożywszy ją, wkrótce po­tem odzyskał zdrowie. Później, po śmierci swoich rodziców, Idzi oddał Chrystusowi całe swoje dziedzictwo. Pewnego razu wracając z kościoła spotkał człowieka pokąsanego przez żmiję, skoro jednak Idzi pomodlił się, natychmiast jad przestał działać. Pewnego opętanego, który był wraz z innymi w kościele i przeszkadzał wiernym swoimi krzy­kami, uzdrowił wypędzając zeń diabła. Pragnąc jednak uniknąć niebezpie­czeństwa, które widział dla się w życzliwości ludzkiej, udał się potajemnie na brzeg morski, a przyszedłszy tam ujrzał żeglarzy na morzu w wielkim niebezpieczeństwie. Pomodlił się tedy, a na modlitwy jego uspokoiła się zupełnie burza [1]. Żeglarze przybili do brzegu i bardzo mu dzięko­wali za jego wstawiennictwo, dowiedziawszy się zaś, że pragnie udać się do Rzymu, obiecali mu, że bez żadnej zapłaty zabiorą go ze sobą.

Następnie św. Idzi przybył do Arles [2] i tam pozostał przez 2 lata u św. Cezariusza, biskupa tego miasta. Tam też uzdrowił pewną kobietę, która od trzech lat chora była na febrę. Pragnąc jednak prowadzić życie samotne odszedł tajemnie i przez długi czas mieszkał z pewnym pustelni­kiem, imieniem Weredoniusz, który odznaczał się niezwykłą świętością. Tam też prośbami swymi sprawił, że nieurodzajna ziemia zaczęła wydawać plony. Gdy jednak wszędzie rozeszła się sława jego cudów, obawiając się niebezpieczeństwa ludzkiej sławy opuścił ową pustelnię i poszukał jeszcze bardziej ukrytej. Tam znalazł sobie jakąś jaskinię i małe źródełko, a także łanię-żywicielkę, która co dzień o pewnych godzinach dostarczała mu swego mleka jako pożywienia. Pewnego dnia synowie królewscy, którzy polo­wali w tej okolicy, ujrzeli ową łanię i porzuciwszy inne zwierzęta poczęli ją ścigać i szczuć psami, ona zaś bardzo zmęczona pościgiem przybiegła do nóg tego, którego żywiła. Św. Idzi zdziwiony jej niezwykłym beczeniem wyszedł z jaskini, a usłyszawszy polowanie prosił Pana, aby zachował dlań żywicielkę, którą mu dał. Żaden pies zatem nie śmiał podejść doń bliżej jak na odległość rzutu kamieniem, tylko wszystkie z wielkim wyciem wracały do myśliwych. Ponieważ noc już nadchodziła, myśliwi wrócili do domu, następnego dnia jednak przyszli znowu i znowu nic nie osiągnąwszy mu­sieli wrócić.

Gdy król usłyszał o tym, przypuszczając - jak to było w istocie - że to Boże jakieś sprawy, pospieszył na to miejsce wraz z biskupem i wieloma myśliwymi. I znowu jak przedtem psy nie śmiały podejść bliżej, lecz wszystkie wracały z wyciem. Wówczas otoczono wkoło miejsce niedostępne z powodu gęstwiny krzaków ciernistych, a jeden z myśliwych nieostrożnie strzelił z łuku do łani, by ją stamtąd wypłoszyć, i zamiast niej zranił ciężko męża Bożego, który modlił się za nią. Rycerze tymczasem mieczami otwo­rzyli sobie drogę i dotarli do jaskini Idziego. Tam ujrzeli starca ubranego w strój mnicha, z siwymi włosami świadczącymi o dostojnym wieku i łanię u samych jego nóg. Król tedy tylko i biskup podeszli pieszo do niego, innym zaś kazali pozostać w tyle. Następnie zapytali go, kim jest, skąd przybył i dlaczego w tak dzikiej gęstwinie obrał sobie miejsce na pustelnię, a także kto odważył się tak ciężko go zranić. Gdy odpowiedział im na wszy­stkie pytania, pokornie prosili go o przebaczenie, a następnie obiecali przy­słać mu lekarzy, którzy uleczą jego ranę, oraz ofiarowali mu liczne dary. On jednak nie pragnął lekarstw i odrzucił ich dary, nie chciał nawet spoj­rzeć na nie. Ponieważ zaś wiedział, że męstwo doskonali się w cierpieniu, prosił Pana, aby już nie przywracał mu dawnego zdrowia do końca życia. Król jednak odwiedzał go często i otrzymywał od niego pokarm zbawienia. Ofiarowywał mu też wielkie bogactwa, ale św. Idzi stale odmawiał ich przyjęcia, aż wreszcie doradził królowi, aby za nie zbudował klasztor, w którym by panowała reguła zakonna. Król więc zbudował klasztor, a następnie tak długo ze łzami błagał Idziego, aż on zgodził się objąć pieczę nad owym klasztorem, choć długo się przed tym wzbraniał.

Gdy sława jego imienia doszła do króla Karola [3], uprosił on świętego, aby doń przybył, i przyjął go z wielkim szacunkiem. Rozmawiali ze sobą wiele o sprawach Bożych, a król prosił Idziego, aby raczył modlić się za niego, ponieważ popełnił zbrodnię tak wielką, że nikomu, nawet samemu świętemu, nie odważyłby się jej wyznać. Następnej niedzieli więc, gdy św. Idzi odprawiał mszę św. i modlił się za króla, ukazał mu się anioł Pański, kładąc na ołtarzu kartę, na której napisany był grzech króla, a także że grzech ten został już odpuszczony za wstawiennictwem Idziego, król jednak winien go wyznać, odpokutować i w przyszłości wstrzymać się od takich czynów. Na końcu zaś było napisane: Ktokolwiek popełniwszy jakiś grzech wezwie św. Idziego, może być pewny, że za jego zasługi grzech ten zostanie mu odpuszczony, jeśli tylko z win swych się poprawi. Gdy kartę tę pokazano królowi, ten poznał swój grzech i z wielką pokorą prosił o prze­baczenie. Następnie św. Idzi żegnany z wielkim szacunkiem powrócił w swoje strony i w mieście Nimes wskrzesił zmarłego właśnie syna tamtejszego księcia. Niedługo potem przeczuwając, że wkrótce jego klasztor zniszczony zostanie przez wrogów, udał się do Rzymu. Tam uzyskał od papieża przywileje dla swego kościoła [4] oraz parę drzwi z drzewa cypry­sowego, na których wyryte były postacie apostołów. Święty rzucił je w fale Tybru zdając je na łaskę Bożą, a sam powrócił do klasztoru, przy­wróciwszy jeszcze uprzednio władzę w członkach pewnemu człowiekowi sparaliżowanemu w Tivoli. Po powrocie do klasztoru znalazł owe drzwi w porcie i gorąco podziękował Bogu za to, że zachował je nietknięte wśród tylu niebezpieczeństw. Następnie umieścił je w bramie swego kościoła jako jego ozdobę i znak widomy łaski Stolicy św.

Na koniec Pan objawił mu, że zbliża się dzień jego śmierci. Św. Idzi oznajmił to braciom i prosił, aby się za niego modlili, po czym zasnął szczęśliwie w Bogu, a wielu ludzi słyszało chóry aniołów, którzy duszę jego unieśli do nieba. Żył około roku Pańskiego 700 [5].

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin