Waligorski Andrzej - Listy Pana Michała.doc

(137 KB) Pobierz

Pułkownik Michał Wołodyjowski 

Do Pana hetmana

Sobieskiego Jana

Herbu Janina

Co mu się nie zgina

Podczas tańca pancerz 

Taki z niego tancerz...

 

   Zgodnie z Pańskiem rozkazaniem  urządziłem  byłem  ostatnio we Chreptiowie wielki bal kostiumowy. A to dla uzyskania ogólnej integracji  między  zwaśnionemi stronnictwy. Zaraz też sam ruszyłem we pierwszą parę wraz ze swoją Basieńką, przebraną za świętej pamięci  inflancką  kobyłę  pana Podbipięty, co niewiele jej zajęło trudu i czasu, tyle że ogon z tyłu, a  wędzidło  z  przodu  sobie wetknąwszy, z właściwym sobie końskim śmiechem do świetlicy kurcgalopem wpadła, a ja przy niej w prysiudach, a za nami Pan Zagłoba  ze skrzydły,  z  przyprawionym  dzióbem i w koronie, co miało  przedstawiać orła. Że jednakowoż, co jako zwykle było, był pijany  jak  kongres ruskich socjaldemokratów, przeto z rozpędu nie wyrobiwszy  zakrętu, usiadł na jajcach przygotowanych we  bufecie, co  wywołało zachwyt do cna spatryjociałej, ale i ziodiociałej starej  pani Boskiej, upatrującej w tym symbol jakoby samicy orlicy, stado  młodych orląt narodowych z jajców wysiadującej ku wspomożeniu  ojczyzny  i  pokrzepieniu serc. Amen. A jako trzeci wleciał młody  Nowowiejski,  któremu - jak wiadomo - ten matoł, Azja Tuchajbejowicz, siostrę zarżnął i ojca zeżnął, gdyż kolejność  się baranowi mongolskiemu pomyliła, co tak Nowowieja  juniora rozbawiło, iż ze śmiechu na ziemię z konia spadłszy, łbem  o świątka  przydrożnego się wyrżnął i szajbę chwalebną uzyskał, z której aureola pozłocista promienieje i melodyje cudne się odzywają, kompozycyji jakoby pana  Korcza lebo pana Karolaka do słów proroka Izaaka, w wykonaniu  Rinn  Danuty, która jest patronką Huty i dementuje z niesmakiem,  jakoby  coś tam z Szydlakiem. Jakby tam tedy nie było, ale  dobrze  się  skończyło,  o czym ze satysfakcyją donosząc w służby  swoje powolne poleca

 

                                          Pułkownik Wołodyjowski,

                                    Co ma w brodzie cztery włoski

                                       Ale inszych członków osiem

                                       Porosło mu pięknym włosiem.

 

Wielmożny Panie Hetmanie.

 

   Spieszę,  by donieść o poczynaniach niejakiego atamana Kaszpirowskiego, któren  przybył  tu,  jako domniemywam, z poduszczenia  Krymu,  aby  przeprowadzić rzekome seanse biogergene... bioergengro... bioenergore... tepa... tfu!, jakieś oszustwa  hipnotyzerskie.  A  to  zapewne w celu osłabienia morale naszej bohaterskiej załogi. Na dowód zasię swych wątpliwych  umiejętnościów przywiózł  ze  sobą domniemanych ozdrowieńców, a mianowicie Czukcza-niemowę,  który  po  trzech posiedzeniach dalej nic nie mówi, ale za to zaczął  pisać,  i  to po francusku, co dziwne, ponieważ, nie znając onego  języka, nie rozumie nic z tego, co napisze. Przywiózł również pana Boskiego, tatusia Zosi Boskiej, któremu po zahipnotyzowaniu  cofnęły się nieoczekiwanie hemoroidy, z tym, że cofnęły mu się zbyt głęboko, bo aż do gardła, nie muszę przeto tłumaczyć jakowe  dźwięki  wydaje  ów  nieszczęsny rycerz, gdy chce co powiedzieć.  Zebraliśmy  się  tedy  we chreptiowskiej świetlicy, a pan  Kaszpirowski wezwał chorych, aby natychmiast  wyzdrowieli. Poczem 

wyładował  w  nich swą energię, ale niestety niecelnie, przypuszczalnie  trafiając  o jedno miejsce za bardzo w lewo,  gdyż Józwa Butrym  bez Nogi nie odzyskał tejże nogi, która natomiast wyrosła  jako  trzecia siedzącemu obok staremu Nowowiejskiemu, czekającemu 

na zrośnięcie się gardła poderżniętego swego czasu przez Azję Tuchajbejowicza.  Aliści  moc  przeznaczona na to zrośnięcie poszła w  kredens i rykoszetem trafiła w moją Baśkę, której rzeczywiście  natychmiast  zarosło, ale niestety nie gardło. Gdy zasię panu Muszalskiemu  coś  urwało jajco, i przyfastrygowało je do nosa Ewce  Nowowiejskiej, tedy nastąpiła okrutna panika, powstrzymana dopiero  przeze srogiego Luśnię, któren ze właściwym sobie profesjonalizmem, ucapiwszy onego czarodzieja za kark zasadził go na sztywny  pal  Azji,  z  którego ów nasłaniec ode trzech dni przemawia,  w obronie wartościów humanitarnych, na szczęście cyrylicą, której prawie nikt nie rozumie.

 

                              O których to wydarzeniach donosząc,

                           Jednocześnie czujności swoje deklaruję

                                        I kreślę się z poważaniem

                                           Pułkownik Wołodyjowski  

                            Co mu może Kaszpirowski he, he, he...

 

Michał Wołodyjowski

do

Pana Hetmana Jana Sobieskiego.

 

   Wasza Hetmańska Mości!

 

   Melduję  najuprzejmiej, iż zgodnie z Pana hetmańskim rozkazem,  zamierzałem wybrać się onegdaj na podjazd,  aby  stwierdzić,  czy sułtan rusza już całą swą potencją, czy też może tylko kawałkiem.

Gdym jednakowoż zakomenderował: "Dragoni na koń!" okazało się, iż dragonia  sztrajkuje, domagając się podniesienia żołdu o dwieście procent, udziału we degustacyi dziewic chrześcijańskich  odbitych Tatarom, oraz zmiany wiechci w butach co kwartał, nie zasię, jako

dotychczas, co pół roku. Wdałem się tedy byłem we rokowania, które zakończyły się podpisaniem słynnych Porozumień Chreptiowskich,  zaczem chorągiew dragońska udała się we  dziękczynną  pielgrzymkę   do cudownej figury przy sierocym brodzie, przedstawiającej świętą  męczennicę,  Gazyfikacyję  del  Rio,  zgwałconą na proszek przeze  hordy Atylli, przy czym nie przez wszystkie, gdyż część poszła na  północ, mordując i  paląc, głównie  zresztą radomskie, bo inszych  nie szło dostać. Chciałem tedy ruszyć na ów podjazd na czele Lipków,  ale oni na odmianę demonstrowali akurat swą odrębność narodowościową,  żądając  autonomii,  uznania swego śwargotu za język   państwowy i wyrżnięcia w pień Czeremisów. Przykazawszy  jeno, aby po  dyskusyi  oczyścili majdan z odrąbanych członków, a takoż nóg

i  rąk,  udałem  się z prośbą o patrol do Semenów pana Motowidły. Oni wszelakoż świętowali rocznicę bitwy pod Beresteczkiem, odprawując zmianę warty, słuchając  przemówień,  i fetując  przybyłych zewsząd  zasłużonych emigrantów, których dotychczas nazywali "wyrzutkami  kozaczyzny",  a  nawet "wypierdkami...", za przeproszeniem,  "...siczy".  Obecnie  jednakowoż  zapałali  do nich  iście   franciszkańską miłością, wyrażającą się głównie  we namowach, aby owi  repatrianci  zainwestowali co nie co w nasz podupadły futor, na  co tamci odpowiadali wymijająco, cytuję: "Pomożemo wam, bratcy,  skoro wy sobi sami pomożete.", które to zdanie nic wprawdzie nie oznacza, ale brzmi bardzo dobrze, z tym, że jakby głupio. Tak więc  na  zwiady nie pojechałem, ale przy okazyi stwierdziłem, iż duch  we  fortalicji  panuje  podniosły  i znakomicie rokujący na przyszłość.  Może  nie  na doczesną, ale na wiekuistą jak najbardziej i to już niebawem.

 

                                     O czem z szacunkiem donoszę,

                                    Pułkownik Michał Wołodyjowski

                                            Administrator burdelu

                                                Na kresach PRL-u.

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski 

do

Pana Hetmana Jana... Ha, ha, ha... Hetmana... Ha... Jana...

...Jana Sobieskiego,

co lubi ten, tego...

Hi, hi, hi...

Co to ja, jakaś poeta jestem? Czy co? No, ale do rzeczy:

 

   Szanowny Panie Hetmanie,

 

   Zgodnie z Pańskim zaleceniem przesyłam informację na temat zachowania się i poczynań pana Zagłoby, któren ubrdał sobie, że sam ostanie hetmanem, a Pana z owej posady  wygryzie,  we  którym  to celu usiadł we pośrodku świetlicy, kędyśmy swoje gawędy rycerskie wiedli i, beknąwszy głośno dla zwrócenia na się uwagi, powiedział  przewrotnie:  "Ja  tam  hetmanem  być  nie  zamieruję, choćby mię i prosili." "No i duże dobre." - odrzekł z  ukraińska Rusin,  pan  Motowidło,  a  inni  mu powtórzyli, co nader Zagłobę zdetonowało,

więc przez chwilę milczał, a potem,  by  ponownie zainteresowanie  wywołać, wyciągnął oburącz zza pazuchy hetmański piernacz i piernął  nim  w  stół  dębowy, na poły go rozłupując, zaś gdy umilkły oklaski, temat swój  kontynuował, powiadając: "Bo poniektórzy mię bardzo  proszą, abym był hetmanem, ale po co mi to, ha?" "Ta pewni!" - zgodził  się  prostodusznie pan Motowidło - "Na szczo tobi Onufryj hetmanom buty? Ne lipsze to w  Chreptiowi sydyty, taj horyłku  pyty?"  "A  hoczesz  w  mordu?" - wrzasnął roz... rozwś...

rozwś...  rozwś...  rozwścieczony  pan  Zagłoba  i,  nie czekając na  odpowiedź, posłał Motowidłę na deski, czym zyskał sobie kilku zwolenników,  między niemi zaś pana Ketlinga, któren ostatnio dorobił sobie niemieckie pochodzenie, przerabiając we dowodzie osobistem  narodowość  "Szkot" na "Szkop", a  nazwisko "Ketling"  na  "Goering", a teraz odezwał się swą literacką niemczyzną: "Ja, das ist  ajne  gute ideje, herr Cakloba zol ein sztumbanhetman  zajn,  ajwaj, ajwaj." "Nie proście mnie!" - zakrzyknął pan Zagłoba, który tylko czekał na takową okazyję - "Jam  buławy niegodzien!  Oj,  niegodzien! Lepsi są tu ode mnie... Chyba, żeby cały Naród... Póki  co,  odchodzę we samotność i oczekuję propozycjów." Co rzekłszy,  zatrzasnął  się  we  stanicznej klozetierze, a gdyśmy go po kilku  godzinach błagali, aby i nas tam wpuścił, gwoli pofolgowaniu  naturze,  on  udawał, że o hetmaństwo go błagamy, i odmownie nas załatwiał, aż i załatwieniem się skończyło, gdyż całe  rycerstwo,  dłużej zdzierżyć nie mogąc, po dniestrowych jarach i komyszach się rozbiegło, strasząc kanonadą luźne kupy tatarskie i kozackie,  o czem z zadowoleniem meldując, służby swoje wojenne polecam,

 

                 Michał Wołodyjowski, co też mógłby być hetmanem,

                                       bo miewa buławę nad ranem.

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski

Do Pana Hetmana Sobieskiego

Co nie przeczuwa niczego.

To skoczy gdzieś na wycieczkę, 

To na jakąś blondyneczkę, 

To znów moczy nogi w wodzie,

A tu horrendum na wschodzie -

- krzyki, wrzaski, wieje grozą

Ale może ja bym prozą?

 

   Owoż donoszę ja waszej miłości, że zaistniała tu próba zamachu stanu na legalnie działającą władzę, czyli na mnie, zorganizowana przez   Towarzystwo   Uczciwych   Zagończyków,  w  skrócie  TUCZ, grupujące najbardziej konserwatywne i przeciwne reformom  elementy,  na  czele  z  tym  starym warchołem i wolontaryjuszem, panem Zagłobą, do którego przyłączył  się  zawodowy  zupak,  ten  młot, wachmistrz Srogi  Luśnia oraz rozwydrzony azjatycki fundamentalista,  Azja Tuchajbejowicz, ukrywający się  tu  jako  Melechowicz.    Owoż tenże wspomniany TUCZ  zrobił  tu  ostatnio pucz, podczas którego tu puczu TUCZ-u zostałem  otoczony  i  oskarżony  o  zbyt wysokie  ciśnienie,  co jest łgarstwem a nawet obelgą, gdyż będąc  z  natury niskim - metr dwadzieścia sześć w kapeluszu i na szpilkach  -  wszystko mam takoż niskie, do tego stopnia, że nawet zamiatam  po ziemi kutasem, którego mam przy szabli, bardzo  pozłocistego,  będącego  darem  jeszcze księżnej Gryzeldy, świeć Panie  nad  jej duszą, albo lepiej nie, gdyż nieboszczka dziwnie nie lubiała przy świetle...

   Ot, zebrało mi się na sentymenta, gdy wokół rewolta, ale prawdę mówiąc, jakoś ospała. Hej, nie tak ześmy wprowadzali stan  wojenny podczas rokoszu Lubomirskiego - wszystko było we pogotowiu, listy proskrypcyjne spisane, broń pancerna, czyli usarze, na ulicach, kazamaty a ciurmy nagotowane, dysydenci zapudłowani, świadkowie pouczeni, szast-prast i we dwa dni mieliśmy cały kraj w ręku,  tyle  że  Lubomirski  uciekł  i to do Wrocławia, gdzie zawdy

kwitła irredenta i tam zresztą pomarł, świeć Panie na jego... 

 

A co to ja znowu z tym świeceniem... Świeć Panie, świeć Panie, a cóż to Pan jakaś elektrownia, żeby każdemu świecił?

 

   A wracając do puczu TUCZ-u, to zaparłem się w czeladnej, mając  ze sobą dwudziestu linkhauzowych dragonów, a Zagłoba wokół krążył,  powiadając:  "Poddaj się, Wołodyj, to może cię zabiją, albo i nie zabiją,  bo  taką mam ochotę, albo i nie mam ochoty. Boże, jak tu

nudno  - ani do kina, ani Horpyna, kici-łapci, pudło..." Na co ja mu z kolei proponowałem, aby mi snadnie nadmuchał pode ogon,  abo  i nie pode ogon, a on mi - żebym go pocałował, albo nie pocałował, w  to lub nie w to, ale przeważnie w to. Takeśmy wtedy wzięli oba

na przetrzymanie, aliści on pierwszy nie zdzierżył i jak się rzucił uciekać, tak oparł się  chyba tak gdzieś na Krymie, u starego świętej  pamięci  Tuchajbeja,  co mi zresztą nie dało szczególnej satysfakcji, gdyż z kim ja teraz wieczorami gadał będę,  bo przecież  nie z tym ciotą Muszalskim, którego Turcy zdeprawowali, gdy na galerach będąc przykutym w zgiętej pozycji do wiosła, nie dość, że się od nich odgonić nie mógł, to jeszcze wiosłując sam się musiał  poruszać, przyjemność im czyniąc bez żadnego ze strony tych sukinsynów  wysiłku. O czym ze smutkiem zawiadamiając, pozostając we smutnym zniechęceniu

 

                                       Wołodyj, dość wierny panu,

                                        Do niedawna więzień stanu

                                                       Wojennego.

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski

Do Pana Hetmana Jana Sobieskiego

Przewodniczącego Narodowej Rady Obrony

 

   Jaśnie Panie Hetmanie, zgodnie z rozporzadzeniem Pańskiem zorganizowałem we Chreptiowie rozdawnictwo bezpłatnej zupki dla ubogiego rycerstwa, tako zwanej "kuroniówki", gdyż gotowanej głównie na kurach padłszych ode kurzego moru, za co zresztą  obarczyliśmy odpowiedzialnością  poprzednią  ekipę,  która natychmiast zwaliła

winę na zniszczenia wojenne sprzed  50  laty,  co  sprawę  pomoru umorzyło. Jako pierwszy ubogi głodny rycerz zjawił się oczywiście ów stary pieczeniarz pan Zagłoba, ze świadectwem ubóstwa  w  jednej,  a  z chochlą w drugiej dłoni. I wychłeptał z marszu od razu dwa litry, ale zaraz je wielkodusznie zwrócił  do  kotła  i  gębę czapką  wytarłwszy,  oświadczył  szlachetnie, że rezygnuje z onej darmochy na rzecz uboższych kolegów. co widząc inni  oficyjerowie również  wyrzekli  się pośpiesznie zupki, przeto nazajutrz zaproponowaliśmy ją prostym dragonom, a moja Basieńka nawet  wywiesiła afisz,  zawiadamiający iż pani komendantowa osobiście żołnierstwu zupy dawać będzie. Niestety, niewczesny  jajarz,  pan  Motowidło, natychmiast  dokonał  na  onym  plakacie  dość  prostej poprawki,  w  rezultacie  której  Baśka  moja  po  półtorej godzinie dopiero zorientowała  się,  iż daje onemu żołdackiemu chamstwu nie to, co dawać  miała. Że zaś w międzyczasie zupa skisła, przeto wylaliśmy ją  do Dniestru i teraz żadna wataha ode multańskiej strony przeprawić  się już nie śmie, prócz słynnego grasanta Azji Beja,  ale  ów  ma  polipy  w nosie i żaden smród mu niestraszny, czym wielką wszystkich  kresowych  wojowników wzbudza zazdrość i nie mniejszą w  nich  budzi estymę. O czym słusznie donosząc, służby swoje powolne Panu Hetmanowi polecam

                                          Pułkownik Wołodyjowski,

                                       Tego wzrostu, co Żukrowski

                                           Oraz mąż wesołej Basi,

                                    Co gdy gruchnie, świece gasi.

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski

do

Hetmana Wielkiego Koronnego Jana Sobieskiego.

 

Wielce Miłościwy Panie Hetmanie!

 

   Odpowiadając na łaskawy list Waszej  Miłości, w temacie zaludnienia   naszych  ziem  item  obrony  poczętego,  stwierdzam,  co następuje:

   Do naszej kresowej stanicy we Chreptiowie takoż dotarły wieści  o gromkim larum, jakie podniosło się w Koronie, Wielkim Księstwie Litewskim, Ruskim, Ziemi Smoleńskiej,  Siewierskiej,  Pskowskiej, Kijowskiej,  etc. etc.,  a  to  na okoliczność gwałtownego spadku

pogłowia pacholąt płci obojga. Przeto mając  na  względzie  dobro umiłowanej  Ojczyzny zorganizowałem, nie mieszkając, kurso-konferencyję w temacie jak wyżej. Muszę od razu zaznaczyć, iże  wielce mnie uradowała, ale i zdziwiła niepomiernie, znajomość tego problemu wśród tutejszego  fraucymeru,  rycerstwa,  a  nawet  ciemnej czeladzi  i  plugawych Lipków pohańskiego wyznania, pozostających pod komendą Azji Tuhajbejowicza (to ten, któren ma na piersi sine ryby  wykłute).  Owóż białogłowy podniosły problemat, jakoby cały

szkopuł tkwił w braku bilateralnych stosunków oraz iże  rycerstwo zadowalnia  się  jeno  barterem z Ukrainkami. Wielce to rozeźliło tego Młota, wachmistrza Srogiego Luśnię,  któren,  co  się  potem okazało,  nijak nie mógł pojąć subtelnej różnicy, między "bilateralny" i "barter". Wziąwszy go przeto na bok i dwa  razy  w  pysk dawszy,  rzecz całą akuratnie mu objaśniłem. Po tym drobnym incydencie padł wniosek konstruktywny wielce, iżby  nałapać  maluchów po multańskiej stronie i, ochrzciwszy, przywrócić ich na Ojczyzny łono. Tu wielebny ksiądz Kamiński mocno nosem zaczął kręcić i jużem  go  miał starym sposobem wziąć na stronę, kiedy podniósł się roztropny, jako zawsze, pan Zagłoba i wyjaśnił, że skoro  pohańcy naszych  przerabiają na eunuchów, to my możem ich na ministrantów przysposobić.  Wielka to głowa ten nasz pan Zagłoba i pijak zawołany.  Natenczas  skoczył  ze  swoją chorągiewką niezawodny, jako  zwykle, pan Muszalski, któren, chocia mocno ślepawy,  to  łucznik zawołany. Skoczył tedy, powiadam, Muszalski na Jurkowe Pole i już pode wieczór przyprowadził był spory jasyr  tamtejszej  drobnicy. Już  my  się, Wasza Miłość, do ceremonii szykowali, gdy, przypadkowo trzeźwy, pan Motowidło odkrył, że nie są  to  pohańskie  pacholęta,  jeno  plugawego  wzrostu  Czeremisi,  Czukcze,  Jakuci, Ewenkowie, i paru  starozakonnych  karłów.  Dopieroż  w  konfuzję wszyscy  popadli  i  z tej abominacji pić jeszcze srożej poczęli, kiedym ja, jako dowódca zawołany  i  forteli  pełen,  na  koncept wpadłem.  Owoż zważ, Mości Hetmanie, żem się dla miłości Ojczyzny poświęcić zgodził, a mając wzrost kurduplowaty, sam się  do  dyspozycji  Waszej  Miłości  oddaję,  a  to  w  celu  iżby  podnieść statystykę bachorstwa na naszych kresach.

 

                                   Pułkownik Michał Wołodyjowski,

                                            chocia konus mizerny,

                                        to jak Wierzbicki wierny.

 

PS. Onemu Wierzbickiemu Piotr jest.

Pułkownik Michał Wołodyjowski

do

Hetmana Wielkiego i Grubego Koronnego

pana Jana Sobieskiego we Jaworowie

wschodnia Galicja, dawniej SS Galizien

 

Szanowny Panie Hetmanie

 

   we swoim ostatnim liście  indaguje  mnie Wasza Hetmańska Mość, dlaczego dotychczas  nie  wysadziłem  się  prochami  we  Kamieńcu Podolskim, skoro akcja ta była zaproponowaną, prasa powiadomioną, a ksiądz Kamiński ułożył specjalne  kazanie  pogrzebowe  wraz  ze solówką na bębnie  kompozycyji rotmistrza Plaskoty i z okrzykami:

"Panie Wołodyjowski, larum grają, a  ty  nie  wstajesz?",  na  co miałem wstać we trumnie i ukłonić się obecnym, dziękując za oklaski,  a  następnie podetrzeć całunem wdowę mokrą ode płaczu i dopiero  nogami kilkakrotnie fajtnąwszy ostatecznie odkorkować, aby  Wasza hetmańska Mość, wszedłszy do katedry, mógł bez obciachu zawołać:  "Przebóg,  mój  najlepszy żołnierz nie żyje!" i na kolana padłszy w żalu się pogrążyć. Owoż, usiłowałem zrealizować ów  ambitny  scenariusz,  ale jako to powiadają - "Nec Miodowicz contra

Balcerowicz"  -  na  skutek  kryzysu a to prochów nie szło dostać,  a to znowuż lontu, a gdym już wszystko był zabezpieczył, tedy nagle sułtan, długim oczekiwaniem znudzony, ode oblężenia  odstąpił, więc  i  motyw  wysadzenia zniknął, a bez armii oblegającej żaden

ksiegowy kosztów by mi nie uznał i wszedłby mi na dodatek rodzinny,  tak  jako  ongiś  Anusia  Borzobohata,  bardzo  już  wonczas brzuchata, weszła mi na buzdygan, przez co nie mogłem  rzucić  do szarży swoich laundańskich, gdyż ów matoł Józwa Butrym Oya Beznogi, wyłącznie na skinienie buzdyganem był uczulony, a  na  buzdyganie  Anusia,  Szwedy  atakują, a i Czarniecki coś brzęczy swoją sztuczną szczęka, a pan Jan Kazimierz ponownie  na  Śląsk  Polski ucieka  i folksdojcza udaje, a ksiądz Kordecki błogosławi, a Kmicicowi Tatarzy hałłakują, że nic  jeno  abo  zwariować,  abo  się upić, co też uczyniłem i zawżdy we trudnych momentach czynię, tak jako i w tej chwili, co pozwala mi zachować dystans do wszelakich

rozkazów i bardzo mię reraksu...  rereleksu... relaksu i w ogóle,  wiesz Pan co.

 

                                 Pułkownik Wołodowowyjo... ekhem,

                                  Chreptodiowoski w Wołodyjkowie,

                                              ucałuj Pan Mańkę...

                                             Luśnia! Jeszcze pół!

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski

do

hetmana Jana Sobieskiego we Jaworowie,

obszar pojatłański,

główny sztab hetmański.

 

Szanowny Panie Hetmanie Janie

 

   Donoszę  uprzejmie  o  sytuacyji w Pierwszym Pułku Semenów, we skrócie PPS, pozostającym dotychczas pode komendą pana Motowidły. Owoż  od pewnego czasu do pewnego znaczenia doszedł tam rotmistrz Lipski,  chyba  z  Lipków  się wywodzący i byłby się wzmógł ponad miarę,  gdyby  nie uczyniłby mu dywersyji pewien porucznik Ikonowicz, zwany tak ode ikony, którą rad wymachiwał, wołając przy tem, cytuję:

"Gorze mnie, bracia, gorze i wam, 

W jedności zguba, w rozłamie chluba,

Kto Lipskiego słucha, tego czart wyrucha.

Jam prawdziwy socjalista,

chwała mi, chwała wieczysta"

i temu podobne hasła. Gdy wszelakoż częśc Semenów do siebie przeciągnął, nazwał ich Rewolucyją Demokratyczną i sukcesem się radował, wtem znienacka jeden Grzegorz, taki zwinny jako  węgorz, wyskoczywszy  z  flanki,  utworzył frakcyję pode tytułem Tymczasowy

Komitet  Krajowy,  do  którego  przeciągnął część młodzieży, a to   dzięki hasłu:

"Każda PPS-ówa hoża 

Hejże do łoża Grzegorza".

   Nóże się wtedy tworzyć insze apostazyje i dewiacje a asocjacyje.  Stary  warchoł, pan Zagłoba, zara dla niepoznaki nadał sobie tytuł  VIP,  czyli  Bardzo  Ważna  Osoba, ale w miarę ponoszonych  klęsk  rezygnował  z poszczególnych członów owego określenia, tak

że  w  końcu  podpisywał  się jeno Osoba, a ode wczoraj już tylko Osóbka,  z tym, że Morawski, jako iż rzekomo z Moraw się wywodzi, pode którym to pseudonimem okrzyknął PPS odrodzoną, ale w  żadnym  razie nie odmłodzoną, gdyż sami tam starcy, kombatanci znad  Bosforu, większość z wapnia i fosforu, część z paraliżem zaworu. Tuż za nim podskoczyli rzekomi Socjałdemokraci,  tworząc  swe  własne watahy i luźne kupy, a to esauł Kwaśniewski, któren ma na  sztandarze  wypisane:  "Zawżdy u Kwacha znajdzie się flacha", jako też wicefeldmarszałek Fiszbach z dewizą "Znać Fiszbachu po  zapachu", co  nie ma sensu, ale brzmi bardzo wdzięcznie. Owoż wszystkie owe ugrupowania zwołały  były  kongres  zjednoczeniowy,  skąd  głośne krzyki  dochodzą, dym w niebo biją, a trupów pachołkowie co i raz wynoszą, o czem z pełnym obiektywizmem donosząc, kreślę się z po-

ważaniem

 

                      Michał Wołodyjowski, takoż były socjalista,

                                    Co jak śpi, to czasem śwista.

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski

do

Pana Hetmana Sobieskiego,

przyszłego Króla Polskiego,

o czym przedwcześnie dziś prawić,

lecz ja wiem kogo obstawić hi hi hi

 

   Wasza Mści, Pści, Kci,  Koci, Łapci, Piciu, Piciu, Gizi, Gizi, Pański sługa Panu lizi, Bziu!

 

   Spieszę aby donieść, że reprywatyzacyja coraz szersze tu zatacza  kręgi  i przekracza wszelkie granice, a roszczenia rzekomych obszarników, wyzutych ze swych majątków w czasie wojen  kozackich bezczelnością swoją wielce mię niepokoją.

   I  tak, nie dalej jak wczoraj, zgłosił się był do mnie niemiecki  oficyjer, niejaki Hans Franck, będący aktualnie w randze generała-gubernatora i,  strzeliwszy  obcasami, wyciągnął znienacka rękę, co miało być gestem powitalnym, aliści ja w  nieświadomości swojej,  sądząc  że  zamierza  mi normalnie dać w mordę, zrobiłem unik i to tak skuteczny, iż zacne chłopisko przywaliło w  stojącą tamże  zbroicę  usarską  i,  krwawiąc  obficie, jęło się żalić we

słowach następujących:

 

"O krojc donnerwetter noch ajnmal

O sztumbanfirer naser mater hausbezecung!

O kurdupel selbstbedinung kurwen sztrase!

Zanitet, zanitet, wo ist waser und klozet!?

Ich will zofort nach dojcze republik faren

Wo ich habe majne Helge und auto mit golden felge."

 

   Aż dopiero pod wieczór, oprzytomniawszy cośkolwiek, oświadczył  mi szkop poczciwy, iż ubiega  się  o zwrot zamku Wawel, we którym podobno  swego  czasu  gospodarzył i  dobrze  mu  się  przysłużył   w dziedzinie remontów.

   Zaraz  też insi również wystąpili o swe zamki i pałace, a mianowicie  Ulrich von Jungingen o Malbork, a Wojciech  Dzieduszycki o  Wysoki  Zamek,  a Józef Stalin o Pałac Kultury i Nauki imienia Stalina,  a  hetman Stanisław Żółkiewski o Kreml, a nasza Horpyna

o  alimenty  za  syna,  którego jej ktoś w onym zamęcie na prędce  zmajstrował. Ja też mógłbym, jak szaleniec, upomnieć się o Kamieniec,  ale  że  mam  dobrze w głowie, poprzestanę na Chreptiowie, czyli na małej stanicy z Basieńką zamiast strzelnicy.

   Nu i budiet! W dalszym ciągu mojego raportu chciałbym donieść,  że po multańskiej stronie uruchomiły się  różne  wraże  zjawiska,  przede  wszystkim  upiory  po  kurhanach  strasznie wyją z głodu, a już szczególnie ów, znany Panu, upiór Kubuś, na kurhanie  Mamaja, co miał wielkie uszy, wyje z całej duszy. Poza tym zasię nieboszczykowie  różni z grobów powstali, na przykład ta ciota – pan Longinus  Podbipięta, z Zerwikapturem na wierzchu, łazi po stepie

o zmierzchu, śpiewa blusy i godzinki i  ryćka  małe  dziewczynki, więc zewsząd spieszą maleństwa, łase takiego męczeństwa, hosanna, brytfanna, gwóźdź, joj. Snuje się tu również dość świętej pamięci ów ataman Sucha Ruka, nasadzony ongiś na pal przez równie świętej

pamięci  kniazia Jaremę, cały czerwony z wysiłku, drepcze z  onym  słupem w tyłku, a za nim moja ex-narzeczona - Anusia Borzobohata,  małutka,  ale  cycata,  co umarła po stosunku z husarzem w pełnym   rynsztunku,  któren  był  kawał wałkonia, tak że nawet nie zsiadł

z konia, jeno z krzykiem: "Gorze! gorze!" wlazł z perszeronem  na  łoże.  Budzi  się księżna Gryzelda i co widzi? Rozenfelda! Który, rzadkość  w  czasie  owym,  był  husarzem  mniejszościowym, atoli dzielnym rycerzem, choć z obrzezanym koncerzem.

 

                 Mamo, co ja wygaduję, chyba swój list spuentuję,

                                    życząc szczęścia w Nowym Roku

                                          i potężnej siły w kroku,

                               którym zmierzasz Waść w swą stronę.

 

                                                            Cześć!

 

                                            Wołodyj wraz z załogą.

 

Pułkownik Michał Wołodyjowski

Do Hetmana Jana Sobieskiego

 

   Wasia Miłosz... pardon,  Wasza  Miłość... (a  co ja dziś robię takie czeskie błędy jak jaki Havel... Havel na Wawel, Jaruzel  na karuzel,  a  Lechu  do śmiechu... No, ale ad rem) Spieszę donieść Waszej  hetmańskiej  mości,  iz  ostatnimi czasy bardzo się tutaj

zaktywizowało  bywsze ziemiaństwo, a nawet powołało swą organizacyję pode wodzą oczywiście starego warchoła, pana  Zagłoby,  któren oświadczył, iż został rozparcelowany po  wojnie, szwedzkiejrzecz  jasna - i  wystąpił  z  żądaniem, aby mu była zwrócona Ruś

Halicka, Prusy,  Warmia,  Pierwsza  Armia,  Szwajcaryja Kaszubska  i Nadieżda Krupska, której złota statuja stała rzekomo przed jego zamkiem  marki  Łucznik,  gdy on jeszcze był porucznik. Zaraz też zgłosił się pan Muszalski, któren z łuku dziwnie szyje, z tym, że

cięciwy  nie  myje,  skutkiem czego wojsko twierdzi, iż Musialski strasznie śmierdzi, co jednakowoż każdemu wolno, zgodnie z  kartą praw  człowieka i obywatela tyczącą również śmierdziela. Onże pan Muszalski  zgłosił  się  byłym  Chorążym  Postępu  i  Podstolczym

Królewskiego   Ustępu,  któremu  ponoć  zabrana  została  Puszcza Białowieska, Twierdza Kołobrzeska, Depresyja koło Pucka i Ordynacja Krasucka, jak również stadnina, burdel i dwa kina, w tem jedno objazdowe. Tuż za nim wyskoczył z mordą ten młot  Luśnia, chociaż  wiadomo, że z chamów się wywodzi, ale dorobił był sobie pochodzenie  szlacheckie,  powiadając, iż jego mamusia  została  we dworskich  czworakach  ustawiona na czworakach przeze gromadę notabli, każden z kutasem przy szabli, a najbardziej przy niej brykał  jeden pyskaty klerykał, po czym ją zdeprawowano, zdetonowano i zabetonowano, a c...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin