Istota i aktualność małej drogi św. Teresy od Dzieciątka Jezus (85 KB).doc

(85 KB) Pobierz
Cztery wieki Karmelitów Bosych w Polsce (1605 - 2005)

3

Dziedzictwo duchowe świętych Karmelu

Cztery wieki Karmelitów Bosych w Polsce (1605–2005)

Praca zbiorowa pod red. Andrzeja Ruszały OCD

Wydawnictwo Karmelitów Bosych

Kraków 2005

Andrzej Ruszała OCD

Istota i aktualność
„małej drogi”
św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Teresa od Dzieciątka Jezus, karmelitanka bosa z Lisieux, była osobą za życia wła­ściwie nieznaną, nie tylko światu, ale nawet jej własnym współsiostrom, które żyły razem z nią przez dziewięć lat jej życia zakonnego. Po jej śmierci, znaczna część wspólnoty, w której żyła Teresa, potwierdziłaby zapewne opinię s. Anny od Najświętszego Serca, która przez siedem lat przebywała w jednym klasztorze
z Teresą: „Nie było o niej nic do powiedzenia, była bardzo miła i ukryta, nie zauważało się jej, nigdy nie domyśliłabym się jej świętości”[1]. Tak więc za życia Teresy nie znało jej nawet najbliższe jej otoczenie.

Po jej śmierci i po wydrukowaniu jej duchowej autobiografii (Dziejów duszy) sytuacja zmienia się natomiast w sposób przedziwny. Mówiło się wręcz
„o huraganie chwały” Małej Świętej – jak ją nazywano. Za jej przyczyną zaczęły dokonywać się liczne nawrócenia, uzdrowienia, cuda, do tego stopnia, że kiedy chciano podać cud potrzebny do jej beatyfikacji, to wynikł poważny problem, który z ponad pięćdziesięciu opisanych i medycznie udokumentowanych wybrać. Teresa została beatyfikowana w roku 1923 przez Piusa XI, w niespełna 16 lat po swej śmierci, podczas gdy zwykle Kościół każe czekać na beatyfikację około 50 lat (co było przestrzegane zwłaszcza w latach dwudziestych ubiegłego stule­cia). Kanonizowana została w 2 lata później, w roku 1925, natomiast znowu po dwóch latach, w 1927 przez tego samego papieża Teresa, która przez całe swe życie nie opuściła murów klauzury karmelitańskiej, została ogłoszona patronką misji i misjonarzy, na równi ze św. Franciszkiem Ksawerym, który przemierzał kontynenty, głosząc Ewangelię.

Odkrywanie tajemnicy życia Teresy i tajemnicy jej świętości dokony­wa­ło się bardzo szybko. Już w roku 1907, a więc w 10 lat po jej śmierci, papież św. Pius X wyraził życzenie jej rychłej beatyfikacji i w uzasadnieniu stwierdził, że uważa ją za największą świętą czasów nowożytnych, zaś jej drogę do święto­ści za „cudowną”. Wydaje się, że również w naszych czasach Teresa i jej droga do świętości, którą ona sama nazwała „małą drogą”, nic nie straciły na swym znaczeniu, a wręcz przeciwnie – jeszcze zyskały na aktualności, co potwierdzają wypowiedzi kolejnych papieży oraz ogłoszenie Teresy Doktorem Kościoła, dok­torem właśnie „małej drogi”[2].

W związku z tym rodzi się pytanie o istotę „małej” a jednocześnie tak wielkiej drogi do świętości; drogi, która w krótkim czasie doprowadziła Teresę
z Lisieux do szczytów zażyłości z Bogiem. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, dotykamy bez wątpienia najgłębszej tajemnicy życia i misji św. Teresy od Dzie­ciątka Jezus. W dniu 17 lipca 1897 r. wyznaje matce Agnieszce od Jezusa (swej rodzonej siostrze): „Czuję, że moje posłannictwo wnet się rozpocznie; posłannic­two pociągania dusz do kochania Boga tak, jak ja Go miłuję i wskazywania mej maleńkiej drogi”[3]. W papieskim Breve uznającym heroiczność jej cnót przy oka­zji jej beatyfikacji i kanonizacji, papieże Benedykt XV oraz Pius XI kładą nacisk właśnie na to, że istotna nowość w osiąganiu świętości, zaproponowana światu przez Teresę, polega na podążaniu małą drogą, drogą duchowego dziecięctwa.

Pomijając to wszystko, okazuje się jednak, że mało jest chyba doktryn
w Kościele, które byłyby bardziej niezrozumiałe i niewłaściwie pojmowane niż ta, którą proponuje Teresa. W związku z tym spróbujmy najpierw przytoczyć te najczęściej powtarzające się, niewłaściwe interpretacje „małej drogi”, z którymi się spotykamy, by następnie tym lepiej zobaczyć, czym jest droga duchowego dzie­cięctwa: jak została odkrywana przez Teresę oraz jakie są jej istotne elemen­ty. Na koniec zastanowimy się nad znaczeniem „małej drogi” w naszym życiu.

1. Niewłaściwe interpretacje „małej drogi”

Czasem z „małej drogi” czyni się swoistą karykaturę, całkiem opatrznie pojmując wyrażenia, których używała św. Teresa z Lisieux. Dotyczy to zwłaszcza często stosowanego przez nią wyrażenia: „mała droga”, które niewłaściwie rozumiane staje się powodem wyśmiania i odrzucenia. Spośród zarzutów wobec „małej drogimożna wymienić zwłaszcza dwa, które bodaj najczęściej się powtarzają: posą­dze­nie jej o marzycielski infantylizm oraz o kompromis z grzechem i słabością.

1.1. Marzycielski infantylizm

Należy mieć świadomość pewnych osobliwości języka i stylu, jakim posługuje się Teresa. Jej język jest bardzo prosty, ubogi, pod tym względem przypomina nieco język dziecka. Ona sama zresztą do tego się przyznaje: kiedy przed jej śmiercią siostry pytały ją, pod jakim imieniem mają wzywać ją i jej wstawiennic­twa, gdy będzie już w niebie, odpowiedziała: „nazywajcie mnie małą Teresą”[4]. Jej styl jest więc ubogi, a nawet dla współczesnej mentalności mogący sprawiać wrażenie wręcz infantylnego. Jest to zresztą styl, który Teresa przynajmniej czę­ściowo zaczerpnęła z epoki i środowiska, w których żyła. Jean Guitton ujmuje to następująco:

Zdania Teresy nie mogą pretendować do doskonałości literackiej. Są niedosko­nałe za przyczyną ułomności współczesnych jej ludzi, od których przejęła ma­nierę językową wątpliwej jakości. […] W dziewiętnastowiecznych środowiskach religijnych, których spojrzenie na język wypaczył romantyzm, panowało prze­konanie, że jedynie wtedy można prawdziwie mówić o uczuciach religijnych, kiedy swym stylem zdoła się objąć wszelkie porywy duszy i wszystko, co w niej wzniosłe. Przy czym należy ujawnić jeszcze jedno błędne zapatrywanie tej epo­ki, to jest lubowanie się w wyrazach zdrobniałych. […] Zapamiętałość, z jaką Teresa mnoży w swych pismach wyrazy zdrobniałe, jest jedną głównych cech jej słownictwa, jak gdyby jeszcze nie przebrzmiało w niej echo słów wypowiada­nych w gronie rodzinnym, gdzie nazywano ją przecież siostrzyczką [bébé]”[5].

Mając ponadto w świadomości młody wiek Teresy, piszącej takim języ­kiem, czasem uważa się, że po prostu nie bardzo jeszcze dojrzałe dziecko pisze
w sposób dziecinny. W ten sposób jednak krzywdziłoby się Teresę i w konse­kwencji samego Pana Boga, który w krótkim czasie i w młodym wieku potrafi dokonywać cudów swojej łaski. Geniusz pisarski Teresy polega właśnie na cel­ności i dogłębności analiz przeżywanego życia łaski przy zastosowaniu prostych,
a nawet ubogich językowo form przekazu. Przy głębszym podejściu do stylu pisarskiego Teresy można jednak zauważyć, że wyrazy zdrobniałe na ogół służą treści jej przesłania, jeśli tylko zechce się dostrzec ich znaczenie wzmacniające sens[6].

1.2. Duch kompromisu

Przy lekturze św. Teresy trzeba pokonać jeszcze inną trudność. Jej życie w Kar­me­lu zewnętrznie nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie było w nim zewnętrznie nadzwyczajnych wydarzeń. Powierzono jej wprawdzie w wieku zaledwie 20 lat obowiązek pomagania mistrzyni nowicjatu, ale i to nie było nic niezwykłego, gdyż ten obowiązek w Karmelu nierzadko powierza się młodym siostrom, aby towarzyszyły nowicjuszkom w ich początkach życia zakonnego.

Prawdziwymi i niezwykłymi wydarzeniami, jakie miały miejsce w życiu Teresy, są więc nie te zewnętrzne, ale duchowe. W dużej mierze są to doświad­czenia zmagań oraz cierpień fizycznych i duchowych. „Mała droga” wcale nie jest, jak się czasem sądzi, drogą łatwą, przyjemną, przez co też nierealną. Nie jest to droga kompromisu, który utożsamiałby „małość”, o jakiej mówi Teresa, z ak­ceptacją własnej letniości i przeciętności. Nie jest to też droga oszczędzania dziec­ku cierpień, trosk, problemów, by jak najszczęśliwiej i „sielankowo” przeżywało swe „dzieciństwo”.

29 lipca 1897, kiedy Teresa zaczynała swoją długą agonię, jedna z sióstr podczas rekreacji wypowiedziała słowa: „Nie wiem, dlaczego mówią o siostrze Teresie jako o świętej. Pełniła ona cnotę, to prawda, lecz nie była to cnota nabyta przez upokorzenia i cierpienia”. Teresa tak wyznaje potem matce Agnieszce:
„A ja tyle cierpiałam od mego najwcześniejszego dzieciństwa! Ach, jakże to do­brze dla mnie znać opinię stworzeń w chwili mej śmierci!”[7]. Tak więc w wieku 24 lat Teresa posiadała dojrzałość, doświadczenie i mądrość osób, które przeżyły wiele lat, a jednocześnie zachowała niewinność dziecka.

Droga dziecięctwa duchowego nie polega zatem ani na marzycielskim in­fantylizmie, ani na duchu kompromisu z grzechem. Swoim życiem i doświadcze­niem Teresa uczy natomiast właściwego rozumienia Jezusowych słów: „Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 15). To właśnie stanowi jej osobiste odkrycie oraz istotę jej duchowej misji w Kościele.

2. Odkrywanie „małej drogi” przez św. Teresę

Odkrywanie tego, co stanowi istotę „małej drogi”, było w życiu Teresy z Lisieux procesem rozciągniętym w czasie. Śledząc pod tym kątem życie i pisma Świętej, można stwierdzić, że szczególnie ważnymi w odkrywaniu drogi duchowego dzie­cięctwa okazały się trzy okresy, obejmujące już życie w Karmelu.

Pierwszym był czas pełnienia obowiązków formacyjnych w nowicjacie. 20 lutego 1893 jej rodzona siostra, m. Agnieszka od Jezusa, w wieku 33 lat zostaje wybrana na przełożoną Karmelu w Lisieux. Ona też, dostrzegając w swej siostrze zalety jej duszy, powierza jej obowiązek pomagania mistrzyni nowicju­szek, którą była wtedy m. Maria od św. Gonzagi.

Drugi okres to czas osobistych rekolekcji w lutym 1896. To, co wtedy Teresa przeżywała, znajduje wyraz w liście, napisanym podczas rekolekcji do swej siostry Marii od Najświętszego Serca. List ten znany jest dziś powszechnie jako tzw. Rękopis B.

Wreszcie trzeci okres to lipiec 1897, kiedy to Teresa przedstawia istotę „metody” „małej drogi”.

2.1. Formatorka w nowicjacie

Urząd pomagania matce Marii od św. Gonzagi w formowaniu nowicjuszek Tere­sa pełniła aż do swej śmierci. Był to obowiązek tym trudniejszy i wymagający dużego wyczucia, że m. Maria pomimo swej niewątpliwej hojności, dobrej woli, miewała jednak zmienne nastroje. W tym czasie Teresa już bardzo blisko prze­żywa swoją więź z Bogiem, przeżywa też swoje życie jako apostolat, a jednak właśnie wtedy pisze: „Z oddali wspieranie dusz, pobudzanie ich do większej miłości Boga, kształtowanie ich według tego, jak On patrzy i myśli – to wszystko wygląda całkiem różowo. Lecz kiedy spojrzy się na to z bliska, to okazuje się, że jest dokładnie na odwrót, różowe barwy gdzieś znikają i ogarnia nas przekona­nie, że czynić dobrze jest rzeczą równie niemożliwą, co nakazać słońcu, aby świeci­ło nocą…”[8].

Teresa nie ma złudzeń. Dzięki swej pracy z nowicjuszkami zaczyna jasno zdawać sobie sprawę ze swej własnej niemocy w przemianie ich serc. Mimo wszyst­ko z radością wykonuje tę pracę z małą wspólnotą, do której 14 września 1894 dołącza jej rodzona siostra Celina, wstępująca do Karmelu. Teresa zauwa­ża, że jest bardzo trudno przekazać innym własne doświadczenie duchowe, trud­no jest także, kochając siostry, zgadzać się jednocześnie jako wychowawca na ich niewierności i słabości. Pośród tej pracy szybko zaczyna doświadczać swej małości i niezdolności do przemiany innych.

Szybko wtedy nabiera doświadczenia i jasności sądu eksperta w życiu duchowym. Pisze: „Czujemy instynktownie, że trzeba całkowicie zapomnieć
o włas­nych upodobaniach, o własnych koncepcjach i prowadzić dusze tędy, któ­rędy chce je prowadzić Jezus, nie próbując narzucać im naszej ścieżki”[9]. Jest to wymagające stwierdzenie, które stanowi jednocześnie lekcję dla wychowawców, przełożonych, rodziców i wszystkich w jakikolwiek sposób odpowiedzialnych za innych. Teresa jednak nie zniechęca się. Chociaż po ludzku, zadanie, które pełni, wydaje się jej niemożliwe, lecz wiara zwycięża w niej to odczucie. W tym momencie widzimy w zalążku właśnie postawę dziecięctwa duchowego, która póź­niej tak bardzo się w niej rozwinie. Pisze: „Panie, jestem zbyt mała, by wy­żywić Twoje dzieci; jeśli chcesz im dawać przeze mnie to, czego potrzebują, to napełniaj moją małą dłoń, a ja, nie opuszczając Twych ramion, nie odwracając głowy, będę przekazywać Twoje skarby temu, kto przyjdzie się u mnie posilić”[10].

Widzimy więc, że Teresa nie chce być niczym więcej, jak tylko pośred­nikiem, narzędziem w ręku Jezusa. Małość i pokora przyciągają Go, pozwalają Teresie wypełnić swój obowiązek, w który sam Pan jest osobiście zaangażowany. Ona nie jest niczym innym jak tylko Jego współpracownicą. Co jest charaktery­styczne w postawie Teresy, to fakt, że niejako instynktownie wyczuwa, iż właśnie tak postępując, będzie napełniona przez Boga potrzebnym światłem i wszelkimi łaskami. W lipcu 1897, niedługo przed swą śmiercią, patrząc retrospektywnie na te doświadczenia, pisze: „Odkąd pojęłam, że sama z siebie nic zdziałać nie mogę, przestałam uważać, że powierzone mi zadanie jest trudne, poczułam, że muszę tylko jednoczyć się coraz mocniej z Jezusem, a reszta mi będzie przydana. I rze­czywiście, nigdy się nie zawiodłam; zawsze, kiedy mi przyszło pokrzepić dusze moich sióstr, Dobry Bóg raczył napełnić mą małą dłoń. Przyznam Ci się, Matko umiłowana – pisze do swej przeoryszy – że gdybym choć trochę oparła się na so­bie, to szybko bym się poddała…” [11].

Teresa doświadcza, że tym jest mocniejsza, aby wypełnić swój obowią­zek formatorki, im bardziej w sposób totalny sama powierza się Bogu i jest z Nim zjednoczona. Ojcostwo Boga i Jego troska są  podstawą pewności i oparcia dla Teresy w jej posłudze formacyjnej. Odkryła, iż jest rzeczywiście dzieckiem Boga, to, co tak drogie było św. Janowi apostołowi i co ciągle powtarza w swej Ewangelii i listach. Trwanie w postawie dziecka staje się dla Teresy terenem, po którym zaczyna się poruszać z całkowitym zaufaniem i zdaniem się na Boga, pewna, że właśnie w ten sposób odpowie na wymagania misji, którą jej po­wie­rzono.

2.2. Rekolekcje w roku 1896 – całkowite zdanie się na Boga

W liście napisanym podczas jednych z rekolekcji o charakterze pustelniczym, jak to jest w zwyczaju u karmelitanek bosych, możemy odkryć inny aspekt drogi dzie­cięctwa duchowego, uzupełniający ten, o którym dotychczas była mowa. Teresa pisze do swej siostry: „Tylko miłość może nas uczynić miłymi Dobremu Bogu, pojmuję to tak jasno, że tylko o tę miłość zabiegam”[12]. Teresa odsłania tu swoją duszę zakochaną w Jezusie, swym Oblubieńcu, i jednocześnie wskazuje na naj­głębszy sekret tej wiedzy miłości, który polega na tym, aby kochać tak, jak Bóg kocha:

Jezus z upodobaniem pokazuje mi jedyną drogę, która prowadzi do Boskiego og­niska, a tą drogą jest ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca… „Maluczki niech do Mnie przyjdzie” (Prz 9, 4), powiedział Duch Święty ustami Salomona i tenże sam Duch Miłości powiedział jeszcze, że „najmniejszy dozna miłosierdzia” (Mdr 6, 6). W Jego imieniu zaś prorok Izajasz wyjawia, że
w dniu ostatecznym „poprowadzi Pan swoje owce na pastwiska, zgromadzi ja­g­nięta i weźmie je na ramiona” (Iz 40, 11). I jakby nie dość było owych obietnic, ten sam prorok, którego natchniony wzrok już wówczas przenikał odwieczne głę­bokości boże, wykrzyknął w imieniu Pana: „Jak matka tuli własne dziecko, tak
i ja was tulił będę i będę pieścił was na kolanach” (Iz 60,12–13)[13].

Rozważmy kilka elementów doświadczenia, którym dzieli się Teresa. Po pierwsze widzimy tu ciągłą myśl i pragnienie, aby znaleźć jak najkrótszą i jak najszybszą drogę do kochania Boga i zjednoczenia z Nim. W czasie rekolekcji odkrywa, że tą drogą jest całkowite powierzenie się Bogu, zdanie się z ufnością na Niego, uznanie własnej małości i otwarcie się na miłość Boga jednocześnie ojcowską i matczyną. Powtarza: „Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać się na Niego i być wdzięcznym”[14]. W swoim liście do Marii, który jest jednym wielkim zrywem ku miłości nieskończonej, pisze – z pewno­ścią świadoma szaleństwa miłości, którą Jezus ją kocha: „Ach, wiem, dla Ciebie święci też porywali się na szaleństwa, będąc orłami dokonywali rzeczy wiel­kich… Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich… moim sza­leństwem jest mieć nadzieję, że Twoja miłość przyjmie mnie na ofiarę”[15]. To stwierdzenie przywodzi spontanicznie na myśl jedno z wyrażeń św. Jana od Krzy­ża, które Teresa lubiła powtarzać, że dusza „tyle odeń [od Boga] zyskuje, ile się spodziewa” (NC II, 21, 8).

U Teresy odkrywamy geniusz wręcz zuchwałego spodziewania się wszyst­kiego od Boga. „Moim szaleństwem jest błagać moich braci Orłów, by wyjednali mi przywilej wzbicia się ku Słońcu Miłości na skrzydłach samego Boskiego Or­ła…”[16]. Oto szczyt ogromnych, nieskończonych, wręcz zuchwałych pragnień Teresy. Ogarnięta miłością Bożą, pozwala wziąć się na Jego ramiona, jak na skrzydła orła, na których wznosi się ku Niemu. Trzeba podkreślić, że to wszyst­ko, o czym pisze św. Teresa, nie jest tylko jakimś symbolem literackim, dziecin­ną mrzonką czy złudzeniem. Teresa mocno opiera się w formułowaniu swych myśli na fundamencie słowa Bożego i prawd, które podaje Kościół. Bo przecież choćby sakrament chrztu św. staje się dla człowieka realnym uczestnictwem w ży­ciu Bożym. To właśnie się w nim dokonuje, choć dla wielu w sposób ukryty, oczekując na pełny rozwój łaski chrzcielnej. Bardzo interesujące są intuicje Te­resy dotyczące miłości macierzyńskiej Boga, Jego czułości wobec swych dzieci
i wobec samej Teresy. Takie właśnie spojrzenie na Boga, jak widzimy choćby
z argumentacji Teresy, ma swój bardzo głęboki fundament biblijny, a ponadto skoro Bóg jest doskonały, nic nie stoi na przeszkodzie, by przypisywać Mu cechy, które są właściwe matce. Wielu świętych, ze św. Franciszkiem z Asyżu
i z Janem od Krzyża na czele, tak właśnie Boga postrzegało. Św. Teresa od Dzie­ciątka Jezus czyni podobnie.

2.3. „Winda” jako metoda małej drogi

W trzecim rękopisie Teresy, pisanym począwszy od lipca 1897, odkrywamy inny obraz, którego używa Teresa, aby przybliżyć istotę swej małej drogi: jest nim obraz windy. Winda była w jej czasach wynalazkiem nowym; miała okazję wy­próbować jej działanie w czasie swych podróży przed wstąpieniem do Karmelu. Teraz z wewnętrzną wolnością wykorzystuje to urządzenie jako obraz dla przed­stawienia drogi dziecięctwa. Pisze:

Od zawsze pragnęłam być świętą. Niestety, kiedy porównywałam się ze święty­mi, to stwierdzałam nieustannie, że między nimi a mną istnieje ta sama różnica, co między górą, której szczyt ginie w niebiosach, a zabłąkanym ziarnkiem pia­sku, deptanym stopami przechodniów. Nie zniechęcałam się jednak i powiedzia­łam sobie tak: „Dobry Bóg nie wzbudzałby pragnień, które nie mogą się spełnić, a zatem, pomimo że jestem tak mała, mogę pragnąć świętości. Co prawda, wzra­stać – to dla mnie rzecz niemożliwa, muszę więc znosić siebie taką, jaką jestem, ze wszystkimi swoimi wadami”[17].

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin