Westerplatte Broni Się Nadal.pdf

(602 KB) Pobierz
738606820 UNPDF
WESTERPLATTE BRONI SIĘ NADAL
Former Naval Person
Późnym wieczorem 31 sierpnia 1939 roku na biurku Szefa Ekspozytury nr 3 Oddziału II
Sztabu   Głównego   na   Pomorzu   zadzwonił   telefon.   Die   Gäste   kommen   durch   die   Brücke...   ­   w
szybkim   ze   zdenerwowania   szepcie   major   Jan  Żychoń  z   trudem   rozpoznał   głos   swego   agenta.
Człowiek po tamtej stronie, wyrzuciwszy jednym tchem krótką treść meldunku, odłożył słuchawkę.
Major domyślił się jednak, co znaczył zakodowany meldunek o tym, że "goście przechodzą przez
most": przez most pontonowy na Wiśle przechodziły z Prus Wschodnich na obszar Wolnego Miasta
Gdańska   wojska   niemieckie.   W   dowództwie   Armii   Pomorze   meldunek   Szefa   Ekspozytury
wywiadowczej wzbudził zrozumiały niepokój. Nie podejrzewano jednak jeszcze, że jest to groźna
zapowiedź  wojny.   Słowa   tajemniczego   meldunku   przebiegały   po   drucie   telefonicznym   dalej.
Odebrano je w Warszawie w Sztabie Głównym. 1
O świcie 1 września żołnierze placówki chorążego Jana Gryczmana na Westerplatte zbierali
się  do   odejścia   do   koszar,   zmęczeni   całonocnym   czuwaniem.  Żołnierze   zdejmowali   broń  ze
stanowisk, gdy padł strzał karabinowy. Odbiło go echo od muru z czerwonej cegły, obejmującego
maleńki półwysep ­ Westerplatte, zawróciło nad kanał portowy niosąc się dalej aż ku ujściu Wisły i
śpiącemu   miastu,   by   po   chwili   zgasnąć  gdzieś  nad   Motławą.   Chorąży   Gryczman   instynktownie
spojrzał na zegarek. Była godzina 4:17.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku Polska uzyskała prawo do założenia Wojskowej
Składnicy Tranzytowej na Westerplatte dla ochrony polskich interesów na terenie Wolnego Miasta
Gdańska. Dla jej ochrony uchwała Rady Ligi Narodów z dnia 9 grudnia 1925 roku zezwoliła Polsce
na utrzymywanie na terenie Składnicy załogi składającej się z 88 żołnierzy Wojska Polskiego. Ale
gdy   tylko   stosunki   polsko­niemieckie   zaczęły   się  zaostrzać,   a   na   terenie   Wolnego   Miasta
rejestrowano   szereg   nieprzerwanych   gwałtów   i   prowokacji   hitlerowskich,   postanowiono   załogę
Składnicy powiększyć, lepiej uzbroić i przygotować do obrony na wypadek oczekiwanej napaści.
Na   krótko   przed   1   września   załoga   Westerplatte   liczyła   182.   Nazywano   ich   "załogą śmierci".
Początkowo liczono, że Westerplatte będzie się bronić tylko 6 godzin; później czas ten zwiększono
do 12 godzin. Po ich upływie przybyć już miała polska odsiecz.
W   dniu   25   sierpnia   1939   r.   wpłynął   do   Gdańska   z   kurtuazyjną  wizytą  pancernik
Kriegsmarine   Schleswig­Holstein ,   który   zakotwiczył  nawprost  Westerplatte.   Minęło   kilka   dni,   a
pancernik Gdańska nie opuszczał. W czasie owej ostentacyjnej wizyty załoga Westerplatte czuwała
nieprzerwanie w dzień i w nocy. Tymczasem pod pokładem niemieckiego okrętu znajdowała się
ukryta kompania szturmowa. Żołnierze kompanii w dniu 23 sierpnia 1939 r. byli skoszarowani w
budynku   gimnazjalnym   w  Kłajpedzie  pod   dowództwem   por.   Hennigsena.   Kompania  liczyła   225
ludzi. Po wojnie zachodnioniemiecki tygodnik   Quick   dotarł do czterech z nich ­ wśród mich byli
m.in.   mat   artylerzysta   Georg   Wolf,   po   wojnie   lekarz   w   Essen,   oraz   starszy   mat­saper   Helmut
Schauer, po wojnie oficer   Bundesmarine   i kapitan korwety   Kiel . Schauer wspomina:   24 sierpnia
1939 r. okręt płynie w kierunku kwadratu 2638. 0 godz. 19:30 pogotowie bojowe. Stan amunicji:
405   pocisków  kalibru   280mm,  1450   pocisków  do  dział   150mm,   370  pocisków  kalibru   88mm.   O
godz. 19:46 alarm. Stwierdzono obecność łodzi podwodnej typu "Orzeł". O godz. 20:10 zbliża sie
flotylla trałowców . 2  Georg Wolf dodaje:
Przeładowywaliśmy się przy przepięknej, ciepłej pogodzie. Zdziwiło nas jednak, że zamiast
w kajutach, umieszczono nas wraz z całym sprzętem w komorach na samym dnie okrętu.
Ciasno nam tam było, jak śledziom w beczce. Dwukrotnie ogłaszano alarm z powodu łodzi
podwodnych.   Nie   orientowaliśmy   się  o   co   chodzi.   Nazajutrz   rano   dowiedzieliśmy   się  z
radia, że nasz okręt ma złożyć przyjacielską wizytę w Gdańsku. O godz. 12:00 rozkazano
nam   uzbroić  granaty,   pobrać żelazne   porcje żywności   i   amunicji.   W  dniu   25   sierpnia,   o
godz.   16:00   przybiliśmy   do   nabrzeża   w   porcie   gdańskim,   naprzeciw   polskiej   strefy
Westerplatte. O godz. 17:00 przybył na pokład prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska,
Artur Greiser, a wkrótce po nim gen.maj. Eberhardt, szef gdańskiej policji. 2
Z  dziennika pokładowego:   Godz. 18:30.  Odprawa   u dowódcy  okrętu kpt.  Kleikampa.  Eberhardt
referuje   plan   Westerplatte,   stwierdza,  że   brak   tam   jakichkolwiek   umocnień.   Załoga   liczy   100
żołnierzy.   Zajęcie   bazy   nie   może   trwać  dłużej   niż  trzy   godziny.   Komp.   szturmowa   ma   się
wyokrętować o 21:30 na nabrzeżu, które będzie oczyszczone przez policję. Akcja bez świateł. Potem
kpt.   Kleikamp   odczytuje   rozkaz   bojowy   nr   1648   dotyczący   działań  bojowych   okrętu   szkolnego
"Schleswig­Holstein". Godz. 20:15. Radionasłuch otrzymuje rozkaz nr 2623, polecający odwołać
akcję zbrojną. Pełna konsternacja . 3  Mówi Helmut Schauer:
Przez   kilka   następnych   dni   nic   się  nie   działo.   Siedzieliśmy   pod   pokładem.
Wychodziło   się  tylko   nocą  i   to   na   krótko.   Czasem   pozwolono   trochę  pobiegać  wzdłuż
nabrzeża, ale tylko tym, którzy mieli cywilne ubrania. Por. Henningsen postarał się o 50
ubrań i na zmianę je zakładaliśmy. Raz dobiegłem aż do muru otaczającego Westerplatte. 
W   dniu   28   sierpnia   złożył   wizytę  na   okręcie   min.   Chodacki   ­   komisarz   rządu
polskiego na Wolne Miasto Gdańsk. Wypił herbatę z dowódcą i odjechał. Nasza kompania
siedziała  w  milczeniu   pod   pokładem.   Nazajutrz   kpt.   Kleikamp   rewizytował   komisarza   w
jego siedzibie. W dniu 30 sierpnia dowiedzieliśmy się o ultimatum Hitlera i o mobilizacji w
Polsce. Trzydziestego pierwszego sierpnia o godz. 18:35 otrzymaliśmy rozkaz bojowy ­ atak
miał nastąpić 1 września o godz. 4:45. 2
Chorąży Gryczman nie zlekceważył nieoczekiwanego sygnału ostrzegawczego. Żołnierze zawrócili
na   placówkę  i   przyczaili   się  przy   broni.   Intuicja   go   nie   zawiodła.   Dokładnie   o   godzinie   4:45
osiemnaście   dział   o   kalibrze   od   88   do   280   mm   oddało   pierwsze   salwy.   Nakryły   one   koszary,
wartownie,   magazyny   i  stację  kolejową.   Pod   jej   gruzami   zginął  jej   zawiadowca,   Jan   Najsarek   ­
prawdopodobnie pierwsza ofiara Drugiej Wojny Światowej. Artyleryjska palba zlała się w jeden
piekielny   ryk   z   hukiem   rwących   się  na   Westerplatte   pocisków,   który   zrobił   wrażenie   nawet   na
napastnikach. Były oficer artyleryjski z  Schleswiga­Holsteina , Fritz Otto Busch zapisał:
Tam   kłębią  się  chmury   dymu,   w   różnych   punktach   szaleją  wysokie
żółtopomarańczowe   ognie.  Żelazo,   stal,   drewno   i   ziemia   wirują  w   powietrzu   i   znów
powracają na ziemię. (...) 
Niewielu   znajdującym   się  na   pokładzie   ludziom   załogi   pancernika   wydaje   się,  że
czas stanął. Jak urzeczone wpatrują się ich oczy w jaskrawy blask ognia. W uszach dudnią
wystrzały i uderzenia ciężkich 28 centymetrowych pocisków, bezustanny trzask karabinów
maszynowych   i   wysoki,   rozdzierający   bębenki   huk   dział   przeciwlotniczych   strzelających
ogniem na wprost. (...) 
Czy tam jeszcze ktoś żyje?  pyta bosmanmat obsługę swego działka I wyciąga głowę,
aby   przez   szczelinę  kazamaty   wypatrzeć  coś  z   tego   fajerwerku   naprzeciw.   Marynarze
milcząc potrząsają głowami i wycierają pot z czoła.  Nie, z pewnością nikt... 3
Artyleryjskie   bombardowanie   małego   półwyspu   trwało   kilkadziesiąt   minut.   Gdy   działa   umilkły,
ruszyła   do   ataku   niemiecka   piechota,   oddziały   SS   Danziger   Heimwehr   i   kompania   szturmowa
piechoty morskiej. Po drugiej stronie czerwonego muru przyczajeni żołnierze już na nich czekali.  A
jednak ,   ciągnie   dalej   niemiecki   kronikarz   ­   gdy   przydzielona   do   okrętu   kompania   szturmowa
wdarła się po postrzelanym spustoszonym murze do rzadkiego lasu, terkocze szalony ogień broni
maszynowej,   chlaszczą  strzały   karabinowe,   pękają  granaty   ręczne   na   spotkanie   dzielnym
szturmowcom . 3  Karabin maszynowy kaprala Edmunda Szamlewskiego otworzył ogień do Niemców
z odległości zaledwie 50 metrów. Napastników jakby podcięło. Na ziemie padli ci, których dosięgły
kule i ci, którzy szukali przed nimi ukrycia. Przez chwilę tak trwali, a potem rzucili się do ucieczki.
I wtedy Gryczman dał rozkaz otwarcia ognia. Uciekający potykali się i walili na ziemię. Ten i ów
próbował się jeszcze podnieść. Busch wspomina:
Daleko   posuną  się  naprzód  żołnierze   grupy   uderzeniowej.   Aż  do   fortecznych   bunkrów
polskich,   których   szczeliny   strzelnicze   ujadają  krótkimi   seriami   gwałtownego   ognia
kaemów.   Niepotrzebnych   strat   winno   się  uniknąć.   Westerplatte   jeszcze   nie   dojrzało   do
szturmu. (...) 
Ten   opór   musi   zostać  złamany,   im   wcześniej   tym   lepiej.   Oficer   wachtowy   stojący   za
sternikiem nie zauważa podniecenia wokół niego, widzi pytające twarze i jednym ruchem
ręki usuwa wszystkie wątpliwości, obawy i strachy: 
­ Betonowe bunkry są zbyt silne. Ale spróbujemy jeszcze raz, nie ma strachu. Polaczki nie
będą się mogli długo trzymać. 3
Próba   zaskoczenia   Polaków   zawiodła.   Pierwszy   atak   kosztował   hitlerowców   drogo.   Za   mur   z
czerwonej   cegły   wróciło   ich   niewielu.   Sierżant   Heinz   Denker   z   kompanii   piechoty   morskiej
zwiedził Westerplatte znów w 1979 r.; przypomniał atmosferę walk sprzed czterdziestu lat:
Nic nie wiedzieliśmy o przeciwniku. Atakowaliśmy wzdłuż toru kolejowego, według
starej   mapy   1:1000,   bez   naniesionych   stanowisk   ogniowych.   Od   razu   zauważyliśmy,  że
artyleria okrętowa bije bezskutecznie. Duże pociski 280mm musiały przelecieć 600m, aby
eksplodować,   a   strzelano   z   odległości   400m.   Potem   w   czasie   natarcia   znajdowaliśmy
mnóstwo   tych   "kuferków"   i   używaliśmy   ich   jako   osłon.   Pierwszy   atak   zakończył   się  o
10:00. Straciliśmy w kompanii 127 ludzi, na 225. (...) 
Wróciliśmy   na   okręt.   Zobaczyłem   Greisera   w   mundurze   SS   i   Eberhardta.   który
podszedł do nas i powiedział, że otrzymamy wsparcie dywizjonu SS. Nasz dowódca, por.
Schuck, który zastąpił rannego Henningsena, odpowiedział, że i 3 dywizjonów jest mało, bo
Polacy biją się jak lwy i są dobrze umocnieni. Potrzeba raczej wsparcia lotniczego. 4
Tymczasem w koszarach Składnicy już podniesiono alarm. Żołnierze w pośpiechu dopinali
hełmy   i   pasy   z   ładownicami,   chwytali   ze   stojaków   broń  i   biegli   na   wyznaczone   pozycje.   Ich
dowódca,   major   Henryk   Sucharski,   wydawał   krótkie   rozkazy   urywanym   głosem.   Westerplatte
szybko   zamieniło   się  w   maleńką  twierdze,   której   Niemcy   nadali   później   miano   małego   Verdun
( Kleines Verdun ). Po pierwszym ataku nastąpiły tego dnia jeszcze trzy, ale równie jak pierwszy
bezskuteczne. Po pierwszym dniu walki straty niemieckie wynosiły około 80­100 zabitych. Polacy
nie   przerywali   ognia   nawet   na   widok   wycofujących   się  Niemców.   Plutonowy   Piotr   Buder
relacjonował, że musiał dosłownie siłą odciągać swoich żołnierzy od cekaemów, żeby oszczędzali
amunicję. 5
Dnia   2   września   wachtowi   na   Schleswigu­Holsteinie   zgłosili,  że   widzą  białą  flagę  nad
Westerplatte, 3   ale kiedy napastnicy ruszyli objąć półwysep w swoje posiadanie, napotkali tą samą
zażartą obronę. Przez resztę dnia hitlerowcy prowadzili na przemian bombardowania artyleryjskie i
lotnicze.   Na   mały,   nieugięty   półwysep   spadły   setki   bomb   i   pocisków   artyleryjskich.   Naoczny
świadek wydarzeń, późniejszy historyk niemiecki Anton Bassarek, tak opisuje wydarzenia owego
dnia:
Bomba   padała   za   bombą  zamieniając   pole   walki   w   jedno   piekło   ognia,   dymu   i   błota.
Mieszkańcy Gdańska, obserwujący to widowisko z dachów i wzniesień miasta, patrzyli z
podziwem na broń powietrzną Hermanna Göringa w akcji. Ten i ów stary żołnierz frontowy,
który  przeżył  wiele dni  pod  gradem  pocisków  nad  Sommą i  we Flandrii,   potrząsał  tylko
głową,   patrząc   na  wyczyny   naszych   lotników.   Bo   przecież  to,   co   spadało   nieustannie   na
Westerplatte,   musiało   działać  na  obrońców  równie  okropnie,   jak   najbardziej  huraganowy
ogień  wielkich,   ogromnych   bitew   na   Zachodzie.   Gdy   jednak   nasze   oddziały   szturmowe
ruszyły po tej kanonadzie do przodu, powitała je prawdziwa burza ognia. 6
O godz. 14:00 Georg Wolf wrócił na okręt. Z 49 żołnierzy swojego plutonu przyprowadził 13.  W
dniu   3   września   o   godz.   14:40   zjawiły   się  wreszcie   nurkujące   Ju­87 ,   mówi   Helmut   Schauer.
Sześćdziesiąt   maszyn   zrzuciło   na   Westerplatte   ok.   500   bomb.   Gdy   ruszyliśmy   do   ataku,   Polacy
powitali nas ogniem z taką samą siłą jak poprzednio. Ten żołnierz budzi jednak szacunek . 2
Komunikaty   polskiego   Naczelnego   Dowództwa   informowały   niezmiennie:   "Westerplatte
broni   się  nadal",   "Polska   pozdrawia   lwy   Westerplatte"...   Oddziały   niemieckie   liczebnie
przewyższały dwudziestokrotnie siły Polaków. Mijały dni wypełnione walką, a pomoc polska nie
nadchodziła. Rosły straty, a wyczerpani bojem żołnierze dobywali resztek sił do walki; rosły straty,
ranni   agonizowali   bez   wody   i   leków.   W   dniu   3   września   w   nocy   i   o  świcie   zostały   przez
nieprzyjaciela przeprowadzone dwa wypady. Zamiast SA i SS wszedł tym razem do akcji batalion
podchorążych marynarki wojennej. Natarcie zostało odparte, po czym zapanował spokój. W dniach
4   i   5   września   Niemcy   nie   próbowali   zdobyć  Westerplatte   szturmem.   Zamiast   tego   prowadzili
ciężki   ogień  artyleryjski   na   cały   rejon   Westerplatte,   a   w   szczególności   jego  środek   wraz   z
koszarami. Oprócz artylerii pancernika  Schleswig­Holstein  i baterii 88mm ze Stogów, Westerplatte
było od tego dnia począwszy ostrzeliwane z morza przez dwa torpedowce z Brzeźna, przez baterie
moździerzy 210mm i przez baterię z Jelitkowa. 3   Zatem ze wszystkich stron. W ciągu 6 września
półwysep był kilkakrotnie ostrzeliwany gwałtownymi nawałami artylerii, a następnie w godzinach
wieczornych nastąpiła próba podpalenia lasu na przedpolu w celu wyduszenia obsad wartowni nr 1
i 5.  Opancerzona  drezyna z  cysterną  zbliżała się  torem do  stacji kolejowej  Westerplatte pchając
cysternę  wypełnioną  paliwem.   Ostrzelana   jednak   ogniem   broni   maszynowej   i   amunicją
przeciwpancerną, została rozbita, a zawartość cysterny zapalona, przy czym ogień oświetlił pozycje
nieprzyjaciela. Jego zamiary zostały udaremnione. W ciągu nocy trzy wypady nieprzyjaciela zostały
odparte.
Atak na Westerplatte został ponowiony następnego dnia. Brał w nim udział Georg Wolf:
7   września,   godz.   4:20.   Mój   pluton   ma   atakować  za   wagonem   cysterną,   który   ma   być
przepchnięty   przez   bramę  Westerplatte   i   następnie   zapalony.   Plutonowy   Waschynski
dowodził grupa saperów pchających wagon. Następuje eksplozja. (...) Po chwili ruszamy do
natarcia (...) i dochodzimy do głównego budynku. (...) Cisza. Na dachu biała flaga. Polacy
poddali się. (...) Jest godzina 9:30. 2
Rzeczywiście,   kiedy   zabrakło  żywności,   wody   i   nadziei   na   przyjście   pomocy,   postanowiono
przerwać  walkę.   Po   7   dniach   zmagań,   które   kosztowały   Niemców   około   300­400   zabitych
żołnierzy, nie licząc rannych, wróg wkroczył na teren Westerplatte. Polacy ponieśli w tej walce
proporcjonalnie bardzo małe straty: 15 zabitych i 53 rannych. Dowódca niemieckich oddziałów,
gen. Friedrich Eberhardt, pozwolił majorowi Sucharskiemu zatrzymać w niewoli swoją szablę w
znak uznania jego odwagi. Niemcy nie mogli uwierzyć, że taka mała placówka bez poważniejszych
umocnień  potrafiła   się  bronić  tak   długo.   Oddawali   więc   honory   polskim  żołnierzom   idącym   do
niewoli   i   bronili   ich   przed   gdańskimi   mieszczuchami,   którzy   chcieli   ich   zlinczować.   Major
Sucharski spędził resztę wojny w obozie jenieckim. W lipcu 1945 r. wstąpił to polskiego wojska we
Włoszech, ale nie miał już sił by dowodzić. Lata spędzone w niewoli zrujnowały jego zdrowie.
Zmarł   30   sierpnia   1946   roku   w   szpitalu   wojskowym   w   Neapolu.   Przed  śmiercią  błagał   by   go
pochować w Polsce. Jego prośba spełniła się po 25 latach. W dniu 1 września 1971 jego szczątki
spoczęły na Westerplatte. Ceremonią pogrzebu dowodził ostatni żyjący oficer załogi Westerplatte,
por. Leon Pająk. 
Jeszcze w czasie trwania Drugiej Wojny Światowej obrona Westerplatte stała się symbolem
bohaterskiego oporu, czysto honorowego, gdyż półwysep Westerplatte nie miał wojskowego czy
ekonomicznego   znaczenia.   Jego   dowódca,   Henryk   Sucharski,   został   polskim   bohaterem
narodowym, niepodważalnym mimo zmian politycznych zachodzących w polskim społeczeństwie.
I nagle w roku 1994 jego sława została po raz pierwszy zakwestionowana. Zastępcą Sucharskiego
na Westerplatte był kapitan Franciszek Dąbrowski. Po wojnie imał się różnych zajęć; ostatecznie
protekcja   radzieckiego   generała   pozwoliła   mu   na   otwarcie   kiosku   z   gazetami   w   Krakowie.
Dąbrowski  zmarł  w  1962 r. Przed śmiercią  spisał  testament  z zastrzeżeniem  by nie  otwierać go
przed upływem 30 lat od jego śmierci. Gdy przyszedł czas, syn Dąbrowskiego nie mógł uwierzyć
własnym   oczom.   Według   testamentu   Dąbrowskiego   2   września   1939   r.,   po   piekielnym
bombardowaniu i związanych z nim strat, Sucharski załamał się nerwowo i rozkazał wywiesić białą
flagę. Byłaby to flaga dojrzana tego dnia ze  Schleswiga­Holsteina
Dowódca trząsł się i bełkotał w malignie z pianą na ustach. Interweniował lekarz. Żołnierze
przypięli majora pasami do łóżka, włożyli mu deseczkę w usta. Westerplatte broni się dalej, wbrew
dowódcy  ­ to były obrazoburcze słowa. 7  Przez 45 lat nadawano imię majora Sucharskiego ulicom i
szkołom, statkom i drużynom harcerskim w całej Polsce. A teraz jego historia groziła skandalem.
Dopiero  w  dwa  lata  później   gazeta   Polityka   zdecydowała  się  na  publikację  obszernego  artykułu
opartego na rewelacjach testamentu Dąbrowskiego. Artykuł przeszedł bez większego rozgłosu, ale
to był dopiero początek. Zawarta w nim historia zafascynowała dziennikarza Mariusza Borowiaka,
który w roku 2001 opublikował książkę  Mała flota bez mitów   wraz z opisem wyników swojego
dochodzenia.   Książka   wywołała   oburzenie,   autor   został   oskarżony   o   przeniewierzenie   historii   i
szarganie   narodowych  świętości.   Kilka   miesięcy   później   Borowiak   wydał   następną  książkę,
Westerplatte. W obronie prawdy , w której nie pozostawił ani cienia wątpliwości ­ major Sucharski
nie dowodził obroną Westerplatte. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin