Fejgin i inni.pdf

(131 KB) Pobierz
Fejgin i inni, czyli fejginiątka są wśród nas
Fejgin i inni, czyli fejginiątka są wśród nas
Leszek Żebrowski, Nasza Polska Nr. 35 (356), 28.08.2002
Z dużym opóźnieniem - bo dopiero 10 sierpnia - Polska Agencja Prasowa
podała, że w Warszawie zmarł w dniu 28 lipca w wieku 93 lat płk Anatol Fejgin,
jeden z głównych baronów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Z
nekrologu, zamieszczonego w "Gazecie Wyborczej" dowiedzieliśmy się, że
był... kochanym Mężem, Ojcem, Dziadkiem i Pradziadkiem. Na ogół takie
określenia, często przecież spotykane w nekrologach, świadczą o związkach
uczuciowych wśród członków najbliższej rodziny. Jako takie, nie rażą
czytelnika, choć są może zbyt standardowe i puste.
Zawsze, gdy spotykamy takie (i podobne) przymiotniki w nekrologach osób
powszechnie znanych, których rola w historii nie była pozytywna, przypomina nam
się prastara formuła łacińska: de mortuis nil nisi bene (o umarłych tylko dobrze),
przypisywana greckiemu mędrcowi Solonowi. Umarłym na ogół łatwo wszystko
wybaczamy - wszak idą na sąd, w którym nie ma fałszywych prokuratorów,
stronniczych sędziów i chciwych, nieuczciwych adwokatów. Tam nic się z ich życia
nie ukryje i wszyscy będziemy mierzeni jedną miarą. Są jednak takie sytuacje, w
których nekrolog wysokiego oficera UB przywołuje straszliwe wspomnienia cierpień i
przeżyć osobistych ofiar (lub członków ich rodzin) lub powoduje refleksję publicysty
czy zadumę historyka.
Taką sytuację wywołuje niewątpliwie nekrolog pułkownika UB Anatola Fejgina,
jednego z najgorszych i najbardziej okrutnych ubeków Polski Ludowej.
Kpina z ofiar
Trudno przejść do porządku dziennego i nie zastanowić się w tym momencie nad
rolą dziejową stalinowskiej bezpieki. Tak - bezpieki, albowiem słowo to, dziś już
nieco zapomniane, powinno tak mocno zapaść w społeczną pamięć, jak SS czy
gestapo. W końcu metody, stosowane przez te służby, nie tak bardzo się między
sobą różniły. A zbrodnie nazistowskie w ogólnym bilansie wcale nie były większe, niż
zbrodnie komunistyczne.
Dziwnym trafem dzieje się jakoś tak, że bezpieka traktowana jest - nadal, a
szczególnie po dojściu obecnej koalicji do władzy - jak normalna służba
państwowa, stojąca na straży ładu i demokracji , co jest już jawną kpiną z jej
ofiar. Przede wszystkim - jej zbrodnie nie zostały rozliczone po 1989 roku, co
świadczy, że zbudowany "po upadku komunizmu" system nie jest zdrowy.
Wprawdzie na skutek pewnego nacisku społecznego doszło do kilkunastu
1
10383872.003.png 10383872.004.png
spektakularnych procesów byłych funkcjonariuszy UB (poza sprawą Adama
Humera - na ogół resortowych płotek) i kilku z nich skazano nawet na kary więzienia
(niezbyt wysokie), jednakże w większości przypadków nawet niezwykle okrutnych i
przerażających swą skalą zbrodni, śledztwa albo w ogóle nie zostały wszczęte, albo
też - po bardzo powierzchownym postępowaniu - zostały umorzone z bardzo
popularnego powodu, jakim jest... niewykrycie sprawców.
Baronowie bezpieki
Płk Fejgin - jak już wspomniałem - należał do baronów bezpieki. To określenie,
bardzo modne dziś w kręgach decyzyjnych SLD, stosowane jest wobec najbardziej
wpływowych polityków tej partii. MBP też miała w swych szeregach takich ludzi.
Należeli do tego kręgu ludzie ze ścisłego kierownictwa resortu, złożonego ze starych
NKWD-zistów i generałów UB: Stanisław Radkiewicz , Natan Kikiel-Grünspan
(bardziej znany jako Roman Romkowski ) i Mojżesz Bobrowicki (bardziej znany
jako Mieczysław Mietkowski ). Ale do kręgu baronów UB zaliczyć też powinniśmy
tych funkcjonariuszy, których władza przekraczała formalnie pełnione przez nich
funkcje (na ogół dyrektorów Departamentów i Biur), pułkowników: Józefa
Różańskiego, Julię Brystygier, Jana Ptasińskiego, Leona Andrzejewskiego
(Lejba Ajzena), Józefa Czaplickiego (z racji szczególnego okrucieństwa wobec
żołnierzy podziemia zwanego "Akowerem")... I wielu innych, których nazwiska,
funkcje i czyny idą w zapomnienie, choć tak być nie powinno.
Zaufany funk NKWD
Anatol Fejgin wstąpił do UB 1 marca 1950 roku, a właściwie został tam służbowo
przeniesiony na stanowisko dyrektora Biura Specjalnego (przemianowanego w
grudniu 1951 r. na Departament Specjalny) z Informacji Wojskowej, gdzie był
zastępcą szefa Głównego Zarządu. To była zaś wojskowa bezpieka, jeszcze
bardziej okrutna i bezwzględna, niż jej "cywilny" odpowiednik. Obie służby - UB
i IW - zostały zorganizowane przez Sowietów w celu zapewnienia sobie dominacji w
okupowanej przez komunistów od 1944 roku Polsce i były narzędziem realizacji i
obrony ich interesów. Nikt nie nadawał się do tej służby lepiej, niż przedwojenni
agenci sowieccy z Komunistycznej Partii Polski . Najważniejsi z nich już przed
wojną mieli sowieckie obywatelstwo i byli wtajemniczani w plany światowej rewolucji,
której płomienie miały zniszczyć Europę, a następnie inne kontynenty.
Fejgin - urodzony w 1909 roku w inteligenckiej rodzinie żydowskiej - był działaczem
KPP (w wieku 15 lat wstąpił do komunistycznej młodzieżówki), w której posługiwał
się pseudonimami: "Felek" (zapewne na cześć Feliksa Edmundowicza
Dzierżyńskiego), "Jerzy", "Stach" i "Wasyl". Trzykrotnie skazany był za działalność
przeciwko suwerenności i niepodległości Polski na kary więzienia, od 1934
roku przebywał stale na tzw. stopie nielegalnej jak funk - czyli funkcjonariusz
KPP na etacie, opłacanym z moskiewskich funduszy. Najprawdopodobniej już
wtedy został co najmniej zaufanym człowiekiem NKWD, przewidywanym do służby
w "radzieckiej" Polsce. Sowieci bowiem systematycznie i długofalowo
2
10383872.005.png
przygotowywali się do rozszerzenia swego imperium i traktowali to zadanie
niezwykle poważnie. Struktury bezpieczeństwa II RP były dobrze zorganizowane i
dość skutecznie penetrowały środowiska komunistyczne, gromadząc na ich temat
wiedzę pokaźnych rozmiarów. Miały też świadomość, że są to agenci Związku
Sowieckiego, jednakże niejednokrotnie w procesach sądowych ta wiedza nie była
wykorzystywana, albowiem polski kontrwywiad nie chciał ujawniać swej całej wiedzy
i źródeł jej pochodzenia.
Gdyby w II RP przypuszczano, że w przyszłości do władzy dojdą sowieccy
agenci...
Któż zresztą wówczas przypuszczał, że jakiś tam KPP-owiec Radkiewicz będzie
szefem bezpieki w powojennej, komunistycznej Polsce? Że Natan Kikiel-Grünspan
podczas wojny zostanie majorem NKWD w sowieckich "grupach specjalnych", a
bezpieczniacką karierę zakończy jako zastępca Radkiewicza? Że Mendel Kossoj ,
który na zlecenie kompartii popełnił liczne morderstwa, a po wojnie - już jako
Wacław Komar - będzie szefem wywiadu i kontrwywiadu (cywilnego i wojskowego)
Polski Ludowej? Że Mikołaj Demko (lub Mieczysław Moczar , jak kto woli) będzie
wiceministrem bezpieki, ministrem spraw wewnętrznych, szefem ZBoWiD-u i jednym
z głównych filarów PZPR aż do lat 80-tych? Gdyby taka wiedza - wynikająca
bardziej z wyobraźni, niż chłodnej kalkulacji - wówczas, w niepodległej
międzywojennej Polsce istniała, to, być może, ci drobni agenci i zdrajcy
zostaliby ukarani bardziej surowo. Być może niektórzy z nich zostaliby w
ogóle wyeliminowani i zostałoby po nich mniej krwi i łez...
Należało przeprowadzić "akcję oczyszczającą"
Ale kto mógł wówczas przypuszczać, że kataklizm, jaki nadchodził w postaci II
wojny, tak radykalnie odmieni losy świata i wyniesie do władzy nad sporą jego
częścią szumowiny i męty, choćby z inteligenckim rodowodem? Przeczuwali to
jedynie nieliczni i to bardziej na podstawie intuicji, niż chłodnych kalkulacji. Podobnie
było w okresie okupacji. Polskie Państwo Podziemne dość skutecznie
rozpracowało NKWD-owską pajęczynę agentów i szpiegów, działających pod
szyldem tak zwanej Polskiej Partii Robotniczej. Raporty kontrwywiadu
podziemia niepodległościowego od samego początku były dramatyczne i
zwracały uwagę na fakt, że organizacje komunistyczne są obcą agenturą, w
swej działalności nie przebierają w środkach, denuncjują działaczy PPP i
żołnierzy AK do gestapo, dokonują skrytobójstw i napadów rabunkowych.
Szczególnie wstrząsający jest raport kontrwywiadu AK z marca 1944 roku, w którym
przewidujący analityk zalecał wprost: usunięcie macek npla z naszych szeregów jest
zadaniem trudnym, ale bezwzględnie koniecznym. W wykonaniu tego zadania
zastosować należy metody chirurgiczne. Czułostkowość i chwiejność w
przeprowadzeniu akcji oczyszczającej spowodować mogą w wyniku
zmarnowanie tego olbrzymiego wysiłku społeczeństwa, jaki został włożony w
organizację wojska i władz cywilnych.
3
10383872.006.png
Niestety, taka akcja nie została wówczas podjęta. Ci, którzy do dziś uważają, że
struktury Polskiego Państwa Podziemnego nie powinny sięgać po tak dramatyczne
środki, jak akcja oczyszczająca, powinni policzyć ofiary aparatu bezpieczeństwa
publicznego po 1944 roku: działaczy Delegatury Rządu, partii politycznych, działaczy
społecznych i przede wszystkim żołnierzy Armii Krajowej i innych organizacji
niepodległościowych. Były to ofiary, których można było - choćby częściowo -
uniknąć.
A zaniechanie takiej antykomunistycznej akcji, która mogła być skutecznie
podjęta w 1944 roku na szeroką skalę, pozwoliło Sowietom sięgnąć po
"rewolucyjne" kadry z wojennej PPR, zmieszać je z absolwentami szkół NKWD
i różnego rodzaju kursów WKP(b) i stworzyć na tej bazie okupacyjny aparat
terroru, dość dobrze zorientowany w polskim życiu politycznym i społecznym .
Na miejsce przedwojennych i wojennych polskich polityków, żołnierzy, działaczy,
przyszli ludzie pokroju Moczara, Korczyńskiego, Komara (to oczywiście wszystko
jakieś partyjne pseudonimy, które stały się nazwiskami). Zamiast prawdziwego
prezydenta RP funkcjonował sowiecki szpieg i agent NKWD Bolesław Bierut;
zamiast prawdziwych generałów i oficerów WP mieliśmy agenta NKWD,
stalinowskiego "marszałka" Rolę-Żymierskiego; zamiast polityków partyjnych
z prawdziwego zdarzenia mieliśmy jakiś "awans społeczny": Gomułkę,
Jóźwiaka, Logę-Sowińskiego, Osóbkę-Morawskiego i innych tego pokroju,
którzy w normalnych warunkach mogliby funkcjonować gdzieś na marginesie
społeczeństwa (oczywiście po odsiedzeniu wyroków sądowych za swe
"zasługi").
O zbrodniach kata nie można milczeć nawet po jego śmierci
Czy wobec jednego z budowniczych zbrodniczej Polski Ludowej, pułkownika UB
Anatola Fejgina, można zastosować powiedzenie: de mortuis nil nisi bene ? Przecież
nic dobrego o nim powiedzieć nie możemy, albowiem jego działalność w
strukturach Informacji Wojskowej, a następnie Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego, kojarzy się wyłącznie ze zbrodniami przeciwko ludzkości, które
nie ulegają przedawnieniu. Nie możemy też przemilczeć jego roli, aby tej
formule stało się zadość. Przecież milczenie byłoby zapomnieniem, a
zapomnieć o tym nie można. Nasza obecna zapaść cywilizacyjna, gospodarcza i
przede wszystkim moralna, to bezpośredni i pośredni skutek zbrodniczej działalności
ludzi bezpieki. A pułkownik Fejgin do nich należał i to do pierwszego szeregu.
Żydzi w bezpiece
Jest jeszcze jeden charakterystyczny fakt, związany z tą postacią. We wszelkich
dyskusjach o roli aparatu bezpieczeństwa publicznego komunistycznej Polski,
szczególnie w latach 1944-1956, przewija się wątek narodowościowy, czyli: Żydzi w
bezpiece. Są dwa podejścia - jedno z nich polega na negowaniu tego wątku i
sprowadzaniu go do... antysemityzmu. Czyli że każdy, kto usiłuje pokazać to
4
10383872.001.png
zjawisko, jest natychmiast - przez pewne wpływowe środowiska i określone media -
odpowiednio zakwalifikowany jako ten, z którym nie powinno się dyskutować.
Podejście drugie - to pokazywanie faktów. A z nimi się nie polemizuje, co najwyżej
można je różnie interpretować. Na tym tle natychmiast widać różnice w postawach i
ujawnia się pewne lobby, które w takich sytuacjach usiłuje wszystko zbagatelizować
lub nawet negować fakty.
Oto w 1990 roku w "Tygodniku Powszechnym" ukazała się charakterystyczna
wypowiedź prof. Chone Shmeruka , przewodniczącego Ośrodka Kultury Żydów
Polskich na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie: Berman nie funkcjonował jako
Żyd, on funkcjonował jako członek partii. A partia nie była żydowska, była polska. On
się nie uważał za Żyda, za kogoś, kto występuje w imieniu Żydów. I żaden Żyd nie
widział w nim przedstawiciela narodu żydowskiego. Czułby się obrażony, gdyby ktoś
mu to powiedział. Berman funkcjonował jako Berman i jego można obwiniać, czynić
mu zarzuty. Ale jako Żyd? To samo mógłby robić Polak. Gdyby nie on, byłby Polak
na jego miejscu.
O to, kim był Berman, powinno się jednak zapytać samego zainteresowanego. Ten
zaś w połowie lat 80-tych, w rozmowie z Teresą Torańską całkowicie zanegował taką
mętną egzegezę: - Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że najwyższych
stanowisk jako Żyd objąć albo nie powinienem, albo nie mógłbym. Zresztą nie
zależało mi, by ustawiać się w pierwszych rzędach. Nie dlatego nawet, że z
natury jestem taki skromny. Faktyczne posiadanie władzy nie musi wcale iść w
parze z eksponowaniem własnej osoby.
Płk Anatol Fejgin też uważał się za Żyda i taką narodowość wpisywał w
ankietach personalnych, zachował nawet swe prawdziwe nazwisko, wbrew
ówczesnej praktyce . Z jego osobą i pełnionymi przez niego funkcjami związana
była szeroka wiedza o mechanizmach, rządzących strukturami przemocy w Polsce
Ludowej, jak również o konkretnych wydarzeniach, w tym o ohydnych zbrodniach.
Nie był jednak objęty śledztwem, "nękany" przesłuchaniami, konfrontowany z
dowodami i świadkami. Był jak żubr w Puszczy Białowieskiej - objęty całkowitą
ochroną. Taki status powinien jednak przysługiwać wyłącznie ginącym
gatunkom zwierząt, a nie dożywającym swych dni baronom bezpieki.
Kielecka prowokacja NKWD
Fejgin miał również jakąś wiedzę o kulisach pogromu kieleckiego, którego kolejna
rocznica minęła niedawno. Ponura sprawa, która cały czas czeka na wyjaśnienie,
toczy się niemrawo i mało kto pamięta, że śledztwo nie jest zakończone. Już
wówczas, w 1946 roku, konspiracyjne pismo Zrzeszenia WiN "Orzeł Biały" w
numerze 4-5 z czerwca-lipca informowało społeczeństwo, żyjące w okowach
komunistycznej cenzury, że: Wystąpienia antyżydowskie w Polsce są prowokowane
przez NKWD i są one wykorzystywane przez Rosję zarówno na arenie
międzynarodowej, jak i na odcinku wewnętrznym. (...)
5
10383872.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin