Anton Czechow, Zemsta.pdf
(
71 KB
)
Pobierz
525377967 UNPDF
Na podstawie: Anton Czechow (-), Śmierć urzędnika,
tłum. A. W., ”Bibljoteka Groszowa”, Warszawa,
Wersja lektury on-line dostępna jest
na stronie wolnelektury.pl
.
Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się
w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy-
korzystywać, publikować i rozpowszechniać.
ANTON CZECHOW
Zemsta
Lew Sawicz Tumanow, zwykły śmiertelnik, posiadacz kapitaliku, młodej żony i po-
ważnej łysiny, grał raz w karty na imieninach u swego przyjaciela. Po dość znacznej
przegranej, od której nawet potem się oblał, przypomniał sobie nagle, że już długo
nie pił wódki. Wstał z miejsca i na palcach, kołysząc się poważnie, przesunął się mię-
dzy krzesłami, przeszedł salon, gdzie tańczyła młodzież (tu z uśmiechem, pobłażliwie
i po ojcowsku poklepał po plecach młodego aptekarza), i czmychnął przez małe drzwi
do bufetu. Stały tam na okrągłym stoliku butelki, karafki z wódką… Przy nich, wśród
innych zakąsek, leżał na talerzu, zieleniąc się od cebulki i pietruszki, śledź, z którego
połowę już zjedzono. Lew Sawicz nalał sobie kieliszek, wykonał w powietrzu ruch
palcami, jakby miał zamiar rozpocząć przemówienie, wypił i zrobił przy tym gry-
mas męczeński, potem dziobnął widelcem dzwonko śledzia… Naraz za ścianą dały się
słyszeć głosy:
— Dobrze, dobrze — mówił ożywiony głos kobiecy. — Tylko kiedy to będzie?
…Moja żona… — poznał Lew Sawicz. — Z kim też ona rozmawia?
— Kiedy chcesz, moja droga — odpowiedział za ścianą niski, soczysty bas. —
Dziś — nie bardzo mi na rękę, jutro — calusieńki dzień jestem zajęty…
…To Degtiarow — poznał Tumanow jednego z przyjaciół po basowym głosie.
— I ty, Brutusie! Czyżby i jego już złapała? Co za nienasycona, niespokojna baba?
Jednego dnia nie może przeżyć bez romansu…
— Tak, jutro jestem zajęty — ciągnął bas — jeżeli chcesz, napisz do mnie cośkol-
wiek jutro… Będzie mi bardzo miło… Tylko powinniśmy jakoś zorganizować naszą
korespondencję. Trzeba coś wymyślić. Poczta — niezupełnie bezpieczna. Jeżeli ja do
ciebie napiszę, to twój indor może list przyłapać u listonosza, jeżeli zaś ty do mnie
napiszesz, to moja połowica odbierze w mojej nieobecności i na pewno otworzy.
— Więc co robić?
— Trzeba wymyślić jakiś kawał. Przez służbę też posyłać nie można, gdyż twój
Sobakiewicz zapewne trzyma w karbach młodszą i lokaja… Gra teraz w karty?
— Tak. I wiecznie, bałwan, przegrywa.
— Pewnie za to powodzi mu się w miłości — zaśmiał się Degtiarow. — O, po-
słuchaj, jaki fortel wymyśliłem?… Jutro, punktualnie o szóstej wieczorem, wracając
z biura, będę przechodził przez ogród publiczny, gdzie mam się zobaczyć z naczelni-
kiem. Więc wiesz co, moja droga? Postaraj się koniecznie przed szóstą, nie później,
włożyć liścik do wazonu marmurowego, co stoi na lewo od winogronowej altanki.
— Wiem, wiem!
— To będzie i poetycznie, i tajemniczo, zupełnie coś nowego. Nie dowie się ani
twój tłuścioch, ani moja połowica. Zrozumiałaś?
Lew Sawicz wypił jeszcze jeden kieliszek i wrócił do kart. Odkrycie, które dopiero
co zrobił, nie oszołomiło go, nie zdziwiło ani też nawet trochę nie oburzyło. Dawno
już minął czas, kiedy się oburzał, urządzał sceny, wymyślał i nawet bił — machnął
ręką i patrzył na romanse swej lekkomyślnej żony przez palce. Było mu jednakowo
nieprzyjemnie! Takie wyrażenia, jak „tłuścioch,” „indor” i „Sobakiewicz” obrażały jego
miłość własną.
…Jakaż to jednak kanalia, ten Degtiarow — myślał zapisując przegrane. — Przy
spotkaniu na ulicy udaje takiego miłego przyjaciela, wyszczerza zęby, gładzi po brzu-
chu, a teraz, jakie to słówka puszcza! W oczy nazywa przyjacielem, a za oczy jestem dla
niego „indorem” i „tłuściochem”… — Im więcej przegrywał, tem dotkliwsze stawało
się uczucie zniewagi.
…Młokos… — rozpamiętywał, z wściekłości łamiąc kredkę. — Smarkacz… nie
chce mi się tylko z tobą paskudzić, ale pokazałbym ci „Sobakiewicza”.
Podczas kolacji nie mógł obojętnie patrzeć na fizjonomię Degtiarowa, a ten, jakby
umyślnie niepokoił go pytaniami: czy wygrał? dlaczego jest smutny itp… I nawet
doszedł do takiego zuchwalstwa, że w roli przyjaciela głośno zrobił wymówkę jego
żonie, że za mało dba o zdrowie męża. A małżonka, jakby nigdy nic, patrzyła na męża
słodkimi oczyma, śmiała się wesoło, paplała w najniewinniejszy sposób, tak, iż sam
diabeł nie mógłby jej posądzić o niewierność.
Po powrocie do domu, Lew Sawicz był zły i niezadowolony, jak gdyby podczas
kolacji, zamiast cielęciny, zjadł stary kalosz; może być, że przemógłby się i zapomniał,
ale szczebiot żony i jej uśmieszki co chwila przypominały mu „indora”, „tłuściocha”,
„gęsiora”…
…Po pysku by dać łotrowi… skompromitować go publicznie. — I myślał so-
bie teraz, że dobrze by było pobić Degtiarowa, zastrzelić go w pojedynku, jak wró-
bla… wysadzić z posady… albo włożyć do marmurowego wazonu coś nieprzyzwoite-
go, cuchnącego… na przykład, zdechłego szczura… Nieźle byłoby wykraść list żony
z wazonu, a zamiast niego, położyć jakieś nieprzyzwoite wiersze z podpisem „twoja
Akulka” lub coś w tym rodzaju.
Tumanow długo chodził po sypialni i napawał się tego rodzaju marzeniami…
nagle, przystanął i uderzył się ręką w czoło.
— Znalazłem, brawo! — zawołał i twarz rozjaśniła mu się zadowoleniem. To
będzie doskonałe! Do-skonale!
Gdy małżonka zasnęła, usiadł przy biurku i po długim namyśle, zmieniając cha-
rakter pisma, nakreślił, co następuje: „Do kupca Dolinowa. Szanowny Panie! Jeżeli
do szóstej wieczór dziś, września, nie włoży pan dwustu rubli do marmurowe-
go wazonu w ogrodzie miejskim, na lewo od altanki winogronowej, to będzie pan
zabity, a pański sklep galanteryjny wyleci w powietrze.”
Skończywszy ten list, Lew Sawicz aż podskoczył z zachwytu.
— Co za pomysł! — mruczał, zacierając ręce. — Cudownie! Lepszej zemsty
sam szatan nie wymyśli. Rozumie się, że kupczyna się zlęknie, da zaraz znać policji,
a policja urządzi koło szóstej zasadzkę w krzakach i capnie ptaszka, kiedy ten polezie
po list… To się dopiero przestraszy! Zanim się sprawa wyjaśni, kanalia zdąży namęczyć
się, nasiedzieć… Brawo!
Lew Sawicz nalepił markę na list i sam odniósł go na pocztę. Zasnął z błogim
uśmiechem i spał tak słodko, jak mu się to już dawno nie zdarzyło. Obudziwszy
się rano i przypomniawszy sobie swój koncept, zamruczał wesoło i nawet pogładził
niewierną żonę po podbródku. Idąc do biura i później, siedząc w kancelarii, uśmie-
chał się cały czas, a wyobraźnia rysowała mu przerażenie Degtiarowa, kiedy wpadnie
Zemsta
w zasadzkę. Po piątej nie mógł już wytrzymać i pobiegł do miejskiego ogrodu, by na
własne oczy napawać się widokiem rozpaczliwego położenia swego wroga.
…Acha!… — pomyślał, spotkawszy policjanta.
Doszedłszy do altanki winogronowej, usiadł na ławce pod krzakiem i skierowaw-
szy natężony wzrok na wazon, czekał. Niecierpliwość jego nie miała granic.
Punktualnie o szóstej zjawił się Degtiarow. Młody człowiek był widocznie w naj-
lepszym humorze. Cylinder jego był zawadiacko zsunięty na tył głowy, a spod roz-
piętego palta razem z kamizelką wyglądała, rzekłbyś, sama dusza. Pogwizdywał i palił
cygaro.
…Zobaczysz, zaraz dowiesz się, co to jest „indor” i „Sobakiewicz” — napawał się
Tumanow. — Poczekaj!
Degtiarow zbliżył się do wazonu i niedbale wsunął weń rękę… Lew Sawicz wstał
i wpił się w niego wzrokiem… Młody człowiek wyciągnął z wazonu niewielki pa-
kiecik, obejrzał go ze wszystkich stron, wzruszył ramionami, następnie z wahaniem
otworzył, znowu wzruszył ramionami, a na twarzy jego odmalowało się niezwykłe
zdumienie — w pakiecie były dwa sturublowe papierki. Długo przyglądał się Deg-
tiarow tym papierkom. Wreszcie, nie przestając wzruszać ramionami, wsunął je do
kieszeni wyrzekł: — „Merci”.
Nieszczęsny Lew Sawicz słyszał to „merci”. Cały wieczór stał naprzeciwko sklepu
Dolinowa, wygrażał pięścią szyldowi i mruczał z oburzeniem:
— Tch-chórz! Podły handlarz! Tch-chórz plugawy! Zając brzuchaty!
Zemsta
Plik z chomika:
lena552
Inne pliki z tego folderu:
Anton Czechow, Aptekarzowa.pdf
(79 KB)
Anton Czechow, Bezbronna istota.pdf
(76 KB)
Anton Czechow, Córa Albionu.pdf
(73 KB)
Anton Czechow, Damy.pdf
(69 KB)
Anton Czechow, Dramat.pdf
(76 KB)
Inne foldery tego chomika:
■ M. P. Rawinis - DWOREK POD MALWAMI
■ M. P. Rawinis- SAGA RODU z LIPOWEJ
Agatha Christie
Andrzej Pilipiuk
Baśnie,legendy itp
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin