296. Matthews Jessica - Dzień radości.pdf

(701 KB) Pobierz
A very special Christmas
222142201.002.png
Jessica Matthews
Dzień radości
222142201.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Mam dwie wiadomości, dobrą i złą. Od której zacząć?
– Nie wiem. – Claire Westin zerknęła znad filiżanki kawy na lekarza, który zatrudnił ją
przed dwoma miesiącami. – A jak wolisz?
Alex Ridgeway wzruszył ramionami.
– Spytałem pierwszy. – Gdy się uśmiechał, wyglądał o dziesięć lat młodziej, a miał już lat
trzydzieści pięć.
Patrząc na mężczyznę, którego skóra nie straciła dotąd opalenizny, Claire zatęskniła za
upałem. Gdyby tak chodził po ogrodzie bez koszuli, mogłaby sprzedawać kobietom bilety na
ów pokaz. I zapewne dorobiłaby się małej fortuny.
Jedyną niedoskonałością, jaką zdołała odnaleźć w przystojnym brunecie, była cienka
blizna przecinająca prawą brew. Brakowało jej odwagi, by zapytać o przyczynę tej drobnej
skazy. Ponieważ Alex miał sylwetkę koszykarza, a do tego dłonie idealne do chwytania i
rzucania piłki, przyjęła, że zranił sobie czoło, uprawiając sport. Teraz jednak oczekiwał
konkretnej odpowiedzi, a nie oceny swojej urody.
– To może zacznij od dobrej. Nie chcę psuć sobie humoru z samego rana.
– Henry Grieg podarował nam sto dolarów. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
Ale Claire świetnie wiedziała, że z taką sumą wiele się nie zdziała.
– Dlaczego coś mi podpowiada, że ta stówa ma związek ze złą wiadomością?
– Nie taką znów złą. – Alex zrobił minę jak chłopiec, który ani chwili dłużej nie potrafi
dochować tajemnicy. – Mamy razem ubrać choinkę w poczekalni.
Dla Claire była to rzeczywiście zła wiadomość, i to przez duże Z. Przed trzema laty po
raz ostatni uległa świątecznej gorączce. Były to najgorsze święta w jej życiu. Od tamtej pory
robiła, co mogła, by ignorować Boże Narodzenie.
Zamoczyła usta w kawie i syknęła.
– Co jest? – spytał. – Za gorąca?
– Poparzyłam sobie język. Ale wróćmy do tej nieszczęsnej choinki. Czemu padło akurat
na nas? Jesteśmy tu nowi.
Napełnił kawą filiżankę, a właściwie ceramiczny kubek z napisem „Najlepszy tata”, i
wrzucił do niego kostkę lodu.
– No właśnie.
– Aha, rozumiem. Zostaliśmy wybrani z braku innych kandydatów.
– Niezupełnie. – Znowu uniósł w uśmiechu kąciki ust, co wzbudziło w niej pewne
podejrzenia. Jeżeli doktor Grieg wydał polecenie służbowe, mówi się trudno. Co innego
jednak, jeśli Alex zadecydował w jej imieniu.
– Tylko mi nie mów, że zgłosiłeś nas na ochotnika.
– Szef złapał mnie wczoraj wieczorem, jak wychodziłem, i zapytał, czy mógłby na nas
liczyć.
Claire walczyła ze sobą, by nie wybuchnąć złością.
222142201.004.png
– I powiedziałeś tak.
– A jakie miałem wyjście?
– Odmówić – rzuciła natychmiast.
– No wiesz, to była bardzo uprzejma prośba. Ale od razu zrozumiałem, że nie mam
wyboru.
Alex zamieszkał w Pleasant Valley latem, Claire zaś przed sześcioma tygodniami, w
połowie października.
– Dziwne, że nie wybrał kogoś, kto zna tutejsze obyczaje – rzekła zirytowanym głosem.
– Świeża krew to nowe pomysły. Tak uważa Henry. Tyle że ta świeża krew nie ma
żadnych świeżych pomysłów ani ochoty na zastanawianie się nad nimi.
– Sądziłam, że to lekarze i ich żony albo narzeczone odpowiadają za świąteczne
dekoracje.
– Tak, ale skoro nie mam ani jednej, ani drugiej, musisz mi pomóc. Poza tym Henry sam
o tobie wspomniał. – Patrzył na nią przenikliwie, czego nie lubiła.
– Jakiś problem?
Owszem, miała ochotę krzyczeć, lecz zacisnęła zęby. Chętnie poprosiłaby kogoś o
zastępstwo, choćby Norę Laslow, bo to ona namówiła ją na tę pracę. Czy ma wytłumaczyć
Aleksowi, jakie uczucia wzbudza w niej Boże Narodzenie? Dlaczego te święta nie przynoszą
jej radości, tylko pogrążają w depresji? I po co ma to mówić? Alex na nią liczy. Henry wydał
dyrektywę, a jego życzenie jest rozkazem i trzeba mieć naprawdę ważny powód, by mu się
nie podporządkować.
Oczywiście Alex zrozumiałby jej motywy, ale czy ona ma chęć na zwierzenia? Nie. W
końcu przyjechała tu zacząć wszystko od nowa, a co za tym idzie, nie wracać do przeszłości.
Postanowiła także posuwać się naprzód z prędkością ślimaka. No cóż, nie ma wyboru i musi
sprostać zadaniu.
– Dobrze – oznajmiła po chwili. – Szkoda tylko, że najpierw tego ze mną nie uzgodniłeś.
– Niby jak? Zaskoczył mnie. W każdym razie nie obawiaj się, że to zabierze ci dużo
czasu – zapewnił.
– Rozmawiałem z Jennie, chętnie nam pomoże.
– No to ja nie będę potrzebna. – Ośmioletnia córka Aleksa na pewno doskonale poradzi
sobie z ubieraniem choinki.
Alex zmarszczył czoło.
– Przeciwnie – stwierdził. – Po pierwsze to jest konkurs, i to w kilku kategoriach.
Najładniejsza choinka, najoryginalniejsza choinka i tak dalej. Henry mówił, żeby wybrać
sobie temat, ubrać drzewko wedle własnego gustu i nie brać sobie do serca konkursu.
Wspomniał co prawda, że przez ostatnie trzy lata nasz oddział zawsze wygrywał...
Temat? Nagroda? To nie wystarczy powiesić na choince kilka bombek? Wygląda to
raczej na poważną sprawę, a Claire nie ma głowy do żadnych spraw, zwłaszcza poważnych.
Nie ma też do nich serca.
– Masz jakiś pomysł? – spytał Alex.
– Wybacz, ale nie. – Potrząsnęła energicznie głową.
222142201.005.png
– Co powiesz na płatki śniegu i sople lodu? Lodowate zimno. Trudno by znaleźć bardziej
adekwatny opis jej uczuć o tej porze roku.
– Może być. – Całe szczęście, że nie zaproponował aniołków. Tego by chyba nie strawiła.
– Ale czas nas goni. Gdzie teraz znajdziemy takie rzeczy?
– Poszliśmy wczoraj do sklepu zrobić rozeznanie. No i trafiły nam się szklane sople, a
Jennie obiecała, że powycina płatki śniegu z błyszczącego papieru. – Na jego twarz wypłynął
uśmiech. – Tak się przejęła, że zaraz po powrocie do domu siadła do roboty. Ona uwielbia
Gwiazdkę.
Czy jej Joshua wyczekuje świąt równie niecierpliwie co Jennie? Raczej nie, bo ona sama
nie ulega świątecznej atmosferze. Może powinna to zmienić ze względu na syna?
– W każdym razie – ciągnął tymczasem Alex – skoro już uzgodniliśmy temat, w przerwie
na lunch wyskoczymy jeszcze raz do sklepu. Mam nadzieję, że pojedziesz z nami.
– Dzisiaj to wykluczone. – Udała, że jest tym zasmucona. – Chcę podciąg włosy, jeśli
moja fryzjerka będzie wolna.
Przyjrzał się jej. Miała chęć poprawić swą fryzurę.
– Wyglądasz bardzo dobrze.
– Dziękuje, ale wierz mi, to konieczne. Nie przejmuj się, na pewno nie wniosę zastrzeżeń
do waszych zakupów. Powiesz mi potem, ile ci jestem winna.
– Nic – rzekł od razu. – Przecież Henry dał mi stówę.
– No tak. Nasza dobra wiadomość – odparła chłodno. – Wystarczy ci?
– Chyba tak. Zresztą nie wolno nam przekroczyć budżetu. Wybierasz się na zebranie
pracowników?
Wołałaby go uniknąć, gdyby nie Henry, który miał bzika na tym punkcie.
– Tak, muszę tylko przedtem zadzwonić.
– To na razie.
Alex wyszedł, a w pokoju nagle powiało chłodem. Claire trudno było przyznać się do
tego, że wyjątkowo odczuwa jego obecność. Co więcej, był jedynym mężczyzną od śmierci
Raya, na którego reagowała w ów niewytłumaczalny sposób.
Był wolny przez duże W, to znaczy, jak ujmowała to Nora, szczęśliwie rozwiedziony.
Niemniej bardziej interesowało go wychowanie córki niż nowy związek. Claire czuła
podobnie. Joshua wymagał jej uwagi. Wychowywała go samotnie i w związku z tym pragnęła
dać mu wszystko podwójnie, zrekompensować brak drugiego rodzica.
Zajrzała do zakładu fryzjerskiego, gdzie dowiedziała się, że musi poczekać na swoją kolej
do środy, po czym pospieszyła do sali konferencyjnej i wpadła prosto na Norę.
Nora i Claire były w tej samej grupie w szkole pielęgniarskiej. Przyjaźniły się od
jedenastu lat. Nora, pełna energii blondynka, pracowała dla Dennisa Rehmana, młodego
żonkosia. Ponieważ trzy ciąże w ciągu pięciu lat dodały jej wagi, była na permanentnej diecie.
– Nie siadaj przy stole – ostrzegła przyjaciółkę i skierowała ją w stronę krzeseł pod
ścianą.
– Dlaczego?
– Bo ktoś przyniósł pączki z budyniem, a moja siła woli jest dzisiaj na wyczerpaniu.
222142201.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin