Johanna Lindsey
Diabeł, który ją uwiódł
Cykl: Rodzina Reid (tom 2)
Tytuł oryginalny: The Devil Who Tamed Her
Tłumaczyła:
Katarzyna Malita
1
Reputacja najpiękniejszej i najbardziej pożądanej debiutantki stulecia oraz najbardziej znienawidzonej kobiety w Anglii była nie lada wyróżnieniem. O dziwo, Ophelia zasłużyła na nią w obu kategoriach. Zniewalająca uroda była jej przekleństwem, gdyż to ona sprawiała, że w towarzystwie ślicznej dziewczyny ludzie zachowywali się jak skończeni głupcy.
Goście zebrani w Summers Glade, wiejskiej posiadłości markiza Birmingdale, niczym się nie różnili. Ophelia zatrzymała się u szczytu wielkich schodów. Żywiła nadzieję, że hol będzie pusty, ale nie miała szczęścia. Zebrało się tam wielu gości, którzy przyjechali na jej ślub z dziedzicem markiza. Część z nich wiedziała już, że ślub został odwołany, i szykowała się do wyjazdu. Inni wyglądali na całkowicie zbitych z tropu i rozmawiali z ożywieniem. W chwili, kiedy się pojawiła, wszystkie oczy zwróciły się na nią i rozległy się normalne w takich sytuacjach szepty.
Ludzie zebrani na dole mogli odnieść wrażenie, że Ophelia szykuje się na wielkie wejście. Bardzo to lubiła i miała w tym spore doświadczenie. Jednak nie tym razem. Przypominało to bardziej wielkie wyjście, choć nie ona o tym zadecydowała. Miała przecież nadzieję, że wymknie się niezauważona.
– Kiedy mi powiesz, co się stało? – zapytała stojąca u jej boku pokojówka Sadie O’Donald.
– Nie powiem – odparła sztywno Ophelia.
– Ale miałaś dziś wyjść za mąż.
Zupełnie jakby Ophelia mogła przeoczyć ten bulwersujący fakt. Ale nie była to odpowiednia pora na dyskusje.
– Cicho. Mamy publiczność, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś.
Sadie w milczeniu ruszyła za Ophelią. Szepty stały się głośniejsze. Ophelia wychwyciła nawet kilka fragmentów rozmów.
– Najpierw są zaręczeni, potem już nie, potem znów są i znów się rozmyślają.
– Moim zdaniem ona jest zbyt kapryśna.
– Narzeczony powiedział, że to wspólna decyzja.
– Wątpię. Ją po prostu trudno jest zadowolić, ale z jej urodą zachowywałabym się tak samo.
– Zgadzam się. To grzech być aż tak piękną.
– Uważaj, moja droga, twoja zazdrość jest aż nazbyt widoczna.
– ...zepsuta do szpiku kości, jeśli chcesz znać moje zdanie.
– Ciii. Usłyszy cię. Wiesz, jaki ma ostry język. Nie chcesz chyba stać się jej ofiarą.
– Wielki Boże, jaka ona jest piękna! To anioł...
– ...wraca do gry. Nie muszę chyba mówić, że jestem zachwycony. Będę miał drugą szansę.
– Myślałem, że odrzuciła cię jeszcze przed rozpoczęciem sezonu.
– Podobnie jak wielu innych, ale nie wiedzieliśmy, że jest już zaręczona z MacTavishem.
– Nie trać czasu. Twój tytuł na pewno jej nie zadowoli. Mogłaby wyjść za króla, gdyby tylko chciała.
– Dziwne, że jej rodzice nie mają takich aspiracji. To okropni karierowicze.
– A ona nie?
– Przed chwilą odrzuciła oświadczyny dziedzica markiza. Nic ci to nie mówi?
– Owszem, że jej rodzice będą wściekli, podobnie jak wtedy, gdy...
– Teraz szanse może mieć Locke jako następny książę Norford. Zdziwiło mnie, że wrócił do Anglii.
– Małżeństwo go nie interesuje. Nigdy nie słyszałeś, że wyjechał z Anglii, by uciec przed kobietami opętanymi myślą o zamążpójściu?...
Ophelia udawała, że nie słyszy tych szeptów, ale wzmianka o Raphaelu Locke, wicehrabim Lynnfield, sprawiła, że spojrzała na niego. Wiedziała, że jest w holu i żegna się ze znajomymi lub sam zbiera się do wyjazdu. Był pierwszą osobą, którą zauważyła, gdy stanęła na schodach. Mężczyzna tak przystojny jak dziedzic Norford nie mógł ujść jej uwagi.
Przez moment rozważała nawet, czy nie wyjść za niego za mąż, zanim ponownie zaręczyła się z Duncanem MacTavishem. Jednak Locke najwyraźniej przeszedł do wrogiego obozu, który miał o niej jak najgorszą opinię. Jak ją nazwał? „Zawistną intrygantką”? Zagroził nawet, że ją zniszczy, jeśli powie komukolwiek, że spał z Sabriną Lambert.
Była przekonana, że to prawda. Dlaczego miałby poświęcać aż tyle uwagi tej małej, bezbarwnej Sabrinie? Ale przecież mógł jej powiedzieć, że się myli, a nie od razu ją obrażać. I bardzo żałowała, że to właśnie on przyłapał ją, jak płakała na górze.
– Jak wrócimy do domu? – szepnęła Sadie, gdy znalazły się na dole.
– Oczywiście moim powozem – odparła Ophelia.
– Nie mamy woźnicy. Ten przeklęty człowiek jeszcze nie wrócił.
Ophelia zupełnie o tym zapomniała. Po pierwsze, służący jej ojca w ogóle nie chciał jej odwieźć z powrotem do Yorkshire, a kiedy w końcu udało się jej go przekonać, utrzymywał, że straci pracę, jeśli natychmiast nie wróci do Londynu i nie powie jej rodzicom, gdzie pojechała. A przecież sama zamierzała przesłać im wiadomości. W odpowiednim czasie. Kiedy przejdzie jej złość z powodu policzka, który ojciec wymierzył jej na wieść, że Duncan zerwał zaręczyny i że wyproszono wszystkich gości z Summers Glade.
– Chyba będziemy musiały pożyczyć lokaja od markiza. Ten, który znosi moje kufry, powinien się nadać. Możesz mu o tym powiedzieć, a ja poczekam w salonie.
Wolałaby czekać na zewnątrz z dala od pozostałych gości markiza, ale było na to za chłodno. Podróżny płaszcz, który miała na sobie, był po prostu zbyt cienki, by w środku zimy długo stać na dworze. Zaprojektowano go tak, by podkreślał jej figurę, a nie chronił przed zimnem. Wyglądało jednak na to, że większość gości zebranych w holu czeka na swoje powozy, miała więc nadzieję, że w salonie nie będzie nikogo.
Kiedy weszła do środka, znalazła w nim jednak osobę, której nie miała ochoty oglądać już nigdy w życiu. Mavis Newbolt, niegdyś najlepszą przyjaciółkę, a obecnie najgorszego wroga. I było już za późno, by znaleźć inne schronienie. Mavis zauważyła ją.
– Uciekasz jak niepyszna? – zapytała ze znaczącym uśmieszkiem.
O Boże, tylko nie to. Czy jej była przyjaciółka nie powiedziała już dość, kiedy zjawiła się, by zapobiec małżeństwu, które wszyscy uważali za tragiczne? Najwyraźniej nie.
– Raczej nie – odparła Ophelia, starając się zapanować nad emocjami. Jej dawna przyjaciółka nie doprowadzi jej znów do łez. – Jakie to musiało być dla ciebie straszne: wyświadczyłaś mi przysługę, żebym nie musiała wychodzić za mąż za tego Szkota.
– Powiedziałam ci już, że nie zrobiłam tego dla ciebie. Jesteś ostatnią osobą, której bym pomogła.
– Wiem, wiem. Odgrywałaś bohaterkę tylko ze względu na Duncana. Ale mimo wszystko uratowałaś mnie przed zamążpójściem. Chyba powinnam ci podziękować.
– Nie! – warknęła Mavis, potrząsając lokami. – Koniec z udawaniem, Pheli. Nienawidzimy się...
– Przestań! – przerwała jej ostro Ophelia. Nie chciała rozdrapywać ran na nowo. – Nie masz teraz publiczności, przed którą mogłabyś mnie poniżać, więc mów prawdę. Dobrze wiesz, że był...
gosiadabrowska