075 - Czarno na ulicy Błękitnej 9.pdf

(1743 KB) Pobierz
1048062689.001.png
1048062689.002.png
— Proszę nie skakać do wody parami — powtarzał przez
megafon monotonny, męski głos. — Osoba, która w czasie
kąpieli zgubiła sztuczną szczękę, proszona jest o zgłoszenie
się z dowodem osobistym do ratownika.
Wybity ze snu, leżałem zdezorientowany. nie wiedziałem,
co to wszystko znaczy, może więc jeszcze ciągle śnię?
Nie, we śnie to wyglądałoby inaczej, tylko na jawie,
dziwniejszej często niż najdziwniejsze sny, skacze się do
wody parami, a pojedynczo przychodzi do Urzędu Stanu
Cywilnego i na jawie gubi się w basenie sztuczne szczęki.
Znów więc zasnąłem na leżaku. Całe szczęście, że nauczony
smutnym doświadczeniem rozstawiłem go w cieniu, inaczej
skończyć się to mogło chorobą. Czwarta, spałem ponad dwie
godziny. Kiedy zasypiałem. obok leżały dwie ładne
dziewczyny, jedna z nich zerkała nawet na mnie, więc
zastanawiałem się, jak zacząć z nimi rozmowę. Niestety —
zasypiając skompromitowałem się jako ewentualny
konkurent, dziewczyny poszły, na ich miejscu leży brzuchaty,
łysy facet z głową przykrytą chusteczką zawiązaną na
wszystkich rogach. Właśnie tak mi się ostatnio wiedzie.
Dopiero dziś kończy się mój wczasowy turnus, ale ja już
trzeci dzień jestem w Warszawie. W ośrodku koło Krynicy
Morskiej, gdzie byłem na wczasach, sanepid zamknął
stołówkę, radzono nam, żebyśmy się stołowali w restauracji
odległej o sześć kilometrów. Jednocześnie zepsuła się
pogoda, a że towarzystwo nie było ciekawe — w ciągu
godziny zlikwidowałem swoje interesy.
W Warszawie niemiłosierny upał. powietrze stoi między
rozgrzanymi murami, wszyscy znajomi na urlopach. Za to
jeździ się wygodnie tramwajami, bez kłopotów można zjeść
obiad, a jeżeli ktoś uprze się, żeby zamoczyć nogi, może
dociśnie się do basenu i tam musi tylko uważać, by mu na
głowę nie skoczyła jakaś para.
W wodzie trochę się przerzedziło, postanowiłem wykąpać
się. Grubasa z chusteczką poprosiłem, żeby popilnował
moich rzeczy: wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, który
zrozumiałem jako znak, że się zgadza.
Kiedy wróciłem po kilkunastu minutach — grubas spał,
głośno sapiąc. Ubrałem się, celowo potknąłem się o jego
nogę, żeby się obudził — musiałem mu przecież podziękować
— i wyszedłem na ulicę.
Co robić z sobotnim wieczorem? Wracać do domu? W
telewizji jest film, ale dopiero o ósmej, co będę robił przez
całe dwie godziny? Mijałem właśnie ogródek kawiarni,
postanowiłem wstąpić na lody.
Kiedy płaciłem, zachowałem się jak gapa. Kelnerka zaczęła
chrząkać ze zniecierpliwienia. Siedziałem i wpatrywałem się
nieruchomo w bilon, który wyjąłem z kieszeni. Opamiętałem
się dopiero po dłuższej chwili.
Zapłaciłem, a kiedy dziewczyna poszła — położyłem na
stole to, co mnie tak zaskoczyło: klucz, spory klucz o
skomplikowanych wycięciach.
Byłem pewny, że nie widziałem go nigdy przedtem. Nie
pasował z pewnością do żadnego z moich zamków, nie
znalazłem go, nikt mi go nie dał. W jaki więc sposób dostał
się między monety, do kieszeni moich spodni? Rano
przekładałem bilon z garnituru i pamiętam, że go
przeliczałem. Wtedy klucza nie było.
Z tego wniosek, że nie wiedząc o tym, wszedłem w
posiadanie tajemniczego klucza w ciągu dzisiejszego dnia.
Bezmyślnie kołysałem nim. trzymając za cienką tasiemkę.
którą był obwiązany. Co się dzieje, do diabła, skąd się wziął w
mojej kieszeni?
Taka sprawa może zaabsorbować człowieka bez reszty.
Myślę o tym zdarzeniu. Czyżby dowcip? Może ktoś obserwuje
mnie teraz i pokłada się ze śmiechu, widząc moje głupie
miny? Rozglądam się, ale nie spostrzegam nic takiego.
Przypadek? Prawie nieprawdopodobne. Początkowo
wydawało mi się, że tasiemka przyczepiona do klucza była
po prostu zabrudzona, kiedy jednak zacząłem się jej pilniej
przyglądać — dostrzegłem, że są na niej jakieś znaki, jak się
okazało — litery i cyfry.
Drżącymi palcami rozsupłałem ją, rozłożyłem na blacie
stołu.
POTRZEBUJĄ POMOCY — odczytałem z trudem —
BŁĘKITNA 18, SZUKAJ SAMOCHODU, J.
Poderwałem się, wybiegłem z kawiarni. Udało mi się
złapać taksówkę, pojechałem do domu. Przeczucie mówiło
mi, że to nie jest dowcip, że za tymi niewyraźnymi literami,
wyskrobanymi na tasiemce, kryje się jakaś niebezpieczna,
niepokojąca prawda.
Błękitna 18 to oczywiście adres. Na planie miasta zacząłem
szukać tej ulicy. Leżała na peryferiach, wokół niej grupowały
się zielone plamy, był więc tam jakiś park albo lasek. Jeszcze
tylko zerknąłem, czym można dojechać, i wybiegłem z domu,
zabierając pieniądze, dokumenty — jak zwykle, kiedy
przypuszczałem, że mogę wrócić po dłuższym czasie.
Na to przedmieście jeździł tylko jeden autobus. Długo
czekałem, kiedy wreszcie nadjechał", niecierpliwiłem się
nadal, bo wlókł się jak za pogrzebem. Słońce już zaszło,
robiło się szaro. Mój niepokój narastał, wraz z zapadaniem
zmierzchu sprawa stawała się w mojej świadomości coraz
bardziej niepokojąca. ,.J" — chyba domyślałem się, o kogo
chodzi. O rozpoznaniu pisma nic było co marzyć, nic sposób
doszukać się jakichś indywidualnych cech w tych
drukowanych literach, wyskrobanych na tasiemce. Jakiego
samochodu mam szukać, jakiej pomocy mogę udzielić?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin