Aforyzmy - Christia F. Hebbel.txt

(62 KB) Pobierz
Hebbel
AFORYZMY

Zdarzaj� si�
orzechy o tak twardej skorupie, �e przy
jej rozgryzaniu �ami� si� z�by, a wtedy
mi�kkie j�dro ju� nie smakuje. Bywaj�
te� tego rodzaju prawdy
�^^ �yjemy stale na rachunek
przysz�o�ci Nic dziwnego, �e cze-
ka j� bankructwo
s-

Christian Friedrich
Hebbel
AFORYZMY
Wybra�, prze�o�y�
i wst�pem opatrzy�
Stefan 'Licha�ski
FRYDERYK HEBBEL
Wyb�r z:  Friedrich   Hebbel  Werke, tomy  IV  i  V.
Miinchen 1966  1Q67 Garl Hanser Verlag
� Copyright for the Polish edition by Pa�stwowy
Instytut Wydawniczy Warszawa 1985
ISBN 83-06-01082-5
FRYDERYK HEKBEL
�IH13.1S63)
Zima roku 1839 by�a sroga i d�uga. Panoszy�a si� w
najlepsze jeszcze wtedy, gdy kalendarz wskazywa� ju�
schy�ek marca, a wiec zwyk�� por? przedwio�nia. Wtedy
to, w mro�ny i �nie�ysty dzie�, do drzwi Rudolfa
Iheringa w Getyndze zapuka� zdro�ony w�drowiec,
nios�cy na r�ku zzi�bni�tego pieska. By� to Fryderyk
Hebbel  podr�uj�cy  na  piechot�  z Monachium  do
Hamburga. Ihering, pod�wczas student, kolega poety z
Heidelbergu, a p�niej znakomity, szeroko znany praw-
nik, tak opisuje owe odwiedziny: �Hebbel przyby� do
mnie jako nie zapowiedziany go�� i rych�o si� okaza�o,
jak wiele znaczy�a dla niegomoja go�cinno��. By� przede
wszystkim sp�ukany do czysta i chodzi�o nie tylko o to,
�eby m�g� si� zatrzyma� u mnie, musia�em r�wnie�
odda� natychmiast do podzelowania jego buty, kt�re
najzupe�niej odmawia�y dalszej s�u�by, oraz zaopatrzy�
go w pieni�dze na drog� do Hamburga (...). Bez mojego
wsp�udzia�u stosunki mi�dzy nami u�o�y�y si� od razu
niemal tak, jakby by� nauczycielem zaszczycaj�cym
ucznia odwiedzinami w jego pokoju. To Hebbel by�
daj�cym, ja za� obdarowywanym; to on robi� mi zaszczyt
przyjmuj�c moje us�ugi, za kt�re nie on mnie, ale ja jemu
powinienem by� wdzi�czny..." (Relacj� Iheringa og�osi�
�  5
P.  Bornstein w ksi��ce zbiorowej  Friedrich Htbbcls
Pers�rilichkeii, Berlin 1924).*
Mo�na w tym przypadku powiedzie�: no c�, Hebbel
mia� pod�wczas 26 lat i nierzadkie u pocz�tkuj�cych
artyst�w wybuja�e mniemanie o sobie; Ihering za� by�
jeszcze nie chlub� niemieckiej palestry, lecz zwyk�ym
studentem, m�odszym w dodatku o kilka lat od swego
go�cia.Ten za� znajdowa� si� wtedy w ostatecznej po-
trzebie: zm�czony, obdarty, bez grosza przy duszy; jego
bezceremonialno�� mo�na by wi�c przypisa� desperacji i
cz�stemu u plebejusz�w brakowi kindersztuby.
Przypomnijmy wszak�e inne wydarzenie, opisane przez
Hayo Matthiesena w jego biografii poety (Friedrich
Hebbel in Selbstzeugnissen und Bilddokumenten. Reinbek
bei Hamburg 1970). Ot� w maju 1858 roku kierownik
teatru ksi���cego w Weimarze, Dingelstedt, wystawia
Genowef� Hebbla. Zaproszony na premier� poeta trafia
przy okazji do salon�w ksi�ny Karoliny von Sayn-
-Wittgenstein, c�rki cara Paw�a, osoby pod�wczas bar-
dzo wp�ywowej, a zainteresowanej  sztuk� nie przez
arystokratyczny snobizm. Kto� obrotniejszy i lepiej
umiej�cy dba� o swoje interesy potrafi�by si� sta� na ca�e
lata nieodzown� ozdob� artystycznych wieczor�w mo�-
nej protektorki. Ale nie Hebbel! Zachwycony urod� i
inteligencj� c�rki pani domu, ksi�niczki Marii, zacz��
jej patronowa� na sw�j niezbyt delikatny spos�b. A
kiedy ksi�niczka zar�czy�a si� (czy te� raczej ja zar�czo-
no) z ksi�ciem Konstantynem zuHohenlohe-Schillings-
furst, poeta ostro zaprotestowa�, twierdz�c, �e ma��e�-
stwo to unieszcz�liwi Mari�. Ksi�na Karolina przyj�a
ow� not� protestacyjn� z dobrodusznym humorem, ale,
oczywi�cie, nie potraktowa�a jej serio. Oburzony Hebbel
zerwa� stosunki z domem von Sayn-Wittgenstein�w i
' Przek�ad autora Wst�pu
6    �
nawet gdy ksi�niczka Maria, ju� jako m�atka, prze-
nios�a si� do Wiednia, nie z�o�y� jej wizyty.
Egocentryk? Na pewno. I to egocentryk o sk�onno�ciach
patriarchalno-tyra�skich, niezdolny do przyja�ni opar-
tej na zasadach r�wno�ci. W przyjacio�ach chcia� widzie�
sw�j dw�r i swoj� szko��; musztrowa� ich niczym Fryc
Wielki swoich grenadier�w: narzuca� im styl �ycia i
tworzenia, chlasta� ich utwory literackie w spos�b zgo�a
bezlitosny, zrywa� z nimi stosunki, gdy po�lubiali osoby
nie przypadaj�ce mu do gustu. Swoj� �on�, znakomit�
aktork�, Krystyn� Enghaus, ub�stwia�, a przecie� r^ad-
ko kiedy w Dziennikach nazywa j� po imieniu, u�ywaj�c
zazwyczaj tytulatury �meine liebe Frau" (dobrze jesz-
cze, �e nie �meine gnadige Frau", bo i tego mo�na by si�
po nim spodziewa�).
Wiele znamiennych rys�w jego charakteru i post�powa-
nia da si� wyja�ni� pochodzeniem. Urodzi� si� 18 marca
1813 roku w miejscowo�ci Wesselburen le��cej w Dith-
marschen, po�udniowym skrawku holszty�skich wy-
brze�y Morza P�nocnego. Kraik ten do po�owy szesna-
stego wieku by� woln� republik� ch�opsk�, kt�ra nieraz
umia�a stawi� czo�a d���cym do jej ujarzmienia Du�czy-
kom i ksi���tom Rzeszy. Do czas�w Hebbla przechowa�a
si� w miejscowej tradycji pami�� o bitwie pod Hem-
mingstedt, kiedy to 5000 ditmarskich ch�op�w roznios�o
armi� du�sk� w sile 30 000 ludzi. Od kre�lonego z pe�n�
dumy satysfakcj� ditmarskiego rodowodu zaczyna Heb-
bel swoj� pisan� dta Brockhausa autobiografi� z-1852
roku.
By� nieodrodnym potomkiem twardych, surowych nie-
z�omnych w swym uporze fryzyjskich ch�op�w z Dith-
marschen. Wiele te� mia� w sobie z nie lubianego
serdecznie ojca Klausa Fryderyka Hebbla, cz�owieka
twardego, surowego a� do okrucie�stwa, kt�ry nie
7   �
wykazywa� za grosz zrozumienia dla umys�owych aspira-
cji syna, bo chcia� go mie� � jako czeladnika murarskie-
go�swoim pomocnikiem.
Po ditmarskich przodkach odziedziczy� Hebbel niezmo-
�on� wytrwa�o��, z kt�r� o g�odzie i ch�odzie zdobywa�
wiedzy jako samouk i wywalcza� sobie drog� do niepo-
�ledniego miejsca w literaturze. Jest w nim twardo��,
up�r, konsekwencja, ale jest r�wnie� przypominaj�ca nie
cierpianego rodzica bezwzgl�dno��. Kiedy w 1845 r.
poznaje w Wiedniu znakomit�, aktork� Burgtheatru
Krystyn� Enghaus, bez wahania porzuca swoj� przy-
jaci�k� Eliz� Lensing, matk� dw�ch jego syn�w (zmar-
�ych w dzieci�stwie), kt�rej skromny kapitalik wyczer-
pa� si� na pomoc dla poety w jego chudych latach.
Zachowa� si� wobec niej r�wnie obrzydliwie jak Goethe
wobec Fryderyki Brion. Nie usprawiedliwia go nawet to,
�e mia� na wzgl�dzie nie tyle dobrobyt materialny (do��
zreszt� skromny), ile zapewnienie sobie mo�liwo�ci
swobodnej pracy tw�rczej.
By�, s�owem, natur� wysoce skomplikowan�, nie woln�
od rys�w zdecydowanie antypatycznych. By� jednak
przy tym nieprzeci�tnej miary artyst�. Artyst� prze�o-
mu, w kt�rego tw�rczo�ci pog�osy z�o�onego do grobu
razem z Goethem klasycyzmu i mierzchn�cej romanty-
ki, zdradzonej nawet przez jej dawnego chor��ego Tie-
cka, mieszaj� si� z prekursorstwem nowych szk�, jak
realizm, naturalizm, symbolizm. Hebbel buduje w�asn�
wizj� �wiata, pos�pn� i nasycon� fatalizmem. U podstaw
jej le�y koncepcja, kt�r� Irzykowski w swojej monografii
Hebbla (Fryderyk Hebbel jako poeta konieczno�ci. Stanis-
�aw�w 1908), id�c za Amo Scheunertem (Der Pantragis-
mus ah System der Weltanschauung und Asthetik Fried-
rich Hebbels. Hamburg 1903), okre�li� mianem pantra-
gizmu.
�   8   �
Istota owego pantragizmu polega na tym, �e idea, kt�r�
Hebbel pojmuje na wz�r Hegla, a wi�c jako synonim
bytu, absolutu, ducha �wiata, wciela si� we wszelkie
mo�liwe zjawiska, kt�re przez wzajemne �cieranie si� i
konflikty d��� do pierwotnej jedno�ci, cho� jednocze�nie
chcia�yby zachowa� swoj� odr�bno��. W samym wi�c
procesie indywiduacji le�y pierwotny, uniwersalny tra-
gizm wszelkiego istnienia. Poniewa� zar�wno d��enie
od�rodkowe, jak i do�rodkowe ma swe �r�d�o w samej
naturze bytu, dlatego te� tragedia Hebblowska jest
tragedi� r�wnych uprawnie�.
Zarzucano mu z tej racji, �e w jego sztukach wina nie
ponosi kary, na co poeta � zgodnie ze swoimi za�o�enia-
mi filozoficznymi�replikowa�: �Wina u mnie zawsze
ponosi kar� i to wina tak z�ych, jak i dobrych..." Win�
bowiem jest wszelkie d��enie do indywidualnego samo-
ziszczenia, neguj�ce przedustanowion� jedno�� �wiata
zespolonego w uniwersalizmie idei. �eby nie robi�
Hebblowi zarzut�w nieistotnych, nale�y u�wiadomi�
sobie, �e wina tragiczna jego dramat�w przesuwa si� ze
strefy moralno�ci w stref� metafizyki. Przypomina nie
tyle win�-grzech w rozumieniu chrze�cija�skim, czy
win�-przest�pstwo w rozumieniu laickim, ile raczej
(cho� i w tym wypadku operujemy tylko do�� odleg��_
analogi�) hybris tragik�w greckich, b�d�c� naruszeniem
regu� porz�dku kosmicznego (moralnie nie obci��a Edy-
pa wina ojcob�jstwa, gdy� nie wiedzia�, kim jest dla
niego Lajos, ale swoim czynem obrazi� prawo stoj�ce
nawet nad bogami i dlatego musi ponie�� kar�).
W ostatecznych wi�c konsekwencjach zarodek tragedii
tkwi nie w naszych czynach, ale w tym, �e jeste�my
odr�bnymi jednostkami. Tragiczna wina tytu�owej bo-
haterki Agnes Bernamr (prapremiera 1852) le�y w jej
urodzie i dobroci: dzi�ki nim sta�a si� �on� bawarskiego
�  9
nast�pcy tronu, ale ma��e�stwo to �ci�gn�o na kraj
gro�b� wojny domowej. Dlatego ksi��� Ernest skazuje
na �mier� synow�, uwa�aj�c j� za niewinn� ofiar� z�o�on�
na o�tarzu racji stanu. Oto przyk�ad tego, co Hebbel
nazywa �win� dobrych", chocia� w tym konkretnym
wypadku sam fakt, �e kar� wymierza nie Los, Przezna-
czenie czy jakakolwiek inna instancja transcendentna,
lecz ksi��� kieruj�cy si� interesami dynastii, uczyni� ten
utw�r przedmiotem nie ko�cz�cych si� dyskusji. Jeszcze
wsp�czesny krytyk Werner Keller (w pos�owiu do
Hanserowskiego wydania pism Hebbla) wytyka autoro-
wi, �e �polityczne usprawiedliwienie pos�uguje si� argu-
mentacj� arcykap�an�w i faryzeuszy: lepiej jest, �eby
jeden cz�owiek umar� za nar�d, ni� �eby ca�y nar�d mia�
zgin��". Zgoda: ksi��� Ernest operuje argumentacj�
sofistyczn�, ale w epilogu dramatu odwo�uje si� do racji
wy�szego rz�du, racji moralnych: sk�ada koron� i wst�-
puje do klasztoru jako pokutnik, daj�c w ten spos�b
zado��uczynienie za pope�nion� zbrodni�.
Ju� ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin