BAD BELLA rozdział 3.pdf

(7929 KB) Pobierz
BAD BELLA rozdział 3
J + A= L
BAD
BELLA
BELLA
Q*D<K
E=?
DIMIBANAS
643982564.028.png 643982564.029.png 643982564.030.png 643982564.031.png 643982564.001.png 643982564.002.png 643982564.003.png 643982564.004.png 643982564.005.png 643982564.006.png 643982564.007.png 643982564.008.png 643982564.009.png 643982564.010.png 643982564.011.png 643982564.012.png 643982564.013.png 643982564.014.png 643982564.015.png 643982564.016.png 643982564.017.png 643982564.018.png 643982564.019.png 643982564.020.png 643982564.021.png 643982564.022.png 643982564.023.png 643982564.024.png 643982564.025.png 643982564.026.png 643982564.027.png
ROZDZIAĀ 3
Obudziłam się obolała na kanapie w salonie. No tak zapomniałam , że spanie na naszych
kanapach nigdy nie było wygodne. Na zegarze była 11. OOO jak długo spałam. Chociaż raz.
Podniosłam telefon z stolika. Dzwoniła mama, ale dała sobie spokój i napisała Sms’a.
Kochanie pewnie jeszcze spisz, nie chciałam cie budzić, ale my z tata zostaniemy
u babci jeszcze jeden dzien. Kochamy cie, mama i tata :*
O jak dobrze. Niestety trzeba się zwlec z łóżka….wróć kanapy. Jak co dziennie rano zjadłam
płatki z mlekiem i poszłam się ubrać. Chyba pojadę do Port Angeles, do biblioteki. Tak, myślę,
że to dobry pomysł. Weszłam do swojego pokoju, jak zwykle było tu kilka stopni mniej, niż na
dole i gdziekolwiek indziej. Chyba nałożę rurki i jakąś koszulkę….a może by zaszaleć i nałożyć
tą z Eminemem, którą dostałam od Jazza… Ciekawe co u niego…pewnie najebał się z tą ciotą
i ma kaca. Dobra Swan nie myśl o nich… Ubrała się i poszłam do łazienki, umyłam zęby.
Byłam gotowa do drogi. Zeszłam na dół wzięłam komórkę i okazało się, że Jasper coś napisał.
Maleńka mogłabyś po mnie przyjechać? Po biłem się rano z Jacobem. Nie pytaj o
co. Mam go dość. Plose….przyjedź.
J.
No i co ja mam zrobić?? Musze go przywieść. Podwiozę go pod domem i pojadę do
biblioteki. Napisałam mu, że zaraz będę. Weszłam do garażu i wsiadłam d mojego
Maleństwa. Była zła na Jaka! Jak mógł pobić Jazza. Nie daruje skurwielowi. Włączyłam sobie
Say What You Say Eminema. Rozluźniłam się i pojechałam w stronę rezerwatu. Lubiłam
jeździć samochodem, oczywiście, że moim Maleństwem najbardziej. Jazda mnie rozluźniła i
w ogóle. Wjechałam do babci i zobaczyłam Jazza. Wyglądał strasznie z nosa leciała mu krew,
miał rozcięty łuk brwiowy a jego miodowe loczki były w totalnym nie ładzie i do tego
zakrwawione, pomińmy podbite oczy. Najgorszy w tym był widok rozciętej ręki od
nadgarstka po łokieć. Nie mogłam tego znieść. Wyskoczyłam z samochodu i zanim Jazz
doszedł do mnie, podeszłam do bagażnika, wyciągnęłam apteczkę.
- Dzięki maleńka. – powiedział Jazz.
-Usiądź na trawie.- poleciłam mu. Wyjęłam z apteczki bandaż elastyczny i zatamowałam
krwawienie z ręki. Wacikami i wodą utlenioną przemyłam rany Jazza na twarzy. O dziwo
nawet nie syknął. To znak, że robiłam delikatnie, bo starałam się.
- Znowu dziękuje. – skończy on z tym kiedyś??
-Zamknij się i wsiadaj. Musze coś zrobić. – nie chciałam mu mówić co zaraz uczynię.
A pewnie będę tego żałować. Wjechałam na podjazd Blacków.
- co chcesz zrobić mała?
-Nie ruszaj się stąd, rozumiesz?
-Chyba jesteś głupia.- on mnie już wkurwia.
 
- Zamknij się kurwa i siedź tu kretynie. – Wyszłam z samochodu, oczywiście Jasper wyszedł za
mną- KRETYN- wymamrotałam dość wyraźnie, żeby usłyszał. Weszłam do saloniku, gdzie był
Billi.
- Bella nie idź do niego właśnie pobił się z Jasperem. – E no wow.
- Wiem kurwa, a teraz się zamknij. – trochę zbyt agresywnie. Ale wisi mi to.
-Bell nie rób tego- Powiedział Jazz
- Ty masz siedzieć cicho. – rzuciłam mu. Do pokoju Jacoba weszłam z impetem.
-Ty chuju, tkniesz go jeszcze raz to pożałujesz! -wydarłam się.
-Zamknij się dziwko!!Spierdalaj z mojego domu, kurwa!- o to przegiął. Podeszłam do jego
pucharów, za różne zwycięstwa. Wzięłam do ręki ten najcięższy za pierwsze miejsce w ..chuj
wie czym. Niewiele myśląc przyjebałam w gips na jego nodze. Jacob wrzasnął z bólu. Dobrze
mu tak.
-BELLA USPOKUJ SIĘ!!!- Wydarł się Jazz. Nie zareagowałam. Uchwyciłam dłoń Jaka i
wykręciłam. Coś chrupnęło mu w ręce. No jestem z siebie dumna. Złamałam mu rękę.
Prawidłowo. Na dokładkę znów wzięłam jego piłkę do kosza i przyjebałam mu w nos z całej
siły. Teraz też coś strzeliło.
-No to był rzut za 3 punkty. A teraz Ciao!!- Wzięłam Jazza za zdrową rękę i wyszłam z tego
domu trzaskając drzwiami. Weszłam do samochodu i wyluzowałam się.
-Boże Bella, co w ciebie wstąpiło. Kurwa on może zadzwonić na policje. – Powiedział Jasper.
Nic nie powie. W razie czego uruchomię kontakty, oczywiście za pośrednictwem Dominika.
Dominik…mechanik Maleństwa oraz mój przyjaciel.
-Jazz zastanów się do kogo mówisz, do mnie czy do boga? Jak zacznie się sapać powiem
Dominikowi. Pamiętasz co było jak wybiłam bark Tessy? Jeden telefon i uznali, że dziewczyna
była na haju. – A co mi tam, będę straszyć.
-No tak ale…on też ma znajomości.
-Matołku ojciec Tess był gliną. – Nie chciałam mu już nic tłumaczyć. Odjechałam z piskiem
opon. Najpierw musze zawieść Jaspera do szpitala a później pojedziemy do Port Angeles.
-Ej masz mnie nie zawozić do szpitala, rozumiesz?! – Jaki on spostrzegawczy. Jeszcze nie
wyjechaliśmy z rezerwatu.
-Czyżbyś czytał w myślach? –posłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie- Jazz nie dyskutuj ze
mną. Ok.?
-Be…
-Żadnego Bella. Koniec kropka!- przerwałam mu. Skrzyżował ręce na piersi. Bolała go ręka,
widziałam jak się skrzywił. Podjechałam pod dom Jaspera i kazałam mu iść się doprowadzić
do ładu.
- Bella ale tam są moi rodzice zauważą, że się biłem. – No fakt zapomniałam o nich.
-W takim razie idziemy do mnie. Mam tam parę twoich ciuchów. – Czasami pod
pierdzielałam Jazzowi ubrania. Uśmiechnęłam się do siebie.
-Co ci tak wesoło? - Zauważył Jasper.
-Niccc. – Zaparkowałam obok domu, tak aby drzwi pasażera był zaraz przy drzwiach
wejściowych do domu.
- Wysiadaj. Idź do łazienki i umyj się. Ja ci czegoś poszukam. – Wydałam polecenie i o dziwo
posłuchał. Otworzyłam drzwi i wpuściłam Jaspera. On powlókł się do łazienki a ja do swojego
pokoju. Znalazłam w szafie jego koszulkę i jakieś spodnie. Lubiłam je ale były za duże.
Jazz wszedł do mojego pokoju tylko w bokserkach. Jakoś nigdy nie wstydziliśmy się siebie.
-Co masz? Ej Bella, tej koszulki szukałem od pół roku. – Upss..
-Przykro mi, ale on mi się podoba. – wystawiłam mu język. Nałożył spodnie i stanął z
bananem na twarzy.
-Ok. To możemy jechać.
- Dobrze…ale nie będzie bolało?- on mnie zaczyna denerwować. Chyba się powtarzam.
-Jazz!! Ile ty masz lat do cholery?
- Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie. – Nie skomentowałam tego. Po drodze do wyjścia
zachciało mi się jeść. No w takim momencie.
 
-Jazz idź do Maleństwa, ja tylko czegoś się napije. – przecież mu nie powiem, że jestem
głodna. Z szafki wzięłam dwie pepsi i pojemnik z ciastkami cioci Elen. Wyszłam szybko i
zamknęłam drzwi na klucz.
-Już jestem- powiedziałam wsiadając do Maleństwa. Odpaliłam i powoli wyjechałam na
drogę. Włączyłam spokojniejsze piosenki Eminema. Byłam zupełnie spokojna. Zbyt dużo
denerwowałam się tego dnia.
-Jasper, czy mógł byś otworzyć ciastka?
-Yhy… Kurde, ale ja ich nie będę jadł. Coś mi nie dobrze. – Spojrzałam na jego rękę i się
przestraszyłam. Opatrunek, który założyłam mu przed akcją z Jacobem był przesiąknięty
krwią.
-A ręka boli cię?- zapytałam nie na żarty wystraszona.
-Nie, tylko trochę mnie piecze.- pojrzałam na niego ze strachem w oczach.
-Maleńka nic mi nie będzie, na prawdę.- Mimo jego zapewnień przyspieszyłam, bardzo
przyspieszyłam. Pędziłam przez ulice Forks nie dlatego, że byłam zła. Ja byłam śmiertelnie
wystraszona o życie mojego przyjaciela. Wjechałam na parking przy szpitalu. Wybiegłam z
samochodu i pomogłam otworzyć drzwi Jazzowi.
-Bella ja nie jestem kaleką. – Chciał obrócić swój stan w żart. Szczerze nie udało mu się to.
Zostawiłam to bez komentarza. Weszliśmy na izbę przyjęć. Ja zostałam w poczekalni i jadłam
ciastka popijając Pepsi, a Jasper wraz z lekarzem wszedł do gabinetu. Siedziałam tam chyba
pół godziny, gdy nagle otworzyły się drzwi. Mój przyjaciel na ręce miał nowy opatrunek, choć
minę miał nie wesołą.
- Panie doktorze co z nim? –Zapytałam zaniepokojona.
-Pani przyjaciel ma założone 16 szwów.
-O Boże- Jęknęłam. Wszystkie ciastka podeszły mi do gardła.
-Teraz Jasper pojedzie na prześwietlenie, powierzchownie nie widzę złamań, ale upewnimy
się tym badaniem.
-Dobrze. Dziękuj panu. Jazz –teraz zwróciłam się do niego- ja tu poczekam.
-Nie musisz- odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. – przynajmniej się stara.
-Musze.- powiedziałam a on poszedł z lekarzem. Tym razem czekałam godzinę. Było parę
minut po 14-stej. Spojrzałam na koniec korytarza, kiedy zza zakrętu wyszedł Jazz. Szybko do
niego podbiegłam.
-I co? Co powiedział lekarz? Kurde Jazz odezwij się!! Umierasz o mój Boże. Nie umieraj !!A jak
umrzesz mogę wziąć twoje ubrania? JAZZ do cholery!!!- zaczęłam panikować jak zwykle.
-Bella nie panikuj nic mi nie jest. Mam przyjść do kontroli za tydzień. – O matko, tylko tyle. A
ma taką minę jak by mu został tydzień życia. Miałam uderzyć do w ramie, ale nie chciałam
zadawać mu bólu.
-To czemu masz taką minę!?
-Bo mam zwolnienie z W-F’u na tydzień.- I o to tyle rozpaczy??
-Jezu Jasper, ale mnie wystraszyłeś.- Wyszliśmy ze szpitala.
-Jesteś głodny? Jazz ale ty jesteś blady.- Matko wygląda jak wampir normalnie.
-Nie, nie jestem głodny. Trochę mi nie dobrze.- Skoro tak. Odwiozę go do domu i
porozmawiam z ciocią. Nie włączyłam muzyki, osobiście jeśli jechałam samochodem i nie
było muzyki to rozbiło mi się nie dobrze. Natomiast wiedziałam, że Jazz nie lubi słuchać
muzyki kiedy źle się czuje. Dotarliśmy pod dom Jaspera. Znów wysiadła pierwsza i pomogłam
przyjacielowi wygramolić się z foteli kubełkowych w moim aucie.
-Dziękuje. – powiedział i pocałował mnie w czoło. Pomogłam mu wejść do domu. Jasper
wszedł do salonu, gdzie siedział wujek, ciocia natomiast wyszła z kuchni. Coś czuje, że teraz
Jazz będzie traktowany jak jajko.
- Boże Jasperku co ci się stało?- zapytali jednocześnie wujek i ciocia.
-Nic tylko się pobiłem z Jakem.
-Kochanie z tobą trzeba jechać do szpitala.
-Nie mamo. Bella mnie tam zawiozła.- Dalej im wyjaśniał co się stało. Lecz ja nie słuchałam
co. Zauważyłam , że ktoś kręci się po moim domu.
 
-Jazz później do ciebie przyjdę musze iść do domu. – Prawie wybiegłam z domu sąsiadów,
wsiadłam do Maleństwa i przepakowałam je na nasze podwórko. Wyjęłam kij bejsbolowy,
który zawsze woziłam pod fotelem. Ze schowka wyjęłam kastet. No co? Wole być
ubezpieczona. Powoli wchodziłam do domu. Zorientowała się że ktoś jest w moim pokoju. Po
cichu zaczęłam wchodzić na schody. Kiedy już dotarłam do góry z mojego pokoju wyszedł
blondyn z długimi włosami związanymi w koński ogon. Zaraz, zaraz znam tę twarz.
-James?- To kumpel Jaka poznałam go w zeszłym miesiącu na pokazach.
-Tak Bello, to ja. – spojrzał na kij który był uniesiony nad moją głową.
- Nie bój się. Jake wysłał mnie, żeby sprawdzić czy nic ci nie jest. Wystraszył się.
-Na prawdę? Najpierw twierdzi, że jestem dziwką a teraz się martwi. – mówiłam powoli
opuszczając kij. James był sympatyczny. Ale teraz wydawał się przerażony.
-Aaa jeszcze kazał zapytać co z chłopakiem. – Co go to obchodzi.
-Powiedz mu, że…-przerwał mi telefon. Dzwonił Jazz. Stęsknił się czy coś?
- Halo?
-Bella co się dzieje? Widziałem, że wybiegłaś z domu.
- Nic się nie dzieje. Tylko Jaka męczą wyrzuty sumienie, bo wysyła ludzi na zwiady.
-kogo konkretnie?
-Nie znasz, ważne że ja znam.
-Pomóc ci?
-nie poradzę sobie. Odpoczywaj.
James cały czas przysłuchiwał się rozmowie.
-przepraszam musiałam odebrać.- jaka ja jestem głupia, po co go przepraszam. Przyjrzałam
się mu dokładnie. Twarz miał dość ładną. Nie powiem był pociągający. Ale to teraz nie jest
ważne.
-Nic się nie stało.- Odparł trochę zmieszany.
-Wiesz najlepiej by było jakbyś już poszedł. –Co mi tam, nie będę obwijać w bawełnę.
-Tak, masz racje Pojdę już.
-No to na razie. – Nareszcie sobie poszedł. Teraz musze zadzwonić do Dominika i poprosić,
żeby załatwić ochronę mi, cioci, wujkowi, Jazzowi i moim rodzicom no i babci. Wybrałam
numer Dominika i czekałam.
-Halo? - Odezwał się znajomy niski głos, który tak kochałam.
-Siema Dominik. Tu Bella. Mam małą prośbę.
-Siema mała. – nie lubię kiedy tak na mnie mówi
- Mała to jest twoja pała. Ja jestem niska.
-O widzie, że nadal interesuje cie moja pała.- Jak zwykle. Zawsze twierdzi, że się w nim
podkochuje.
- Dominik nie mam czasu, ani ochoty na żarty. Mam problem.
-Czyżby moja ulubienica miała problem z policją?- Zapytał wielce zadowolony.
-Nie Dom, chciała bym ale niestety gliny się nie czepiają- Naprawdę chciała bym mieć kłopoty
z policją.
-To o co chodzi?- zapytał tym razem śmiertelnie poważnym tonem.
-To nie rozmowa na telefon. Mógłbyś przyjechać?- Poprosiłam grzecznie.
-Jestem u ciebie za piętnaście minut. – rozłączył się zanim zdążyłam podziękować.
Napisałam do mamy jednego SMA’a.
Mamo uważajcie na siebie. Podobno z nielegalnej hodowli uciekła Puma. Nie
chodźcie po lasach. Kocham was Bella :*
Umiem kłamać nie ma co. Teraz do Jazza.
Staram się załatwić ochronę, tobie i twoim rodzicom. Moi mają na 100%. Ale
dzisiaj zatrzymaj ich w domu. Dominik tu będzie za 15 min. Obgadamy wszystko.
Kocham B. :*
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin