Zarys Praktyki.doc

(137 KB) Pobierz
Zarys Praktyki

Zarys Praktyki

Przypisywany Bodhidharmie

Tekst ten możemy tu przytoczyć za sprawą dobroci i szczodrości Czerwonej Sosny, który przełożył ten tekst do postaci, jaką tu widzimy.

Przekład na język polski: Zbigniew Becker


Wiele dróg wiedzie ku Ścieżce1), lecz zasadniczo są jedynie dwie: rozum i postępowanie. Wkraczanie poprzez rozum oznacza urzeczywistnienie istoty za sprawą wskazówek i uzyskanie przekonania, iż wszystkie żywe rzeczy dzielą tę samą prawdziwą naturę, która nie jest jasno widoczna, gdyż jest spowita odczuciami i złudzeniem. Ci, którzy odwracają się od złudzenia z powrotem w stronę rzeczywistości, którzy medytują przed ścianami2) nad nieobecnością jaźni i innych, nad jednością zwykłego śmiertelnika i mędrca, i którzy pozostają niewzruszeni nawet przez pisma, są w całkowitej i niewymownej zgodzie z rozumem. Mówimy, że bez poruszania się, bez wysiłku, wkraczają poprzez rozum.

Wkraczanie poprzez postępowanie odnosi się do czterech ogarniających wszystko praktyk3), którymi są: znoszenie niesprawiedliwości, dostosowywanie się do warunków, nie poszukiwanie niczego oraz praktykowanie Dharmy.

Pierwsza, znoszenie niesprawiedliwości. Gdy poszukiwacze Ścieżki napotykają przeciwności, powinni myśleć sobie, „Przez niepoliczalne przeszłe wieki, odwracałem się od tego co zasadnicze ku temu co trywialne, i błąkałem się przez wszelkie formy istnienia, często bez przyczyny doznając gniewu i dopuszczając się niezliczonych występków. Teraz, pomimo iż nie czynię niczego złego, doznaję kary ze strony mej przeszłości. Ani bogowie ani ludzie nie są w stanie przewidzieć, kiedy zły uczynek wyda swój owoc. Przyjmuję go z otwartym sercem i bez skarżenia się na niesprawiedliwość”. Sutry mówią, „Gdy napotykasz przeciwność nie bądź wzburzony, gdyż ma ona sens”. Pojmując to w taki sposób jesteś w harmonii z rozumem. Tak więc doznając niesprawiedliwości wkraczasz na Ścieżkę.

Druga, dostosowywanie się do warunków. Jako śmiertelnicy, jesteśmy we władzy warunków, nie nas samych. Wszelkie cierpienie i radość, jakich doznajemy, zależą od warunków. Gdybyśmy mieli być pobłogosławieni jakąś wielką nagrodą, taką jak sława czy fortuna, będzie to owoc ziarna zasianego przez nas w przeszłości. Gdy zmienią się warunki, skończy się on. Czemuż więc zachwycać się jego istnieniem? Ale podczas gdy sukces i porażka zależą od warunków, umysłu ani nie ubywa ani nie przybywa. Ci, co pozostają nieporuszeni przez wiatr radości cicho podążają Ścieżką.

Trzecia, nie poszukiwanie niczego. Ludzie na tym świecie podlegają ułudzie. Zawsze za czymś tęsknią – jednym słowem zawsze czegoś poszukują. Lecz mędrcy przebudzają się. Wybierają rozum nad konwenans. Skupiają swe umysły na tym, co wysublimowane i pozwalają swym ciałom zmieniać się wraz z porami roku. Wszystkie zjawiska są puste. Nie zawierają niczego, co byłoby godne pożądania. Klęska zawsze zastępuje Pomyślność.4) Przebywać w trzech światach5) to przebywać w płonącym domu. Posiadać ciało to cierpieć. Czy ktokolwiek mający ciało zna pokój? Ci, którzy to rozumieją, oddzielają się od wszystkiego co istnieje, i przestają wyobrażać sobie czy widzieć cokolwiek. Sutry mówią, „Poszukiwać to cierpieć. Niczego nie poszukiwać to błogość”. Gdy niczego nie poszukujesz, jesteś na Ścieżce.

Czwarta, praktykowanie Dharmy6). Dharma stanowi prawdę o tym, że wszystkie natury są czyste. Według tej prawdy wszystkie zjawiska są puste. Skalanie i przywiązanie, podmiot i przedmiot nie istnieją. Sutry mówią: „Dharma nie zawiera żadnej istoty, gdyż jest wolna od nieczystości istnienia, oraz Dharma nie zawiera żadnej jaźni, gdyż jest wolna od nieczystości jaźni”. Ci, co są wystarczająco mądrzy, by być przekonanym o tej prawdzie i rozumieć ją są skłonni praktykować zgodnie z Dharmą. A ponieważ to, co jest rzeczywiste, nie zawiera niczego godnego przywiązania, oddają swe ciało, życie i majętności czyniąc dobro, bez żalu, bez próżności ofiarodawcy, ofiary i przyjmującego ofiarę, oraz bez stronniczości czy lgnięcia. A dla usunięcia nieczystości nauczają innych, lecz bez stawania się przywiązanymi do formy. Tak więc poprzez swe własne postępowanie mogą pomagać innym i ozdabiać Drogę Oświecenia. Tak jak dobroczynność, praktykują również pozostałe cnoty. Lecz praktykując sześć cnót7) dla usunięcia złudzenia, zupełnie niczego nie praktykują. Oto co rozumie się poprzez praktykowanie Dharmy.

Dzień czwarty listopadowego Sesshin w 1987 r.

Od dziś rozpoczniemy naukę Bodhidharmy Ni Nju Si Gjo Kan – nazywaną O dwojakim Wejściu w Tao, znaną także jako Zarys Praktyki.

Mówi się, że Bodhidharma był trzecim synem króla Kosi Koku (sanskr. Simhavarman). Jego imię brzmiało Bodai Tara, a jego braćmi byli Getsudzio Tara i Kudoku Tara. Opowiada się o nim następującą historię:

Hannjatara Sondzia (sanskr. Pradżniadhara8)) – nauczyciel duchowy, którego ojciec Bodhidharmy bardzo szanował – przybył pewnego dnia z wizytą do pałacu królewskiego. Król był tak poruszony sposobem nauczania Dharmy przez Hannjatarę Sondzia, ze podarował mu kulę z jadeitu. Hannjatara Sondzia pokazał ją pierwszemu z synów króla z pytaniem co to jest. Getsudzio Tara odpowiedział: „Jest to wspaniała kula, która nie ma równej sobie w całym kraju – wielki Skarb Narodowy”. Następnie zapytał Kudoku Tarę jak ten postrzegał tę kulę. Kudoku odpowiedział: „Jest to wyjątkowa i cudowna kula z jadeitu, lecz gdyby posiadała ją jakaś przeciętna osoba, nie miała by ona wielkiego znaczenia. Jedynie dlatego, że to ty ją posiadasz jest tak wspaniała”. Wtedy zapytał Bodai Tarę. Co ten myślał o kuli. „Jest to być może nawet wspaniały skarb tego świata, lecz nie jest to najważniejsza rzecz. Umysł jest o wiele bardziej ważny. To jakby porównywać księżyc ze słońcem”. Hannjatara Sondzia był zdumiony głębokim zrozumieniem chłopca.

Kilka lat później król umarł i w tym samym czasie Bodai Tara – Bodhidharma, znany w Japonii jako Daruma Daisi – został uczniem Hannjatary Sondzia. Mówi się, że przez czterdzieści lat przebywał ze swym nauczycielem, a przez następne sześćdziesiąt lat nauczał wędrując po całych Indiach.

Gdy Bodhidharma przekroczył ocean by dotrzeć do Chin, podróż ta miała zająć trzy lata. Przybył tam w roku 527 n.e. Panował w tym czasie Cesarz Rjo no Butei (Cesarz Łu z dynastii Liang). Zwany był on Cesarzem Wspierającym Buddystów, z uwagi na jego wysiłki na rzecz kopiowania i rozpowszechniania sutr, sprowadzania do swego królestwa mnichów i kapłanów, oraz wznoszenia tysięcy świątyń i wspierania dziesiątków tysięcy mnichów. W ten sposób próbował on podnieść poziom duchowy swego kraju. Gdy usłyszał, że Bodhidharma przybył, bardzo chciał go spotkać i z zapałem go oczekiwał.

Gdy nadszedł Bodhidharma, Cesarz powiedział, „Wybudowałem wiele świątyń, zapewniłem utrzymanie dziesiątkom tysięcy mnichów i przełożyłem wiele sutr. Jaka jest z tego zasługa?”. Bodhidharma odpowiedział, „Żadnej zasługi”. Bez względu na to jak wiele świątyń czy mnichów, odpowiedź brzmiała „żadnej zasługi”.

Łatwo jest opacznie zrozumieć tę odpowiedź. Od początku tego sessin czynimy nasze zazen. Czy możemy prawdziwie czynić to zazen bez żadnej zasługi? Jeśli jest tu najdrobniejsza choćby drobinka myśli o tym, czym się poprzez to staniemy, to taki pomroczny pogląd donikąd nas nie doprowadzi. Jednocześnie jeśli nie będziemy ślubować, że staniemy się oświeceni, to jakże moglibyśmy tam dotrzeć?

Jeśli nadal cały czas o tym myślimy, nadal mamy daleką drogę do przebycia. Jak napisał Dziosiu, „Natura Buddy psa: Ofiaruj siebie całkowicie od czubków palców po sam czubek swej głowy!”. Jeśli jest tu najdrobniejsza nawet świadomość dobra czy zła, jesteś tyle wart co trup. Doświadcz tego miejsca pozbawionego najmniejszej nawet plamki skłębionego nieporządku, i po raz pierwszy tego zazen bez żadnej zasługi. Jeśli nadal jesteś świadom oddechu i ciała, to nadal jest to daleko stąd.

Bodhidharma odpowiedział, „Żadnej zasługi!” i wszystko tym powiedział. Jeśli chcesz robić cudowne rzeczy, budować świątynie, utrzymywać uczniów, naprzód! Lecz jeśli jest tu najdrobniejsza nawet plamka świadomości ja, jest to wtedy nieczyste i pełne skłębionego nieporządku.

Cesarz był zaszokowany i pytał dalej, „Budowanie świątyń, wspieranie uczniów i przekładanie sutr – jeśli to wszystko jest bez żadnej zasługi, to co zatem jest najważniejszą rzeczą na świecie? Jeśli to wszystko jest bez znaczenia, to gdzie można znaleźć najgłębsze znaczenie?”.

Bodhidharma odpowiedział, „Rozległa pustka, nic świętego”.

Nic wspaniałego. Jedynie wszędzie pustka, niczym to bezkresne jesienne niebo. Ani plamki czegokolwiek, za co trzeba by być wdzięcznym. Wszyscy musimy siedzieć w taki sposób. Siedzieć prosto niczym Góra Fudzi podnosząca się z morza – zazen, które podnosi nasze całe ciało i dotyka naszego najgłębszego centrum!

Przymulone, niewyraźne zazen tu nie przejdzie. Piętrzenie końskiego łajna aż nie będziesz wiedzieć gdzie masz głowę niczego tu nie da. O ile nie będziemy odpowiednio naprężeni i pełni będzie to bezużyteczne. Nawet to nie jest dość dobre jeśli nadal jest tu świadomość świadoma siebie samego. Musimy siedzieć tak: pozbywając się tego wszystkiego. Bodhidharma powiedział, „Żadnej świętości, tylko pustka”. Musimy siedzieć dopóki tego nie doświadczymy.

Cesarz był znów zaszokowany i zapytał: „Kto odpowiada Cesarzowi w ten sposób?!”

Bodhidharma powiedział, „Nie wiem”.

Jeśli jest tu ktoś, kto nadal wie, to nie jest to prawdziwe doznanie. Cesarz nie mógł nic zrobić. Bodhidharma opuścił ziemie Cesarza Łu udając się na północ na górę zwaną Sozan (ch. Sung-szan). Później otrzymał świątynię.

Mówi się, że w tej świątyni, Siorindzi (ch. Szao-lin-ssu), Bodhidharma po prostu siedział przez dziewięć lat, lecz prawdopodobnie nie tylko siedział. Był tam jego uczeń, Niso Eka (ch. Huei-k'o)9). Gdyby nie wychował żadnego ucznia, brak byłoby kontynuacji Dharmy. Byli poza tym różni odwiedzający ze swymi kwestiami, którymi należało się zajmować. Tekst, od którego zaczęliśmy dzisiaj jest jedynie króciutkim urywkiem zbioru rozpraw dotyczących tych kwestii. Tak więc widzimy: Bodhidharma nie siedział wyłącznie w zazen.

Niso Eko był pierwotnie uczonym, lecz rozczarowany tym, co mógł odkryć poprzez swój intelekt, udał się do Bodhidharmy prosić o pomoc i przewodnictwo. W środku zimy w tej części Chin jest mnóstwo śniegu. Niso Eka przyszedł tego zimowego wieczoru spotkać się z Bodhidharmą, który siedział w zazen, i nawet nie odwrócił się gdy przybył Niso Eka. Śnieg padał, lecz Bodhidharma nie zwrócił uwagi na swego gościa aż nadszedł brzask. Wtedy zapytał, „Kto tam stoi?”.

„Nazywam się Niso Eka. Przyszedłem nauczyć się prawdziwego Buddyzmu”.

Ludzie często są zniechęcani i odchodzą w pół-drogi zanim osiągną swe rozwiązanie – odciągani przez różne idee i błędnie biorący je za tę rzeczywistą rzecz. Inni stają się pogardliwi i nadmiernie pewni siebie. Nie ma tam żadnego oświecenia. Bodhidharma jasno to wiedział.

Gdzie on to ma? Może ukryte w swych szatach? Eka wydobył nóż i odciął swą rękę, pokazując jak bardzo ważne było dla niego odnalezienie tej Prawdy. Bodhidharma zobaczył to i powiedział, „Tkwisz w pomieszaniu i ciemnościach i cierpieniu. O co chodzi?”.

Niso Eka odpowiedział, „Po całym tym studiowaniu bez końca nadal nigdzie nie można znaleźć prawdziwego spokoju umysłu!”. Trzeba też praktykować to siedzące zazen; samo studiowanie tego nie da.

„Proszę uspokój mój umysł!”

Słysząc to, Bodhidharma spojrzał na niego i powiedział, „Pokaż mi ten pomieszany umysł. Wyciągnij go tutaj”. Nie wiemy ile czasu zajęło to Niso Eka, lecz na koniec powiedział, „Nie umiem tego zrobić; nie mogę go pokazać”. Bodhidharma powiedział, „Jeśli nie możesz go pokazać, zobacz to jasno! Jeśli nie ma tu wcale niczego, co blokowałoby twój umysł, wtedy twój spokój umysłu już tam jest”.

W tej chwili Niso Eka stał się głęboko oświecony. Urzeczywistnił swój najgłębszy umysł. Gdyby nie przeszedł właśnie przez cały tamten ból, gdy Bodhidharma odpowiedział w taki właśnie sposób nie wydarzyłoby się to. Niso Eka urzeczywistnił swój własny czysty Umysł i w jednej chwili stopił swe brzemię wątpienia. Wszyscy musimy zupełnie umrzeć na naszych poduszkach do siedzenia zabuton, powracając do tego Pierwotnego Umysłu wraz z naszym najbardziej własnym doświadczeniem!

Lecz jeśli nasz radar zardzewiał, nie sprawi tego jedno słowo czy nawet więcej słów. Musimy najpierw oczyścić ten radar poprzez zazen. W przeciwnym razie, bez względu na to, co się nam mówi, zgubimy to. Rozwiń ten pełny i właściwie naprężony stan umysłu! Jeśli w naszym umyśle jest wiele dodatkowych myśli, nigdy go nie osiągniemy i nie będziemy mogli reagować czysto. Zanim zaczniemy pracować z tym tekstem, wiedz, że jest to ważne. Rozwiń żywe zazen! By to zrobić mamy sessin.

Dzień piąty

Od wczoraj rozpoczęliśmy wykład Bodhidharmy zwany Zarysem Praktyki, albo O dwojakim Wejściu w Tao. „Tao” to Ścieżka, Droga. W tym Zarysie Praktyki Bodhidharma naucza prawdziwej i poprawnej Drogi Umysłu. Taido Mumon powiedział, „Ta Wielka Droga nie ma bramy”. Nie jest to jakaś drobna ścieżynka lecz Wielka Droga Niebios i Ziemi! A mimo to nie ma żadnej takiej widzialnej Drogi.

Zapytano Dziosiu, „Czym jest ta Droga?”.

Odpowiedział, „Tuż za tą bramą biegnie Droga Krajowa nr 2, która wiedzie do Tokio”.

Ta Wielka Droga bez Żadnej Bramy, bez zaplanowanego kształtu – to nie jest po prostu jakaś tam stara ścieżka! Możesz na nią wejść wszędzie. Może to wprawiać w pomieszanie, gdyż jest tak wiele możliwości. Jednakże tę Ścieżkę można ogólnie podzielić na dwa główne rozdziały:

Pierwsze wejście jest poprzez rozum. Jest takie wyrażenie, „usłyszeć jedno i zrozumieć dziesięć”: nawet bez słów wyjaśnień uchwycić to, o czym się mówi. Gdy dana osoba praktykuje prawdziwie i głęboko, kiedy on czy ona usłyszy tylko kawałek, zna całą rzecz i to, jak od razu iść dalej. Pierwszym sposobem jest by iść bezpośrednio i na wprost, bez żadnego rozglądania się dookoła, nie potrzebując żadnych zachęt, żadnego zazen – po prostu nastawiając się na kensio bez jakichkolwiek innych potrzeb.

Rinzai nigdy nie kazał siedzieć w zazen. Mówił tylko by urzeczywistnić kensio. Mówił tylko by iść bezpośrednio i na wprost i będzie się wiedzieć bez żadnych pytań, jak powinno się przeżyć każdy dzień. Gdy raz osiągniemy tamto zrozumienie, bez problemów rozumiemy całą resztę. Oto jest pierwsze wejście, o którym mówi Bodhidharma. Oto jak zrobił to Szósty Patriarcha.

Nie uzyskujemy kensio jedynie z naszej energii Drogi, ani też nie możemy go uzyskać z nie usiłowania niczego zupełnie. Gdy nasza moc zazen jest silna niechybnie staniemy się oświeceni. Oto jak to działa. Lecz jeśli z kensio uczynimy jakąś koncepcję to też nic nie da. Słyszymy `kensio, kensio', lecz jeśli myślimy, że czeka w tym jakiś inny rodzaj przemiany czy też charakter, czeka nas duża niespodzianka. Nasz umysł staje się doskonale czysty – to, co mówi, słyszy i widzi wprost tak jak to jest, to jest kensio. Ten Umysł – nie możemy go zobaczyć, lecz poznajemy go. Przede wszystkim i nasamprzód, jeśli urzeczywistniasz swą Pierwotną Naturę, to staje się jasne i oczywiste jak powinno się działać w społeczeństwie.

Drugie wejście znajduje się wprost w codziennym życiu – jedzenie, załatwianie się, poruszanie rękami i nogami – urzeczywistnienie w samym środku tego wszystkiego. To jest wejście przez praktykę, lub wejście poprzez postępowanie.

Jeśli nasze postępowanie jest prawdziwie właściwym postępowaniem naturalnie wkraczamy również w prawdziwe wejście przez rozum. Te wymienione tu cztery części wejścia przez praktykę obejmują i zawierają wszystkie inne. Pierwszą jest wiedza jak przyjmować nienawiść wiedząc przy tym jak ją odpłacać. To jest znoszenie niesprawiedliwości. Drugą jest podążanie za naszą karmą z akceptacją i bez opierania się przed nią. Jest to dostosowywanie się do warunków. Trzecią jest nie pożądanie niczego ani też nie życzenie sobie niczego zewnętrznego. To jest nie poszukiwanie niczego. Życzymy sobie rzeczy poza nami samymi, gdyż jesteśmy samotni i brakuje nam czegoś w nas samych. Lecz gdy jesteśmy prawdziwie spełnieni i właściwie sprężeni wewnętrznie nie jesteśmy w ten sposób samotni i nie potrzebujemy niczego więcej. Czwartą częścią jest praktykowanie Dharmy. To oznacza życie w zgodzie z Dharmą.

Przybyć do bramy Zen, pragnąć urzeczywistnić nasz najgłębszy Umysł – jeśli to jest to, czego prawdziwie poszukujemy, powinniśmy przypominać sobie samym co następuje:

Gdy poszukiwacze Ścieżki napotykają przeciwności, powinni myśleć sobie, „Przez niepoliczalne przeszłe wieki, odwracałem się od tego co zasadnicze ku temu co trywialne, i błąkałem się przez wszelkie formy istnienia, często bez przyczyny doznając gniewu i dopuszczając się niezliczonych występków. Teraz, pomimo iż nie czynię niczego złego, doznaję kary ze strony mej przeszłości. Ani bogowie ani ludzie nie są w stanie przewidzieć, kiedy zły uczynek wyda swój owoc. Przyjmuję go z otwartym sercem i bez skarżenia się na niesprawiedliwość”. Sutry mówią, „Gdy napotykasz przeciwność nie bądź wzburzony, gdyż ma ona sens”. Rozumiejąc to w taki sposób jesteś w harmonii z rozumem. Tak więc doznając niesprawiedliwości wkraczasz na Ścieżkę.

Znaczenie tego, i znaczenie Bosatsu Gangyo Mon, który to tekst śpiewamy każdego ranka, są podobne. Niestety mamy tę sutrę jedynie po japońsku, choć powinniśmy śpiewać ją po angielsku czy polsku.

Możemy łatwo błędnie myśleć, że życie otrzymujemy wraz z naszym pierwszym krzykiem przy naszych narodzinach. Jest to łatwo popełniane złudzenie i często się ono zdarza. Lecz jeśli przyjrzymy się temu bliżej, to nie jest tak. Nie wyskoczyliśmy z ziemi i skał. Przybyliśmy z żywych ciał naszej matki i ojca. Czy nasze życie jest oddzielne od ich? Oczywiście nie. Nasze życie pochodzi od ich, a jeśli cofniemy się w czasie aż do nieskończonej przeszłości, znajdujemy połączenie z wszystkimi naszymi przodkami – i nawet dalej poza to. Ponad tysiąc milionów lat temu albo i więcej narodziła się ta ziemia. Mówi się, że milion lat temu czy coś koło tego na tej ziemi pojawiły się istoty ludzkie. Daje to dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów lat jakie zajęły narodziny tego właśnie życia. Nasze własne życie, życie jakie przejawiamy właśnie teraz siedząc tu, nie pojawiło się gładko w jednej chwili. Nie przybyliśmy tu żyjąc ot tak po prostu, tak przypadkowo. Nasze życie jest składową ciągłej linii tysięcy milionów lat. Jesteśmy w teraźniejszym punkcie tej historii, wyrażającym się w najpełniejszy sposób w tej właśnie chwili. I jest to tylko spojrzenie na to z punktu widzenia wieku tej ziemi. Gdybyśmy przybyli z innej planety lub ciała niebieskiego, moglibyśmy mieć za sobą nawet jeszcze dłuższą historię.

By wyrazić to w inny sposób: nie to by odwoływać się do Darwina, lecz posiadamy to, czym byliśmy zanim nawet byliśmy ludźmi. Embrionicznie możemy zobaczyć ptaka i rybę, amebę i podobieństwa zwierzęce. Podczas miesięcy i dni ciąży ten rozwój milionów lat jest skondensowany do krótkiego okresu. Dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów lat upłynęło zanim pojawiły się istoty ludzkie. Co robili w tym czasie nasi przodkowie: ptaki, ryby, ameby – silny pożerający słabego by przetrwać? Prawdopodobnie pożarliśmy wiele żywych innych by doprowadzić do tego dzisiejszego życia. Oto jak doszliśmy do naszej obecnej żywej postaci.

Patrząc realistycznie na fakty historyczne, by po prostu ochraniać nasze istnienie pozostawiliśmy to wszystko naszym instynktom. I z tego powodu mamy tę cywilizację, jaka jest tu dzisiaj. Czy wszyscy robiliśmy takie dobre rzeczy? Oczywiście nie. Pozostawiając wszystko instynktowi, mieliśmy wojny i zmagania. Historia uczy tego w jasny sposób. Na koniec 2500 lat temu pojawiła się Nauka Buddy. Dwa tysiące lat temu pojawiła się nauka Chrystusa, Sokratesa i Konfucjusza. Pojawiły się wszystkie około tego samego czasu i dały na koniec światło przewodnie ludzkości. Może nawet wcześniej były jakieś przebłyski tego, lecz nikt ich nie przeniósł dalej.

Popatrzmy na czas dzisiejszy: Cały czas grozi nam wojna! Staliśmy się tylko trochę bardziej bystrzy, to wszystko. Na tej ziemi, cywilizacja pozwalająca przewodzić jej instynktom zabrała mnóstwo istnień. Możemy nazywać teraz siebie najwyżej rozwiniętą kulturą, lecz posiadamy także wszystkie te złe czyny z wszystkich tych przeszłych żywotów: nienawiść, złą wolę i złe uczynki, nieograniczone błędne zachowania. Nawet jeśli możemy powiedzieć, że nie zrobiliśmy niczego błędnego czy złego podczas trzydziestu lat czy coś koło tego, biorąc pod uwagę nasze obecne ciało, w porównaniu z całą historią istot ludzkich jest to bardzo krótki okres czasu. Możemy mówić, że nie skrzywdziliśmy czy zaszkodziliśmy nikomu od naszych narodzin aż po dzień dzisiejszy, lecz to jest relatywnie rzecz ujmując bardzo krótka przerwa. Przemyśl to starannie. Gdy odczuwamy nasze cierpienie w tym świecie, powinniśmy patrzeć na to w ten sposób.

Bodhidharma ma bardzo surową perspektywę na to wszystko: Nikt nie może przepowiedzieć, co wydarzy się następnie. Czyny z przeszłości wydają owoce właśnie teraz, w tej właśnie chwili. Nie mogę winić ani niebios ani bogów ani innych. To z moich własnych czynów z przeszłości pochodzą skutki, jakich teraz właśnie doświadczam. Nasze życie nie jest tylko od momentu tych narodzin. Jeśli teraz żyjemy i cierpimy, zaakceptujmy, że pochodzi to z naszych własnych czynów w przeszłości, i nie podnośmy tego przeciw innym.

Gdy w społeczeństwie dopuszczamy się złych czynów i popadamy w błędne zachowania nazywa się nas odpowiedzialnymi za to i jesteśmy obwiniani przez innych. Lecz ci, którzy dogłębnie pojmują najgłębszą Ścieżkę wiedzą, że osiągamy prawdziwy i trwały charakter istot ludzkich, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że musimy odrzucić samolubną ideę nie akceptowania naszego własnego zachowania. Jeśli możemy to dostrzec, bez względu na to, co się nam wydarza, możemy to zaakceptować: „Nawet jeśli inni ludzie w społeczeństwie nie wiedzą, ja wiem” – być jasno w stanie powiedzieć, iż pojęliśmy gdzie tkwi ta odpowiedzialność, a nie po prostu mówić tego dopiero po tym, gdy wyrok sprawiedliwości został wydany przez innych. Jeśli w swym stanie umysłu jesteś prawdziwie klarowny, wtedy pozwolisz temu, co nadeszło być takim, jakim jest. Takie podejście nie różni się pomiędzy chrześcijaństwem i buddyzmem.

W domu położonym w pobliżu świątyni Sioin-dzi w mieście Hara, gdzie żył Hakuin Zendzi, zaszła w ciążę córka. Ojciec jest wpadł w furię i żądał by ujawnić kim był ojciec. Dziewczyna wiedząc, iż ojciec szanował Hakuina i że zawsze o nim mówił, oraz mając nadzieję, że to uspokoi ojca, powiedziała, że ojcem dziecka jest Hakuin. Ojciec wpadł w jeszcze większy gniew, zaszokowany zachowaniem szacownego kapłana, i gdy narodziło się dziecko zaniósł je do Hakuina, wrzeszcząc na niego i oskarżając go. Wiedząc, iż coś się za tym kryło, Hakuin przyjął to mówiąc, „Soka? Tak?” i wziął dziecko wcale się nie broniąc. Musiał znajdować miejsca do opieki dla niemowlęcia. Chodził na takuhatsu10) i ludzie wytykali go palcami i obmawiali za plecami. Napisał nawet list mówiący, że plotki były tak ciężkie, iż nie mógł już dłużej wychodzić na zewnątrz.

Na koniec na umyśle młodej matki tak zaczęło ciążyć to co zrobiła, iż wyznała, że to w rzeczywistości był jakiś inny mężczyzna z sąsiedztwa, i że przeprasza. Ojciec jeszcze bardziej wściekły z powodu hańby, jaką sprowadziła na rodzinę udał się do Hakuina i gęsto się tłumaczył, myśląc oczywiście, iż Hakuin będzie bardzo rozgniewany. Lecz Hakuin odpowiedział tylko słowami „Tak? Tak?” i zwrócił dziecko. Podczas całego tego zdarzenia nie bronił siebie i nie oskarżał innych. By coś takiego zrobić potrzeba prawdziwie wielkiego człowieka Drogi, takiego jak Hakuin.

Furuna Sondzia, uczeń Buddy miał udać się daleko by nauczać nauk Buddy. Budda powiedział, „Tam dokąd idziesz, nie mają kultury. Będą cię kopać, bić i pluć ci w twarz. Czy to dla ciebie w porządku?”.

Uczeń powiedział, „Myślę o tym w następujący sposób: Nawet jeśli mnie skopią i zbiją i oplują, to nie odbiorą mi życia”.

Budda powiedział, „Mogą nawet odebrać ci życie; czy to dla ciebie w porządku?”.

Na to uczeń odpowiedział, „Wtedy pomyślę sobie następująco: Uwalniają mnie od mojego ciała, fizycznego źródła mojego wielkiego cierpienia i smutku”.

Budda powiedział, „Zatem idź tam. Jeśli posiadasz taką ufność i postanowienie, nie ma tu żadnej pomyłki”.

Pierwszą z czterech części wejścia przez praktykę jest znoszenie niesprawiedliwości. Bodhidharma podnosi to w jasny sposób nie po to, by wprawić nas w pomieszanie, lecz by zachęcić nas do zaakceptowania prawdy o tym w naszym codziennym życiu.

Dzień szósty

Dziś będę kontynuował pierwszą część wejścia przez praktykę.

Dziewiąty poziom świadomości, zbiorcza podświadomość, osiągana jest w prawdziwej głębi naszego umysłu. Cały dzień myślimy o tym i o tamtym, albo o czymś jeszcze innym; nawet praktykując zazen jesteśmy gniazdem złudzenia i dualistycznego myślenia. Lecz gdy wszystko to zostaje uspokojone, przejawia się nasz Prawdziwy Początek. Naszym Źródłem nie jest ta zbiorcza podświadomość, lecz ta zbiorcza podświadomość zawiera każdą istotę, każdą rzecz. A czemu? Gdy osiągniemy ten Czysty Umysł Braku Przywiązania, korzenie tej zbiorczej podświadomości sięgają aż do Buddy Amidy11)!

Rjokan mówi w wierszu:

Spotkać katastrofę w czasie katastrofy jest super, właśnie taką jak jest.
Spotkać chorobę w czasie choroby jest super, właśnie taką jak jest.
Spotkać śmierć w czasie śmierci jest super, właśnie taką jak jest.

Nieszczęście i choroba, być żywym każdego dnia, a potem umrzeć – wszystko to są przelotne przemiany scenerii. Oto jak nie będziemy poruszani przez ból lub rozkosz: poznając ich źródło i ich ulotność nie jesteśmy już przez nie chwytani. Ten czysty, nieskalany Umysł zazen pokazuje nam jak rzeczy prawdziwie się mają w społeczeństwie, w otaczającym nas świecie. Wszystko jest synchronicznością. Ponieważ codzienne życie jest przeżywane w taki właśnie sposób, poznanie tego jest niczym kensio.

Sutra Ho On Dziu Rin (ch. Fa-juan-ciu-lin) uczy nas, by doznając odpłaty ze strony innych i cierpiąc w światach cierpienia przyjmować to po prostu takim, jakim jest – i nie tylko to, lecz by uczynić z tego nasz fundament oraz czerpać z niego nasze życie wyrażając nas samych wprost z tego Wielkiego Umysłu poza wszelkimi przywiązaniami. Przyjmując trudności i używając ich na swoją korzyść, nie uciekając od nich lecz podążając za nimi, wtedy z pewnością dojdziemy do Oświecenia.

Wczoraj opowiedziana została historia Furuna Sondzia. Dziś historia związana z wielką świątynią zwaną Dzuigan-dzi, w Sendai, w pn. wschodniej części Japonii, i osobą, która została pierwszym opatem tej świątyni, Hoosin Kokusi.

W pobliskim okręgu Makabe był zamek. Na zamku był służący, który zajmował się geta – sandałami Daimjo (władcy zamku). Jego imię brzmiało Hesiro. Hesiro towarzyszył jednego wieczoru Daimjo do pewnego miejsca, lecz nie pozwolono mu tam wejść do środka, gdyż był tylko służącym. Była to bardzo zimna noc w Makabe. Nie chcąc, by geta, które miał włożyć na stopy Daimjo były zimne, Hesiro ogrzewał je pod swoim płaszczem, i tuż przed chwilą, gdy Daimjo był gotów do odejścia, wyjął je spod płaszcza, by władca mógł założyć ciepłe geta. Lecz gdy Daimjo wyszedł na zewnątrz i stwierdził, że jego geta były ciepłe, rozzłościł się i oskarżył Hesiro, że ten siedział na nich. Zirytował się z powodu dobroci Hesiro; wszystko uległo zupełnemu przekręceniu. Był tak rozwścieczony, że cisnął w Hesiro sandałami. Hesiro złapał geta i zbiegł w stronę Kioto, gdzie rozpamiętywał swoje żałosne położenie myśląc jedynie o tym, co mógłby uczynić, aby powrócić. Jako istoty ludzkie obaj byli równi na tej ziemi, dlaczego więc musiał popaść w tak żałosne położenie? Zdecydował się wyświęcić, gdyż był to jedyny sposób na doprowadzenie do tego, by Daimjo pokłonił się przed nim.

W tamtych czasach trzeba było udać się w tym celu do Chin, tak więc zakradł się na statek podróżując na gapę, przybył do Chin i udał się do miejsca praktyki na górze Kinzan. Nie mógł jednak zrozumieć ani słowa z tego, co tam mówiono. Nie potrafił też czytać, gdyż będąc jedynie służącym nigdy nie nauczył się żadnego kandzi12). Bardzo kłopotało to Rosiego z miejsca praktyki na górze Kinzan. Hesiro był bardzo entuzjastycznym uczniem, i Rosi chciał coś dla niego zrobić. Przyszedł mu więc do głowy pewien pomysł. Narysował wielkie koło z dużym J w środku i zadał Hesiro pytanie co to jest. Hesiro siedział w zazen dzień i noc próbując odgadnąć co oznacza to koło i J. Był głęboko zraniony obrazą doznaną od Daimjo i ćwiczył się desperacko – ciężej niż ktokolwiek inny. Może to koło z J w środku nie posiadało w ogóle żadnego znaczenia, lecz przez swe głębokie wysiłki Hesiro osiągnął Oświecenie praktykując zazen z tym rysunkiem. Ta jedna głęboko sięgająca myśl o gniewie i odpłacie dla Daimjo doprowadziła go do tego wielkiego Zrozumienia; był na koniec w stanie puścić wszystko, stracić całe poczucie czegoś zewnętrznego i wewnętrznego, całe swoje poczucie ja i innych, ziemi i niebios, aż niczym w wielkim wybuchu wszystko to zupełnie odpadło. Nie mógł zrozumieć rysunku, lecz wszystko dookoła niego pojawiło się rozjaśnione i oświetlone. Po tym doświadczeniu powrócił do Kioto i został wezwany do Mjosin-dzi.

W międzyczasie, Dzuigan-dzi w Sendai zostało włączone jako miejsce praktyki do linii świątyni Mjosin-dzi, i wysłano go tam by objął miejsce treningu. Miała miejsce wielka ceremonia na jego część jako nowo wstępującego Opata. Wszyscy członkowie rodu królewskiego ustawili się rzędem na ścieżce przed wejściem do hondo, gdzie Hesiro miał ofiarować poemat13). Daimjo oczywiście zapomniał twarz Hesiro. Poemat dotyczył wspięcia się na górę Kinzan w Chinach, wielu lat praktykowania i w końcu urzeczywistnienia prawdziwego Zrozumienia, by potem zejść z góry Kinzan do tego tu odległego miejsca treningu. Mówił o tym, jak nasze fizyczne ciała zbudowane są z Pięciu Żywiołów, smutków i radości, i że gdy popatrzymy na to Przebudzonymi oczami, nie potrzebujemy żadnej własności, żadnej sławy czy wielkiego nazwiska. Nie mają one żadnego znaczenia i powstają z Pustki. Teraz, natura Buddy powróciła, aby otworzyć to miejsce praktyki i doprowadzić odczuwające istoty do oświecenia.

Potem przyszła kolej na Daimjo by złożyć pokłony; Hesiro był teraz nauczycielem Daimjo. W tokonomie14) opat rozścielił trawę na wysokiej tacy, i starannie ułożył tam także tamte stare geta. Daimjo wszedł do pokoju, lecz nadal nie rozumiał co się stało. Nowy Opat zszedł ze swej wielkiej poduszki i pokłonił się Daimjo, mówiąc, że tamten pewnie zapomniał kim on jest, zaś on sam – który miał kiedyś na imię Hesiro – mimo że chciał to zapomnieć, nie mógł. Następnie opisał ze szczegółami cały tamten incydent i powiedział, że te same geta stoją właśnie teraz w tokonomie. Powiedział, że ćwiczył się ze wszystkich sił tylko po to, by doprowadzić do tego, by Daimjo pokłonił się przed nim, lecz gdy rozważył to starannie, to właśnie dzięki gniewowi Daimjo tamtej nocy w ogóle podjął trening. W przeciwnym razie pozostałby służącym Daimjo przez resztę swego życia. Gdyby Daimjo nie rozzłościł się na niego, on nie zostałby dziś Opatem. Pokłonił się z wdzięcznością przed Daimjo. Oczywiście słysząc to Daimjo był osłupiały.

W społeczeństwie wielką wagę ma sprawiedliwość. Mamy dziś z tego powodu sądy. Musimy spłacać nasze długi; w społeczeństwie jest to rzeczą oczywistą. Lecz musimy zapytać, czy to jest jedyna droga. Nasze własne błędy – jak je możemy naprawić? Możemy pójść z nimi do sądu, lecz mimo to są walki i nadal mamy wojny. W społeczeństwie jest to uznawane za normalne. Lecz czy jest naprawdę w porządku odbierać życie ludzi w imieniu sprawiedliwości? Czy to jest najlepsze z możliwych rozwiązań, jedyne możliwe rozwiązanie?

Jest tu też inna droga. Jeśli podążamy Drogą Zen, najpierw zostajemy buddystami, a potem przebudzamy nie tylko samych siebie, ale wszystkich innych. Budda pokazał nam to poprzez swój własny przykład. Za swego życia widział na własne oczy śmierć swoich rodziców i upadek swego kraju. Lecz Budda przejrzał to wszystko na wskroś. Ujrzał, że rzeczywista Prawda nie może być zniszczona, że nie jest to coś do zyskania czy utracenia albo coś jednorazowego czy krótkotrwałego. Buddyzm jest Drogą uczącą nas Wiecznej Prawdy. Ta Droga nie jest jakąś przelotną drogą. Jest ostatecznym postanowieniem, nie czymś tymczasowym. Musimy przestrzegać nauk tej Drogi.

Bez względu na to jak długo w naszych żywotach obieramy różne okrężne ścieżki, w jakimś miejscu musimy urzeczywistnić naszą naturę Buddy. Zawsze po to właśnie szliśmy, z całą cywilizacją. W ostatecznym świecie wszyscy będziemy na tej Drodze. Czemu nie zrobić tego właśnie teraz, zamiast czekać do jutra i zaczynać od początku? Wszystkie nauki Buddy i Bodhidharmy są po to właśnie, by uczynić to teraz, od razu.

Wiedząc o tym, praktykujcie proszę dobre zazen. Ludzie, którzy wczoraj upadli dziś się znów podnieśli. Podczas sessin przez pierwsze cztery dni nasze ciała doznają trudności, lecz szóstego dnia możemy włożyć w to naszą najlepszą energię, wiedząc, iż jest to nasze ostatnie pchnięcie. Siódmy dzień jest ostatnią prostą. Nie możemy jednak robić tego niewyraźnie czy chaotycznie. Byłoby to zmarnowaniem dni sessin. Hodzio-san zna to z własnego doświadczenia i własnych niepowodzeń. Nasze życie jest skracane z każdą sekundą! Czy sam siebie zwodzisz? Także ty możesz tego dokonać, do samego końca. To nie tak, że piątego dnia masz jeszcze dwa dni więcej; jest tak, że każdy dzień przychodzi tylko raz. Uchwyćcie proszę dobrze te uwagi!

Dzień siódmy

To czego dziś będziemy nauczać, to druga część wejścia poprzez praktykę. Dotyczy to bycia posłusznym karmie i nazywane jest dostosowywaniem się do warunków.

Ważne jest, by w naszym codziennym życiu zgodnie przyjmować wszystko to, co się wydarza, bez względu na to co to jest, i poruszać się należycie. To wszystko dotyczy uzyskania umysłu nowonarodzonego dziecka. Nikt z nas nie myślał o tym, by urodzić się na tym świecie, w tym czasie, tym rodzicom. Całkowicie i niewinnie otrzymujemy ze Źródła te okoliczności, w jakich się rodzimy, bez oczekiwań, wiedzy czy warunkowania tego, jak ma to wszystko wyglądać gdy przybędziemy. Przyjęliśmy nasze położenie przy naszych narodzinach. Nigdy nie myśleliśmy o tym, że nie chcielibyśmy narodzić się w tym trudnym do mieszkania domu, w tym okresie historii. Po okresie ciąży po prostu się rodzimy – przybywamy z wielkim wrzaskiem, całkowicie wszystko akceptując. Nawyki naszej matki, ojca i przodków są nam dane bez naszych oczekiwań. Zatem mówienie „To jest dobre” i „To jest złe” jest dodawane później – to nie należy do naszego Czystego Umysłu przy narodzinach.

Czy gdy się narodziliśmy nie byliśmy czyści? Nikt nie wychodzi z łona matki narzekając, że musi się urodzić – oto co mówi pierwsza część tej rozprawy. W części tej naucza się nas, iż zasadniczo nie mamy żadnej egoistycznej jaźni. Dziecko bez żadnego osądu przyjmuje świat, jakim zostaje obdarowane, dokładnie taki, jaki mu jest przedstawiany. Dorośli zawsze oceniają i narzekają. Który sposób życia jest łatwiejszy?

Gdyby nasze umysły były wolne od egoistycznych poglądów bylibyśmy w stanie akceptować rzeczy dokładnie takimi jakimi są. Możemy wszystko widzieć naszymi oczami, ponieważ są puste; tu nie mogą się nałożyć dwa negatywy fotograficzne. Gdy jedna rzecz odchodzi, wtedy pojawia się następna. Rosi Mumon zwykł opowiadać zabawną historyjkę o tym, jak ktoś rano popatrzył w lustro i zobaczył, że nagle ma pomarszczoną twarz i siwe włosy. Sprawdzając dokładnie osoba ta odkryła, że dopiero co babcia przeglądała się w lustrze, i że to jej obraz nadal tam się odbijał. Oczywiście lustra nie działają w ten sposób, ani też nasze oczy. Tylko nasza egoistyczna świadomość czyni to i jest to niefortunne.

Mamy nauki Bankei'a o Niezrodzonej Naturze Buddy. Opowiadał, że ludzie przycho...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin