D.doc

(52 KB) Pobierz

R O Z D Z I A Ł IV Polityka bałtycka Władysława IV. Zamiar wprowadzenia ceł. Ossoliński na czele komisji celnej. Opór Gdańska. Napad duński na flotę polską. Sejm grzebie projekty królewskie. Sprawa "ka·

walerii". Atak sejmu na tytuły książęce.

Król Władysław, mając stale oczy skierowane na północ, nie wątpił, że wcześniej czy później uda mu się sprowoko­wać wojnę ze Szwecją i przenieść działania wojenne za Bał­tyk. Do tego celu potrzebne mu były pieniądze i flota wo­jenna. Już w czasie rokowań sztumdorfskich zakupił król przy pomocy .gdańszczanina Hewela 12 okrętów, które umie­ścił we Władysławowie, nowobudującym się porcie wojen­nym na półwyspie Hela pod dzisiejszą wsią Chałupy. Flota miała służyć nie tylko osobistym interesom króla, lecz stać się zaczątkiem przyszłej floty polskiej, która by ugrunto­wała panowanie nasze na Bałtyku. Władysław IV bowiem, obok Zygmunta Augusta, był jedynym monarchą polskim, rozumiejącym doniosłość morza dla rozwoju gospodarczego kraju. W czasie rokowań ,pokojowych domagał się król, jako rekompensaty za utratę Inflant, przyłączenia do Rzeczypo­spolitej dwóch portów, należących do księcia pruskiego ­a mianowicie Kłajpedy, będącej naturalnym portem dla Litwy, oraz Piławy, panującej nad Królewcem, z której za­mierzał uczynić bazę dla polskiej floty wojennej. Zamiary te spełzły na niczym, gdyż sprzeciwił się im kategorycznie pośrednik francuski, popierający interesy elektora, a komi­sarze polscy, nie doceniający sprawy, nie poparli swego króla, traktując jego żądania jako chęć zerwania układów.

Mimo tych niepowodzeń pragnął król rozbudowywać swą flotę i port władysławowski. Ponieważ sprawa ta wyma­gała dużych środków pieniężnych, poszedł król za przykła­dem szwedzkim i zdecydował słusznie, że flotę winno żywić morze. Szwedzi bowiem w czasie okupacji portów pruskich nakładali tak wielkie cła na przywożone i wywożone towary,

że dochody z tych ceł pozwoliły im na prowadzenie wojny niemieckiej. Otóż król Władysław chciał teraz, po ustąpie­niu Szwedów, pobierać nadal takie cła, które-by wzmocniły finansowo skarb królewski, a w pierwszym rzędzie użyte zostały na budowę floty.

Sprawa ta nie była łatwa, gdyż, na wyraźne żądanie Szwedów i pełnomocników państw obcych, traktat sztum­dorfski orzekł, że król ma prawo pobierania ceł morskich jedynie w ciągu dwóch lat. Osobny artykuł traktatu mówił, że między Szwecją a Polską istnieć będzie wolny handel, a ponadto Szwedzi ostrzegli Gdańsk, iż wprowadzenie ceł przeż miasto lub króla uważane będzie za pogwałcenie ro­zej~mu. W myśl traktatu wydał król uniwersał, ogłaszający, iż w portach gdańskim, piławskim, kłajpedzkim i lipawskim wprowadza się na dwa lata cło na wszystkie towary w wy­sokości 4,5°/o wartości. W styczniu 1635 r. przybyła do Gdańska komisja królewska -na czele z Ossolińskim, która wydała odnośne zarządzenia. Miasto, obawiając się kom­plikacji, wdało się w targ z komisarzami, którzy w imieniu króla, potrzebującego pieniędzy, zgodzili się nie wprowa­dzać na razie ceł w zamian za 800.000 zł, które Gdańsk wpłacił jednorazowo do szkatuły królewskiej.

Na tym skończyła się na razie cała sprawa; musiała jed­nak wkrótce wypłynąć na nowo, gdy kończył się dwuletni termin, przewidziany przez traktat sztumdorfski. Głównym rzecznikiem sprawy celnej stał się Jerzy Ossoliński. Już w czasie swego pobytu w Gdańsku kazał rzeczoznawcom zreferować sobie całą sprawę i na podstawie uzyskanych wy jaśnień doszedł do wniosku, że wprowadzenie ceł mor­skich mogłoby przynieść królowi wielkie dochody. Po po­wrocie swym z Ratysbony jeszcze raz omówił całą sprawę z królem i postanowił wystąpić z odpowiednim projektem przed sejmem, gdyż należało sprawie całej nadać formę le­galnej ustawy i przekonać szlachtę, że pobór ceł leży ńie tylko w interesie króla, lecz i całej Rzeczypospolitej.

Sejm zbierał się 3 czerwca 1637. Na kilka dni przed jego


otwarciem wystąpił wojewoda sandomierski przed senatem z piękną mową, w której z wielką logiką uzasadniał koniecz­ność wprowadzenia ceł. Senatorowie zgodzili się na projekt, lecz wątplili, by go można była przeforsować na tym jeszcze sejmie. Królowi jednak zależało na pośpiechu. Na sejmie odezwały się głosy za i przeciw. Oponowali głównie posło­wie pruscy, dowodząc, że to się sprzeciwia ich dawnym lrrzywilejon~, oponowała Litwa, bojąc się, że sprawa ta może wywołać nowy zatarg ze Szwecją. Ostatecznie sejm uchwalił kompromisową ustawę, która uznaje, że cła morskie należą do Rzeczypospolitej, ale mówi jednocześnie, iż król dopiero ma "obmyślić sposoby, jako by owe cła do swego mogły przyjść porząd'ku`y, a posłowie pruscy i litewscy, którzy opo­nowali, mają w tej sprawie zasięgnąć opinii swych sej­mików.

Tnaczej mówiąc, należało zaczekać do następnego sejmu, który mial się zebrać za niespełna rok. Niestety, król by l niecierpliwy i lubił zamierżenia swoje szybko wprowadzać w życie. Zaraz po ślubie z Cecylią Renatą wyżnaczył-nową komisję celną, na czele której stanął Ossoliński. W począt­kach października przybył on nad Bałtyk i kazał odpowied­nio zaopatrzyć w załogę 5 okrętów królewskich, które miały stanąć przy ujściu Wisły i pobierać cla od wpływających do portu gdańskiego statków. W chwili przybycia komisji na brzeg, gdzie upatrzono miejsce na założenie komory celnej, zagrzmiały działa okrętowe, witając komisarzy królewskich. Na wystawionym maszcie wywieszono chorągiew królew­ską, a Ossoliński w uroczystych słowach imieniem swego władcy objął w posiadanie "dominium rnaris", polecając pobór cła braciom Spiringom, wykwalifikowanym w tym rzemiośle. Jednocześnie po dokonanym fakcie zawiadomi; wojewoda Gdańsk, polecając rozlepić na murach miasta uniwersał, nakazujący wszystkim okrętom obcym opłacanie podatków. Podatku tego nie nazwano cłem, lecz "culagą" (dodatek), by uniknąć protestów ze strony państw obcych.

Spiringowie wzięli się raźno do dziela. Początek zapo­

wiadał się pomyślnie, gdyż przybywające okręty zagraniczne płaciły cło bez protestów, natomiast burza zebrała się z in­nej strony. Komendant P i ł a w y, na polecenie księcia pruskiego, nie wpuścił Spirin~gów do portu, a gdańszczanie podnieśli gwałt. Na zarządzenie Ossolińskiego odpowie-, wiedzieli oni zamknięciem portu, wzmocnieniem fortyfikacji i wysłaniem szeregu posłów do państw obcych z prośbą o interwencję. Z kolei zagroził Ossoliński miastu zmianą koryta Wisly i skierowaniem handlu, jak to już projekto­wał Batory, do Elbląga. Miasto jednak trwało w uporze, oświadczając, że bronić się będzie diługo, a do poboru ceł

- nie dopuści. Nie chodziło tu tyle o sprawy gospodarcze, ile zasadnicze; Gdańsk bał się, że Polska dąźy do usamo­dzielnienia swej polityki morskiej, by się odeń uniezależnić, toteż starał się gwałtownie o interwencję obcą. Jakoż prze­ciw wprowadzeniu ceł wystąpiły państwa morskie, jak Anglia, Holandia i Dania, które, rzecz prosta, wolałyby przywozić swe towary bez opłat. Szw.ed'zi ńa razie milczeli,

" cżekając na rozwój wypadków, natomiast Francja, naj­mniej zainteresowana w całej sprawie, najbardziej pod­trzymywala przez swych agentów upór gdański, rozpusz­czając przez swą prasę wieści po całej Europie, iż król polski dąży do zajęcia Gdańska, by wpuścić doń flotę hisz­pańską, która pragnie tam mieć bazę wypadową przeciw Szwecji.

Przed obcymi państwami tłumaczył się król, że są mu potrzebne pieniądze na wojnę z Turcją, i spodziewał się, że skończy się wszystka na notach dyplomatycznych. Tak jednak nie było. Król duński, przepuszczając. okręty euro­pejskie idące z oceanu na Bałtyk i odwrotnie, pobierał cła w cieśninach, nie życzył więc sobie, by ktoś inny jeszcze śeią,gał opłaty na Bałtyku. W nocy 1 grudnia (1637) silna flota duńska podplynęła pod Gdańsk i zaatakowała 4 okręty polskie, pełniące straż u wejścia do portu. W nierównej

` walce flotylla polska została rozbita - jeden okręt zato­piono, dwa wzięto do niewoli, czwarty uciekł do Władysła­

 


wowa. Admirał duński wpłynął triumfalnie do portu, wi­tany jako sprzymierzeniec przez gdańszczan, gdyż wpro­w adził 40 statków zagranicznych bez cła.

Była to dla króla zniewaga, której nie można było puścić płazem. Trudno było dosięgnąć króla duńskiego, ale w in­teresie państwa leżało złamanie uporu gdańskiego. W in­strukcji na sejmiki, zredagowanej przez Ossolińskiego, żądał król, by Rzeczpospolita broniła stanu swego posiadania na Bałtyku, wypowiedziała wojnę Danii i rozpoczęła niezwłocz­nie operacje wojenne przeciw Gdańskowi. Jednocześnie oporne miasto pozwał król przed sąd sejmowy za zdradę stanu i obrazę majestatu. Zdawało się, że powtórzą się czasy Batorego - wszystko zależało teraz od tego, czy szlachta zrozumie doniosłość chwili.

Niestety, społeczeństwo szlacheckie nie stanęło na wyso­kości zadania. Przychylni królowi senatorowie ostrzegli go, iź popetnia błąd taktyczny, nie mając. za sobą poparcia prawnego. Sejmiki, rzeczywiście, były oburzone, że król przekroczył ramy ustawy i naraził Rzeczpospolitą na powi­kłania dyplomatyczne. Na skutek agitacji.gdańskiej oba­wiała się szlachta, że z powodu ceł spadną ceny na ekspor­towane zboże, a natomiast podrożeją towary zagraniczne. _Najwięcej jednak posłuchu miały głosy, że "flota i cła to po­mysły hiszpańskie", że król wraz z Habsburgami zamierza sprowokować wojnę szwedzką. Ponieważ króla trudno było pociągnąć do odpowiedzialności, więc opinia publiczna za­ezęła szukać winowajcy i znalazła go w osobie wojewody sandomierskiego. Przypomniano sobie jego poselstwo do Ratysbony i powzięto podejrzenia, że to Ossoliński, chcąc przypodobać się cesarzowi, wciągnął króla Władysława w tę całą sprawę. W rezultacie zamiast bronić honoru i intere­sów państwa, wystąpiły sejmiki przeciw władzom państwo­wym, uchwalając instrukcje dla swych posłów, by dochody z ceł, o ile będą zaprowadzone, wpływały nie do skarbu królewskiego, lecz publicznego.

W takim to nastroju zebrał się 10 marca 1638 r. ów pa­

miętny sejm, który pogrzebał większość planów Władysła­wowych. Było zwyczajem, że sejm rozpoczynał się nabo­żeństwem i kazaniem okolicznościowym, po czym kanclerz w imieniu króla wypowiada) propozycje sejmowe (dzisiaj powiedzielibyśmy - program rządu) a następnie senatoro­wie wygłaszali swoje "wota" (według dzisiejszej terminolo­gii "deklaracje") wobec posłów. Otóż kazanie wyglosil sławny poeta ks. Sarbiewski, napominając postów, by strze­gli praw króla i Rzeczypospolitej na Bałtyku, a podkancle­rzy Piotr Gembicki (kąnclerz Tomasz Zamoyski świeżo umarł) w mowie od tronu oskarżał Gdańsk o opór i żądał zabezpieczenia wybrzeży przed obcymi najazdami. Vota senatorskie nie przyniosły nic nowego, toteż z tym większą ciekawością czekano, co powie wojewoda sandomierski. Ussoliński, z właściwą sobie zręcznością, nie wspomniał nic o stawianych mu zarzutach, lecz zda) sumienne sprawozda­nie ze swych czynności morskich, oskarżając Gdańsk o zmowę z Danią i dowodząc, że miasto to nie posiada żad­nych praw do ceł' morskich. W konkluzji żądał, aby Gdańsk wynagrodził skarbowi straty i poniósł odpowiednią karę.

Mowa ta nie przekonała zebranych. Posłowie, pełni nie­ufności do króla, poczęli się domagać okazania im tajnych układów z cesarzem. Sejm upływał w atmosferze niebywa­łego podniecenia, które doszło do zenitu, gdy król posunął na kanclerstwo buskupa Gembickiego, a godność podkancle­rzego, wbrew powszechnej opozycji., oddał Ossolińskiemu, który w swej mowie dziękczynnej zaatakował ostro prze­ciwników i urzędowanie ministra rozpoczął od bezpraw­nego sądu nad arianami.

Nastroje te odJaiły się i w senacie. Senat, mianowany przez króla, był niejako podporą tronu, toteż monarchowie szukali w nim oparcia przeciw opozycji izby poselskiej. Władysław IV również sądził, iż przy pomocy senatu będzie mógł załatwić pomyślnie sprawę gdańską. Było jednak inaczej. Część senatorów bała się utracić popularność u szlachty, część uważała, że sprawa .ceł może wywołać


wojnę ze Szwecją, inni po prostu przekupieni byli przez gdańszczan. Toteż w czasie sądu nad zbuntowanym mia­stem nie poparł senat króla, uważając że nie ma "dowo­dów" zdrady głównej. Zbuntowany Gdańsk triumfował; Władysław IV zachorował z gniewu, a sejm powziął w spra­wie ceł uchwąłę, która grzebała wszystkie zamysły królew­skie. I@rótkowzroczność i egoizm szlachty pogrzebąły ostat­nią możliwość wgruntowania stanowiska polskiego na Bał­tyku 1.

Opór i podejrzliwość sejmu tłumaczyły się jeszcze jedną przyczyną. Władysław IV, pragnąc utworzyć silne stronnic­two dworskie, rekrutujące się z przedstawicieli najwybit­niejszych rodów, przystąpił do zorganizowania "Kawalerii Orderu Niepokalanego Poczęcia" na wzór podobnych orga­nizacji zachodnio-europejskich. Zakon ten miał się składać z i2 kawalerów krajowych, 24 zagranicznych, a mistrzem jego miał być krat; członkowie zakonu ślubowali służbę w obronie cuci Boga; Matki Boskiej i Kościoła Rzymskiego, jak również _"kralestwa swego całości, zacności i pożytku". "Kawaleria" ta nie wymagała zatwierdzenia sejmowego, lecz spotkała się z tak powszechnym potępieniem, że nie można było wprowadzić jej w życie. Jeżeli szlachta kato­licka widziała w niej zamach na równość, to różnowiercy obawiali się jej nastawienia katolickiego. Senatorowie, za­proszeni do zakonu, ulegając opinii, wzdragali się przyjąć nową godność. Wszystkich ogarnęło jakieś podejrzenie, wszyscy poczęli węszyć, że "coś w tym jest". Sprawę orde­rową połączono z kwestią floty, ceł, sojuszu habsburskiego­cały ten splot traktowano jako pierwsze próby szykującego się zamachu stanu, jako widmo czyhającego absoluti do­minii: Toteż sejm obalał po kolei wszystkie projekty kró­lewskie: zniweczył flotę wojenną, pogrzebał sprawę ceł, roz­

. zachwalił Gdańsk, a wreszcie zmusił króla do podpisania 1 Skończyło się ostatecznie na tym, że król odstąpił cła Gdań­skowi, kontentując się i teraz jednorazowym okupem. Król duń­ski zwrócił w r. 1639 oba zagarnięte okręty.

skryptu, że nigdy nie będzie tworzył żadnych zakonów świeckich i rozdawał orderów.

Uchwały te były dostateczną zapłatą królowi, któremu zresztą nie dziwiono się zbytnio, bo przecież, jak mówiono, "nie ma bakiego króla, któremu by wolność narodu uciąż­liwa nie była". Natomiast "gniew -narodu" skierował się głównie przeciw tym, którzy, zdradziwszy-rzekomo szlachtę, doradzali monarsze wprowadzenie absolutyzmu. Oczywiście winowajcą głównym w oczach sejmu był podkanclerzy Ossoliński. On to przecież jeździł do cesarza i przyczynił się głównie do aliansu austriackiego, on walczył w obronie ceł, on najwięcej pomstował na Gdańsk, jemu wreszcie przypi­sywano autorstwo "kawalerii", gdyż w czasie swego pobytu w Rzymie otrzymał błogosławieństwo papieskie dla ma ją­cego powstać zakonu, którego statut ułożyŁ Toteż sejm postanowił pozostawić podkanclerzemu odpowiednią "pa­miątkę".

Od orderów do tytułów był krok jeden. Zapomniana sprawa zagranicznych tytwłów książęcych odżyła znowu i uderzono nią jak taranem w Ossolińskiego. Podkanclerzy milczał, a obronę powierzył Radziwiłłom, których tytuł ksią­żęcy miał również pochodzenie zagraniczne. Dyskusja w se­nacie była bardzo burzliwa. Przeciw replikom kanclerza Radziwiłła wystąpili niektórzy senatorowie koronni z zarzu­tami pod adresem Unii Lubelskiej i jej postanowień, doty­czących tytułów książęcych. Wywołało' to taką burzę i nie licujące z powagą miejsca utarczki słowne, że marszałek musiał się uciekać do usunięcia z posiedzeń niektórych mówców i udzielania publicznych nagan tak wysoko posta­wionym osobistościom, jak kanclerz litewski Albrecht Sta­nisław Radziwiłł.

Wśród takich burzliwych narad nielada sensację wywo­łało wystąpienie Ossolińskiego, który zrzekł się tytułu ksią­żącego, żądając w zamian, by zawieszono wszystkie inne ty­~tuły, a w tej liczbie i litewsko-ruskie. Krok ten był bardzo zręczny, gdyź spowodował rozłam wśród obradujących.

 

O ile bowiem część posłów, zwłaszcza Wielkopolanie i Ma­zurzy, nie posiadający w swym gronie książąt, przyjęła z .aplauzem ten wniosek, o tyle książęta rusko-litewscy (Wi­śniowieccy, Zasławscy) i ich adherenci zblokowali się teraz z poróżnionymi dotąd Radziwiłłami przeciw projektowi. Podkanclerzy odnosił cichą satysfakcję za swe upokorzenia. W rezultacie długotrwałych sporów uchwalono zniesienie wszystkich tytułów z wyjątkiem litewsko-ruskich, przyzna­nych przez Unię Lubelską, z tym jednak zastrzeżeniem, że przyszły sejm zaj.mia się korekturą ustawy. Ten ostatni zwrot był wybiegiem podkanclerzego. Wyłączeni z ustawy Radziwiłłowie siłą rzeczy zblokowali się z Ossoliń~skim, wskutek czego obóz "książąt starożytnych" został bardzo osłabiony. Nowa koalicja spodziewała się, że przyszły sejm albo zmieni tę konstytucję, albo unieważni wszystkie w ogóle tytuły. Ale teraz miała na arenę wystąpić nowa osobistość, przyszły ulubieniec szlachty - Jeremi Wiśnio­wiecki.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin