Conan mistrz - Maddox Roberts John.txt

(354 KB) Pobierz
JOHN MADDOX ROBERTS



CONAN MISTRZ

PRZE�O�Y� MAREK MASTALERZ
TYTU� ORYGINA�U CONAN THE CHAMPION

1. BURZLIWE MORZE

Na dwa dni i trzy noce okrutny sztorm zamieni� morze w �cieraj�c� si� armi� ruchomych 
g�r, walcz�cych ze sob� jak olbrzymy i bogowie w czasach, gdy �wiat by� m�ody. Nie 
nadaremnie Vilayet okre�lano Morzem Sztorm�w, Matk� Burz i innymi nazwami, 
wyra�aj�cymi ludzkie zdumienie faktem, i� to zazwyczaj spokojne, �r�dl�dowe morze 
potrafi�o bez ostrze�enia zamieni�, si� w pierwotny chaos, w Gr�b Marynarzy.
Fale rzuca�y przywi�zanym do u�omka masztu bezradnym m�czyzn�. Nie w g�owie mu 
by�o kontemplowanie natury wzburzonego morza. Dryfowa� od po�owy drugiego dnia 
sztormu, kiedy to jego statek rozpad� si� wskutek nieustannego naporu skot�owanych fal. Do 
tej pory miotany przez morskie ba�wany rozbitek odr�twia� od zimnej wody. W jego g�owie 
ko�ata�a si� tylko jedna my�l: burza spycha�a go na p�noc, gdzie morze Vilayet by�o w�sze. 
Liczy�, �e wkr�tce zostanie wyrzucony na brzeg. By�a to jego jedyna szansa prze�ycia. Gdy 
zbli�y si� do l�du, b�dzie musia� odci�� si� od masztu, inaczej masywna k�oda zgruchocze go 
o brzeg lub wystaj�c� z wody ska��. W pochwie ze sk�ry przy boku wci�� mia� d�ugi, 
zakrzywiony kothyjski sztylet. Cz�sto porusza� palcami, by nie straci� w nich czucia, gdy 
nadejdzie odpowiednia pora. Jedynie to zajmowa�o jego my�li. Wicher wy� jak udr�czone 
demony, a morze nieustannie burzy�o si� pod naporem nawa�nicy.

Wczesnym rankiem po ustaniu sztormu Dawaz wyszed� zobaczy�, co fale wyrzuci�y na 
brzeg. Przy takich okazjach morze ofiarowywa�o wiele ciekawych rzeczy. Czasami dawa�o 
si� na nich nie�le zarobi�, a z zysku nigdy nie wolno rezygnowa�. Dlatego te� otuli� si� 
ciep�ym we�nianym p�aszczem i opu�ci� faktori� handlow� � najbardziej na pomoc 
wysuni�t� plac�wk� braci Khyros z Aghrapur.
Faktoria znajdowa�a si� nad niewielk� zatoczk� na zachodnim wybrze�u morza Vilayet, 
kt�re w tym miejscu mia�o mniej wi�cej mil� szeroko�ci. Do rana wody zd��y�y si� uspokoi�. 
Morze Vilayet by�o p�ytkie, dlatego te� wiatry, kt�re na Zachodnim Oceanie wywo�ywa�y 
niewielkie fale, tu stawa�y si� sprawcami tytanicznych sztorm�w. Z tego samego powodu ju� 
w kilka godzin po ustaniu wichury powierzchnia morza stawa�a si� g�adka jak st�.
Dawaz napotka� mn�stwo pozosta�o�ci sztormu pod postaci� wyrzuconych przez fale pni 
drzew i spl�tanych wodorost�w. Wi�kszo�� z nich zosta�a zniesiona tutaj z po�udnia. W�r�d 
ofiar �ywio�u wida� by�o martwe ryby i troch� morskich ssak�w. Brakowa�o natomiast 
jednego z najcenniejszych dar�w morza � bursztynu. Cenniejszym od niego znaleziskiem 
by�by wrak statku z nadaj�cym si� do sprzedania �adunkiem. Dawaz postanowi� wys�a� 
swoich s�u��cych na p�noc i po�udnie, by rozejrzeli si� za �ladami przypuszczalnej morskiej 
katastrofy. Oczywi�cie nale�a�o to zrobi� ostro�nie, poniewa� okoliczni kr�lowie twierdzili, 
�e �adunek z rozbitych statk�w jest ich osobist� w�asno�ci�. Handlarz mia� ju� wraca� do 
faktorii na �niadanie, gdy ujrza� trupa.
Zw�oki by�y najcz�stszym i ca�kowicie bezwarto�ciowym darem morza. Marynarze rzadko 
mieli wi�cej bi�uterii ni� kolczyk w uchu. Z daleka wida� by�o, �e cia�o, na kt�re natrafi� 
Dawaz, nie nale�a�o do wielkiego pana. Le��cy na piasku trup by� tak du�y, �e Dawaz 
potrzebowa� pomocy s�ug, by wepchn�� go z powrotem w morze. Kupiec nie �yczy� sobie, by 
duch tego cz�owieka nawiedza� jego faktori�. Miejsce upior�w martwych �eglarzy by�o w 
morskiej g��binie.
Nagle trup j�kn�� i poruszy� si�. Zafascynowany handlarz utkwi� w nim wzrok. Zwalisty 
rozbitek by� srodze poturbowany przez �ywio�y i siny z zimna, jednak tli�o si� w nim �ycie. 
Po chwili zwymiotowa� obficie morsk� wod�.
Dawaz ruszy� po swoich s�u��cych.

Conan ockn�� si� w pogr��onym w p�mroku wn�trzu niskiej budowli o �cianach 
zbudowanych bez zaprawy, z p�askich, uszczelnionych mchem kamieni. G�rna po�owa jednej 
ze �cian, osadzona na zawiasach, otwiera�a si� na zewn�trz, co sprawia�o, �e budynek m�g� 
by� wykorzystywany jako kantor. Teraz jednak klapa by�a zamkni�ta. Wewn�trz wi�kszo�� 
miejsca zajmowa�y beczki i bele materia��w. Na niekt�rych z nich widnia�y tura�skie napisy. 
W p�ytkim palenisku p�on�o wyrzucone na brzeg drewno. Zawarta w nim s�l sprawia�a, �e 
potrzaskuj�ce p�omienie mia�y jadowicie ��t� barw�.
Conan le�a� na legowisku ze sk�r, przykryty szorstkimi we�nianymi kocami. Zdawa�o mu 
si�, �e szopa ko�ysze si� jak w czasie trz�sienia ziemi, wiedzia� jednak, �e to skutek d�ugiego 
pobytu w niespokojnych morskich wodach. Nie zdumia� si� tym, �e �yje, jak sta�oby si� w 
przypadku wielu innych ludzi. Mia� za sob� wi�cej �miertelnie niebezpiecznych przyg�d, ni� 
by� w stanie sobie przypomnie�.
We wn�trzu faktorii znajdowa�o si� jeszcze co najmniej dw�ch m�czyzn. Nie mogli by� 
nieprzyjaci�mi, skoro jak dot�d nie poder�n�li mu gard�a. Poniewa� zobaczy� tura�skie 
pismo, zdecydowa� si� odezwa� w�a�nie w tym j�zyku.
� Gdzie jestem?
Brzmia�o to bardziej jak krakanie wrony ni� g�os cz�owieka, lecz wystarczy�o, by podszed� 
do niego grubo okutany m�czyzna o tura�skich rysach, kt�ry odpowiedzia� w tym samym 
j�zyku:
� Witaj z powrotem w krainie �ywych, przyjacielu. Mi�o mi oznajmi� ci, �e znajdujesz si� 
na suchym, cho� zimnym l�dzie.
� Ka�dy suchy l�d jest lepszy ni� Vilayet w czasie sztormu,, � odpar� Conan. � Jeste� 
kupcem?
� Owszem, pracuj� dla braci Khyros � handlarz wspar� palce d�oni na piersi i sk�oni� si� 
lekko. � Nazywam si� Dawaz.
� Jestem Conan z� � ju� mia� powiedzie�: �z Czerwonego Bractwa�, lecz rozmy�li� si� 
� �z Cymmerii. Zaci�gn��em si� jako marynarz. Kiedy dopad� nas sztorm, byli�my daleko 
na po�udnie st�d.
Zaburcza�o mu g�o�no w brzuchu. Gospodarz skinieniem d�oni przywo�a� s�u��cego, 
Tura�czyka niskiej kasty, kt�ry przyni�s� drewniany kubek z grzanym winem z przyprawami.
� To powinno uspokoi� tw�j �o��dek � powiedzia� Dawaz. � Potem b�dziesz m�g� 
zje�� co� solidniejszego. Na pewno od kilku dni nie mia�e� nic w ustach. Sam by�em 
�wiadkiem, �e w brzuchu mia�e� tylko morsk� wod�.
� Jedyne, co mo�e powstrzyma� mnie przed jedzeniem, to pe�en �o��dek � odpar� 
Conan, o�ywiwszy si� nieco. Upi� g��boki �yk wina i niemal od razu poczu�, jak wracaj� mu 
si�y. � Co to za strony? Ledwie odp�yn�li�my z osady na p�nocnej granicy Turanu, kiedy 
dopad�a nas burza.
Wola� nie wspomina�, i� przed odp�yni�ciem osada ta zosta�a doszcz�tnie z�upiona.
� Znios�o ci� daleko na p�noc � odpar� Dawaz. � Jeste�my pi��dziesi�t mil na 
po�udnie od kra�ca morza Vilayet, za kt�rym znajduje si� kraina smok�w i �nie�nych 
gigant�w. W tych stronach nie ma �adnych wi�kszych pa�stw, jedynie skromne ksi�stewka 
miejscowych kr�lewi�tek. Ka�dy z nich twierdzi, �e w�ada wielkimi ziemiami, lecz naprawd� 
ich panowanie si�ga niewiele dalej ni� koniec miecza ka�dego z nich.
Conan pokiwa� g�ow�. W istocie taka by�a ca�a P�noc; prymitywna i podzielona na 
mn�stwo plemion.
S�u��cy przyni�s� mis� pe�n� g�stego, wonnego bulionu i stert� twardych, smakuj�cych jak 
sk�ra placuszk�w.
� Rok zbli�a si� ju� ku ko�cowi � zauwa�y� Conan. � Zamierzacie tutaj zimowa�?
� By� mo�e b�dziemy musieli � stwierdzi� Dawaz. Nala� sobie wina i uzupe�ni� kubek 
Co�ana. � Ostatni statek w tym roku powinien by� przyp�yn�� ju� kilka tygodni temu, by 
zabra� nas i towary do Aghrapur. Musia�o si� mu przydarzy� jakie� nieszcz�cie. 
Niewykluczone, �e zaton�� w czasie sztormu.
Conan pomy�la�, �e zapewne by� to ten statek, kt�ry dwa tygodnie temu osobi�cie kaza� 
zatopi�.
� Na morzu Vilayet ze statkiem mo�e si� sta� mn�stwo rzeczy. Czy w czasie zimy 
b�dziecie pod opiek� jakiego� miejscowego kr�la?
� By� mo�e � powiedzia� po namy�le Dawaz. � Ostatecznie tubylcy dzi�ki handlowi z 
Po�udniem otrzymuj� wiele towar�w, kt�rych sami nie potrafi� wytworzy�. S� jednak 
piekielnie chciwi. Na domiar z�ego grasuje tu mn�stwo band. Czeka nas ci�ka zima. 
B�dziemy mieli szcz�cie, je�li przetrwamy j� �ywi i nie stracimy towar�w.
� Kto tu rz�dzi? � zapyta� Conan.
� Kr�l, kt�ry mieni si� panem tego skrawka wybrze�a, nazywa si� Odoak. Jego nar�d, a 
w�a�ciwie plemi�, to Thungia�czycy � dziki lud, �asy na z�oto, jedwabie i inne po�udniowe 
luksusy. Dostaj� je w zamian za sk�ry upolowanych przez siebie zwierz�t i za niewolnik�w, 
kt�rych zdobywaj� na innych plemionach.
� Handlujecie niewolnikami? � spyta� podejrzliwie Conan. Nie wyklucza�, �e ratuj�c go, 
kupiec nie kierowa� si� mi�o�ci� bli�niego.
� Nie. Zawarli�my porozumienie z rodem Yafdal, �e b�dziemy handlowa� wy��cznie 
zwyk�ymi towarami, a niewolnik�w zostawimy im. Do transportu ludzi potrzeba specjalnych 
statk�w. Nie op�aca si� handlowa� i tym, i tym naraz. Zagroda dla niewolnik�w jest teraz 
pusta, poniewa� faktor Yafdal�w wyjecha� miesi�c temu.
Conan poczu� ulg�. Mia� ochot� zada� jeszcze wiele pyta�, jednak sen zmorzy� go, nim 
zd��y� to zrobi�.
Przez nast�pne dwa dni Conan dochodzi� do siebie po ci�kich przej�ciach. Trzeciego dnia 
wr�ci�a mu pe�nia si� i mia� ju� ochot� rusza� w drog�. Dawaz by� zdumiony tempem, w 
jakim Cymmerianin odzyskiwa� si�y. My�la�, �e Conan b�dzie si� kurowa� co najmniej przez 
miesi�c. Kupiec ukradkiem obserwowa� Cymmerianina, kt�ry jak kot kr��y� po terenie 
faktorii, wodz�c wzrokiem po okolicznych lesistych wzg�rzach. Gdyby Dawaz by� 
handlarzem niewolnik�w, wpisa�by pewnie Conana do ksi�gi handlowej jako: �m�czyzn� 
oko�o trzydziestoletniego, pot�nej budowy cia�a, o czarnych w�osach, niebieskich oczach, 
bia�ego, lecz o sk�rze ogorza�ej od s�o�ca i pogody, wysokiego i krzepkiego, o kompletnym, 
zdrowym uz�bieniu, pochodz�cego z P�nocy�. Jednym s�owem, towar pierwszej kategorii.
Dzie� p�niej okutany w we�niane koce Dawaz siedzia� w nie daj�cych ciep�a promieniach 
wczesnozimowego s�o�ca i pisa� co� p�dzelkiem na zwoju, roz�o�onym na stoliku. T� prac� 
przerwa� mu Conan, odziany w podarowan� mu przez...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin