0 Montichiari.pdf
(
115 KB
)
Pobierz
399377945 UNPDF
Jest mym życzeniem, by każdego roku, w dniu 8 grudnia, w południe, obchodzono godzinę
łaski dla świata. Przez to nabożeństwo uzyskacie wiele łask duchowych i cielesnych. Nasz Pan,
mój Boski Syn Jezus, ześle swe przeobfite miłosierdzie, jeżeli dobrzy ludzie będą stale modlić
się za swych grzesznych braci.
Matka Boża w Montichiari
Godzina Łaski dla świata
Jest taka jedna godzina w roku, gdy Niebo pochyla się tak nisko nad ziemią, że Bóg jest na
wyciągnięcie ręki. I Jego odwieczne skarby miłości. Jest taka jedna godzina w roku, gdy
wszystko jest możliwe. Obietnica z nią związana jest naprawdę wielka! Oto Matka
Najświętsza ogłasza, że przez sześćdziesiąt minut w roku Niebo staje nad nami otworem, że
każdy, kto w tym czasie zamknie trzymany nad głową parasol niewiary, otrzyma od Boga to,
co mu najbardziej potrzebne.
Nie jest to bynajmniej przyrzeczenie związane z samym tylko wymiarem duchowym. Bóg nam
przypomina, że stworzył nie tylko nasze dusze; On powołał do życia także nasze ciało i nadał mu
wielką godność. W Godzinie Łaski niejeden z nas przekona się, że Bóg nie neguje znaczenia ciała.
Dostąpi uzdrowienia.
Wyrwie się z nałogu.
Przestanie być niewolnikiem grzechu.
Większość z nas dozna innych łask. To wielkie dary, które jak potężny dźwig wyrywają nas z kolein
codziennego zła, z naszej opieszałości, gotowości do kompromisu i dogadywania się ze światem, by
postawić nas na zupełnie nowej ziemi, wśród zupełnie nowych (o ile piękniejszych) krajobrazów. A
spod naszych stóp ku dalekim horyzontom wije się wąska ścieżka.
To ścieżka naszej świętości.
A w duszy zamieszka pragnienie, by biec tą drogą.
Bo nie ma większego szczęścia, jak iść w stronę szczęścia, które jest pełne, doskonałe, bez końca,
które zanurza w sobie wszystkich bliskich i kochanych (nie ma w nim przecież miejsca na egoizm).
Będą też tacy, którzy w Godzinę Łaski nie poproszą o nic dla siebie. Będą modlić się za dziecko,
które zgubiło drogę, za żonę, która ciężko choruje. Może znajdą się tacy, którzy będą się nawet
modlili za swoich wrogów.
Jest jeszcze ostatnia grupka - modlących się o nawrócenie grzeszników, o ocalenie dusz idących do
piekła. To ludzie najcenniejsi w oczach Maryi. To Jej słudzy, zaczyn nowego pokolenia, które
czerpiąc moc z Niepokalanego Serca Matki Najświętszej, wyrwie świat spod władzy szatana i
przekaże panowanie Sercu Matki...
Pisała o tym wiele Siostra Łucja. Stanie się to na naszych oczach.
Godzina Łaski... Nie przegap tych sześćdziesięciu minut nasyconych bliskością Nieba.
Montichiari - droga ocalenia świata przez Kościół
Może powinniśmy zacząć nasze rozważania od rozmowy na temat kryzysu, jaki opanował świat?
Ale nie. Skupmy naszą uwagę na kryzysie Kościoła... Bo Kościół to Boski weksel wystawiony
światu. Gdy Kościół jest silny i święty, świat może się chwiać, ale nie upadnie. Podtrzymają go
święci: ich modlitwa, ich ofiara, pokuta, jeśli trzeba - męczeństwo. Gdy jednak sam Kościół
wchodzi w głęboką niemoc duchową, wówczas świat staje przerażająco blisko apokaliptycznej
przepaści.
Porozmawiajmy więc o Kościele.
Gdyby ktoś zapytał nas o sytuację Kościoła we współczesnym świecie, nasze odpowiedzi różniłyby
się od siebie, ale z pewnością we wszystkich pojawiłyby się słowa mówiące o kryzysie, który
ogarnął dzisiejsze chrześcijaństwo. Wielu ludzi odeszło od Kościoła, wielu żyje tak, jakby był on
rodzajem partii politycznej, do której się należy i może nawet płaci składki, ale co najwyżej
oczekuje od niej jakichś profitów, nigdy wymagań.
Kryzys Kościoła oznacza kryzys świata. Ten zaś pobłądził już do tego stopnia, że zasłużył sobie na
haniebną nazwę "cywilizacji śmierci". Miano to nie oznacza jedynie tego, że dzisiejsze
społeczeństwo najpełniej definiuje się już nie tyle przez liczbę odkryć naukowych, zdobyczy
technicznych i rozwoju ekonomicznego, ile przez ilość śmierci zadawanej człowiekowi przez
człowieka. Dziś na świecie zasiadła na tronie aborcja i eutanazja. Ale jest coś jeszcze bardziej
posępnego w tytule "cywilizacja śmierci". Jan Paweł II uczył, że świat współczesny zmierza ku
niechybnej zagładzie. Zamieszkujemy cywilizację, która przyniesie nam wszystkim śmierć!
Czy Kościół zdoła go jeszcze ocalić? Czy zmieni przeznaczenie, które wydaje się już niechybne?
Tak. Niebo mówiło o tym tak wiele razy! A wszystkie słowa o zagładzie świata - i o tym, że można
uchylić Boże wyroki - padły po roku 1945...
Zapytacie, dlaczego.
Okazuje się, że coś niedobrego stało się po zakończeniu drugiej wojny światowej. W 1945 r.
rozpoczął się kryzys, który dosięgnął też naszego pokolenia i który dziś wydaje się szczególnie
niebezpieczny. Aby to potwierdzić, wcale nie musimy odwoływać się do kościelnych statystyk czy
przytaczać faktów z naszej historii. Lepiej przypomnieć sobie wypowiedzi samego Nieba. W całej
historii Kościoła nie było chyba kryzysu duchowego, na który by tak bezpośrednio zareagował Bóg.
W 1947 r. posłał na ziemię swoją Matkę, by za Jej pośrednictwem wskazać nam drogę ocalenia.
Dynamika zła
Nie przebrzmiały jeszcze echa drugiej wojny światowej, a już można było dostrzec gołym okiem
spustoszenia, jakie pociągnęły za sobą lata wojny rozpętanej przez Hitlera i Stalina. Najstarsze
pokolenie pamięta jeszcze tamte dni. Nie chodzi tu jedynie - a może nawet przede wszystkim - o
ogrom strat określanych wspólnym mianownikiem "materialnych". Nie chodzi nawet o
zatrważającą liczbę zabitych żołnierzy i cywilów. Naszą uwagę powinno przykuć jeszcze
poważniejsze spustoszenie - to "duchowe". Zniszczone miasto można odbudować, gorzej z
odbudową ładu moralnego. Tym bardziej że w odróżnieniu od rzeczywistości materii świat ducha
jest nasycony dynamiką, którą niełatwo sterować i którą mało kto potrafi wyhamować. Gdy
podczas drugiej wojny światowej przestał - jak w każdej wojnie - obowiązywać kanon tradycyjnych
wartości moralnych, zaczął się czas budowania postawy "wszystko mi wolno". Tym razem okazał
się on początkiem procesu, który współcześnie doprowadził do powstania - użyjmy słów Ojca
Świętego Jana Pawła II - "cywilizacji bez Boga", "życia tak, jakby Boga nie było". Człowiek zaczął
postępować tak, jakby miał prawo stwarzać nowy katalog wartości i sam wybierać, co jest dobre, a
co złe. Dobrym stało się to, co łatwe, przyjemne, co zapewnia szybki sukces. Złem nazwano
wszystko, co stawia wymagania i co ogranicza ludzką wolność.
Po wojnie proces negacji wartości duchowych stał się faktem i zaczął nabierać tempa. Dotknęło to
nawet najbardziej wrażliwego w oczach Bożych wymiaru, ścieżki do Nieba najbardziej prostej:
maryjności. Bo trudno, by w takim świecie, w którym króluje egoizm, Maryja była szanowana i
miłowana. Przecież była pokorna, a pokora stała się wadą. Przecież była uboga, a bieda stała się
przekleństwem. Nie dorobiła się majątku, nie zdobyła doczesnej sławy, nie była człowiekiem
sukcesu. Nadchodziła epoka niemaryjna, nieświęta, niemądra, skazana na klęskę.
Bo kto odrzuca Maryję i Jej Syna, wybiera pustkę. A pustka ta ma na imię Szatan!
Może dlatego tak ważna jest grudniowa Godzina Łaski? Podczas tych sześćdziesięciu minut
grawitacja Nieba jest tak potężna, że potrafi zmienić całe ludzkie życie, poprzewracać utrwalone od
lat chore hierarchie wartości, uporządkować to wszystko, co wiąże się z ciałem: sposób życia,
odżywiania, instynkty, potrzeby, nawet spojrzenie na cierpienie.
Wróćmy do głównego tematu. Czy świat skazany jest na to, że będzie przechylać się coraz bardziej,
aż straci równowagę i przewróci się, rodząc dla nas i naszych dzieci straszliwy czas apokalipsy?
Nie, bo proces nasycania się złem można było zatrzymać już pół wieku temu. Można go było
cofnąć, usunąć z mapy życia następnych pokoleń. Niebo wskazało drogę w Montichiari.
Rok objawień
Współczesny, narastający lawinowo kryzys Kościoła i wzrost zagrożenia postawami permisywizmu
(można po polsku powiedzieć "wszystkomiwolizmu") rozpoczęły się wraz z zakończeniem drugiej
wojny światowej. Na progu tej nowej "złej epoki" Bóg wielokrotnie ostrzegał świat przed błędnie
wybraną drogą. Rok 1947 pełen był Maryjnych objawień. Poza słynnym włoskim Tre Fontane
(dzielnica Rzymu) i francuskim L'Ile Bouchard Matka Boża niosła światu orędzie w holenderskim
Vorstenbosch, we włoskich Varz, w Montepoli, Grottamare i Casanova, w Urucaina w Brazylii, w
słowackiej Tyromestice, w niemieckich Tannhausen, Monachium i Forstweiler, w Stockport
leżącym opodal angielskiego miasta Manchester, we francuskim Pieskop, w Kayl (Luksemburg) i w
Hasznos na Węgrzech. Wszędzie wzywała do nawrócenia i do umacniania Kościoła w obliczu
podwójnego zagrożenia: komunizmu i fałszywie pojętej demokracji. Można by napisać o tym grubą
książkę...
Ale najtrwalsze przesłanie pozostawiła w 1947 r. w Montichiari.
Włoskie Jasne Góry
U podnóża włoskich Alp rozsiadła się skromnie miejscowość o dźwięcznej nazwie Montichiari. Dla
nas, Polaków, nazwa ta budzi najpiękniejsze skojarzenia, jej tłumaczenie brzmi bowiem "Jasne
Góry". Dziś z tamtejszego sanktuarium rozchodzi się po świecie sława Maryi wzywanej jako "Róża
Duchowna", zaś nazwa miasteczka nabrała nowego sensu: mówi o nadziei na "jasne dni", jeśli
człowiek podejmie trud wspinaczki na szczyty zjednoczenia z Bogiem. Samo miejsce wybrane
przez Matkę Najświętszą na objawienia opowiada też wiele o sytuacji Kościoła: jest on chory i
wymaga leczenia, a ludzie świeccy mają się nim zaopiekować... Wskazuje na to choćby fakt, że na
miejsce objawień Matka Najświętsza wybrała szpital, a za wizjonerkę obrała osobę świecką -
Pierinę Gilli, pielęgniarkę.
Była wiosna 1947 roku Trzydziestosześcioletnia Pierina Gilli, skromna pielęgniarka, ujrzała w
podległej jej nadzorowi sali szpitalnej niezwykłego gościa z Nieba. Przed kobietą stanęła Matka
Najświętsza ubrana w fioletową szatę, ze łzami w oczach i trzema mieczami wbitymi w serce.
Może przyszła właśnie do szpitala, aby prosić o pomoc. Czyżby w Montichiari miano wyjąć z Jej
obolałego serca te trzy głęboko wbite ostrza? W jaki sposób?
Wizja jest smutna, a Maryja ogranicza się do wypowiedzenia trzech słów. To "Modlitwa. Ofiara.
Pokuta".
Pozostawia nam trzy wezwania. Czy odwołują się one do trzech ran zadanych Jej sercu? Czyżby
właśnie modlitwa, ofiara i pokuta miały moc wyprowadzenia Kościoła z pogłębiającego się kryzysu
i postawienia go na drodze chwały? I obdarzenia Matki radością?
Róże bez cierni i Fatima
Kiedy 13 czerwca Pierina ponownie ujrzała Matkę Najświętszą, oglądana przez nią wizja była
zaprzeczeniem pierwszej. Maryja miała na sobie jasną szatę, uśmiechała się, a w miejscu mieczy
znajdowały się trzy róże. Nie zadawały ran, były ozdobą, jakby znakiem, że choroba minęła, choć
może po ranach pozostały blizny; kwiaty je ukrywają. A może cierpienie zamieniło się w radość?
Może to, co było przyczyną bólu, jest teraz powodem wesela? To bardzo prorocze przesłanie, jakby
wizja przesunięta w czasie, wypchnięta z szeregu dat, by ustawić się w nieznanej nam przyszłości.
Matka Boża z trzema różami na piersiach zapewnia: Nadejdzie dzień, kiedy modlitwa, pokuta i
ofiara zaowocują świętością Kościoła! Będzie to dzień radości i triumfu!
Trzy róże, a każda inna. Jedna była biała, druga czerwona, trzecia złota. Dlaczego róże? Co
oznaczają te kolory? Pierwsza mówi o czystości i wierności w wierze, druga opowiada o dawaniu
siebie i o trwaniu przy Bogu, jeśli trzeba - aż po męczeństwo. Trzecia śpiewa o świętości... Gdy
ludzie Kościoła będą jak te trzy kwiaty, Serce Maryi wypełni radość...
Podczas drugiego objawienia Matka Boża powiedziała więcej. Przedstawiła się: "Jestem Matką
Jezusa i was wszystkich". Określiła swą misję: "Nasz Pan posyła mnie, abym objawiła nowe
maryjne nabożeństwo dla wszystkich instytutów męskich i żeńskich, zgromadzeń zakonnych i
księży diecezjalnych. Obiecuję opiekować się tymi zakonami i instytutami, które będą mnie czcić w
sposób szczególny. Pomnożę ich powołania i wyjednam dla nich łaskę większego pragnienia
świętości".
Mamy więc wskazówkę, jaką drogą dojdziemy do epoki świętości: jest nią "nowe nabożeństwo".
Za pół roku Matka Najświętsza wyjaśni, czym ono jest i na czym polega.
Na razie mówi, że pragnie, aby każdy 13. dzień miesiąca stał się szczególnym dniem Maryjnym.
Zapewnia, że w tym dniu będzie obdarzać łaską świętości wszystkie wspólnoty zakonne, które Ją
miłują i czczą.
Znawca objawień Maryjnych od razu zauważy zbieżność między tym, co praktykuje się w wielu
naszych świątyniach - nabożeństwami fatimskimi odprawianymi 13. dnia każdego miesiąca, a tym,
o czym mówi Matka Boża w Montichiari. Oto Montichiari spotyka się z Fatimą. W dniu fatimskim
do Serca Matki Najświętszej mają się przytulić wspólnoty zakonne. Nabożeństwo wynagradzające
w duchu orędzia fatimskiego staje się nabożeństwem, w którym dużo będzie modlitw za kapłanów,
zakonników i zakonnice.
I znowu Fatima potwierdza ten kierunek. Dość sięgnąć po listy Siostry Łucji, by znaleźć tam
potwierdzenie naszej intuicji. Niemal w każdej wypowiedzi wizjonerka z Fatimy dopominała się o
posty i modlitwę w intencjach, które wskazuje Maryja z Montichiari. Siostra Łucja wciąż ostrzegała
przed kryzysem, jaki będzie kładł się coraz głębszym cieniem na Kościele. Wzywała do
wynagradzania za grzechy, szczególnie za brak wiary, brak ubóstwa i trwania w czystości, a także
za naszą niewierność powołaniu otrzymanemu od Boga.
Wzmianek o kryzysie Kościoła było w listach Siostry Łucji tak wiele, że powszechnie sądzono, iż o
nim właśnie mówi utajniona do 2000 r. trzecia część tajemnicy fatimskiej!
Czas sprawiedliwości
22 października dochodzi nowy element orędzia. Pojawia się ostrzeżenie przed konsekwencjami
grzechu. Gdy Pierina znowu widzi Matkę Bożą w szpitalnej kaplicy, Maryja ostrzega, że Bóg jest
już zmęczony niekończącymi się obelgami i oburzony wzgardą, jaką się Go otacza. Mówi: "Pan już
chce odwołać się do swej sprawiedliwości!".
Droga do ocalenia jest jedna. Matka Najświętsza określa ją krótkim zdaniem: "Żyjcie miłością!".
Od tego każe nam zacząć. Jakby chciała przypomnieć słowa Apostoła Pawła: "Gdybym mówił
językami ludzi i aniołów, i posiadał wszelką wiedzę, a ciało swe wystawił na spalenie - a miłości
bym nie miał, na nic to się nie przyda" (1 Kor 13, 1). Maryja chce, abyśmy uświadomili sobie, że
modlitwa, pokuta i ofiara nie zdadzą się na nic, jeśli zabraknie w nich miłości do Boga, miłości do
Niej, miłości do nieszczęsnych grzeszników.
Miłość nieprzyjaciół i modlitwa za nich. To niełatwy test dla każdego z nas. Dobrze wiemy, jak
trudno obudzić w sercu szczerą miłość do kogoś, kto zadał nam ból, i jak trudno w akcie
prawdziwej miłości modlić się czy podjąć wyrzeczenie w jego intencji. Jezus tak czynił, choćby z
wysokości krzyża. Święci to potrafili. Kardynał Stefan Wyszyński wiele lat modlił się za Bolesława
Bieruta, który go uwięził i ani myślał kiedykolwiek uwolnić. A my? To trudne? Po prostu nie
jesteśmy jeszcze święci. Nie umiemy modlić się za nieprzyjaciół i wynagradzać ofiarami za tych,
którzy popełniają tak wiele zła, że już sami siebie skazali na piekło. Jeszcze nie umiemy...
W kolejnym objawieniu - w listopadzie 1947 r. - Maryja ogłasza: "Nasz Pan nie może już patrzeć na
grzechy przeciwko czystości. Chce zesłać na ziemię rzekę swych kar. Błagałam Go, by raz jeszcze
Plik z chomika:
SANKTUARIA_MARYJNE
Inne pliki z tego folderu:
0 Mont5.jpg
(64 KB)
0 Montichiari Duomo Di Santa Maria.jpg
(67 KB)
0 Montichiari.pdf
(115 KB)
MontichiariPolish.htm
(29 KB)
Matka Boska w Montichiari.jpg
(15 KB)
Inne foldery tego chomika:
- FILMY KTÓRYCH NIE MA W FOLDERACH ZNAJDZIESZ JE TUTAJ - hasło 123
Pliki dostępne do 19.01.2025
1 - GADALUPE
DĘBOWIEC
FATIMA
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin