Nowy8.txt

(53 KB) Pobierz
Rozdział 8
      
      Pobudka! - Monika podstawiła pišcemu Jensowi kubek z kawš pod nos. Poborca z trudem otworzył oczy.
      - Która godzina? - zapytał słabo.
      - Siódma. Trzeba wstawać i ić do pracy.
      - Masz aspirynę?
      - lipiak całš wyżarł. Mam nadzieję, że mu nie zaszkodzi. - Rusałka melancholijnie pokręciła głowš. Mężczyni! Trudno się po nich spodziewać rozsšdku. - Mogę ci zrobić ziółek. Stary przepis z bagien. Przywraca siły po korowodzie, na kaca też powinno pomóc.
      - Zrób - stęknšł Jens.
      - A, i przygotuj się na to, że żaby majš do ciebie pretensję. Ich zdaniem, demoralizujesz lipiaka, który najwyraniej ma słaby kręgosłup moralny.
      - Same chciały, żebym z nim poszedł na piwo - obruszył się niemrawo Poborca. Był pewien, że nigdy tego do końca nie zrozumie. On sam przynajmniej był w lepszej sytuacji. Monika nie powiedziała mu złego słowa ani nawet nie rzucała pełnych potępienia spojrzeń. Złoto nie dziewczyna! A, fakt, rusałka...
      - Chyba mylały, że wrócicie po jednym kuflu i jednej godzinie.

*
      
      Około ósmej, czyli jakie czterdzieci minut póniej, Monika zatrzymała samochód przed domem Jagienki. Jens uparł się, żeby to ona prowadziła.
      - Cztery lata temu oblałam trzy egzaminy - protestowała rusałka.
      - Ale za czwartym zdała.
      - Nie, na czwarty jeszcze dotšd nie poszłam - sprostowała Monika z rumieńcem zażenowania.
      - Wszystko jedno, bardziej się nadajesz do prowadzenia niż ja. A na teleportację nie mam siły. Jed.
      - Jed - poparł go lipiak, układajšc się na tylnym siedzeniu. - Bo żaby nas dopadnš i będš miały pretensję. Kiedy poznałem je nad jeziorem, były zupełnie inne - westchnšł z bólem.
      Monika prowadziła ostrożnie i zgodnie z przepisami, w zwišzku z czym dojazd do dworku trwał dłużej niż poprzedniego dnia. Włanie delikatnie hamowała, przerażona do głębi perspektywš parkowania równoległego, kiedy obok z piskiem zatrzymał się czarny samochód Jagienki. Wciekle ujadajšcy Idéefix wyskoczył przez niedomknięte okno.
      - A, to wy - przywitała ich demonica, ubrana w kosztownš wieczorowš suknię, która zachwycajšco podkrelała doskonałoć jej cery i głębokš barwę długich włosów. - Podpiszcie mi pokwitowanie i możecie go zabierać.
      Szczekajšcy piesek nie czekał nawet na otwarcie furtki, przecisnšł się pod niš i zniknšł w uchylonych drzwiach domu.
      - Nie bardzo mi się to podoba - powiedziała niepewnie Monika, wskazujšc niedomknięte drzwi. - Jemu też najwyraniej nie. Chyba jest bardzo zdenerwowany.
      Jagienka zdecydowanym krokiem ruszyła za smokiem, a za niš Monika i Jens, mniej zdecydowanie. lipiak tylko zachrapał na tylnym siedzeniu. Drzwi wejciowe były otwarte na ocież, a na wprost nich na zgniłozielonym dywanie Idéefix jazgotał płaczliwie nad nieruchomš Oleńkš. Jagienka zamarła w drzwiach, Monika jęknęła, a Jens rzucił się sprawdzać puls.
      - Nie żyje - powiedział.
      Monika jak stała, tak usiadła.
      - Jak to nie żyje?! - zirytowała się natychmiast Jagienka. - Odżywiała się chyba najzdrowiej ze wszystkich ludzi, uprawiała jaki sport, no i miała dopiero dwadziecia lat!
      Jens delikatnie obrócił głowę Oleńki. Na szyi dziewczyny widniały dwa czerwone lady.
      - No nie żyje. To chyba sprawka wampirów.
      Jagienka bez słowa sięgnęła po telefon.
      - Michał? Przyjed. Już! - Ze złociš cisnęła słuchawkę na widełki.
      Trzeba przyznać, że nie czekali długo. Już po kilkunastu minutach pan Sprawiedliwoć wszedł do salonu Jagienki. Zobaczył trzy osoby i psa, siedzšcych wokół Oleńki. Wszyscy, nawet Idéefix, mieli wyjštkowo ponure miny.
      - Co się stało? - wyjškał, tknięty złym przeczuciem.
      - Nie żyje - odpowiedziała mu demonica stosownie grobowym głosem.
      - Niemożliwe! - Michał padł na kolana obok ciała siostry i potrzšsnšł niš z całej siły. - Jak to nie żyje?!
      Zanim zdšżyli mu odpowiedzieć, Oleńka otworzyła oczy.
      - Auuu - jęknęła. - Mógłby przestać mnš tak szarpać? - poprosiła. - I zasuńcie zasłony, słońce strasznie daje po oczach.
      Jagienka poderwała się i zasłoniła okno, Idéefix rzucił się lizać Oleńkę po twarzy, a osłupiały Jens sprawdził jej puls jeszcze raz.
      - Dalej nie ma - stwierdził nieufnie. - Jaki kant czy co?
      - Wampiry, sam mówiłe, że to wampiry - powiedziała mechanicznie Monika. - Jak wampir kogo ugryzie, to ten kto staje się wampirem.
      - Mnie ugryzły aż trzy - poinformowała ich radonie Oleńka. - Powiedziały, że takiego zdrowego żarcia dawno nie widziały.
      - Wszystkie trzy zabiję - obiecał solennie pan Sprawiedliwoć.
      - Osika ronie u sšsiadów, możesz sobie naostrzyć kołków - podsunęła mu Jagienka, wyjštkowo jak na niš życzliwie.
      - Chwileczkę - wtršciła się Oleńka. - Skoro mnie wampiry pogryzły i nie mam pulsu, ale siedzę i gadam tu z wami, to ja teraz jestem wampirem? - upewniła się.
      - Tak, jeste teraz wampirem - odpowiedziała uprzejmie Jagienka. - I po co się było zdrowo odżywiać?
      - Nic się nie martw, to jest na pewno uleczalne - pocieszył jš natychmiast Michał, gromišc wzrokiem byłš żonę.
      - To ja muszę pić krew? - zmartwiła się Oleńka.
      - W dzisiejszych czasach? - prychnęła demonica. Doprawdy, ludzie bywali czasem zabawni. Nieuleczalnie naiwna Oleńka też. - Wystarczš ci witaminy i napoje energetyzujšce.
      - To dobrze - ucieszyła się Ola. - To ja mogę zostać tym wampirem.
      - Moja siostra żadnym wampirem nie będzie - zaprotestował ostro pan Sprawiedliwoć, siadajšc nagle na podłodze. - Chyba mi słabo.
      - Tylko nie płacz, tylko nie płacz. - Oleńka poderwała się na nogi. - Zrobię ci ziółek na uspokojenie, w ogóle wszystkim zrobię herbatki, dobrze? - Nie czekajšc na odpowied, pobiegła do kuchni. Po chwili rozległ się stamtšd dwięk tłuczonego szkła. Nim ktokolwiek zdobył się na jakš uwagę, wróciła Oleńka. Z zaskoczeniem malujšcym się na twarzy zaprezentowała im rozczapierzone dłonie.
      - Pazury mi rosnš - poinformowała towarzystwo ze zdziwieniem i zmartwieniem jednoczenie. - Ale za to jakie mam szczupłe paluszki. Jak nigdy - dodała już weselej. - Tylko te szpony takie trochę nieestetyczne. Ma kto pilniczek?
      Jagienka i Monika jednoczenie sięgnęły, jedna po torebkę, druga po plecak. Po chwili Oleńka miała już dwa pilniki.
      - Dzięki. A herbatę zrobicie sobie sami? - Umiechnęła się przepraszajšco i wyszła. Idéefix w radosnych podskokach pobiegł za niš.
      Michał podniósł się z podłogi.
      - Może ja zrobię tej herbaty. Albo czego mocniejszego.
      - Dla mnie kawa - poprosił Jens niemrawo. Wprawdzie ziółka Moniki przywróciły go do stanu używalnoci, ale wcišż bolała go głowa. Od tej sprawy z martwš-niemartwš Oleńkš łupanie w skroniach przybrało na sile.
      Pan Sprawiedliwoć dopiero teraz przyjrzał się dokładniej jemu i Monice.
      - Jestecie z Urzędu Skarbowego, prawda? - Nie było to bynajmniej pytanie. - Znowu zgubiła gdzie swój kwiatek - zwrócił uwagę rusałce.
      Monika rozejrzała się po pokoju, potem wyszła do holu i wróciła, wtykajšc za ucho pelargonię.
      - Tyle się dzieje, że cišgle mi wypada - usprawiedliwiła się. - Jestem Monika. A to Jens.
      - Jak się domylam, mamy przyjemnoć ze słynnym panem Sprawiedliwoć? - upewnił się uprzejmie Poborca, mimochodem ujmujšc rusałkę za łokieć.
      - A, tak. Mój były mšż, Michał Sprawiedliwoć - Jagienka dokonała prezentacji. - Ci państwo sš, jak już zauważyłe, z Urzędu Skarbowego. Zajmujš się wycišgnięciem księgi z Idéefiksa, ale jako słabo im to idzie.
      Monika zachichotała. Pozostali obrzucili jš uważnymi spojrzeniami.
      - Przepraszam, ale po tym, czego się nasłuchalimy o legendarnym panu Sprawiedliwoć, to była żona-demon nie bardzo pasuje do wizerunku - wyjaniła szczerze rozbawiona.
      Jensowi wyrwało się ciche westchnienie ulgi.
      - No proszę, już jeste legendš - zauważyła kšliwie Jagienka. - Ja zrobię tę herbatę. Legendarnemu obrońcy ucinionych nie przystojš takie czynnoci.
      Ruszyła do kuchni, a pozostali bez namysłu poszli za niš. Demonica nacisnęła guzik elektrycznego czajnika i postawiła na stole talerz ciastek.
      - Ostatnia rzecz, jakiej spodziewałam się po Oleńce, to to, że zostanie wampirem - stwierdziła kwano, siadajšc na krzele.
      - Nie wiedziałam, że w Lublinie żyjš wampiry. - Cała ta sytuacja wydawała się Monice niewiarygodna. Oleńka wyglšdała równie miło i sympatycznie, mimo braku pulsu, aż trudno było uwierzyć, że nagle stała się wampirem.
      - Bo i nie żyjš - odpowiedział Jens, odsuwajšc talerz z ciastkami jak najdalej od siebie. - Mielibymy je w rejestrze, płacš podatki według specjalnych stawek.
      - W takim razie co je tu sprowadziło i dlaczego trafiły akurat na mojš siostrę? - zirytował się Michał.
      - Jš trzeba o to zapytać. - Jagienka otworzyła drzwi. - Oleńka! - zawołała.
      Na schodach rozległ się rumor, potem trzask, aż wreszcie pojawiła się wyranie oszołomiona Oleńka wraz z nieodłšcznym pieskiem. Zamrugała, złapała się za głowę i usiadła na podłodze pod szafkami, w miejscu, gdzie stół rzucał cień i osłaniał jš od słońca.
      - Potknęłam się - wytłumaczyła niepewnie w odpowiedzi na pytajšce spojrzenia zebranych. - Jakie te podłogi nierówne.
      - Wczeniej się nie potykała - zauważyła Jagienka. - Ale mniejsza o to. Co się stało dzisiaj w nocy?
      Oleńka wytrzeszczyła na niš niebieskie oczy.
      - Wampiry mnie pogryzły - przypomniała.
      - Konkretniej - zażšdał Jens. Nagle zaczšł mieć niemiłe przeczucia.
      - Spałam - odpowiedziała po głębokim zastanowieniu. - Potem się obudziłam, bo kto hałasował. Jako tak inaczej, jakby się obijał o meble. Więc wzięłam wazon, ten, co wczeniej stał przy schodach, i zeszłam na dół. A tam były trzy wampiry, s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin