�a�o�� moja d�ugo w noc oczu mi nie da�a Zamkn�� i zemdlonego upokoi� cia�a; Ledwie mi� na godzin� przed �witaniem swymi Sen leniwy ob�api� skrzyd�y czrnawymi. Natenczas mi si� matka w�asnie ukaza�a, A na r�ku Orszul� moj� wdzi�czn� mia�a, Jaka wi�c po paciorek do mnie przychodzi�a, Skoro z swego pos�ania rano si� ruszy�a. Giez�eczko bia�e na niej, w�oski pokr�cone, Twarz rumiana, a oczy ku �miechu sk�onione. Patrz�, co dalej b�dzie, a� matka tak rzecze: ��pisz, Janie�? czy ci� �a�o�� twoja zwyk�a piecze?� Zatym-em ci�ko westchn�� i tak mi si� zda�o, �em si� ockn��. - A ona, pomilczawszy ma�o, Znowu m�wi� pocz�a: �Tw�j nieutolony P�acz, synu m�j, przywi�d� mi� w te tu wasze strony Z krain barzo dalekich, a �zy gorzkie twoje Przesz�y a� i umar�ych tajemne pokoje. Przynios�am ci na r�ku wdzi�czn� dziewk� twoj�, Aby� j� m�g� ogl�da� jeszcze, a t� swoj� Serdeczn� �a�o�� uj��, kt�ra tak ujmuje Si� twoich i tak zdrowie nieznacznie twe psuje, Jako ogie� suchy knot obraca w perzyny, Darmo nie upuszczaj�c namniejszej godziny. Czyli nas ju� umar�e macie za stracone I kt�rym ju� na wieki s�o�ce jest zgaszone? A my, owszem, �ywiemy �ywot tym wa�niejszy, Czym nad to grube cia�o duch jest szlachetniejszy. Ziemia w ziemi� si� wraca, a duch, z nieba dany, Mia�by zgin�� ani na miejsca swe wezwany? O to si� ty nie frasuj, a wierz niew�tpliwie, �e twoja namilejsza Orszuleczka �ywie. A tu wi�c takim ci si� kszta�tem ukaza�a, Jakoby si� �miertelnym oczom pozna� da�a. Ale mi�dzy anio�y i duchy wiecznymi Jako wdzi�czna jutrzenka �wieci, a za swymi Rodzicami si� modli, jako to umia�a Z wami b�d�c, cho� jeszcze s��w nie domawia�a. Jesli�e� te� st�d ro�cie �a�o��, �e jej lata Pierwej s� przy�omione, ni�li tego �wiata Rozkoszy za�y� mog�a? O biedne i p�one Rozkoszy wasze, kt�re tak s� usadzone, �e w nich wi�cej frasunk�w i �a�o�ci wi�cej! Czego ty dozna� mo�esz sam z siebie napr�cej! Ucieszy�e� si� kiedy z dziewki swej tak wiele, �eby pociecha twoja i ono wesele Mog�o por�wna� z twoim dzisiejszym k�opotem? Nie rzeczesz tego, widz�! Tak�e trzymaj o tem, Jako� dozna�, ani si� frasuj, �e tak rana Twojej ze wszech namilszej dziewce �mier� zes�ana! Nie od rozkoszy� posz�a; posz�a� od trudno�ci, Od pracej, od frasunk�w, od z�ez, od �a�o�ci, Czego �wiat ma tak wiele, �e by te� co by�o W tym doczesnym �ywocie cz�owiecze�stwu mi�o, Musi smak sw�j utraci� prze wielko�� przysady, A przynamniej prze boja�� nieuchronnej zdrady. Czeg� p�aczesz, prze Boga? Czeg� nie za�y�a? �e sobie swym posagiem pana nie kupi�a? �e przegr�ek i cudzych fuk�w nie s�ucha�a? �e bole�ci w rodzeniu dziatek nie uzna�a? Ani umie powiedzie�, czego jej troskliwa Matka dosz�a: co z wi�tszym utrapieniem bywa, Czy je rodzi�, czy je grze��? - Takie� pospolicie Przysmaki wasze, czym wy sobie �wiat s�odzicie! - W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne, Od wszelakiej przekazy wolne i bezpieczne; Tu troski nie panuj� tu pracej nie znaj�, Tu nieszcz�cie, tu miejsca przygody nie maj� Tu choroby nie najdzie, tu nie masz staro�ci, Tu �mier�, �zami karmiona, nie ma ju� wolno�ci. �yjem wiek nieprze�yty, wiecznej u�ywamy Dobrej my�li, przyczyny wszytkich rzeczy znamy. S�o�ce nam zaw�dy �wieci, dzie� nigdy nie schodzi Ani za sob� nocy niewidomej wodzi. Tw�rc� wszech rzeczy widziem w Jego majestacie, Czego wy, w ciele b�d�c, pr�zno upatrzacie. Tu w czas obr�� swe my�li, a chowaj si� na te Nieodmienne, synu m�j, rozkoszy bogate! Dozna�e�, co �wiat umie i jego kochanie; Lepiej na czym wa�niejszym zasad� swe staranie! Dziewka twoja dobry los, mo�esz wierzy�, wzi�a, A w�a�nie w swoich rzeczach sobie tak pocz�a, Jako gdy kto, na morze nowo si� pu�ciwszy, A tam niebezpiecze�stwo wielkie obaczywszy, Woli nazad do brzegu. Drudzy, co podali �agle wiatrom, na �lepe ska�y powpadali; Ten mrozem zwyci�ony, ten od g�odu zgin��, Rzadki, co by do brzegu na desce przyp�yn��. �mierci znikn�� nie mog�a, by te� dobrze by�a On� dawn� Sybill� wiekiem swym prze�y�a. To, co mia�o by� potym, uprzedzi� wola�a; Tym�e mniej tego �wiata niewczas�w dozna�a, Drugie po swych namilszych rodzicach zostaj� I ci�kiego siroctwa, n�dzne, doznawaj�. Wypchn� drug� za m�a leda jako z domu, A maj�tno�� zostanie, sam to B�g wie komu. Bior� drugie i gwa�tem, a bior� i swoi, Ale i w hordach cz�� si� wielka ich zostoi, Gdzie w niewoli poga�skiej i w s�u�bie sromotnej �zy swe pij� czekaj�c �mierci wszytkokrotnej. Tego twej wdzi�cznej dziewce ba� si� ju� nie trzeba, Kt�ra w swych m�odych leciech wzi�ta jest do nieba �adnych frasunk�w tego �wiata nie doznawszy Ani grzechem dusze swej drogiej pomazawszy. Jej tedy rzeczy, synu - nie masz w�tpliwo�ci - Dobrze posz�y, ani st�d u�ywaj �a�o�ci ! Swoje szkody tak szacuj i omy�ki swoje, Aby� nie przepami�ta�, �e baczenie twoje I stateczno�� jest dro�sza! W t� b�d� przedsi� panem, Jako si� kolwiek czujesz w pociechy obranem. Cz�owiek urodziwszy si� zasiad� w prawie takim, �e ma by� jako celem przygodom wszelakim; Z tego trudno si� zdziera�! Pocznimy, co chcemy, Je�li po dobrej woli nie p�jdziem, musiemy, A co wszystkich jednako ci�nie, nie wiem, czemu Tobie ma by�, synu m�j, naci�ej jednemu. �miertelna jako i ty twoja dziewka by�a: P�ki jej zamierzony kres by�, p�ty �y�a. Kr�tko wprawdzie! ale w tym cz�owiek nic nie w�ada, A wyrzec te�, co lepiej, nie�acno przypada. Skryte s� Pa�skie s�dy; co si� Jemu zda�o, Nalepiej, �eby si� te� i nam podoba�o. �zy w tej mierze niep�atne; gdy raz dusza cia�a Odbie�y, pr�zno czeka�, by si� wr�ci� mia�a. Ale cz�owiek nie zda si� praw szcz�ciu w tej mierze, �e szkody pospolicie tylko przed si� bierze, A tego baczy� nie chce ani mie� w pami�ci, Co mu te� czasem padnie wedle jego ch�ci. Ta� jest w�adza Fortuny, m�j namilszy synie, �c nie tak uskar�a� si�, kiedy nam co zginie Jako dzi�kowa� trzeba, �e w�dam co zosta�o, Bo to wszytko nieszcz�cie w r�ku swoich mia�o. A tak i ty, folguj�c prawu powszechnemu, Zagr�d� drog� do serca upadkowi swemu A w to patrzaj, co usz�o r�ku z�ej przygody; Zyskiem cz�owiek zwa� musi, w czym nie popad� szkody Na koniec, w co si� on koszt i ona utrata, W co si� praca i twoje obr�ci�y lata, Kt�re� ty niemal wszytkie strawi� nad ksi�gami, Ma�o si� bawi�c �wiata tego zabawami? Teraz by owoc zbiera� swojego szczepienia I ratowa� w zachwianiu md�ego przyrodzenia! Cieszy�e� przedtym insze w takiej�e przygodzie: I b�dziesz w cudzej czulszy ni�li w swojej szkodzie? Teraz, mistrzu, sam si� lecz! Czas dokt�r ka�demu, Ale kto pospolitym torem gardzi, temu Tak p�znego lekarstwa czeka� nie przystoi! Rozumem ma uprzedzi�, co insze czas goi. A czas co ma za fortel? Dawniejsze �wie�ymi Przypadkami wybija, czasem weselszymi Czasem te� z tej�e miary; co cz�owiek z baczeniem Pierwej, ni� przyjdzie, widzi i takim my�leniem Przysz�ych rzeczy nie wci�ga, przysz�ych upatruje I serce na oboj� fortun� gotuje. Tego si�, synu, trzymaj, a ludzkie przygody Ludzkie no�; jeden jest Pan smutku i nagrody.� Tu znikn�a. - Jam si� te� ockn��. - Aczciem prawie Niepewien, jeslim przez sen s�ucha� czy na jawie. EPITAFIUM HANNIE KOCHANOWSKIEJ I ty�, Hanno, za siostr� pr�dko pospieszy�a I przed czasem podziemne kraje nawiedzi�a, Aby ociec nieszcz�sny za raz od�a�owa� Wszytkiego, a na trwalsze rozkoszy si� chowa�.
DziadekPawcio