Margo Maguire - Dla ciebie wszystko.pdf

(825 KB) Pobierz
387472924 UNPDF
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
387472924.007.png 387472924.008.png 387472924.009.png 387472924.010.png 387472924.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Północne wybrzeża hrabstwa Northumberland
Późna jesień 1300 roku
Nie było wiatru, ale huczące fale Morza Północnego
wciąż z wściekłością atakowały plażę po porannym
sztormie. Nad wysokim brzegiem i wieżą zamku Nor-
wyck gromadziły się czarne chmury, brzemienne de-
szczem.
Earl Norwyck, Bartholomew Holton, szedł brzegiem
morza, nie zważając na pogodę. Barczysty i wysoki,
ubrany był jak zwykle w kaftan, rajtuzy i długi płaszcz,
narzucony na ramiona.
Nie przywiązywał wagi do strojów, zwłaszcza teraz,
kiedy spoczęło na nim więcej obowiązków. Został ear-
tem po nagłym i przedwczesnym zgonie starszego bra-
ta, Williama. Do tego doszła zdrada i śmierć żony. Cią-
gle nie umiał o tym zapomnieć.
Felicia Holton popełniła straszliwą zbrodnię. Nie tylko
zdradziła Bartholomew, ale także wydała Williama w ręce
odwiecznych wrogów Norwyck, szkockich sąsiadów z
północy, Armstrongów.
387472924.002.png 387472924.003.png
butów, ale nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Zgarbił
gę lekko i ruszył w dalszą wędrówkę. Osiem miesięcy
minęło od śmierci Felicii. Osiem miesięcy od dnia, w
którym dowiedział się o jej zdra- dzie Wciąż jednak nie
miał pojęcia, jak zdołała wciąg-nąć Williama w
zasadzkę zastawioną przez Lachanna Armstronga. Jak i
dlaczego?
Nie w pełni zdążył poznać ją przed ślubem. Ona mia-
ła . zaledwie siedemnaście lat, on zaś dopiero wkroczył
w wiek męski. Pół roku później opuścił Szkocję, idąc
do boju z królem Edwardem, jego dzielnymi łucznika-
mi i bitną kawalerią.
Przez dwa długie lata przebywał poza domem.
Jak głupiec myślał przed wyjazdem, że jego żona
jest brzemienna. Pomylił się. W gruncie rzeczy wte-dy
nie miało to dlań żadnego znaczenia. Był młody i z
ufnością patrzył w przyszłość. Po powrocie do do-mu
nieustannie adorował żonę. Nie sprawiało mu to
żadnego kłopotu, bo Felicia przez ten czas nic nie
straciła ze swojej urody. Po kilku tygodniach zaszła w
ciążę.
Bart nie miał pojęcia, że w rzeczywistości dziecko
zostało poczęte przed jego przyjazdem. To, że chłopiec,
który urodził się pół roku po jego powrocie, zadało
kłam słowom Felicii.
Szeroka plaża u stóp zamku Norwyck zwężała się po
północnej stronie. Bart mijał wielkie głazy i przeskaki-
wał płytkie kałuże, pełne oślizłych wodorostów. Tu
Prawie rok mijał od dnia, w którym William zginaj
z ręki Lachanna Armstronga. Felicia zakończyła ży-
cie krótko potem, przy porodzie, wydając na świat bę-
karta.
Bartholomew w ponurym i złowieszczym nastroju
przechadzał się po plaży. Nawet nie spojrzał na grube
mury twierdzy, majaczące nad nim na wysokim klifie.
Tęsknił za bratem. Nigdy nie marzył o tym, by zostać
panem zamku, bowiem Norwyck było dziedzictwem
Willa. Williama, poprawił się w myślach. Może czasa-
mi lekkoducha, lecz zawsze uczciwego. William z re-
guły wiedział, co powiedzieć i jak znaleźć wyjście z
trudnej sytuacji. A nade wszystko darzył poważaniem
wszystkich rycerzy z Norwyck, w tym dawnego dorad-
cę ojca, starego sir Waltera.
Po powrocie do Szkocji Bartholomew marzył tylko
o tym, żeby spokojnie osiąść w swym majątku, hojnie
darowanym mu przez króla Edwarda i powiększonym
o rozległe dobra z posagu pięknej Felicii. Marzył o
dzieciach i pełni szczęścia u boku ukochanej żony.
Felicia. Zdrajczyni i kłamliwa ladacznica.
Bart kopnął kawałek drewna wyrzuconego na ląd
przez fale. Był to ściemniały od wody fragment staran-
nie obrobionej deski. Spojrzał nań mimochodem i po-
szedł dalej, zajęty własnymi myślami, od czasu do cza-
su omijając inne szczątki zaśmiecające plażę.
Nagły podmuch wiatru szarpnął jego płaszczem. Bart
ze złością przytrzymał poły. Piasek wsypywał mu się do
387472924.004.png
i ówdzie na mokrym piasku widniały kępki sztywnej
trawy.
Drewnianych szczątków wciąż przybywało. W koń-
cu zwróciły uwagę kasztelana. Zobaczył kilka dziw-
nych przedmiotów: nogę od stołu, zamknięty kufer z
mosiężnymi uchwytami, dwie łyżki i beczkę.
Zatrzymał się i czujnym spojrzeniem omiótł po-
wierzchnię morza. Domyślił się, że szczątki pochodzą
ze statku, który zapewne rozbił się ubiegłej nocy na
okolicznych skałach i zatonął. Żeglarze omijali te nie-
bezpieczne wody. W ciągu dwudziestu ośmiu lat życia
Barta zdarzyło się, że raz był świadkiem podobnej ka-
tastrofy.
Był wtedy chłopcem; zszedł na plażę wraz z ojcem
i Williamem, by poszukać rozbitków.
Nie znaleźli żadnego. Owszem, na brzegu leżały lu-
dzkie ciała, lecz okazało się, że nikt nie przeżył. Teraz
musiało być tak samo.
Bart mimo woli poczuł dziwną ulgę, że coś oderwało
go od ponurych myśli. Postąpił jeszcze parę kroków i
znalazł pierwsze zwłoki. Był to prawdopodobnie je-
den z marynarzy, odziany w strzępy ubrania.
Pochylił się i przewrócił go na wznak. Niestety, w
niczym już nie mógł pomóc temu nieszczęśnikowi.
Bart szybko rozejrzał się, czy w pobliżu nie leży ktoś
inny.
Wiatr dął coraz mocniej. Morskie fale z wściekłością
atakowały skaliste brzegi, lecz Bartholomew uparcie
krążył pośród głazów, w nadziei, że znajdzie choć jedną
żywą duszę.
Nie znalazł.
Na skałach i wśród wodorostów spoczywały jedynie
trupy.
Sztorm przybierał wciąż na sile. Bart pochylał się nad
ofiarami. Przyrzekł sobie, że natychmiast po powrocie
na zamek przyśle tu kilku ludzi, żeby zebrali i pocho-
wali zwłoki. Każe mnichowi...
Stanął jak wryty i odruchowo przetarł oczy, żeby le-
piej widzieć. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.
Na piaszczystej łasze spoczywała jeszcze jedna postać.
Zobaczył długie ciemne włosy i wyraźny zarys kobie-
cych pośladków.
Niewiasta.
Początkowo ogarnęła go fala gniewu. Dziewczyna
była na pokładzie statku! Przez chwilę walczył z mie-
szanymi uczuciami. Wierny rycerskim zasadom, nie po-
trafił bez litości patrzeć na to biedne i posiniaczone cia-
ło. Mimo niechęci, jaką czuł do płci niewieściej, uznał
w duchu, że jednak żadna z kobiet nie zasługiwała na
tak marny koniec.
Nie umiał pozbyć się goryczy. Wszak to kobieta
sprowadziła nań najgorsze nieszczęścia. Wbrew logice
był przekonany, że ta, którą teraz widział, w jakiś spo-
sób stała się przyczyną katastrofy i zagłady statku.
Podszedł do niej ostrożnie. Ledwie musnął spojrze-
niem wąską kibić, długie zgrabne nogi i delikatne stopy.
387472924.005.png
Widział jedynie ciemne sińce i brzydkie zadrapania,
szpecące jej alabastrową skórę.
Przyklęknął obok, położył jej dłoń na ramieniu i
przewrócił na plecy. Wprawdzie nie wiedział, co zo-
baczy, lecz nie spodziewał się, że „nieboszczka" nagle
zakrztusi się i zacznie kaszleć.
Na miłość boską, ona żyła!
Bart uniósł ją, by mogła wypluć wodę, ale wątłe ciało
bezwładnie zawisło mu na rękach. Okrył ją tak, jak
mógł strzępami podartej sukni i owinął własnym płasz-
czem.
Rozejrzał się. Wprawdzie zobaczył jeszcze jakieś
ciała, lecz jednocześnie zdawał sobie sprawę, że musi
wracać, jeśli chce zdążyć przed nadciągającą burzą. Za-
mek Norwyck był dla niego i nieprzytomnej niewiasty
jedynym bezpiecznym schronieniem.
Wziął ją na ręce. Nie uczyniła najmniejszego ruchu.
Omotana przemokniętym płaszczem, przypominała te-
raz bezkształtny tobół. Bartholomew był barczystym i
krzepkim rycerzem, nawykłym do dźwigania kolczugi i
miecza, a mięśnie nóg miał silne, bo nawykłe do dłu-
giej konnej jazdy. Niemal nie poczuł ciężaru dziewczy-
ny. Wstał z klęczek, wyprostował się i poszedł przez
plażę w stronę ścieżki wiodącej do zamkowej bramy.
głucha cisza, a potem wszyscy zaczęli mówić naraz, za-
sypując go dziesiątkami pytań.
- Co się stało?
- Kto to?
- Żyje?
- Można na nią spojrzeć?
Podszedł do stołu i nogą odsunął krzesło na tyle da-
leko, by mógł usiąść, nie wypuszczając dziewczyny z
ramion.
- Cisza! - burknął. Był teraz nie tylko nowym ear-
lem, ale także jedynym opiekunem czwórki młodszego
rodzeństwa. Przyrodniego rodzeństwa, bo jego własna
matka zmarła, kiedy był jeszcze chłopcem. Ojciec oże-
nił się po raz drugi i założył nową rodzinę.
Bracia bliźniacy, Henry i John, mieli po czternaście
lat. Kathryn liczyła sobie teraz jedenaście wiosen, lecz
uważała się za dorosłą damę i panią zamku Norwyck,
a sześcioletnia Eleanor była sprytna i wścibska, jak
wszystkie dzieci w jej wieku.
- Statek zatonął - wyjaśnił Bart i odchylił się na
krześle, żeby dać nieco odpocząć ramionom. - Przeżyła
chyba tylko ona. Znalazłem ją na plaży.
Ponownie wybuchła wrzawa. Bart skinął na jednego
ze starszych służących.
- Rob! Wyślij pokojówkę, żeby przygotowała dla
niej gościnną komnatę - rozkazał. - Potem zbierz kilku
ludzi i idźcie nad morze, zanim burza rozpęta się na do-
bre. Sprawdźcie, czy ktoś nie ocalał.
W wielkiej sali, pod okiem służby, bawiła się dzie-
ciarnia. Bartholomew kopnięciem otworzył ciężkie dę-
bowe drzwi i wszedł do środka. Na chwilę
zapanowała
387472924.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin