Istvan Nemere - Operacja neutron.rtf

(524 KB) Pobierz

Istvan Nemere

 

 

 

Operacja Neutron

Przełożył: Wojciech Maziarski


Występują:

 

Prezydent

Minister obrony narodowej

Roger Delius, pułkownik Służby Specjalnej, kierownik Grupy Kryzysowej

Generał Abber

Denis Wynner, podporucznik kosmonauta

Generał Menner, “stary"

major Quinet, oficer Służby Specjalnej

 

spiskowcy:

Horre Sangay, “szef"

Emil Obress, spiker radiowy

Alago

Lonti

Narga

Tell Arow

 

członkowie Grupy Kryzysowej:

Edith Tarnello, epidemiolog

Hilda Emmers, kierowniczka departamentu

Leon Helmont, biolog

Merloni, ekspert radiowy

Bardey, ekspert ds. wojny kosmicznej

kapitan Maur

kapitan policji Raggar

Dr Rizzo, lekarz

 

porucznik Udarton, oficer dyżurny

podporucznik Fetti, oficer dyżurny

 

plioci kosmiczni:

Angelos

Passer

Vida

Portugo

 

Landa Hirt, analityk filmów

Piero, żołnierz Służby Specjalnej

 

Rzecz dzieje się 14 września 1997 r. między godziną 05.29 a 17.30


1

Łagodne zbocze porośnięte dębami. Świt.

Promienie nie wdzierają się jeszcze między drzewa, tworzące ciemne zasłony, jak zapomniana w tym miejscu tylna straż nocy. Zeszłoroczne maki poniewierają się wśród zeschłych na brąz, sztywnych liści. Gdyby ktoś się tędy skradał, z daleka byłoby słychać każdy jego krok.

Ze wzgórza zbiega lekki wiatr, szeleści zaroślami, leniwie kołyszą się gałęzie. Na polach trawa po uda, nikt tu jej nie kosi. Zwierzęta wydeptały sobie tylko znane ścieżki. To nieodkryty kontynent owadów, nieprzebyte imperium korzeni i traw.

W gęstwinie zasieki. Urządzenia alarmowe wykrywające i sygnalizujące ciepło ciała, ruch, dym. Kamery pracujące w podczerwieni. Indykatory promieniowania. Dalej betonowy mur: wysoki na cztery metry. Tu i tam w małych otworach różne urządzenia osłonięte pancernym szkłem. Prąd porusza gdzieś jakąś małą maszynę: hałas ginie w szmerach lasu. Pod ziemią krety też napotykają na betonowy mur, więc tunele swe kopią w inną stronę.

Za betonową ścianą szeroki rów i nowe ogrodzenie. Napisy w wielu językach. Czarno błyszczy namalowana czaszka z pustymi, białymi oczodołami. NIEBEZPIECZEŃSTWO DLA ŻYCIA!

Betonowe budynki skryto pod drzewami. Pomiędzy nimi wije się gładka jak lustro, lecz wąska, betonowa droga; nie widać jej z góry, uważano, by skryły ją drzewa. Gdzieniegdzie symbole o nieznanym przeznaczeniu, białe strzałki na jezdni, cyfry. Na tablicach: WSTĘP WZBRONIONY! Kolejne zasieki, urządzenia kontrolne skryte w małych metalowych skrzynkach. Droga rozwidla się, wbiega pod wzgórze. Metalowe drzwi otwierające się w głąb ziemi. SKŁAD BOMB. PALENIE WZBRONIONE! Na wzgórzu urządzenie pod zieloną kopułą ze sztucznego tworzywa obserwuje niebo - gdzieś w głębi ziemi milion migotliwych punktów świetlnych układa się w obraz. Czasem jedną z dróg przejeżdża wyładowane auto. W zamkniętych metalowych zasobnikach, pod szmatami, w niewinnie wyglądających skrzyniach - coś. Mylące napisy. Nieufność. TYLKO DLA PATROLU! Wąska betonowa ścieżka wije się zawsze pod drzewami.

Niekiedy w tym czy innym punkcie lasu - na polanach - niespodziewanie podnosi się ziemia; z okrągłych betonowych jam wynurzają się spiczaste metalowe przedmioty. Próby nigdy nie trwają dłużej niż parę minut. Zawsze tylko próby.

Słońce podnosi się. Minęła piąta. Rosa błyszczy na źdźbłach trawy: pole czerwonych jak rubin, niebieskich, zielonych kulek. Ptaki zaczynają śpiewać pełnym głosem, ożywają zarośla. Półmrok wycofuje się. Od strony rzeki zrywa się wietrzyk. Na jednej z dróg rytmicznie tupią buty. Raz-dwa. Raz-dwa.

Okolica kąpie się w słońcu. W oddali niebieskawo szarzeją góry, z rzeki powoli unosi się mgła. Szeleszczą liście drzew. Błyszczy rosa.

W spokojny poranek wdziera się ostry, skrzeczący głos dzwonka. Z drugiego końca lasu odpowiada wysoki dźwięk syreny. Ptaki zrywają się z przeraźliwym krzykiem. Hałas jest nie do zniesienia; nagle zaczyna się ruszać cały las.

Alarm!


2

- Dzień dobry. Na fali Radia “Anakonda" mówi Emil Obress. Jeszcze państwo o nas nie zapomnieli, prawda? Codziennie od godziny piątej trzydzieści rano do północy mogą państwo słuchać Radia “Anakonda" na fali długości czterystu trzydziestu pięciu, czterystu osiemdziesięciu ośmiu i pięciuset szesnastu metrów. Dzień dobry, dzień dobry wszystkim, ludziom, psom, kotom, rybom - słowem, wszystkim! Przyszło mi do głowy pytanie, czy zjedli już państwo swą złotą rybkę? Tak? Cudownie. Słowem, tu “Anakonda", przy mikrofonie Emil Obress; w tym tygodniu do południa zawsze ja będę przy mikrofonie. Jest czternasty września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku i dzień pracy, niestety, prawda? Dokładny czas: godzina piąta minut trzydzieści dwie. Już dwie minuty ukradła państwu najpopularniejsza rozgłośnia muzyczna “Anakonda". Po krótkiej chwili burzącej krew w żyłach, orzeźwiającej muzyki będziemy kontynuować nasz program...

...

- Znów jestem tutaj, dzień dobry wszystkim, którzy dopiero teraz się obudzili! “Anakonda" oznajmia, że niebo nad miastem jest czyste i bezchmurne, wieje lekki, południowo-zachodni wiatr, temperatura wynosi już osiemnaście stopni i wszystko wskazuje na to, że będziemy dziś mieli gorący dzień... Zobaczymy, co jeszcze mamy w zanadrzu, jaką dobrą wiadomością mogę uradować naszych porannych słuchaczy? Jedna z nich jest adresowana do kierowców: ruch na drogach prowadzących na południe jest stosunkowo mały. Wolny przejazd dla ciężarówek, dla -wszystkich... Na nadmorskiej szosie, w okolicy La Pampy zdarzył się nocą poważny wypadek, zginęły cztery osoby, wiele zostało rannych, na autostradzie samochody utknęły na wielu pasach z powodu mgły, która rozwiała się nad ranem. A więc wszystko w porządku, powtarzam, wszystko w porządku! Uczcijmy to chwilą muzyki...

...

- Czy wszyscy pamiętają ten wierszyk: “Krem Belladonna we dnie i w nocy usuwa włosy"? Ha ha ha, zabawny tekst, nie sądzą państwo? A więc nie zapomnijcie: Belladonna... Belladonna... Belladonna...

...

- Dziś jeszcze tego nie słuchaliśmy, a więc niech kręci się najpopularniejsza płyta ostatnich dwóch tygodni: “Kochanie, tylko ciebie mi potrzeba...!" Naprawdę? Tylko ciebie mi potrzeba? A więc posłuchajmy! Śpiewa Linda Balii. Gwiazda piosenki o cudownym głosie i wspaniałych ruchach...

“Tylko ciebie mi potrzeba..."

...

- Pogoda sprzyja, na drogach nie ma jeszcze ruchu, kto wyrusza w dłuższą drogę, niech nie waha się dłużej! Niech państwo nie zapomną tylko o jednej rzeczy: włączcie radioodbiorniki w samochodach! Nastawcie gałkę strojenia na falę czterysta trzydzieści pięć lub czterysta osiemdziesiąt osiem lub pięćset szesnaście metrów i tam ją pozostawcie; lecz przecież jeśli ktoś lubi “Anakondę", to i tak nie będzie słuchał innej stacji! Ani pierwszego, ani drugiego programu państwowego, nie mówiąc już o europejskich. “Anakonda" jest prywatnym przedsiębiorstwem i dlatego właśnie tu można usłyszeć najwięcej dobrej muzyki. Jest dokładnie godzina piąta minut czterdzieści dwie i w Radiu “Anakonda" mówi do państwa Emil Obress. Teraz proszę wysłuchać wiadomości...


3

Delius budzi się o godzinie piątej czterdzieści pięć. Bez budzika. Już od lat. Przez chwilę leży i rozmyśla. Dom jest cichy. Willowa dzielnica, mały ruch, ściany są dobrze izolowane. Stary stojący zegar robi wrażenie czegoś obcego wśród nowoczesnych mebli i pastelowych kolorów. Rzeźbione brązowe drewno, popękany lakier i głośne tykanie; to jedyny szmer tutaj. Marie już wiele razy chciała go wyrzucić, lecz Deliusowi zawsze udawało się wywalczyć, by mógł zostać: “To część starego świata, czy miałabyś serce go wyrzucić? Pomyśl tylko, kiedy go zrobiono? Ilu ludziom służył? W ilu już stał domach?..."

Marie... Delius dzwonił wczoraj do kliniki, lekarz oświadczył, że poród odbędzie się dzisiaj. Powiedział to w sposób bardzo zdecydowany. Rozmawiał też z Marie, była spokojna, choć to będzie ich pierwsze dziecko i zawsze istnieje niebezpieczeństwo komplikacji.

Delius wzdycha i wstaje. Szlafrok wisi obok dużego lustra. Mimowolnie patrzy na swe odbicie. Ma czterdzieści dwa lata. Skronie mu siwieją. Marie jest młodsza o dziesięć lat. Dziwne, że związali się tak późno, myśli. Jak zwykle, kiedy patrzy w lustro. Musi się jeszcze ogolić.

Wyjmuje z szafy i przygotowuje swe cywilne ubranie. Mundur niech sobie wisi. W ciągu roku tylko raz go zakłada, na uroczysty przegląd. Służba i tak współpracuje głównie z cywilami i dlatego nikt z nich nie nosi munduru. A Delius ma zbyt wysoki stopień, by ktokolwiek mógł go pociągnąć do odpowiedzialności. Natychmiast się wypręża, gdy o tym myśli. W kącikach ust drobny uśmiech. W gruncie rzeczy cała ta zabawa w żołnierzy to głupota, i tak liczy się tylko to, co naprawdę robią. Delius włącza radio i idzie do łazienki. Na niebieską wodę basenu pada z góry rozproszone światło, plastikowy dach jest jasnoniebieski. Delius lubi ten dom. Zwłaszcza basen. Kiedyś, jeszcze na uniwersytecie, brał udział w zawodach pływackich. Dwadzieścia lat temu.

Muzyka wypełnia salę. Woda jest przyjemna. Zakłada czepek. Zanurza się raz czy dwa, płynie pod wodą. Kiedy wyrzuca na brzeg gumowy czepek, słyszy szybkie słowa spikera radiowego:

- ...“Anakonda" pozdrawia wszystkich. Jest piąta pięćdziesiąt trzy, niebo czyste, drogi suche. Przed chwilą Linda Balii śpiewała swą drugą piosenkę w dzisiejszym programie “Anakondy". Czy wiedzą państwo, jaki jest najlepszy zestaw narzędzi? “Selfy"! Nawet intarsja jest dziecinną zabawką dla tego, kto go używa. W zestawie “Selfy" znajdziecie każde narzędzie. A teraz podamy numery dwóch losów, które wygrały pierwszą nagrodę w reklamowym losowaniu firmy “Bergusson". A więc BN szesnaście-osiemdziesiąt cztery-trzydzieści jeden-sześćdziesiąt jeden i BN dziewięćdziesiąt-dwadzieścia dwa-zero cztery-pięćdziesiąt trzy. Powtarzam liczby...

Delius trzykrotnie przepływa basen. Woda dostała mu się do ucha i dlatego nie słyszy dzwonka przy wejściu. Jednak coś go tknęło, na moment przerywa, nasłuchuje, potem pływa dalej. W radiu bębni muzyka. Na pewno jest szósta, myśli. Obraca się w wódzie na brzuch i spostrzega nieznajomych. Jest ich trzech, trzech mężczyzn. Stoją przy drzwiach. Delius na moment sztywnieje, obraz utrwala się w jego świadomości z przeraźliwą ostrością: niebieska woda, mężczyźni ubrani na czarno, padające z góry promieniej porannego słońca.

- Kim panowie są i jak się tu dostaliście?

Jeden z nich pokazuje pęk kluczy. “Klucze ma tylko Służba" - myśli Delius, ale wcale go to nie uspokaja.

- Przepraszamy, panie pułkowniku, ale dzwoniliśmy... kilka razy - odzywa się drugi mężczyzna.

Trzeci wyjmuje fotografię. Spogląda na nią, później patrzy na Deliusa. Ich spojrzenia spotykają się.

- To on - mówi mężczyzna i kiwa głową do tego, który ma klucze.

- Niech się pan ubierze, panie pułkowniku. Natychmiast musi pan pójść do Centrali nr 2.

- Tak wcześnie? Co się stało? - Delius wychodzi z basenu, ocieka wodą. - l dlaczego muszę iść do dwójki?

Jeden z przybyłych pokazuje legitymację/Taką samą nosi przy sobie Delius. Od szesnastu lat. Nie ma wątpliwości. Oni rzeczywiście są ze Służby.

- Zaraz się ubiorę... Dwie minuty.

Dopiero w samochodzie mówią mu:

- Jedziemy do Centrali nr 2, bo zwołano Grupę Kryzysową. Na ten tydzień pan jest wyznaczony na kierownika grupy.

Delius milczy. W ostatnich trzech latach tylko raz zwołano Grupę Kryzysową. Musiało się zdarzyć coś bardzo ważnego. Delius dobrze pamięta te supertajne tabele: w każdym tygodniu jeden z szefów Służby jest wyznaczony do natychmiastowego przejęcia kierownictwa grupy, jeśli...

- Czy działa już nasza centrala telefoniczna?

- Uruchomiono ją natychmiast, panie pułkowniku. Stamtąd dostaliśmy rozkaz, by jechać po pana.

- Proszę połączyć.

Samochód pędzi ulicami z niebezpieczną prędkością. Spotykają kilka wozów policyjnych - spieszą w kierunku nieznanych celów. Deliusa z wolną opanowuje niepokój. Włosy ma mokre, w wielkim pośpiechu nie wysuszył ich i teraz zimna kropla spływa mu za kołnierz. Nie mówiąc o tym, że nawet się nie ogolił.

- Tu centrala, proszę pana.

Zimna słuchawka wślizguje mu się do ręki. Tamci trzej siedzą w milczeniu. Samochód pędzi; teraz skręcają przed parlamentem. Dostawcze ciężarówki parkują przy chodnikach, mężczyźni w białych fartuchach wyładowują towar. Błyska jeszcze kilka neonów, które zapomniano wyłączyć, słońce rzuca na czarny asfalt długie cienie.

- Jestem pułkownik Roger Delius; mój numer identyfikacyjny D jak Dawid dwanaście-dwanaście siedemdziesiąt jeden.

- Tu centrala - beznamiętny kobiecy głos, zrównoważony, spokojny; skąd Służba bierze te czterdziesto-pięćdziesięcioletnie kobiety z nerwami jak postronki? - Automat przeprowadził identyfikację głosu, jest pan rzeczywiście pułkownikiem Deliusem. Za ile minut dotrze pan tutaj?

- Za piętnaście.

- Teraz jest godzina szósta minut dwadzieścia trzy. O szóstej czterdzieści przejmie pan dowództwo Grupy Kryzysowej.

- Proszę mnie poinformować, co się stało.

- Informuję. Dziś o świcie nieznani sprawcy zrabowali z bazy wojskowej w El Puńo dwie bomby neutronowe. Bazę zaalarmowano o piątej trzydzieści, my dostaliśmy wiadomość z Ministerstwa Obrony Narodowej o piątej czterdzieści.

Delius zagryza wargi. Tylko spokojnie. Tylko spokojnie, powtarza sobie.

- Proszę słuchać uważnie - zaczyna - wydaję polecenia.

- Notuję.

- Proszę wszystko przygotować w sali kryzysowej Centrali nr 2. Z szafy pancernej wyjąć teczkę z napisem “Neutron". Pierwszym dokumentem jest w niej lista nazwisk tych członków Grupy Kryzysowej, których należy zaalarmować w sprawie operacji neutronowej. Kryptonim “Operacja Neutron". Natychmiast jechać po wszystkich.

- Zrozumiałam, pułkowniku.

Operacja się rozpoczęła, myśli Delius i patrzy nic nie widzącymi oczami na przelatujące za oknami wozu ulice.


4

Betonowe pola stwarzają wrażenie bezkresnych; szara pustynia rozciąga się po horyzont. Budynki z płaskimi dachami; dominuje kolor biały. Samoloty tkwią nieruchomo przed hangarami, uwijają się zielone wojskowe jeepy. Nad wszystkim góruje wieża kontrolna; obok niej na cienkim maszcie kołysze się pasiasty rękaw. Przed hangarami żółto błyszczy pojazd załadowczy. Na boku ma napis: BAZA LOTNICZA OVIEDO.

Minęła godzina szósta; niebo jest bezchmurne. Ruch widać tylko przy hangarze oznaczonym numerem 6. Podjeżdża jeep. Wysiada z niego mężczyzna w mundurze oficera sił powietrznych. Nie zwraca uwagi na stojącego przy wejściu wartownika, wchodzi do budynku. Tylna część kosmicznego samolotu prawie dotyka wsporników półkolistego aluminiowego dachu, srebrne olbrzymie cielsko spoczywa na kołach. Ogromne niczym wielopiętrowy, długi budynek. Zajmuje pół hali. W drugiej części pomieszczenia na taśmowych transporterach stoją aluminiowe i plastikowe kontenery. Niedługo rozpocznie się załadunek, który ze względu na różne trudności zawsze odkłada się na ostatnią chwilę. Duży napis na czarnej ściennej tablicy głosi, że odlot nastąpi o wpół do szóstej. W hangarze nie ma nikogo. Obcy nie mają wstępu na teren bazy lotniczej.

Oficer podchodzi do wózka załadowczego stojącego pod ścianą. Cicho rusza elektryczny silnik. Pojazd zatacza krąg między dwoma rzędami kontenerów, a potem podjeżdża do metalowych skrzyń o wysokości człowieka stojących przy burcie kosmicznego samolotu. Oficer zdejmuje jedną z taśmy transportera i odwozi pod ścianę. Przejeżdża wzdłuż pozostałych kontenerów, podnosi jeden z nich i stawia go na miejscu poprzedniego, na taśmę. Następnie odstawia wózek w kąt, z którego go zabrał. Chodzi cicho, nie słychać kroków. Przez okna w dachu słońce rzuca żółte prostokąty. Oficer puka w kontener ustawiony przed chwilą na taśmie. Na żebrowanej aluminiowej ścianie napis: SKORPION-4 CZĘŚCI ZAMIENNE REGENERATORA TLENU: ORG-016, ORG-789, ORG-1027.

Nagle mała szczelina wentylacyjna kontenera otwiera się i zmienia w niewielkie okienko. Wysuwa się z niego ręka. Z wewnętrznej kieszeni oficer wyjmuje białą kartkę i podaje ją. Ręka znika, okienko wentylacyjne zamyka się. Widać tylko ciemną metalową siatkę.

Oficer wychodzi z hangaru, wsiada do jeepa. Przecina betonowe pole, zmierza w kierunku kwatery dowództwa. W stronę jednego z pasów holują samolot myśliwski. Obok baraków krąży mikrobus. Oficer dodaje gazu i pojazd znika między niskimi budynkami. Godzina szósta dwadzieścia.

Otwierają bramę szóstego hangaru; żelbetowe pomieszczenie wypełnia się życiem. Rusza taśma transportera, olbrzymie cielsko samolotu kosmicznego połyka kontenery. Nikt się nie spieszy, widać, że każdy ma swoje zadanie, które rozpisano na minuty i sekundy, ludzie bez przerwy są tam, gdzie być powinni, praca posuwa się wartko.

Piloci podjeżdżają samochodem; ich czerwone skafandry stanowią w tym otoczeniu rzucającą się w oczy, barwną plamę. Zakładają przezroczyste hełmy, zajmują miejsca w przedniej części pojazdu. Dwa olbrzymie traktory z ogłuszającym łoskotem holują maszynę na początek pasa startowego.

Z megafonu rozlega się zdecydowany męski głos:

- Dokładny czas: godzina szósta minut dwadzieścia dziewięć i czterdzieśc sekund. “Ślizgacz-2" wyrusza na “Skorpiona-4" z ładunkiem towarowym Mówi wieża kontrolna. Czas: szósta-dwadzieścia dziewięć-pięćdziesiąt. Odliczam: dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, zero. Start!

Silniki ruszają z potwornym łoskotem, maszyna zrywa się prawie natychmiast. Przelatuje po pasie, żołnierze stoją przed hangarami, patrzą, póki niema nie zniknie na krawędzi horyzontu. Wreszcie odrywa się od ziemi i wznos prawie pionowo, błyskawicznie znikając z oczu.

Godzina szósta trzydzieści trzy.


5

- Tak późno, synku?

Podporucznik staje na środku przedpokoju. Na zewnątrz świta, tu, w środku wśród połyskujących mebli, panuje zwykły półmrok. Półki o zaokrąglonych kształtach, zamglone lustra. Trochę zatęchły zapach pokoju.

- Miałem nocne ćwiczenia, ciociu. Porządnie się zmachałem...

- Wyobrażam sobie, biedaku. Zrobić kawy? - Ciotka ma pięćdziesiąt cztery lata, stoi w nocnej koszuli w drzwiach swego pokoju, przeciąg rozwiewa jej mocno siwiejące rzadkie włosy. Zawsze nazywa Denisa swoim synem, choć jest tylko ciotką podporucznika. Na drzwiach mieszkania wisi tabliczka z nazwiskami ich obojga: na górze ciotki, niżej PODPORUCZNIK DENIS WYNNER.

- Dziękuję za kawę. Chciałbym się położyć.

- Teraz ciągle jesteś na służbie nocą - zżyma się ciotka. A ja tu siedzę sama i denerwuję się.

- Czemu nie śpisz?

- Czasem śpię... - Macha ręką. - Więc nie robić kawy?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin