wirtualny-kochanek,51.pdf

(319 KB) Pobierz
ŻYCIE WEWNĘTRZNE | porozmawiajmy o seksie
Cyberseks.
To słowo określa zarówno
podbarwione erotyzmem
rozmowy przez Internet,
jak i wirtualny seks
uprawiany dzięki
odpowiedniej aparaturze.
Czy ten rodzaj rozkoszy
zagraża ludzkości,
czy wręcz przeciwnie
– otwiera nowe drzwi
do erotycznego nieba?
– terapeutkę
Katarzynę Miller
pyta Tatiana Cichocka
iLusTracja marta pieczonko
110 | zwierciadło | LisTopaD
LisTopaD | zwierciadło | 111
890537105.001.png
ŻYCIE WEWNĘTRZNE | porozmawiajmy o seksie
przyjemniejsze. No i nie zarazimy się HIV-em, nie zostanie-
my sponiewierani... Mniejsze ryzyko.
– Dość cyniczna wizja.
– Eee tam. Tak bywa. Oczywiście nie z każdym.
– Dziwisz się? Żyjemy coraz szybciej, więc również
w kwestii relacji i seksu idziemy na skróty.
– Gdy się oddasz we władanie cyberseksu, to czasu masz
jeszcze mniej. Czatowanie, mejlowanie, komunikatory... To
zżera każdą ilość czasu.
– Czym wirtualny kochanek różni się od interneto-
wego? Bo mam wrażenie, że to jednak inny rodzaj relacji.
Cyberkochanka możesz sobie stworzyć na wzór i podo-
bieństwo swoich marzeń. W Internecie znajdujesz po dru-
giej stronie rzeczywistego człowieka, więc nie możesz go
sobie zaprogramować, by ci mówił słodkie słówka...
– To rodzaj fantomowej, nierzeczywistej relacji. W gruncie
rzeczy nie wiadomo przecież, kto jest po tej drugiej stronie.
– Nie wiadomo też, kto jest po tej...
– Człowiek śni sen o sobie samym, lepszym, odważniej-
szym, seksownym. Nieśmiały, pełen zahamowań człowiek
w sieci może brylować. Stworzyć sobie inną tożsamość, która
tak widzieć, romansując w Internecie, prowadzimy podwójne
życie. Z podwójną moralnością. To nie służy nikomu, nawet
singlom. A już zwłaszcza komuś, kto żyje w parze. Można z peł-
ną odpowiedzialnością powiedzieć, że romans w Internecie ma
ciężar emocjonalny podobny do zdrady. To nie jest takie nie-
winne, jak sobie lubimy wyobrażać, bo niszczy związek.
– W jaki sposób?
– Z prostej przyczyny: energia seksualna, która dotąd
była dla związku, jest kierowana gdzie indziej. A związek,
w którym taka energia nie płynie, zamiera. Czy tego chcemy,
czy nie. Tymczasem „tam” ciągnie coraz bardziej. Bo jest ten
dreszczyk nowości, łatwiej się podniecić. A ze „starym” mę-
żem czy żoną trzeba by się z powrotem postarać. I zanim się
obejrzymy, następuje rozkład pożycia, jak to się mówi. Wiele
małżeństw rozpada się z takiego powodu.
– Znam kobietę, której małżeństwo się rozpadło przez
ognisty związek, który nigdy nie wyszedł poza sieć. Aż
jej cyberkochanek przestał się odzywać i z dnia na dzień
zniknął.
– I ona się znalazła w totalnej depresji... Gdy taki zwią-
zek się kończy, zostaje straszliwa pustka. Nakręcona dziew-
– A gdyby tak sprawić sobie wirtualnego kochanka?
– Przyznaję, że do tej pory byłam raczej przestraszona apo-
kaliptyczną wizją ludzkości zamkniętej w kapsułach. Aż tu na-
gle zaczęłam myśleć, że w tym wirtualnym seksie jest jednak
coś rozkosznego. Wyobraziłam sobie, że zamawiam mężczy-
znę idealnego. Przystojnego cyberkochanka o upojnym gło-
sie, który ma kilka par rąk. Jedna para rąk zajmuje się moimi
stopami, druga pupą i plecami, trzecia piersiami, czwarta wło-
sami... Ten kochanek ma dwa penisy (bo mogę sobie przecież
zamówić, co chcę, bylebym miała za co) i mogę mu mówić: te-
raz wolniej, teraz mocniej... Spełnienie tego, co podczas seksu
się myśli, a rzadko mówi. Co bardziej śmiałe kobiety, owszem,
pokazują, proszą, ale starają się delikatnie, żeby go nie zranić,
nie zniechęcić. A czasem miałoby się ochotę powiedzieć prosto
z mostu: trochę w lewo, w prawo, a teraz tak trzy minuty. I co?
Większość panów by się wściekła, że nie są tylko na usługi.
– Ta wizja skłania mnie do za-
stanowienia się, co nam to mówi
o nas samych i naszych relacjach.
– Dlaczego w ogóle wirtualny
seks się pojawił? To kolejny erzac.
Bo mamy problemy z relacjami,
z komunikacją seksualną. I chcemy
je rozwiązać na skróty. Przecież gdyby-
śmy mieli satysfakcjonujący seks w realu,
nie szukalibyśmy zamienników. Niby oczy-
wiste, ale co z tego? Wiemy to, ale niewiele robimy, by coś
zmienić.
– Ty ciągle tylko namawiasz, by nad czymś ciężko
pracować. A człowiek chciałby się odprężyć i nie musieć
wiecznie tak tyrać...
– Zauważ, że zaczęłam od wizji totalnego brania, a nie
od zapracowywania! Nie widzę problemu w tym, by wirtual-
ny seks jako opcja sobie istniał. Jak dobry drink od czasu do
czasu urozmaicał życie. Kłopoty zaczynają się, gdy w zasadzie
jest to opcja jedyna. A poza tym posucha i człowiek robi się
samotny, więc w zasadzie w ten Internet ucieka, bo zwyczajny
świat coraz mniej go interesuje. Łatwo się zatracić. Wspomi-
nam często doświadczenie ze szczurami, które mając dostęp
do klapki drażniącej ich ośrodek rozkoszy w mózgu, przesta-
wały jeść i zdychały z rozkoszy. Ale jakaż to piękna śmierć,
powiedziałby niejeden.
– Człowiek to nie szczur.
– Całe szczęście. Człowiek ma wielki potencjał, tylko pyta-
nie, jaką jego część realizuje. Wielka szkoda, że nie poszliśmy
drogą wiedzy seksualnej. Wciąż nie umiemy słuchać własne-
go ciała. Co dopiero mówić o wsłuchiwaniu się w ciała innych.
A uczyć się nie chcemy. Panuje dość dziwaczny pogląd, że nie
będziemy się tego uczyć, bo to niewłaściwe, ale umieć powin-
niśmy. Tylko skąd? Więc sobie konstruujemy przedłużki, żeby
spełnić własne i cudze wizje na temat owego seksu. Boimy się,
że on nami zawładnie. Tymczasem najprostsza droga do tego,
by nami zawładnął, to właśnie unieważnienie go, usunięcie
z życia. Najlepszy dowód: w kulturach plemiennych seks sta-
nowił naturalną część życia, a przecież wcale nie było tak, że
wszyscy nic, tylko go uprawiali. Jeśli to się dzieje w normalnym
rytmie, nie ma groźby, że nagle zabijemy się, nawet klikając
myszką bezpośrednio w swój ośrodek rozkoszy. I moim zda-
niem całemu naszemu społeczeństwu coś takiego nie grozi.
– A jednostkom?
– Jak najbardziej. Przecież osoby uzależnione od seksu tak
właśnie się zabijają. Ludzie potraią być tak niedowartościowa-
ni, że się degradują do podstawowych potrzeb. Z drugiej stro-
ny człowiek od zawsze marzył, by sobie móc robić dobrze, nie
mieć granic. I nie musieć się wstydzić. To przecież podstawo-
Romansując w Internecie, prowadzimy
podwójne życie. To nie służy nikomu, nawet singlom. A już zwłaszcza komuś, kto żyje
w parze. Romans w Internecie ma
ciężar emocjonalny podobny do zdrady
czyna żyła na takim haju, że pewnie nawet nie zauważyła,
że małżeństwo się kończy. I raptem nic. Bardzo trudno jest
w to uwierzyć, trochę tak, jakby się nagle zostało wygnanym
z raju. Jakby ktoś umarł, choć przecież go nie było. A ona na-
wet nie wie, kim był ten facet po drugiej stronie, czy to, co pi-
sali, było prawdą, czy nie? I w rzeczywistości tego mężczyzny,
prawdę mówiąc, nie było. Ktoś pisał, ale na pewno nie ten,
kogo ona czytała. Pisało jej marzenie. Pisał ktoś, kto był też
dla siebie samego marzeniem. To nie znaczy, że go nie było
w niej. To ważna lekcja, może wiele człowieka nauczyć, jeśli
z niej skorzysta. Taki szok ma moc, by człowieka obudzić do
prawdziwego życia, wyrwać go z internetowych szponów.
Można sobie wtedy uświadomić, co sprawiło, że taki sztuczny
związek w ogóle zaistniał. Dlaczego tak, a nie inaczej postą-
piłam, kim był dla mnie ten kochanek, jakie moje potrzeby
spełniał. I czego mam się uczyć, żeby spełniać je w realu. Żeby
móc mieć kochanka prawdziwego. Albo przynajmniej – nie
mogę sobie odmówić tej przyjemności – zafundować sobie
jawne cyberzastępstwo, co do którego mamy pewność, że
póki mamy baterie, na pewno nas nie zawiedzie...
wa karma dla fantazji erotycznych. Stajemy przed
możliwością zrealizowania tych wizji. Czy to nie po-
ciągające? Wiesz, jak funkcjonują ludzie, którzy mają
dużo dobrych orgazmów? Nie trzeba lekarzy. Wirtualny
i internetowy seks to po prostu kolejna używka.
– Ale jaka niezwykła...
– Atrakcyjna, bo dająca nieustanne pobudzenie, które znie-
czula cierpienie, ten słynny ból istnienia. Człowiek, który ma
intensywny internetowy związek oparty na seksie, potrai być
podobnie podniecony, otumaniony własną chemią mózgową,
jak człowiek zakochany. To sytuacja dająca złudzenie związku
i satysfakcję seksualną jednocześnie. I niewymagająca otwar-
cia się na prawdziwą bliskość, której dziś boimy się bardziej
niż samotności. Przemawia więc szczególnie do ludzi, którzy
cierpią z powodu braku miłości, nie umieją się odnaleźć w re-
lacjach. Ucieczka w wirtualny świat jest więc jedynie objawem,
a nie przyczyną trudności w relacjach. Oczywiście wtórnie owe
trudności pogłębia. Coraz więcej ludzi łapie się na ten lep, bo
coraz więcej w nas lęku przed kompromitacją, a coraz mniej
prób nawiązania prawdziwych znajomości. Nie mówiąc o tym,
że nie ma czasu, by je pielęgnować. A jak tu mieć dobry seks bez
pielęgnowania bliskości?
– Część ludzi wybiera więc po prostu przygodny seks,
bez zobowiązań.
– Może to, co powiem, kogoś oburzy, ale skoro seks z zało-
żenia ma być przygodny, a więc przedmiotowy, to może lepiej
jest to zrobić z cyberkochankiem? Nie za wiele się to różni, je-
śli chodzi o poziom bliskości, za to doznania mogą być o wiele
w każdej chwili może się znowu zmienić... Szczególnie trudno
jest być szczerym i odważnym w stosunku do kogoś, na kim ci
zależy. Paradoks tylko pozorny. Taka sytuacja jest zagrażają-
ca – boimy się, co ta osoba sobie o nas pomyśli, jak zareaguje,
boimy się odrzucenia. Szczególnie w seksie. Dlatego łatwiej
przywdziać fałszywą tożsamość i wypisywać rzeczy, których
byśmy w życiu naprawdę nie powiedzieli. Łatwiej też znieść
odrzucenie – bo to przecież nie my.
– Ale te rzeczy, które się wypisuje, bywają prawdziwe.
– I tak, i nie. Bywają to rzeczy, o których w skrytości ducha
marzymy, ale się ich wstydzimy. W takim sensie cyberseksu-
alne rozmowy potraią człowieka ośmielić – gdy partner lub
partnerka owych rozmów pozytywnie zareagują. Niestety,
zwykle owa „śmiałość” pozostaje zdobyczą wyłącznie wirtu-
alną, a w realu nic się nie zmienia. Bo rozdzielamy te sfery.
Podobnie jak mężczyzna, który idzie do prostytutki, zwykle
potem nie ćwiczy tego, co tam robił, z żoną.
Nieco inna sytuacja ma miejsce, gdy człowiek ekspery-
mentuje w Internecie. Świadomie udaje kogoś innego, prowo-
kuje, przekracza granice, prowadzi erotyczną grę. To jeszcze
bardziej niebezpieczne, bo nie ma szansy, by normalne życie,
normalne relacje były tak intensywne jak owa gra.
– Czy nie jest tak, że nowe technologie wychodzą na-
przeciw naszej pokusie przekraczania granic, norm?
– Wyciągają z człowieka, co w nim siedzi. Tak. I w tym sensie
możemy powiedzieć, że dobrze, że owo „coś” znajdzie jakiekol-
wiek ujście. Bo jeśli go nie znajduje, rządzi nami z ukrycia. Ale
nie jest to najlepsza forma ujścia. Choć nie chcielibyśmy tego
c
katarzyna miller
wraz z tatianą cichocką rozbierają
znane wszystkim baśnie, czytają je na nowo,
odnajdując treści i znaczenia zaskakująco dzi-
siaj żywe i współczesne. książka jest poszerzo-
nym wydaniem rozmów, jakie w cyklu to nie
bajka ukazywały się na łamach „zwierciadła”.
112 | zwierciadło | LisTopaD
LisTopaD | zwierciadło | 113
890537105.002.png 890537105.003.png 890537105.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin