Angelsen Trine - Córka morza 19 Prześladowca.pdf

(738 KB) Pobierz
415524957 UNPDF
TRINE ANGELSEN
PRZEŚLADOWCA
415524957.002.png
Rozdział 1
Elizabeth przeczytała list, który Bergette dostała od Sivgarda. Powoli opuszczała rękę,
trzymającą kartkę, niepewna, co powiedzieć. Czytała tekst wielokrotnie, ale wciąż nie mogła
zrozumieć, co to wszystko miałoby oznaczać. Czy może być tak źle, jak myślała? Uniosła
wzrok i popatrzyła na Bergette. - No widzisz? - tamta kiwała głową. - Sigvard po prostu
kompletnie zwariował. Zobaczysz, że on... - Spokojnie, nie gorączkuj się tak - przerwała jej
Elizabeth i znowu skierowała wzrok na arkusz, raz jeszcze przebiegając słowa listu. Pismo
było duże i wyraźne, pochylało się lekko w prawo.
Jakby się autor śpieszył.
Droga Bergette!
Nie wiem, co opowiedziałaś we wsi na mój temat i wcale mnie to nie obchodzi. Mój
powrót poruszyłby wielu ludzi i może nawet niektórzy by tego nie znieśli. Nie sypiam po
nocach, bo prześladują mnie głosy. Słyszę je prawie przez cały czas, nie dają mi spokoju.
Mówią do mnie i tłumaczą, co mam robić.
Oprócz ciebie nikt o tym nie wie. Głosy nakazały mi, żebym wrócił, bo mam do
spełnienia pewne zadanie, w sprawie życia i śmierci. Na razie nie mogę wyjawić, jakie to
zadanie, ale kiedy właściwy czas nadejdzie i wszystko zostanie spełnione, to chciałbym mieć
nadzieję, że będziesz mogła mi to wybaczyć.
Strzec przykazań, to chronić swe życie, kto gardzi powagą, zginie.
Salomonowa Księga Przysłów, 19.16.
Twój na wieki Sivgard
Elizabeth ostrożnie złożyła arkusik. Ręce jej tak drżały, że musiała spleść je na
podołku. Tu nie może być żadnych wątpliwości.
- Boże, zmiłuj się, ześlij pociechę nam wszystkim - wyszeptała. - Nigdy bym nie
pomyślała, że jest aż tak źle.
- No i widzisz! O co chodzi z tymi głosami, które mówią mu, co ma robić? Elizabeth
kręciła głową.
- Pojęcia nie mam, nigdy jeszcze o czymś takim nie słyszałam. Może to ktoś, kogo on
zna... Nie, to niemożliwe. - Wyłamywała ręce pod stołem i wpatrywała się sztywno w leżący
przed nią papier. -Może on widuje upiory, które do niego gadają? - umilkła. Nie była w stanie
powiedzieć nic więcej, bo przypomniała sobie wizję, którą niegdyś miała. - Nie ulega
415524957.003.png
wątpliwości - sprawa naprawdę dotyczy życia i śmierci. Sam tak napisał.
- Tak, to możliwe - wymamrotała Bergette. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i długo
wycierała nos. - W takim razie jednak owe upiory musiałyby postanowić, by tutaj wrócił i
wykonał to jakieś „zadanie". Ściskała chusteczkę w dłoniach i zrozpaczona spoglądała na
Elizabeth. - Ja myślę, że on chce mnie zabić, Elizabeth. Elizabeth pomyślała to samo, czytając
cytat z Biblii.
- Nie powinnaś widzieć wszystkiego w takich czarnych kolorach - zaprotestowała, ale
głos jej się załamał, zdradzając niepokój. - Musimy o tym porozmawiać z resztą towarzystwa.
- Nie, no coś ty! Nie mieszajmy nikogo więcej w moje sprawy. - Bergette zerwała się
z miejsca.
- Dlaczego nie? Przecież ty potrzebujesz pomocy. I opieki - dodała. Bergette usiadła
ponownie.
- Opieki. Więc to znaczy, że ty też się boisz? Elizabeth złożyła starannie list, a potem
odparła:
- Tak, wszyscy powinniśmy się bać. Coś takiego, to nie jest codzienna sprawa. Kiedy
dostałaś ten list? Przecież poczta nie przychodzi w Boże Narodzenie.
- Jeden z parobków odebrał go przed świętami, ale zapomniał mi oddać, dopiero
teraz... Biedak, strasznie się sumitował. A ja powiedziałam, że to nic takiego i poczekałam, aż
zostanę sama, zanim przeczytam.
- Więc nikt jeszcze o liście nie wie?
- Nie, w domu powiedziałam, że mam do ciebie sprawę, nic więcej nie powinno ich
obchodzić.
- A gdzie jest Karen-Louise?
- U koleżanki. Przykazałam, że ma tam zostać, dopóki po nią nie przyjdę.
- Dobre i to. Przynajmniej jest bezpieczna.
- Radzisz sobie, czy potrzebujesz kogoś do pomocy? - Dorte z impetem wpadła do
pokoju. - O, mój Boże! Masz gości? Dziękuję za ostatnie spotkanie, Bergette. Nieczęsto się
widujemy. Uśmiech zamarł na wargach, Dorte przyglądała się obu kobietom badawczo. -
Stało się coś? Może ktoś umarł? Elizabeth popatrzyła na Bergette, a tamta w odpowiedzi
potrząsnęła głową.
- Bergette dostała list od Sigvarda.
- Ach tak? Elizabeth wyciągnęła arkusik i patrzyła jak Dorte marszczy rude brwi,
czytając.
- No nie, teraz muszę usiąść - wyszeptała, kiedy skończyła. - To chyba najgorsze, co w
415524957.004.png
życiu widziałam.
Co on ma na myśli? - Drapała się palcem po głowie, nie odrywając wzroku od listu.
- Nie mamy pewności - odparła Bergette cicho.
- Moim zdaniem to brzmi strasznie. I jakoś tak dziwnie się wyraża. Pisze, że głosy
przekazały mu polecenie, ale to musi chyba chodzić o jakichś ludzi?
- Nie. - Elizabeth patrzyła na Dorte. - Sigvard nie ma kłopotów z pisaniem. On
naprawdę myśli, że te jakieś głosy wydają mu polecenia. Ten człowiek oszalał, po prostu
zwariował. Dorte rzuciła list na stół, jakby się oparzyła.
- Powinniście ostrzec pozostałych. Elizabeth popatrzyła na Bergette.
- Pójdziemy do nich?
Bergette wsunęła kopertę do kieszeni, wstała i skinęła głową.
W izbie zaległa kompletna cisza, kiedy weszły i stanęły tuż przy drzwiach. Elizabeth
zaczęła mówić dokładnie w chwili, kiedy Kristian też chciał coś powiedzieć.
- Nie, nie, nikt nie umarł, ale Bergette przyszła do mnie przed chwilą i pokazała mi ten
list. Dostała go dzisiaj od Sigvarda.
Wyciągnęła rękę a Bergette podała jej list. Potem Elizabeth odczytała go na głos i
ponownie składała arkusik, czekając na reakcję. Kristian odezwał się pierwszy.
- To wszystko jest straszne. Za co on chce się mścić? Bergette opadła na wolne krzesło
i kurczowo trzymała się oparcia.
- Wyrzuciłam go z domu, jak się okazało, że mnie zdradza. - Umilkła na chwilę. W
izbie wciąż panowała cisza, a nieszczęsna kobieta mówiła dalej: - Przyłapałam go w łóżku z
jedną z moich służących, więc kazałam obojgu się wynosić. A we wsi, rzecz jasna,
opowiedziałam zupełnie inną historię, ale...
Elizabeth wodziła wzrokiem po zebranych. Ane słuchała z wytrzeszczonymi oczyma,
zasłaniając dłonią usta, jakby nie wierzyła w to, co słyszy. Córka prowadzi bardzo spokojne i
bezpieczne życie, oszczędzaliśmy jej wielu nieprzyjemnych wrażeń, myślała Elizabeth. Teraz
jednak Ane jest po konfirmacji, dorosła i nie byłoby dobrze ukrywać przed nią prawdę.
Westchnęła. Kto by pomyślał, że coś takiego może się wydarzyć w pięknym domu
Bergette, w wielkim zasobnym dworze, zatrudniającym tyle służby? Owszem, fasada jest
piękna, ale kryją się za nią sprawy, które nie napawają dumą, myślała ze smutkiem.
- Dostałam od niego wiele listów, w których prosił, bym mu pozwoliła wrócić do
domu - wyjaśniała Bergette.
- A nie myślałaś o rozwodzie? - spytała Indianne ostrożnie. Dorte prychnęła.
- Czy ty słyszałaś o kimś, kto zrobił coś takiego? Bo przynajmniej ja nie znam nikogo.
415524957.005.png
Nie, nie, to naprawdę nie uchodzi.
- Jak myślisz, co teraz będzie? - tym razem pytała Maria.
- Bergette wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Początkowo sądziłam, że powinnam mu wybaczyć, przełamać się i niech
wróci. Żeby wszystko mogło być jak dawniej... kiedy jeszcze było nam ze sobą dobrze. Maria
pokiwała głową, jakby rozumiała.
- A teraz on chce się mścić - rzekł Jakob swoim głębokim basem.
- Owszem, tak to sobie tłumaczymy - przytaknęła Elizabeth. - Ja się obawiam o życie
Bergette. List przyszedł kilka dni temu, ale jest bez daty i nie wiadomo, kiedy został wysłany.
Ani też, kiedy Sigvard ma zamiar tu wrócić.
- Siadajcie - rozkazał Kristian. - Nie stójcie tak przy tych drzwiach. - Wszyscy usiedli,
a Bergette wstała.
- Nie, nie czas na to. On może się zjawić w każdej chwili.
- Nie w Boże Narodzenie - odparł Kristian spokojnie i nalał do kieliszków, które
podawał po kolei zebranym. - O tej porze nikt nie podróżuje. Bergette ponownie usiadła.
- Możliwe, że masz rację. Przyjęła napój, który jej podawał, ale nie piła, siedziała
tylko i wpatrywała się przed siebie, obracając kieliszek w palcach.
- Nie wszystko mi się tu zgadza - powiedział Jens, upijając łyk koniaku. - W liście jest
napisane, iż Sigvard ma nadzieję, że żona mu wybaczy, kiedy „zadanie" zostanie wypełnione.
Gdyby chciał odebrać życie Bergette, to by przecież nie oczekiwał po wszystkim
wybaczenia?
- Moim zdaniem chodzi mu o wybaczenie wtedy, kiedy spotkamy się w niebie -
wtrąciła Bergette.
- On trafi raczej do gorącego miejsca, pomyślała Elizabeth, pociągając solidnie z
kieliszka. Alkohol palił w gardle żywym ogniem, ale rozgrzewał przyjemnie aż do samego
żołądka.
- Nie, nie zgadzam się z tobą - protestował Jens. -Uważam, że musiał mieć na myśli
kogoś innego.
- Ale kogo? - spytała Bergette. - To przecież na mnie jest wściekły, bo wyrzuciłam go
z domu i zabroniłam wracać.
- Musi chodzić raczej o kogoś, kto jest tobie bliski - powiedziała Indianne. - Dlatego
ma nadzieję na wybaczenie.
Elizabeth poczuła, że zasycha jej w gardle. Pociągnęła jeszcze jeden łyk. Alkohol ją
uspakajał i rozgrzewał.
415524957.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin