Grey Zane - Stara kopalnia.pdf

(456 KB) Pobierz
Grey Zane - Stara kopalnia
Zane Grey
Stara kopalnia
Prze艂o偶y艂a R贸偶a Czeka艅ska_Heymanowa
Wydawnictwo "Glob",
Szczecin 1995
I
Ciemne i wzburzone morze
przypomina艂o Forrestowi
rozko艂ysane pastwiska jego
ukochanego Zachodu, kt贸ry tak
bardzo chcia艂by zobaczy膰 raz
jeszcze, nim 艣mier膰 upora si臋
ostatecznie z jego tak bole艣nie
do艣wiadczonymi przez wojn臋
cia艂em i dusz膮.
Opar艂 si臋 ci臋偶ko o reling w
mrocznym zak膮tku rufowego
pok艂adu os艂oni臋tym przez 艂odzie
ratunkowe. By艂a to druga noc po
opuszczeniu Cherbourga i
pierwsza, jak膮 mia艂 sp臋dzi膰 na
morzu. Wzburzony Atlantyk ci臋偶ko
ko艂ysa艂 si臋 na nier贸wnej linii
horyzontu. Miotaj膮cy si臋 po
pok艂adzie wicher przypomina艂 mu
wiatry hulaj膮ce po bawe艂nianych
polach w rodzinnym kraju.
T臋skni艂 za g贸rami, pustyni膮,
dolinami, polami bawe艂ny, domem
i matk膮 - najdro偶szymi w臋z艂ami,
kt贸re go jeszcze 艂膮czy艂y z
偶yciem. Wzruszenie ogarnia艂o go
w tych momentach, gdy
zapominaj膮c o w艂asnej niemocy i
cierpieniu, patrzy艂 w mroczn膮
g艂膮b oceanu ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e
sen nawiedzaj膮cy go przez
dziewi臋膰 d艂ugich miesi臋cy
sp臋dzonych w szpitalu nareszcie
przemienia艂 si臋 w rzeczywisto艣膰.
Tak, by艂 w powrotnej drodze do
domu, do Cottonwoods.
Widzia艂 w my艣li kr臋t膮 dolin臋
po艣r贸d srebrnych wzg贸rz, drzewa
bawe艂niane, od kt贸rych
miejscowo艣膰 wzi臋艂a nazw臋, potok
wij膮cy si臋 leniwie w d贸艂, stary
hiszpa艅ski dw贸r o bia艂ych
艣cianach poros艂ych winoro艣l膮 a偶
po czerwone dach贸wki.
Obrazy te uwalnia艂y go od
okropnych wspomnie艅 wojennych.
Skoro wraca艂 do domu na ten
kr贸tki czas, kt贸ry mu pozosta艂
do 偶ycia, dobrze by艂o zanurzy膰
si臋 w o偶ywczych wspomnieniach o
rodzinnych stronach.
Musia艂y tam zaj艣膰 jakie艣
zmiany. Matka wspomina艂a o nich
niejasno w tym dziwnym li艣cie,
kt贸ry nadszed艂 po d艂ugim okresie
milczenia, li艣cie tryskaj膮cym
rado艣ci膮, 偶e wiadomo艣膰 o jego
艣mierci okaza艂a si臋 mylna, a
jednocze艣nie pe艂nym jakiego艣
t艂umionego smutku i dziwnych
nowin. Forrest wspomnia艂 o paru
dawniejszych listach, z kt贸rych
wyziera艂a troska, ale my艣l, 偶eby
jego ojciec, Clay Forrest, mia艂
straci膰 ziemi臋 albo dobytek
wyda艂a mu si臋 absurdalna.
Co te偶 zastanie w domu?
Spodziewa艂 si臋, 偶e wszystko
dobrze, rodzice pewnie zdrowi.
Ze wzgl臋du na jego s艂u偶b臋 w
wojsku i ofiary, wybacz膮 mu
chyba, 偶e zosta艂 wyrzucony z
uczelni. Pow贸d wydalenia wydawa艂
mu si臋 teraz taki trywialny -
karty, pija艅stwo, bijatyki
zako艅czy艂y jego uniwersyteck膮
karier臋. Potem w艂贸cz臋ga po
艣wiecie i praca wzbudzaj膮ca
nadziej臋, 偶e jeszcze b臋d膮 z
niego ludzie. Wreszcie rok 1914
i wojna! A teraz, z艂amany na
duchu i ciele, ofiara z艂udze艅,
wraca w rodzinne strony.
Olbrzymi statek ora艂 pos臋pne
morze, rozpryskiwa艂 atramentowe
fale w bia艂膮 pian臋, kt贸ra przez
chwil臋 k艂臋bi艂a si臋 wzd艂u偶 jego
burt, ja艣nia艂a widmowym blaskiem
i przepada艂a w ciemno艣ci.
Jedynie na pok艂adzie
spacerowym 艣wiat艂o lamp
niedyskretnie przenika艂o w
g艂臋bokie wyci臋cia dekolt贸w
wykwintnych dam i muska艂o
konwencjonaln膮 czer艅 m臋skich
smoking贸w.
Forrest opu艣ci艂 swoj膮 kryj贸wk臋
i zacz膮艂 przechadza膰 si臋 po
pok艂adzie, staraj膮c si臋 ukry膰
swe niedo艂臋stwo, b贸le w
zranionym boku i palenie w
piersi. Szed艂 wyprostowany. Na
pok艂adzie byli przewa偶nie
Amerykanie, w艣r贸d nich wielu
m艂odych. Nie czu艂 z nimi 偶adnego
powinowactwa. Czym by艂
okaleczony 偶o艂nierz dla tych
bogatych pr贸偶niak贸w? Gdy znalaz艂
si臋 w swojej kabinie, maska
opad艂a mu z twarzy. Dowl贸k艂 si臋
do 艂贸偶ka i le偶a艂 w ciemno艣ci,
s艂uchaj膮c rytmicznego pulsowania
statkowych maszyn. Wreszcie
dobroczynny sen sklei艂 mu
powieki.
Nazajutrz dopiero p贸藕nym
rankiem opu艣ci艂 kabin臋, aby
odetchn膮膰 艣wie偶ym powietrzem.
Morze uspokoi艂o si臋. Okr臋t nie
przechyla艂 si臋 ju偶 na boki, lecz
r贸wnomiernie ko艂ysa艂 si臋
popychany umiarkowanym,
po艂udniowo_wschodnim wiatrem. W
powietrzu czu膰 by艂o wiosn臋.
Pasa偶erowie rozkoszowali si臋
pi臋kn膮 pogod膮. Morze by艂o jasne,
zielone, bez bia艂ych czub贸w. Na
horyzoncie dymi艂 przep艂ywaj膮cy
statek.
Forrest u艂o偶y艂 si臋 na le偶aku
na tyle wygodnie, na ile
pozwala艂a mu sztywna noga. Obok
siedzia艂 m臋偶czyzna, kt贸rego
przyjazne zaczepki niegrzecznie
by艂oby zby膰 milczeniem. A wi臋c
Forrest zamieni艂 z nim kilka
zda艅 o pogodzie, o tym, 偶e
po艂ow臋 podr贸偶y maj膮 ju偶 za sob膮
i 偶e pasa偶erowie t艂umnie dzi艣
wyszli na pok艂ad.
- Widz臋, 偶e pan by艂 na froncie
- zauwa偶y艂 w pewnej chwili
uprzejmy pasa偶er.
Forrest skin膮艂 g艂ow膮. Widzia艂,
偶e wzbudzi艂 ciekawo艣膰 w swoim
s膮siedzie i 偶e b臋dzie musia艂
odej艣膰, a na to zn贸w nie mia艂
ochoty, gdy偶 ka偶dy wysi艂ek
sprawia艂 mu b贸l.
- Wracamy z 偶on膮 z Francji -
ci膮gn膮艂 nieznajomy. - Mieli艣my
syna na froncie. Przed rokiem
wymieniono go w艣r贸d zaginionych.
Pojechali艣my wi臋c, 偶eby odnale藕膰
chocia偶 jego mogi艂臋.
- Doprawdy? - zapyta艂 ze
wsp贸艂czuciem. - I c贸偶 pa艅stwo
znale藕li?
- Nic! Nie ma go, oto
wszystko.
Forrest spojrza艂 na ojca
m贸wi膮cego tak spokojnie o swoim
nieszcz臋艣ciu. Wygl膮da艂 na
drobnego kupca z prowincji albo
na farmera, kt贸ry czuje si臋
nieswojo bez burki i kaloszy.
Nie pr贸bowa艂 nawet ukrywa膰
g艂臋bokich bruzd na twarzy ani
g艂臋bokiego smutku w oczach.
Forrest wyrazi艂 swoje
wsp贸艂czucie i zapyta艂 o pu艂k
zaginionego syna. Ale ojciec
zna艂 tylko go艂e fakty i nie
zdawa艂 si臋 by膰 sk艂onny do
dalszej rozmowy na ten temat.
- Ja sam przez ca艂y rok by艂em
zaginiony - u艣miechn膮艂 si臋. -
Przynajmniej za takiego uwa偶ali
mnie moi rodzice. Przywieziono
mnie do szpitala, ale nikogo o
tym nie powiadomiono, a ja sam
znajdowa艂em si臋 w takim stanie,
偶e nie wiedzia艂em, co si臋 ze mn膮
dzieje.
- Ale teraz pa艅ska rodzina ju偶
wie? - zapyta艂 nieznajomy ze
szczerym zaciekawieniem.
- Tak.
- Jak to dobrze, 偶e pana
spotka艂em! Odt膮d ju偶 chyba nigdy
nie przestan臋 mie膰 nadziei, 偶e
m贸j syn jeszcze 偶yje.
- To zupe艂nie mo偶liwe.
- Chcia艂bym pozna膰 pana z moj膮
偶on膮. Czy nie ma pan nic
przeciwko temu?
- Ale偶 nie.
- Gdzie pan mieszka?
- W Nowym Meksyku.
- Ma pan jeszcze przed sob膮
d艂ug膮 podr贸偶... A nie wygl膮da
pan na zbyt silnego.
- Mo偶e jako艣 mi si臋 uda -
u艣miechn膮艂 si臋 blado Forrest.
- Ale偶 na pewno! Niech pan
my艣li o swoich rodzicach. A
mo偶e przy zej艣ciu na l膮d m贸g艂bym
by膰 w czym艣 pomocny?
- Nie, dzi臋kuj臋. Sam sobie dam
rad臋. Od wielu miesi臋cy nie
czu艂em si臋 tak dobrze.
Nieznajomy nie nalega艂 d艂u偶ej.
Taktownie zmieni艂 temat i po
chwili oddali艂 si臋.
Forrestowi dobrze zrobi艂a ta
rozmowa, cho膰 nie umia艂by
okre艣li膰 dlaczego. Zrozumia艂
jednak, 偶e nie powinien
separowa膰 si臋 od wszystkich.
S艂o艅ce wznosi艂o si臋 coraz
wy偶ej. Pi臋kna pogoda zach臋ca艂a
pasa偶er贸w do zabaw na pok艂adzie,
ale Forrestowi mimo ciep艂ych
pled贸w by艂o ch艂odno. Zacz膮艂
przygl膮da膰 si臋 towarzyszom
podr贸偶y. Po chwili ze
zdziwieniem zauwa偶y艂, 偶e sam
sta艂 si臋 przedmiotem
zainteresowania obecnych na
pok艂adzie kobiet. Zmiesza艂o go
to i w pierwszym odruchu chcia艂
schroni膰 si臋 do kabiny, ale
powstrzyma艂 si臋. W ka偶dym razie
tu by艂o mu wygodniej i
przyjemniej. C贸偶 te kobiety
zauwa偶y艂y w nim szczeg贸lnego? -
To tylko wsp贸艂czucie - pomy艣la艂.
U艂o偶y艂 si臋 na wznak i zamkn膮艂
oczy, a gdy po chwili otworzy艂
je, drgn膮艂. Patrzy艂 wprost w
艣liczn膮 twarz jakiej艣
dziewczyny, kt贸r膮 widzia艂 ju偶
przedtem, nie zauwa偶y艂 jednak,
偶e by艂a a偶 tak 艂adna. Dziewczyna
zaczerwieni艂a si臋, odwr贸ci艂a
g艂ow臋 i poci膮gn臋艂a za sob膮 sw膮
towarzyszk臋. Kasztanowe k臋dziory
jeszcze chwil臋 b艂yszcza艂y w
s艂o艅cu. Forrestowi wyda艂o si臋,
偶e widzia艂 ju偶 kiedy艣 te oczy i
ich badawcze spojrzenie utkwione
w swojej twarzy.
Po chwili dziewcz臋ta przesz艂y
zn贸w obok niego, trzymaj膮c si臋
pod r臋ce, zar贸偶owione od ruchu
na 艣wie偶ym powietrzu. Tym razem
zdawa艂y si臋 nie zwraca膰 na niego
uwagi. Obie by艂y Amerykankami
ubranymi wedle najnowszej
paryskiej mody w kr贸tkie
sukienki. Rudow艂osa mia艂a budow臋
dziewcz膮t z Zachodu i ch贸d
Zg艂o艣 je艣li naruszono regulamin