John Toland - Bogowie Wojny. Tom 2.pdf

(1313 KB) Pobierz
36572612 UNPDF
JOHNTOLAND
BOGOWIEWOJNY
TOM2
(PrzełoŜył:BohdanDrozdowski)
1
36572612.002.png
CZĘŚĆPIĄTA
DECYDUJĄCEBITWY
2
36572612.003.png
ROZDZIAŁDWUDZIESTY
1.
OkoliceSaipanu,czerwiec1944
Noc była parna. Mark spał niespokojnie i zbudził się o czwartej nad ranem dnia D,
zanimuderzonowdzwonokrętowy.Czterdzieścipięćminutpóźniej,podczasśniadania,zjadł
na siłę serwowany co dzień stek z jajami. Był to ich ostatni gorący posiłek w perspektywie
wieludniabyćmoŜejegoostatniwogóle.
To tak, jakby człowiek siedział w celi śmierci San Quentin zauwaŜył któryś z
weteranówTarawy.
Trwałłoskot,głośnyjakzawsze,alewyczuwałosięwnimniezwykłenapięcie.Trudno
byłowładowniachoddychać,więcMarkiTullioporwaliswojeplecakiiwyszlinapokładz
karabinami, w hełmach, z pasami do pistoletów i noŜy. Ledwie wstawał świt, ale Mark
dostrzegłwidmową,purpurowąbryłę.Saipan.
Nieczęsto widywał tak piękny wschód słońca. Wyspa Saipan wyglądała na spokojną,
choć przypominała, pasmem swoich gór, wyłaniającego się z morza prehistorycznego
potwora.Potakdługimprzebywaniunawodzie,zieleńdziałałanańoŜywczo.Czułsięjeszcze
bardziej spięty niŜ na Tarawie. Wiedział, Ŝe wylądują tego ranka, tuŜ za pierwszymi falami
desantu,iŜestratybędąduŜe.
CiszęprzerwałanaglekanonadacięŜkichdziałpancernychikrąŜowników.Resztyostro
dokonały niszczyciele. Był to ostatni akord przeorywania plaŜ. Im więcej tego, tym lepiej,
myślał Mark, wspominając Tarawę. Wypełnił ładownicę osiemdziesięcioma nabojami,
sprawdził apteczkę, manierki i zarzucił plecak na kark. Oglądał wielkie okręty desantowe.
Wiozły pływające ciągniki zwane aligatorami, zdolne pokonywać rafy z dwudziestoma Ŝoł
nierzaminapokładzie.
Z megafonów grzmiał głos kapelana. Tullio nie mógł go rozpoznać. A był to z
pewnościągłosWielkiegoJózia.
Z pomocą BoŜą zwycięŜymy, a podczas gdy większość z was powróci, niektórzy
spotkająsięzBogiem,coichstworzył.Padłotrochępogardliwychkomentarzy.śałujcieza
grzechy wasze. Którzy jesteście wyznania mojŜeszowego, powtarzajcie za mną... Czytał z
podręcznikahebrajskiego.Aterazwy,chrześcijanie,protestanciikatolicy,powtarzajcieza
mną...
3
36572612.004.png
Wpakowałbym mu w ten rozwarty dziób parę kul powiedział Tullio. Mark miał
ochotępuścićserięwgłośnik,alepowtórzyłtylko.CotozapoŜegnanie!
Billy J. zaczął złazić za Markiem po okach sieci do barki desantowej wyładowanej
aligatorami,wyposaŜonymiwryczącesilnikilotnicze.Odnaleźliswójpojazdizajęliwnim
miejsca.
Wkrótcebarkęzapełnililudziezplecakamiikarabinamitak,Ŝezanurzyłasiępoburty.
Rykmotorówidymspalinzamieniałyjąwpiekło,Markczuł,Ŝesięudusi,zanimdobijądo
plaŜy.Wkońcujednakwielkiewrotabarkirozwartoialigatoryzaczęłyosuwaćsiędomorza
niczymwodnegady.ZderzeniezwodąiwstrząsomalniewyrzuciłyMarkazaburtę.BillyJ.,
przekrzykując huk motorów, polecił im na wypadek, gdyby musieli płynąć, odpiąć cięŜkie
pasy z ładownicami. Mark odetchnął z ulgą świeŜym powietrzem i rad poddawał twarz
słonymchlaśnięciomwody.BobrowaliwzdłuŜbrzegu,czekającaŜobsadzigopierwszyrzuti
umocniprzyczółek;1/6miałiśćtamiwtedy,gdzieikiedybędziepotrzebny.
TuŜ po ósmej, w ślad za kanonierkami i pływającymi czołgami ruszyły aligatory,
wypełnione sześcioma batalionami piechoty morskiej. Rozciągnięta na cztery mile flotylla
podpłynęła do wybrzeŜa szerokości ośmiuset jardów, skąd obsypał ją grad pocisków
artyleryjskich i moździerzowych. Pierwsza ławica aligatorów jęła przełazić rafę sposobem
krabów. Kilka utonęło, ale następne parły naprzód nieustępliwie, aŜ wychynęły na płytkiej
lagunie. Tłukły o rafę wysokie grzywacze, jedne ciągniki wywracając, inne wytrącając z
kursu.ZepchnięteztrasyoddziałyszturmowelądowałynapółnocodwyznaczonychplaŜ.
Kiedy1/6czyniłmanewr,bypodejśćdowyznaczonychmulądowisk,ujrzałcałestada
samolotów szturmujących zajęte plaŜe. Okręty wojenne po raz ostatni ostrzelały obronę
wybrzeŜa. Widowisko było niesamowite. Dom wariatów tak skotłowany, Ŝe Mark nie mógł
dojrzeć,jaksięwiedziepierwszemurzutowi.
Dokładnie o 8.44 pierwsi Marines dobili do brzegu. Powitał ich jednak ogień tak
piekielny, Ŝe zmusił następne aligatory do zrzucenia ładunków na samym jego skraju.
Ciągniki,któreweszły głębiej,ugrzęzływpiaskualbozapadły wleje. Mimotokilkaminut
podziewiątejponaddziewięćtysięcyMarinesbyłojuŜnaSaipaniei,mimozaciekłegooporu,
podesperackuwdzierałosięwgłąbwyspy.
O10.15Sullivanodebrałwreszcierozkazlądowaniaiwsparciadwuinnychbatalionów
6PułkuMarines.Terazmiałanastąpićnajzabawniejszaczęśćcałejoperacji:pokonanierafy.
Sterczaładokładnietam,gdzieprzełamywałysięprzybrzeŜnefale.Problempolegałnatym,
Ŝebyprzepłynąćnadrafąwpoprzek,toznaczy,ŜebyniedaćsięobrócićbokieminiewyrŜnąć
wrafęburtą.
4
36572612.005.png
Batalion podchodził do rafy w dobrym stylu, przebył ją fachowo i spłynął na ciche,
błękitneizielonewodylaguny.Ituwpadłpodostrzałartyleriiimoździerzy.Jeszczebardziej
morderczyogieńdostałzczołguokopanegonaflance.Aligatorypoczęłysięgubićigmatwać
szyki.Oficerowiewystawialigłowynadburty,mimocięŜkiegoostrzałuzbronimaszynowej,
byle tylko ustalić kierunek. Mark, słysząc jak pociski obijają kadłub aligatora, skulił się,
chroniąc za jego pancerzem. Billy J. stał tuŜ przy Marku, wystawiając głowę nad burtę, po
czymniespodziewaniesiadłnaskrzynceamunicji.Markschyliłsięnadnim,byspytać,comu
jest.Błysnęłonadichgłowami.Spostrzegł,Ŝepułkownikopływakrwią.
KrewtryskałanaMarka.Pomyślał,Ŝetozpułkownika.Pochwilispostrzegł,ŜeBillyJ.
porusza palcami, jakby sprawdzał, czy jeszcze Ŝyje. Obrócili się jednocześnie. Stojący za
nimiczłowiek,oficer,niemiałgłowy. Inny,tuŜobokniego,teŜnieŜył, alealigatortakbył
przetłoczony,Ŝeobajstalinadal.Markpoczułmdłości.
ZdrowaśMario,łaskiśpełna,PanzTobąwymamrotał,aledalejzapomniał.Kolejny
pociskuruchomiłpokładowekarabinymaszynowekalibru50.
Podjedźtakblisko,jaktylkomoŜesz!krzyknąłBillyJ.wstronęsternika.
NiemogęjuŜbliŜej.
Sullivan rozkazał wyskakiwać przez sterburtę, po stronie przeciwnej do ostrzału.
Wyskakujcie po dwóch, po trzech jednocześnie. Potem razem walcie na brzeg.
Przekazywano rozkaz na tyły, Sullivan zaś sprawdzał przez radio, co się dzieje w jego
kompaniach i wydawał stosowne rozkazy. Mark nadal nie mógł się poruszyć. Podziwiał
spokójswegodowódcy.Cozniego,dostudiabłów,zaczłowiek?
Nie leźcie w głąb plaŜy uprzedzał chłodno. Czekajcie, aŜ wydam rozkazy.
PopchnąłMarka.Ruszaj!
Mark czuł się słaby jak kocię. Billy J. podźwignął go na nogi. Mark stał zgarbiony.
PodszedłTullio.Skacz,zanimbędzieszmiałdwiedziurywdupie!
Całątrójkąwyskoczylizaligatorajakoostatni.
Wszystkoupanawporządku,pułkowniku?spytałMarkpółprzytomnie.
Jasne.Spójrz,całyjesteśwekrwi.
Sullivanpośpieszniezmywałzsiebieplamykrwiipłatymózgu;Markpatrzyłnatow
zupełnymotępieniu.
Gnojek z ciebie, Mark. Pieprz to, chodź! Mark zrobił, co mu kazano, niemal
automatycznie.Gdypodchodzilidobrzegu,łoskotbyłprzeraŜający. Ludziepadalinapiach,
jedni w milczeniu, inni krzycząc. Sullivan spostrzegł, Ŝe jego kompanię rozrzuciło po całej
plaŜy.Trzebająbyłopozbierać.Wysłałnalewokompanijnychgońców.
5
36572612.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin