Linz Cathie - Warto było czekać(1).pdf

(548 KB) Pobierz
6954065 UNPDF
CATHIE LINZ
Warto było
czekać
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Nie! - krzyknęła Gaylynn Janos. - Nie... nie rób tego!
Poderwała głowę z poduszki i hamując napływające do
oczu łzy, zaczerpnęła głębokim haustem powietrza. Śmier­
telnie przerażona, próbowała odsunąć od siebie koszmar
senny - koszmar, który miał związek z rzeczywistością.
Musiała przeżyć wszystko jeszcze raz - krótki jak mgnie­
nie oka błysk noża, potem ściskający gardło strach.
- Nie bój się - szepnęła do siebie drżącym głosem.
- Jesteś bezpieczna. W tym domu nic ci nie grozi.
Trzęsąc się cała, Gaylynn wyciągnęła rękę po budzik.
Była trzecia. Dzięki światłu, które przedzierało się przez
szczelinę między zasłonami, zorientowała się, że jest po­
południe. Czternastogodzinna podróż samochodem z Chi­
cago do Północnej Karoliny zmęczyła ją tak bardzo, że
zasnęła na łóżku w ubraniu.
Z pewnością postąpiłaby rozsądniej, gdyby zatrzymała
się gdzieś na nocleg, ale w chwili kiedy już zdecydowała
się na wyprawę do Blue Ridge Mountain, do położonego
w bezpiecznym zaciszu domku letniego należącego do jej
starszego brata Michaela, chciała znaleźć się tam jak naj­
szybciej. Miała nadzieję, że zostawi za sobą koszmary
i odzyska spokój.
- Nic z tego - mruknęła smętnie, siadając na brzegu
6
WARTO BYŁO CZEKAĆ
łóżka. Burczenie w żołądku przypomniało jej, że wcześniej
nic nie jadła.
Kiedy zrobiła sobie pospiesznie podwójną kanapkę z sa­
lami, jej wzrok zatrzymał się na kartonowym pudełku,
które Michael i Brett podarowali jej na pożegnanie, zanim
wymknęła się z ich przyjęcia weselnego.
Z talerzem w jednej ręce i pudełkiem w drugiej wyszła
na zewnątrz, żeby usiąść w swoim ulubionym fotelu na
biegunach. Stojący w osłonecznionej części werandy sta­
roświecki drewniany mebel aż prosił się, żeby ktoś go zajął.
W takim fotelu można spędzić nawet cały dzień, pomyślała
Gaylynn. Odstawiwszy na bok tajemniczy prezent od no­
wożeńców, zaczęła jeść kanapkę.
W południowych stanach wiosna przychodzi wcześniej.
W Chicago o tej porze gałęzie drzew były jeszcze nagie,
a tu, w Karolinie, pyszniły się zielonymi pączkami liści.
Gaylynn zauważyła jakieś delikatne poruszenie w krza­
kach. Chwilę później wypełzły spod nich dwa kociaki,
a potem ich matka. Cała kocia rodzina była przerażona
i głodna. Bardzo głodna.
Przemawiając do nich łagodnym głosem, Gaylynn wy­
jęła z kanapki kilka plasterków salami, zeszła powoli ze
schodów i podsunęła jedzenie kotce, a potem jej dzieciom.
Mimo że nie wykonała żadnego gwałtownego gestu, zwie­
rzęta spłoszyły się i umknęły w krzaki.
Oczy Gaylynn nabiegły łzami. Znała dobrze to uczucie.
Była równie wystraszona jak te dzikie koty. Śmiertelnie
przerażona. Kiedy ktoś tak bardzo się boi, najpierw ucieka,
a dopiero potem zaczyna myśleć.
Z ulgą dostrzegła, że kocia mama z dwójką dzieci nie
uciekła daleko. Przyglądała się jej z ukrycia. Gaylynn
WARTO BYŁO CZEKAĆ
7
ukucnęła, podzieliła salami na małe kawałki i położyła je
na ziemi. Kiedy wróciła na werandę, koty wyskoczyły zza
krzaków i rzuciły się na jedzenie. Najmniejszy kotek, o jas­
nej, nakrapianej sierści, chwycił tylko jeden kęs. Matka,
bardzo chuda, wyglądała na syjamkę. Drugi kociak był
jasnokremowy.
Kiedy zjadły wszystko, czmychnęły jeden za drugim
w gęstwinę drzew. Wyglądało na to, że czuły się bezpiecz­
niej z dala od ludzi. Od pewnego czasu Gaylynn mogła
dokładnie to samo powiedzieć o sobie.
Usadowiwszy się ponownie w fotelu, sięgnęła odrucho­
wo po kartonowe pudełko, które podarował jej Michael
z wyjaśnieniem, że to „drobiazg ze Starego Kraju, który
przyniesie ci szczęście".
Jej starszy brat, mimo że w jego żyłach płynęła krew
Romów, utrzymywał dotąd, że nie wierzy w amulety przy­
noszące szczęście ani w żadne inne przesądy - i choćby
pod tym względem był przeciwieństwem ich ojca. Konrad
Janos, węgierski Cygan, nauczył Gaylynn wielu magicz­
nych zaklęć i sposobów unikania złego losu. Dwa dni te­
mu, jak przed każdą podróżą, nalegał, żeby zabrała ze sobą
jego króliczą łapkę.
Ojciec Gaylynn nie wiedział, że żadne cygańskie czary
nie były w stanie uwolnić jej od ślepego, paraliżującego
lęku. Niby skąd mógł wiedzieć? Ani jemu, ani swojej matce
nie opowiedziała, co naprawdę wydarzyło się miesiąc temu.
Uwierzyli w wymówkę, że praca nauczycielki - w szkole
położonej w centrum Chicago - wyczerpała ją tak bardzo,
że musi koniecznie odpocząć i zastanowić się nad swoimi
dalszymi planami. Ponieważ oboje od początku odradzali
jej pracę w tak niebezpiecznym środowisku, przyjęli decy-
8
WARTO BYŁO CZEKAĆ
zję córki z ogromną ulgą, nie zastanawiając się nawet nad
jej konkretnymi przyczynami.
Mimo że dzień był słoneczny i ciepły, Gaylynn zaczęła
drżeć, kiedy koszmarne wspomnienie zawładnęło jej wy­
obraźnią - ostrze noża, jej przerażenie, raptowność, z jaką
to wszystko się zdarzyło. Nic nie zapowiadało niebezpie­
czeństwa. Nie miała żadnych złych przeczuć.
Oczywiście, miewała wcześniej różne kłopoty, ale sły­
nęła w tej szkole z odwagi i stanowczości. Nigdy przedtem
nie przytrafiło jej się nic złego. Uczniowie lubili ją i na
swój sposób szanowali. Mimo to nie należała do ludzi,
naiwnych. Zdawała sobie sprawę z zagrożeń i świadomie
ich unikała. Aż do tamtego dnia...
Została dłużej w szkole. Była sama. Wychodząc z klasy
na pusty korytarz, wciąż myślała o szkolnym pokazie ta­
lentów, gdy ktoś ją chwycił za ramię. W tej samej sekun­
dzie poczuła ostrze noża na gardle. Żadnej szansy wezwa­
nia pomocy. Żadnej szansy obrony. Była zupełnie bezrad­
na. Takiego uczucia doświadczyła po raz pierwszy w życiu.
Jako dziecko nigdy niczego się nie bała. To ona uchodziła
w swojej rodzinie za nieustraszoną.
Napastnik, chociaż niewiele wyższy od Gaylynn, był
nieprawdopodobnie silny - co dawało jej niemal pewność,
że jest pod wpływem narkotyków. To one sprawiły, że
czternastoletni chłopiec stał się nieobliczalnym, zdolnym
do popełnienia każdej zbrodni przestępcą.
Chciał pieniędzy. Oddała mu wszystkie, jakie miała, ale
było tego niewiele. Trzęsły mu się ręce. A w nich długie,
błyszczące ostrze noża, kłujące i kaleczące jej skórę.
Koszmar ów skończył się jednak równie szybko, jak się
zaczął. Chłopak pchnął ją na ścianę i uciekł. Ale przez
Zgłoś jeśli naruszono regulamin